Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Atelier Chruścińska: Niepowtarzalność przede wszystkim

Podziel się

Firmę otworzyła 1 kwietnia. Kilka lat później, dokładnie tego samego dnia, przeniosła swoje atelier do Zalasewa. Prima aprilis? Nic z tych rzeczy – to był czysty strzał w dziesiątkę. Z Andżeliką Chruścińską, projektantką i właścicielką Atelier Chruścińska, rozmawiamy o modzie, odwadze do zmian i o tym, jak z budownictwa trafić na salony.

 

ROZMAWIA: Monika Kanigowska

ZDJĘCIA: ALEC BUCA

[Współpraca reklamowa]

 

Nowa lokalizacja okazała się szczęśliwa?

Andżelika Chruścińska: Bardzo. To była świetna decyzja. Wcześniej działałam w centrum Poznania, przy Alejach Marcinkowskiego. Brzmi dobrze, ale w praktyce – dojazd, parkowanie, zgiełk… Teraz w Zalasewie mamy wygodny parking tuż pod drzwiami. Panie, które do mnie przyjeżdżają, często podkreślają, jak komfortowa stała się wizyta w atelier. I to mnie bardzo cieszy.

Czy myśli Pani o otwarciu kolejnych oddziałów?

Na razie nie mam takiej potrzeby – przynajmniej nie w Poznaniu. Ale nie mówię „nie”. Lubię nowe wyzwania i jestem otwarta na ciekawe propozycje. Czas pokaże.

Pani historia zawodowa to materiał na film – najpierw budownictwo, teraz moda. Jak to się stało?

To częste pytanie – i trochę zagadka. Z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa, mam uprawnienia konstruktorskie i przez kilka lat pracowałam w zawodzie. Naprawdę! Biegałam w kasku po budowie Andersii, byłam częścią dużych projektów. Ale moda była ze mną od zawsze. To moja miłość, pasja, coś, co czułam bardzo głęboko.

Nie wyobrażam sobie Pani w kamizelce odblaskowej.

A jednak! (śmiech) Ale po kilku latach w korporacji zaczęłam się zastanawiać, czy chcę tak pracować przez całe życie. Pomyślałam: dam sobie rok, może dwa, na coś swojego. No i… minęło już prawie dziesięć lat, odkąd zajmuję się modą zawodowo.

Moda przyszła naturalnie? Czy uczyła się Pani projektowania?

Zaczęło się od bloga modowego – ponad dekadę temu, kiedy blogowanie dopiero raczkowało. Szybko zebrałam grono obserwatorek, które chciały się ze mną spotykać, pytały o porady, prosiły o wspólne zakupy. Weekendy spędzałam na przymierzaniu, doradzaniu, stylizowaniu. Czułam, że mam w tym flow. I to właśnie te kobiety – moje pierwsze klientki – namawiały mnie, żebym otworzyła coś swojego. W końcu pomyślałam: teraz albo nigdy. I tak to się zaczęło. Jak mówią moje przyjaciółki – teraz już nie buduję hal, domów czy hoteli, tylko… wizerunek polskich kobiet. I coś w tym jest.

A z budownictwem całkiem się Pani rozstała?

Nie do końca. Nadal mam do tego ogromny sentyment – lubię tę branżę, lubię konkret, lubię konstrukcje. Czasem zdarzy się, że pomagam przy jakimś projekcie, ale moda zdecydowanie pochłonęła mnie na pełen etat.

 

Wszystkie projekty wychodzą spod Pani ręki? Czy pracuje Pani z zespołem projektantów?

Projektuję wszystko sama. To dla mnie ważne, żeby każda rzecz, która wychodzi z naszego atelier, miała mój podpis. Dzięki temu każda kolekcja jest spójna i w stu procentach „moja”.

Ale przecież tych modeli jest mnóstwo!

Bardzo dużo! I szczerze mówiąc – nie znam drugiej polskiej marki, która wypuszczałaby tyle nowości tygodniowo. Zwykle to trzy nowe modele w tygodniu, ale w sezonie – takim jak teraz, czyli imprezowo-weselnym – to nawet cztery, pięć. Wszystko na bieżąco projektowane, nic z szablonu.

Czyli Pani głowa cały czas pracuje. Co najczęściej powstaje w atelier?

W tej chwili – eleganckie sukienki. Mamy sezon weselny, komunijny, letnie przyjęcia, eventy. Ale poza tym projektuję wszystko: spodnie, marynarki, komplety, spódnice – pełną szafę. Staram się, by nasze rzeczy były nie tylko ładne, ale też komfortowe, kobiece i nowoczesne.

