Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

DoPASOwani

31.05.2022 22:06:45

Podziel się

Spotykamy się w siedzibie marki PASO w podpoznańskim Sierosławiu. Rodzina Państwa Sobaszkiewiczów siedzi przy długim stole, a za plecami, na regałach, stoją idealnie odszyte, piękne plecaki, piórniki, tornistry z różnych kolekcji. Kiedy zaczynają mówić o swojej rodzinnej firmie, na ich twarzach pojawia się uśmiech. Nic dziwnego, skoro zarządzają największą i najpopularniejszą w Polsce marką plecaków, znaną i szanowaną na całym świecie. Wszystko zaczęło się w 1983 roku, kiedy Paweł Sobaszkiewicz postanowił kontynuować rodzinne tradycje i przejął rodzinny biznes. Z czasem dołączyły do niego żona Dorota i dzieci: Ewa, Zuzanna i Piotr, które wniosły do firmy nowe pomysły, rozwiązania i dziś samodzielnie rozwijają markę. Trzymam za nich kciuki, bo to naprawdę fantastyczny team!

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Sławomir Brandt, PASO

Skąd wzięło się Paso?
Paweł Sobaszkiewicz:
Jest to skrót mojego imienia i nazwiska, czyli Paweł Sobaszkiewicz.

A jak powstała firma?
Dorota Sobaszkiewicz: Wszystko zaczęło się od dziadka. Paso jest firmą rodzinną, której początki sięgają 1920 roku. Wtedy to rozpoczął działalność Izydor Sobaszkiewicz. Zajmował on znaczącą pozycję w Cechu Rymarsko-Siodlarskim i prowadził warsztat przy ulicy Zeylanda. Około 1950 roku powstał zakład kaletniczy przy ulicy Dobrej. Tam syn Izydora, Eugeniusz Sobaszkiewicz, z pomocą żony wytwarzał paski, torebki, portmonetki.

Paweł Sobaszkiewicz: Można powiedzieć, że jestem trzecim pokoleniem rodzinnej tradycji. Pamiętam nasz warsztat rzemieślniczy, który powadził ojciec. Niestety, wcześnie zmarł. Po skończeniu studiów postanowiłem odbudować firmę. Wybrałem tę branżę, chociaż skończyłem studia inżynierskie. Uznałem jednak, że nie można zmarnować tylu lat tradycji. Początkowo mieściliśmy się na os. Zwycięstwa, gdzie powstawały pierwsze plecaki i torby. Potem przenieśliśmy się na ulicę Bałtycką. Pamiętam rok 1996, kiedy nasza torba Holiday (torba sportowa z mocowanymi dwoma plecakami po bokach) otrzymała nagrodę i pierwsze miejsce podczas prestiżowych targów w Poznaniu. Niestety, w nocy została skradziona i na ostatni moment odszyta raz jeszcze w szwalni Paso.

Ale produkowaliście nie tylko na polski rynek.
Paweł Sobaszkiewicz:
Mieliśmy dużo szczęścia. Na zagranicznych targach, w których często braliśmy udział, spotkałem Duńczyka, który chciał zlecić swoją produkcję plecaków w Polsce. Po długich negocjacjach dogadaliśmy się w końcu i rozpoczęliśmy współpracę. Produkowaliśmy dla niego plecaki według ich technologii. Wszystkiego uczyliśmy się od podstaw. Do Poznania przyjeżdżali technolodzy, którzy nam pomagali. To był skok milowy w historii naszej firmy. Mieliśmy nowe maszyny, które wydzierżawiliśmy od naszego duńskiego partnera, nowe materiały. Ogromnie się wtedy rozwinęliśmy, zatrudnialiśmy ok. 100 osób. Rozbudowywaliśmy budynki, otworzyliśmy drugi oddział w Dopiewie.

Z jakich materiałów szyliście?
Paweł Sobaszkiewicz: Z podobnych do tych, z których szyjemy teraz.

