Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Fotograficzna opowieść o chłopcu z latarką

31.08.2021 12:50:17

Podziel się

Przez kilkanaście miesięcy tworzył fotografie, które stały się częścią poetyckiej opowieści zamkniętej w książce. W maju otrzymał za nią Grand Press Photo 2021 w kategorii Photo Book of the Year 2020. „List do chłopca z latarką” to osobista opowieść fotograficzna, w której główną rolę odegrał syn fotografa, niepełnosprawny 12-letni Jan. Jej autorem jest Grzegorz Dembiński, wieloletni fotoreporter „Głosu Wielkopolskiego”, dziś Wydawnictwa Miejskiego Posnania.

Rozmawia: Krzysztof Grządzielski
ZDJĘCIA: Zofia Dembińska

Grand Press Photo to najważniejszy w Polsce konkurs przeznaczony dla osób zajmujących się zawodowo fotografią reporterską. Twoja książka nie jest jednak dokumentem, ale artystyczną, pełną gry światła i cienia, opowieścią fotograficzną. Czy z taką myślą powstawał ten album?

Tak, od samego początku nie chciałem, by książka miała charakter dokumentalny. Starałem się też odejść od koncepcji opowieści o konkretnym ojcu i konkretnym chłopcu z przypadłością jaką jest zespół Downa. Zdjęcia i tekst mają więc taki charakter, że opowieść można umiejscowić poza miejscem i czasem. Ma ona walory uniwersalne. Tak jest też budowana narracja na poziomie obrazu oraz tekstu.

Kluczowe w książce są zdjęcia, ale ważny jest również sam tekst na jej koniec. Dlaczego?

Gdyby nie ten tekst, książka na pewno nie zostałaby nagrodzona. Jest on krótki, ale niezwykle istotny. Przy konstruowaniu całości, warstwa tekstowa była dla mnie trudniejsza niż budowanie obrazu. Od początku wiedziałem i miałem w głowie pomysł, jak mają wyglądać zdjęcia, ile ma ich być w całym albumie, jaka będzie sekwencja i narracja wizualna. Okazało się natomiast, że strona tekstowa była dla mnie bardziej angażująca niż same obrazy.

A jakie emocje towarzyszyły Tobie i synowi podczas momentu dowiedzenia się o przyznaniu Grand Press Photo?

Sytuacja przyznania nagrody była dość specyficzna, gdyż cała gala była zorganizowana zdalnie. W trakcie łączenia pojawiły się kłopoty techniczne. Nie było mnie widać ani słychać. Finalnie połączenie się pojawiło, choć w trakcie też zerwało. Sam moment decyzji i ogłoszenia wyników był więc przykryty problemami technicznymi. Dopiero gdy się rozłączyłem, dotarło do mnie, że jury nas doceniło. Pobiegłem do Janka, wytłumaczyłem Mu, co się stało i spontanicznie zatańczyliśmy na środku pokoju.

Czy postrzegasz tę nagrodę jako ukoronowanie Waszej wspólnej pracy, docenienie pomysłu na wydanie takiego albumu?

Ta nagroda jest rzeczą zupełnie uboczną. Spowodowała rozgłos o mnie, o Janku i o książce. Dla mnie jednak ważne i satysfakcjonujące były momenty przygotowywania książki, przywiezienia jej z drukarni oraz wrażenia pierwszych czytelników. Nagroda była z kolei o tyle zaskoczeniem, że ja tej książki na konkurs nie wysłałem. Moim zdaniem nie ma ona charakteru dziennikarskiego, pasującego de facto na konkurs prasowy. Wysłał ją mój wydawca. Nie wiedziałem tego. Najpierw byłem zaskoczony nominacją, później samą nagrodą. Być może dzięki tej nagrodzie pojawił się sygnał dla środowiska, że w odbiorze jurorskim i publicznym, nawet tego typu treści, bardzo poetyckie, mają szansę w konkursie dziennikarskim.

Czy traktujesz tę książkę jako coś osobistego dla swojego syna?

Wolałbym, aby czytać tę opowieść w oderwaniu ode mnie i syna. Łatwo dostrzec połączenie, że jej autorem jest ojciec, a aktorem, bo tak akurat nazywam Janka, jest jego syn. To nadaje, w pewnym sensie, wiarygodność tej opowieści. Starałem się jednak, aby całość, zarówno na poziomie symboli, jak i treści, mogła być odczytywana tak, jak się czyta literaturę. Innymi słowy, zostawiamy na boku autora i relacje pomiędzy fotografem a osobą fotografowaną. Wtedy udaje się nam czytać to w sposób uniwersalny.

Ta książka, po wypuszczeniu w świat, już nie jest tylko moja. Należy do każdego, kto do niej zajrzy, przeczyta i znajdzie swoje odpowiedzi. Co ciekawe, spotkałem się z wieloma interpretacjami opowieści przedstawionej w książce. To mnie cieszy, że różni ludzie odnajdują w niej różne rzeczy. Symbole jak „list” czy „latarka” są bardzo oczywiste i czytelne, ale sama fotografia ma taki charakter, że bardziej intryguje. Zadaje więcej pytań niż dostarcza odpowiedzi. Mam nadzieję, że jest to jakaś przeciwwaga do elementów, figur czy przenośni, z których utkany jest poetycki tekst.

