Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Australijski sen Magdy Linette

03.02.2023 11:56:21

Podziel się

Magda Linette rozkochała w sobie australijską publiczność. W Melbourne rozegrała turniej życia. Ale to nie wszystko. Każdy mecz to popis znakomitego tenisa okraszonego genialnymi wymianami i zagraniami tak precyzyjnymi jak chirurgiczny skalpel. Publiczność wpadała w ekstazę, komentatorzy też, ręce same składały się do oklasków. Czapki z głów. – Ale dropszot! Ale ta piłka uciekała po kontakcie z kortem – zachwycał się komentujący jedno ze spotkań Marek Furjan.

TEKST: Juliusz Podolski
ZDJĘCIA: bonderphotography

Zawodniczka AZS Poznań od zawsze zapamięta do końca życia Australian Open 2023. Pierwszy w karierze awans do półfinału turnieju wielkoszlemowego pozwoli jej na gigantyczny skok w rankingu WTA. Magda Linette jest trzecią Polką w historii, która awansowała do półfinału Australian Open. Po raz pierwszy dokonała tego Agnieszka Radwańska. „Isi” udało się tego dokonać w 2014 r., kiedy w meczu o finał przegrała z Dominiką Cibulkovą, oraz w 2016 r., gdy na drodze do finału stanęła jej Serena Williams. W 2022 r. do półfinału Australian Open doszła też Iga Świątek. 21-letnia Raszynianka w meczu o finał przegrała wtedy z Danielle Collins. – Nigdy tego nie zapomnę. Po raz pierwszy pokonałam tyle przeszkód. To zostanie ze mną do końca życia – mówiła Linette jeszcze na korcie tuż po meczu z Pliskovą.
Po zakończeniu turnieju będzie zajmować najwyższe dotąd miejsce w tym zestawieniu. 30-latka z Poznania rozpoczynała imprezę jako 45. rakieta świata, zawodniczka rozpoznawalna i zawsze groźna dla najlepszych, ale też mająca problem ze wskoczeniem na poziom ten najwyższy. Nigdy wcześniej nie przebrnęła trzeciej rundy Wielkiego Szlema. W Melbourne zmieniło się wszystko. Linette upodobała sobie ogrywanie faworytek i dotarła do półfinału. To z kolei wiąże się z gigantycznym zastrzykiem rankingowych punktów. Za wejście do najlepszej czwórki zgarnie ich dokładnie 780, co pozwoli na ogromny awans. Przesunie się aż o 23 lokaty, na 22. miejsce. Będzie to jej najlepsze w karierze notowanie. Wcześniej najwyżej była na 33. miejscu.
Historyczny awans to nie tylko statystyka. Jest niezwykle ważny, bo w najbliższych tygodniach Linette będzie w gronie 32 rozstawianych zawodniczek w największych turniejach na świecie, bez potrzeby gry w kwalifikacjach. I to ją ogromnie cieszy, o czym mówiła na konferencji prasowej po zwycięstwie z Karoliną Pliskovą: – Fajnie o tyle, że wreszcie będę rozstawiana. Trzy lata temu byłam już w tym gronie i przydarzyła się pandemia. Czułam wtedy, że byłam blisko takiego małego przełomu. Żałowałam, że w tamtym momencie to się wydarzyło, bo dobrze mi szło i czułam się bardzo pewnie. Cieszy mnie to i będzie to nowe doświadczenie. Mam już dość drabinek z najlepszymi na świecie w pierwszych rundach – mówiła z szerokim uśmiechem.