Gdzie powstają wszystkie te ubrania?

Cała produkcja odbywa się lokalnie – w okolicach Poznania. Nie szyjemy nic na Dalekim Wschodzie. To była moja decyzja od początku – chciałam mieć pełną kontrolę nad jakością i etyką produkcji. Dla mnie liczy się nie tylko efekt końcowy, ale też cały proces.

 

 

A skąd pochodzą materiały?

Z całego świata: Hiszpania, Włochy, Francja, Holandia, ale też Turcja – bardzo dobre jakościowo tkaniny. Mamy sprawdzonych dostawców, z którymi współpracujemy od lat. Szukamy materiałów nie tylko pięknych, ale też trwałych, wygodnych i dobrych w noszeniu.

A jak wygląda sam proces projektowania? Najpierw tkanina czy pomysł?

To zależy. Czasem mam konkretny projekt w głowie i wtedy szukam idealnego materiału pod tę wizję. Ale bywa też odwrotnie – przychodzi nowa tkanina, patrzę na nią i od razu wiem, że musi z niej powstać coś wyjątkowego. To taka modowa chemia – materiał sam podpowiada, co z niego stworzyć.

Czy zdarzają się modele, które nie trafiają do kolekcji?

Oczywiście, choć nie jest ich wiele. Czasem coś po prostu nie „zagra” – fason, proporcje, materiał w praktyce nie wygląda tak, jak w wyobraźni. Ale jeśli coś się nie sprawdza, to odkładam projekt i idę dalej. Nie lubię poprawiać, wracać do rzeczy, które nie wyszły. Wolę tworzyć nowe.

W Atelier Chruścińska dostępna jest pełna rozmiarówka – od S do XL. Czy da się stworzyć taki model sukienki, który będzie dobrze wyglądał w każdym rozmiarze?

Tak, zdecydowanie. Choć przy większych rozmiarach trzeba się nieco bardziej nagimnastykować – bo zmieniają się proporcje, układ szwów, linia talii. Ale mamy modele, w których Panie o krąglejszych kształtach wyglądają lepiej niż te bardzo szczupłe! Czasem klientka patrzy na wieszak i mówi: „To nie dla mnie”. A potem przymierza i efekt jest „wow!”. Zawsze powtarzam – trzeba dać sobie szansę i przymierzyć. Bo ubranie potrafi pozytywnie zaskoczyć.

 

  

A jak duże są serie poszczególnych modeli?

Nasze kolekcje są bardzo limitowane. Nie szyjemy tysięcy sztuk. To nie jest masowa produkcja – chcemy, żeby kobieta, która kupi coś u nas, czuła, że ma w szafie coś wyjątkowego, unikatowego. Dlatego serie zazwyczaj kończą się na stu egzemplarzach, a często dużo wcześniej – wszystko zależy od modelu i dostępności materiału. Przy długich sukienkach wieczorowych, gdzie na jedną sztukę schodzi nawet 10 metrów tkaniny, siłą rzeczy nie jesteśmy w stanie uszyć więcej.

Czyli kto pierwszy, ten lepszy?

Dokładnie. Bywa, że wypuszczamy nowy model w piątek, a już w poniedziałek nie mamy ani jednej sztuki. Jeśli coś się spodoba, to nie warto się długo zastanawiać – nasze klientki wiedzą, że rzeczy potrafią znikać naprawdę szybko.

Poza atelier działa także sklep internetowy?

Tak, można u nas zamawiać online. Mamy gotowe modele, dostępne od ręki, ale realizujemy też zamówienia indywidualne. I to jest coraz większa część naszej działalności – klientki przychodzą, wspólnie tworzymy projekt, wybieramy tkaniny, dobieramy detale. To ogromna przyjemność – i dla mnie, i dla nich.

Brzmi jak prawdziwe krawiectwo z duszą. Dużo jest takich klientek indywidualnych?

Sporo, i każdej poświęcamy czas. Umawiamy się na spotkania, rozmawiamy, szkicujemy, mierzymy. Kobiety to bardzo doceniają – fakt, że mają wpływ na to, co powstaje, że finalnie zakładają coś skrojonego tylko dla nich. Dziś panie naprawdę szukają jakości i wyjątkowości. Obecnie mamy terminy już na październik.

A czy w Pani projektach chodzą znane osoby, celebrytki?