Dorota Sobaszkiewicz: Warto dodać, że w tym czasie produkowaliśmy plecaki także na polski rynek, którego nigdy nie zaniedbaliśmy pod naszą marką Paso. I wszystko było dobrze, dopóki nasz ukochany Duńczyk nie zakończył z nami współpracy.

Tak nagle się wycofał?
Paweł Sobaszkiewicz: Tak. To był największy kryzys, jakiego doświadczyła nasza firma. Z dnia na dzień zostaliśmy bez zamówień, a produkcja duńskich plecaków przeniosła się do Chin. Dodam tylko, że współpraca z tamtą firmą stanowiła 70 procent naszej całej produkcji, więc może sobie Pani wyobrazić, jak mocno nas to dotknęło.

I co zrobiliście?
Paweł Sobaszkiewicz: Zaczęliśmy od rozmów z bankiem, który postanowił nam pomóc. Szukaliśmy nowych pomysłów na Paso. W tamtym czasie mocno rozwijał się rynek gadżetów reklamowych i postanowiliśmy pójść w tym kierunku. Szyliśmy plecaki dla wielkich marek. Wpadliśmy w tę branżę po uszy, jednocześnie kontynuując stałą produkcję na rynek polski.

Od wielu lat Paso jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w Polsce, wręcz ukochaną przez polskie dzieci.
Dorota Sobaszkiewicz: Tak i jesteśmy z tego bardzo dumni.

A kiedy postanowiliście swoje dzieci wcielić do firmy?
Paweł Sobaszkiewicz: Wie Pani, o firmie nie da się w domu nie rozmawiać. Dzieci miały z nią kontakt od samego początku.

Zuzanna Klawiter: Pamiętam, że wszyscy zaczynaliśmy od wakacyjnej pracy w magazynie. To było około 20 lat temu. Z czasem awansowaliśmy do biura. Tak na poważnie zaczęliśmy pracę w firmie będąc na studiach i był to naturalny wybór. Przez to, że firma była obecna w naszym życiu od zawsze, w pewnym momencie stało się oczywiste, że będziemy tu pracować. Nikt z nas nie myślał, żeby robić coś innego. Siostra nawet zaczęła studiować sinologię, ponieważ przenieśliśmy produkcję do Chin.

Ewa Kuraszkiewicz: Ciekawe jest to, że każdy z nas zaczynał pracę w innym dziale – Zuza w eksporcie, ja w dziale kreacji i do dzisiaj tak jest. I nigdy nie chciałyśmy się zamienić.

Piotr Sobaszkiewicz: A na końcu dołączyłem ja (śmiech). Studiowałem logistykę i w każdy piątek, kiedy miałem wolne na uczelni, byłem w firmie. Początkowo była to praca dorywcza. Podobnie jak siostry, pracowałem w magazynie. Kupowały mi wtedy bułki, bo nigdy nie zdążyłem zrobić sobie kanapek do pracy i pilnowały, żebym miał taryfę ulgową u przełożonych. Obecnie, ponieważ skończyłem tę logistykę, kieruję magazynem i zajmuję się finansami.

Ewa Kuraszkiewicz: Przyszedł taki moment, że rodzice oddawali nam coraz więcej swoich obowiązków i nie byli w firmie już tak często. Tata zawsze zajmował się finansami i trzymał rękę na pulsie. Jako że razem z siostrą nie do końca lubimy tematy finansowe, brakowało nam osoby, która to wszystko skalkuluje. I właśnie wtedy dołączył do nas brat i niejako wszedł w rolę taty, z którym do dzisiaj konsultujemy wszystkie nasze działania. 

Czy od dziecka nosiliście plecaki Paso?
Ewa Kuraszkewicz: No pewnie!

Dorota Sobaszkiewicz: Pamiętam, że często zmienialiśmy dzieciom plecaki, testując na nich różne modele. Miały ten komfort, że mogły wybierać (śmiech).