Kiedy fotografowałeś Janka, robiłeś mnóstwo zdjęć, czy czekałeś na dobry moment, z rozwagą dobierając okoliczności albo światło?

Jak zacząłem fotografować, celowo wybierałem te elementy warsztatowe czy fotograficzne, które będą pasowały do tego, co chciałem przekazać. Od początku wiedziałem, że ważne będą dla mnie czerń i cienie. Wtedy trzeba korzystać z ostrego, kontrastowego światła. Szukałem tego typu sytuacji i wtedy fotografowałem. Około 80 proc. zdjęć jest wykonywanych pod niskie, kontrastowe światło słoneczne. Mamy wtedy specyficzne wysycenie barw, które nadaje lekko baśniowy charakter zdjęciom. Oczywiście nie każda chwila była idealnym kadrem. Z Jankiem było też tak, że miał takie momenty zabawy czy zamyślenia, a czasem rzeczywiście był aktorem i lubił odtwarzać całe sekwencje swoich ulubionych filmów. Kiedy On odgrywał swój spektakl, ja robiłem zdjęcia.

Z jednej strony fotografuje Go tata, ale z drugiej, czy sam obiektyw nie działał na Niego pesząco?

Dziś już nie byłbym w stanie zrobić takich zdjęć. Kiedyś Janek oddawał się fotografowaniu. Obecnie jest dojrzewającym chłopakiem i jak większość dzieci w tym wieku nieco gra i wygłupia się, kiedy wyciągam aparat. Miałem bardzo dużo szczęścia, by móc uchwycić momenty Jego nostalgii, szczęścia czy zamyślenia. Odkąd się urodził, przez wiele lat chodziło mi po głowie, by przez tekst i fotografie opowiedzieć pewną historię, tak aby przypadłość Janka nie była rozpoznawalna wprost. Gdybym potraktował to czysto reportersko czy jak kronikę rodzinną, na pewno nie byłoby to tak ciekawe.

A jak długo pracowałeś nad książką?

Fotografowałem przez kilkanaście miesięcy, od połowy 2017 roku do końca 2018 roku. To było kilkadziesiąt sesji zdjęciowych. Wybrałem dokładnie 31 zdjęć.

Czy jest jedno szczególnie dla Ciebie ważne zdęcie? A może uważasz któreś za najlepsze?

Nie ma takiego. Przy tego typu opowieściach rezygnuje się z publikacji zdjęć bardzo mocnych, które wybijają się na tle innych lub odbierają im energię. Zdjęcia następujące po sobie są kompletną narracyjną całością. Przeglądając je, podążamy pewnym emocjonalnym tropem. Ich ułożenie w kolejności było wyzwaniem. W tym sensie moja praca była zupełnie inna niż na co dzień. W gazecie zasada jest dokładnie odwrotna – fotografujemy tak, aby w pojedynczym kadrze opowiedzieć o czymś kompleksowo. Jedno zdjęcie ma objąć całość wydarzenia. W mojej opowieści potrzebowałem pojedynczych, nieoczywistych kadrów.

Wyobrażasz sobie zobaczyć te zdjęcia w dużym formacie, np. w galerii?

To nie jest przypadek, że mamy do czynienia z książką. Lubię tę sytuację, kiedy odbiorca może wziąć do ręki przedmiot taki jak książka i być z nią sam na sam. Nie wyobrażam sobie żadnego innego sposobu prezentacji tych zdjęć. Chodzi o to, by nie zgubić intymności czy poziomu wyciszenia, którego w przestrzeni publicznej nie da się osiągnąć.

Książka została nagrodzona, a czy Tobie dała coś jeszcze?

Jeśli chodzi o relacje między mną a Jankiem, to oczywiście jestem zadowolony i dumny, że taka książka powstała. Nie miała być jednak formą domowej terapii. W rodzinie nic się nie zmieniło. Traktowałem ją jako projekt, w którym – za pomocą słowa i obrazu – snuję pewną opowieść i mam z tego dużo satysfakcji twórczej. Bądźmy też szczerzy, ta książka to projekt niszowy, interesujący wąskie grono osób. Niemniej, bardzo świadomie wybrałem tego typu historię, która nie dotrze do milionów, ale zainteresuje tych, którzy potrzebują w życiu trochę refleksji.

A czy masz już kolejne pomysły na fotograficzne albumy?

Jeśli w sercu i głowie pojawią się pomysły na kolejne tego typu opowieści, to na pewno powstaną. Bardzo ciekawi mnie łączenie warstwy tekstowej z fotografią. To spore wyzwanie. Jakakolwiek jednak opowieść by nie powstała, zawsze chciałbym, aby była szczera i prawdziwa, jak ta o chłopcu z latarką.