Tak, wiele moich rzeczy trafiło na ekrany. Prezenterki telewizyjne nosiły nasze ubrania w „śniadaniówkach”, moje projekty pojawiały się na festiwalu w Opolu, na gali Orłów, w konkursie Miss Polonia. Szczerze mówiąc – nigdy nie spisałam, kto dokładnie i kiedy, ale może pora to w końcu zrobić! (śmiech)

Ostatnio mieliśmy pokaz podczas gali Gwiazdy Dzieciom – wystąpiły tam prezenterki, piosenkarki, które prezentowały moje kreacje na scenie. To ogromna satysfakcja – patrzeć, jak twoje ubrania żyją, błyszczą i dają radość kobietom.

 

W konkursie Miss Polonia nie tylko była Pani jurorką, ale prezentowano też Pani kolekcję?

Tak, miałam przyjemność zasiadać w jury raz, natomiast moje projekty pojawiły się na pokazach dwa razy. To były piękne wydarzenia – z klasą, światłem, kobiecością. Idealna przestrzeń dla mojej mody.

A gdzie będzie można zobaczyć Pani kolekcję w najbliższym czasie?

W październiku bierzemy udział w charytatywnej gali organizowanej przez Drużynę Szpiku. To dla mnie ważne wydarzenie – nie tylko zawodowo, ale też emocjonalnie. Pokażemy aż dwa pokazy – otwierający i zamykający galę. Przygotowujemy co najmniej 25 sylwetek, więc pracy jest sporo. Nasze kreacje są bardzo czasochłonne – aplikacje, koronki, kryształy, które są przyszywane ręcznie, wszystko wymaga precyzji i czasu. A do tego mamy przecież bieżącą produkcję, więc tempo jest intensywne, ale satysfakcja ogromna.

Wiem, że ma Pani spore grono stałych klientek – nie tylko z Poznania.

To prawda. I to jest największy komplement. Kiedy ktoś raz nas odwiedzi, zaufa i wraca – to znaczy, że robimy coś dobrze. Mamy cudowne klientki – pełne ciepła, energii, z różnych stron Polski, ale też z zagranicy. Niektóre z nich przygotowują u nas kreacje na każdą ważniejszą okazję. Taka więź to coś więcej niż zakupy – to relacja, która bardzo mnie wzrusza.

Na miejscu w atelier można też liczyć na pomoc stylistyczną, prawda?

Oczywiście. U nas nikt nie wychodzi „w ciemno”. Zawsze doradzamy, patrzymy na sylwetkę, kolorystykę, okazję. Czasem jesteśmy aż zbyt szczere! (śmiech) Jeśli coś nie leży, mówimy wprost. Nie pozwalamy klientce kupić czegoś, w czym nie wygląda dobrze – bo to też jest nasza odpowiedzialność. Przy sprzedaży online nie mamy tej możliwości, ale w atelier – jak najbardziej. Zdarza się, że ktoś przychodzi po konkretną sukienkę, a my widzimy, że to nie to. Proponujemy coś innego, klientka przymierza – i wychodzi z zupełnie innym modelem, w którym wygląda fenomenalnie.

Czyli zakupy w atelier to nie tylko mierzenie, ale cała stylizacyjna przygoda?

Dokładnie. U nas można przymierzyć nawet 50 modeli – do woli, bez pośpiechu. Jesteśmy po to, żeby pomóc. Jeśli trzeba, wprowadzamy od ręki drobne poprawki – mamy na miejscu małą pracownię, więc możemy od razu dopasować ubranie do sylwetki. To ogromny komfort. Dlatego zawsze zachęcamy: jeśli masz możliwość – przyjedź, przymierz, zobacz na żywo. Bo żadne zdjęcie nie odda tego, jak ubranie pracuje na ciele.

Ile czasu warto sobie zarezerwować na takie zakupy z Panią?

To bardzo indywidualna sprawa. Mamy klientki, które w pół godziny wiedzą, czego chcą, przymierzają trzy sukienki, wybierają jedną i wychodzą uśmiechnięte. Ale są też panie, które spędzają u nas pół dnia – i to też jest w porządku. Można usiąść, napić się kawy, porozmawiać, spokojnie obejrzeć kolekcję. U nas nikt nikogo nie pospiesza. Jeśli ktoś ma czas i ochotę, może zostać nawet cały dzień. Dla nas to przyjemność, a nie przeszkoda.

 

 

Są jakieś wskazówki, jak przygotować się do wizyty w atelier?