Ewa Kuraszkiewicz: Dzisiaj obserwujemy to u naszych dzieci. Widzimy, co im się podoba, po co sięgają i w produkcji kierujemy się też ich wyborami.

Skąd na Waszych plecakach pojawiły się motywy Disneya?
Zuzanna Klawiter: W 2003 roku Paso nawiązało współpracę z firmą Disney i zaczęło produkować plecaki z licencjami najpopularniejszych postaci. Była to i wciąż jest produkcja na całą Europę. To bardzo rozwinęło nasze produkty, staliśmy się jeszcze bardziej rozpoznawalni na rynku. W międzyczasie, żeby firma była rentowna, przenieśliśmy produkcję do Chin.

Dorota Sobaszkiewicz: Nawiązując do produkcji w Chinach warto dodać, że od lat współpracujemy z tymi samymi fabrykami. Z wieloma jesteśmy zaprzyjaźnieni i mówimy o nich: nasze fabryki. To jest niesamowite.

Jak to jest pracować w tak dużej, rodzinnej firmie?
Zuzanna Klawiter: To jest ogromne wyzwanie. Fajne jest to, że lubimy swoją pracę. Nie kłócimy się, jesteśmy zgodni pod wieloma względami. Dużo ze sobą rozmawiamy, wszystkie kwestie omawiamy na bieżąco. Często znajomi mówią mi, że nie byliby w stanie pracować z rodziną. A u nas przychodzi to bardzo naturalnie.

Ewa Kuraszkiewicz: Myślę, że to wynika z tego, że wszyscy mamy do siebie zaufanie. Rodzice nie mówią nam, co mamy robić, tylko patrzą na efekty. Nikt nas też do niczego nie zmusza i nie narzuca swojego sposobu prowadzenia biznesu. To jest wielka zaleta tej pracy.

Piotr Sobaszkiewicz: Ten podział ról też bardzo nam pomógł, chociaż dużo rzeczy robimy wspólnie. Wszyscy sobie ufamy i wydaje mi się, że to jest klucz do sukcesu.

Naprawdę nigdy się nie pokłóciliście?
Piotr Sobaszkiewicz: Nie. Raczej dyskutujemy, niż się kłócimy. A dyskusje są potrzebne, bo bez nich nie byłoby postępu.

Ewa Kuraszkiewicz: Cieszę się, że mamy ze sobą dobre relacje. Że oprócz wspólnej pracy, wyjeżdżamy razem na wakacje, rozmawiamy o tym, co robiliśmy w weekend, jeśli spędzaliśmy go osobno. Czujemy, że jesteśmy firmą rodzinną, a to tworzy bardzo dobrą atmosferę nie tylko biznesową, ale też... rodzinną.

Paweł Sobaszkiewicz: Cieszę się, że ta nasza wspaniała trójka dzieci razem prowadzi Paso. Dzięki temu jesteśmy spokojni o losy firmy i jej rozwój.

Rodzice są dla Was autorytetem?
Zuzanna Klawiter: Bezwzględnie. Rodzice bardzo dużo nas nauczyli. To od nich czerpaliśmy wiedzę, dobre rady, sposoby zarządzania. Dziś, po ponad dwunastu latach przepracowanych w firmie, mamy pewność, że dużo umiemy. Zresztą, kiedy robimy zebrania i dyskutujemy o losach firmy i kolejnych krokach, rodzice zawsze nam towarzyszą. Ich rady są bezcenne.

Dorota Sobaszkiewicz: I w drugą stronę – my zawsze służymy pomocą. Poza tym pamiętamy to, co wydarzyło w ciągu tych już prawie 40 lat, wiemy jakie czyhają zagrożenia, jak na nie reagować. Podpowiadamy rozwiązania. Młodzi mają inne pomysły, które bardzo szanujemy i cenimy.