Wyszła z cienia Igi Świątek
Kto mógł się tego spodziewać przed turniejem! Magda Linette dokonała rzeczy niemożliwych na kortach w Melbourne podczas Australian Open. Eksperci zwracali uwagę na fakt, że w ostatnich tygodniach poznanianka radziła sobie bardzo przyzwoicie i może przebić swój najlepszy wynik w tym turnieju, ale nikt nie mógł przewidzieć, że zajdzie aż tak daleko, tym bardziej że ranking nie pozwalał na rozstawienie w drabince. Pomimo tego potrafiła pokonać kolejno: Egipcjankę M. Sherif (54. WTA), Estonkę A. Kontaveit (19. WTA), Rosjankę J. Aleksandrową (18. WTA), Francuzkę C. Garcię (4. WTA) i Czeszkę K. Pliskovą (31. WTA).
Dla Magdy, co widać po jej zachowaniu i grze, najważniejszy jest sukces, którego w takim wymiarze jeszcze nie miała okazji świętować. Po zakończeniu meczu z Karoliną Pliskovą głośno manifestowała swoją radość na korcie, ukryła twarz w dłoniach, jakby nie mogąc uwierzyć w to, czego właśnie dokonała. Wierzyli w nią natomiast jej trenerzy, którzy przekonywali, że kibice obejrzą w Australii inną Magdę.
Linette dawała sygnały doskonałej formy jeszcze w zeszłorocznym turnieju Billie Jean King Cup, gdy pokonała Madison Keys i Karolinę Pliskovą. Świetnie radziła sobie też w United Cup, gdzie zaliczyła zaledwie jedną porażkę. Czym innym są jednak mecze w barwach reprezentacji, a czym innym spotkania na najwyższym poziomie na wielkoszlemowych kortach. Druga polska rakieta w rankingu WTA przygotowywała się do rozpoczęcia Australian Open jakby w cieniu Igi Świątek, która była stawiana w roli oczywistej faworytki turnieju. To raszynianka miała sięgnąć po końcowy triumf, a w najgorszym wypadku zajść najdalej z Polaków. Tymczasem to właśnie Linette sprawiła ogromną sensację.

Omdlały trener
Podczas konferencji prasowej Linette po zwycięskim meczu z Karoliną Pliskovą, 31. rakietą świata, która w 2017 roku przez osiem tygodni była liderką listy WTA, zapytana o swój sztab szkoleniowy, który tworzą Brytyjczycy Mark Gellard (jako główny trener) i Iain Hughes, powiedziała: - Zmartwiłam się, bo miałam wrażenie, że Mark zemdleje pod koniec, bo chyba musiał usiąść. Naprawdę nie czuł się najlepiej – mówiła Polka. – Mój trener jest bardziej emocjonalny ode mnie. To on przynosi więcej spokoju i doświadczenia. Cieszę się, że mam taką kombinację między nimi. Jeden jest autorytetem dla nas obu. Iain, tak jak Mark, „czuje” mnie niesamowicie. Wie, co będzie mi pasować. Odpowiada mi, jak odbija piłki, jak gra ze mną, zawsze wprowadza mnie w bardzo dobry rytm – dodała.
To drugie podejście Linette i Gellarda. Wcześniej współpracowali przez trzy sezony (do października 2020). Brytyjczyk stał za turniejowymi zwycięstwami Polki w Nowym Jorku i Hua Hin (oba rangi WTA 250), do tej pory jedynymi w karierze. Od zeszłego roku Gellard znów jest trenerem Linette:
– Z Markiem poznaliśmy się w Chinach. On był w tej samej akademii, jak trenowałam jeszcze z Izo Zuniciem i Matko Jelciciem. Kończyłam współpracę z Izo, bo mieliśmy prywatną relację. Izo stwierdził, że trzeba dać kogoś innego z autorytetem, bo przestaję go słuchać. Zaproponował wtedy Marka, którego znaliśmy dwa albo trzy lata z samej akademii, ale tak naprawdę znałam go od siedmiu, może ośmiu lat. Pod koniec 2021 roku, kiedy rozstaliśmy się już z Izo, zapytałam Marka, czy nie chciałby wrócić, bo wygasł mu kontrakt z Shelby Rogers – opowiadała Linette. – Z Iainem rozpoczęliśmy współpracę na prośbę Marka w zeszłym roku na turnieju w Birmingham podczas sezonu na trawie. Brakowało nam takiego buforu, bo był nim wcześniej Izo. Potrzebowaliśmy osoby, która nas uspokoi, bo kiedy nie szło, mieliśmy w sobie za dużo emocji, oczekiwaliśmy od siebie za wiele. Iain przyszedł, żeby nam pomóc. Zobaczyć pewne rzeczy z innej perspektywy – podsumowała polska tenisistka.

Magda to prawdziwy tytan pracy, nigdy determinacja Linette, by osiągnąć sukces, się nie załamała. Wyznaczenie własnej drogi pozwoliło jej stać się samowystarczalną. Organizuje sama swoją karierę.