Warto przyjść z lekkim makijażem – wtedy łatwiej ocenić efekt całości. I dobrze mieć ze sobą buty, które planujemy założyć do sukienki, albo przynajmniej coś o podobnej wysokości. Szczególnie przy sukniach długich to kluczowe – długość musi być perfekcyjnie dopasowana.

Ostatnio miałyśmy klientkę, która przyjechała z myślą o zakupie sukienki na rocznicę ślubu. Miała ze sobą rodzinną biżuterię – piękną, z historią – i chciała dopasować do niej kreację. To był strzał w dziesiątkę. Takie szczegóły robią różnicę.

Czy w atelier można znaleźć również buty?

Jeszcze nie – ale powiem szczerze, że coraz częściej o tym myślę. Mam już w głowie pierwsze pomysły na projekty, toczą się też rozmowy. Taka linia wymaga czasu i osobnego zaplecza produkcyjnego, więc to duże przedsięwzięcie, ale bardzo mnie kusi. Buty to naturalne dopełnienie naszych stylizacji.

Klientki na pewno byłyby zachwycone.

Zdecydowanie! Mamy wiele wspaniałych klientek, które nam ufają – wiedzą, że zależy nam, żeby wyglądały pięknie od stóp do głów. Gdyby jeszcze mogły dobrać u nas buty i więcej torebek – które i tak już często pomagamy im wybierać – to naprawdę mogłyby wyjść od nas ubrane kompletne. Mamy już przepiękną biżuterię, zamawianą z Włoch, ozdobioną kryształami Swarovskiego. Świetnie współgra z naszymi projektami i wiele pań od razu decyduje się na cały zestaw.

To musi być ogromna wygoda – wszystko w jednym miejscu.

Zdecydowanie! Czasem śmiejemy się, że brakuje nam już tylko fryzjera i kosmetyczki – i klientki mogłyby wychodzić prosto od nas gotowe na imprezę czy galę (śmiech).

A myślała Pani o takim rozwiązaniu?

Tak, ten pomysł krążył już po mojej głowie. Ale na razie skupiam się na tym, co mamy. Dopiero co się przeprowadziliśmy do nowej siedziby, a już zaczyna nam brakować miejsca. Więc może nie teraz, ale w przyszłości? Nigdy nie mówię „nigdy”.

Jest Pani bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Konto @andzelika_chruscinska na Instagramie obserwuje ponad 118 tysięcy osób. Czy social media wpływają na Pani pracę?

Bardzo. To dla mnie przede wszystkim sposób na dialog z kobietami. Zawsze słucham ludzi – ich opinii, sugestii, potrzeb. To w projektowaniu naprawdę ważne. W naszym zespole każda z dziewczyn ma inną figurę, inny rozmiar, różne potrzeby – i to ogromna zaleta. Dzięki temu wiemy, jak coś się układa, co warto zaakcentować, a co zatuszować. Dziewczyny są moimi pierwszymi recenzentkami – i są bardzo szczere (śmiech).

Testuje Pani wszystkie swoje projekty na sobie?

Oczywiście. Noszę je na co dzień, testuję na wakacjach, sprawdzam, jak się układają, jak się piorą, jak się noszą. Jeśli coś wymaga poprawki, to ją wprowadzamy i dopiero wtedy model trafia do produkcji i sprzedaży. Klientki muszą mieć pewność, że to, co kupują, jest dopracowane w najmniejszym szczególe.

A co z mężczyznami? Nie kusi Pani, żeby zacząć ich ubierać?

Często panowie, którzy przyjeżdżają z partnerkami, pytają: „A dla nas coś by się znalazło?”. Ale to zupełnie inny świat – inne kroje, inne potrzeby, inna konstrukcja. Ja czuję się najlepiej w kobiecych projektach, dlatego panów zostawiam innym. Znam świetnych projektantów męskiej mody i mogę kogoś polecić, ale my skupiamy się wyłącznie na kobietach.

Czy to znaczy, że jest Pani dziś jedną z topowych projektantek w Polsce?

Skromnie nie potwierdzę… ale i nie zaprzeczę (śmiech). Zdecydowanie dobrze czuję się w projektach wieczorowych, eleganckich – to moja specjalność. Choć w naszej ofercie są też ubrania dzienne – casualowe komplety, sukienki, rzeczy na co dzień. Staramy się przeplatać kolekcje, ale faktem jest, że wieczorowych sukienek mamy najwięcej.