Czy oficjalna sukcesja już nastąpiła, czy to dopiero przed wami?
Paweł Sobaszkiewicz: Myślę, że to już nastąpiło. Mimo tego, że jesteśmy obecni na zarządach i mamy swoje udziały, to wszystkie pomysły pochodzą od dzieci i to one je realizują. To już jest ich droga.

Co jest w asortymencie Paso?
Ewa Kuraszkiewicz: Przede wszystkim szeroka gama tekstyliów szkolnych i młodzieżowych. Wiemy, co się sprzedaje, co najchętniej wybierają nasi klienci. Oczywiście musimy nadążać za trendami, kolorami. Wprowadziliśmy markę premium naszych plecaków pod nazwą BeUniq, która jest marką dla młodzieży. Czas płynie nieubłaganie, dzieci szybko rosną i widzimy, że z roku na rok potrzebują innych rozwiązań. My je mamy. Wiemy jaki motyw jest modny. Obserwujemy bajki, portale internetowe, media społecznościowe, gry, rozmawiamy z naszymi dziećmi, ich koleżankami i kolegami. Wychwytujemy, jakie motywy mogą się sprzedać. Cały czas trzymamy rękę na pulsie. Uwielbiam śledzić trendy i wdrażać je w Paso, to jest mój konik. Mogłabym mówić o tym godzinami. Mamy linie produktów basic, premium, produkujemy worki, torby sportowe, piórniki, śniadaniówki. Najpierw tworzy się plecak i jego design, a potem powstają wszystkie dodatki. Tak rodzi się kolekcja. 

Czy jest coś, co się najlepiej sprzedaje?
Zuzanna Klawiter: Takie niezmienne top 3 sprzedaży to: plecak, piórnik, worek. Rynek na bieżąco się zmienia. Dla przykładu, 3–4 lata temu tornistry były produktem nie do końca chętnie wybieranym, sięgano raczej po plecaki na kółkach. Dziś sprzedajemy mnóstwo tornistrów, plecaków na kółkach nieporównywalnie mniej. Trendy zmieniają się bardzo szybko, dlatego musimy być czujni. Produkcję szykujemy na podstawie dogłębnych analiz.

Gdzie poza Polską można kupić Wasze produkty?
Zuzanna Klawiter: Głównie w Europie, bo na to pozwalają nam umowy licencyjne. Ale mamy też ogromne portfolio produktów nielicencyjnych, które możemy sprzedawać na całym świecie.

Paweł Sobaszkiewicz: Od kilkunastu lat jesteśmy na najważniejszej imprezie targowej na świecie, jeśli chodzi o naszą branżę, czyli na targach tekstylnych we Frankfurcie. Mamy tam swoje stoisko i zawsze przychodzą do nas odbiorcy z całego świata. Rozmawiamy, zawieramy nowe znajomości, jesteśmy równorzędnym partnerem ogromnych producentów światowych. To jest nasz największy sukces.

A konkurencja?
Ewa Kuraszkiewicz: Oczywiście mamy konkurencję, obserwujemy ją i motywujemy się do działania.  

Piotr Sobaszkiewicz: Z nikim się nie ścigamy, robimy swoje, znamy swoją wartość. Cieszymy się, że konkurencja nas podgląda. Jesteśmy dumni z naszych produktów i zawsze uśmiechamy się, kiedy widzimy na plecach dzieciaków nasze plecaki. To daje niesamowitego kopa to działania.

Zuzanna Klawiter: Uważamy nieskromnie, że wszyscy nas lubią. Czy tak rzeczywiście jest, nie wiadomo, ale ludzie z branży z całej Europy przesiadują na naszym stoisku podczas targów we Frankfurcie i zawsze jest bardzo miło.

Dorota Sobaszkiewicz: Dzięki zaangażowaniu dzieci, średnia wieku rodziny w firmie obniżyła się do czterdziestki. W maju przyszłego roku będziemy celebrować 40 urodziny PASO, pod egidą Pawła, na które oczywiście serdecznie zapraszamy „Sukces po poznańsku”.

 

www.paso.pl