International Classical Music Awards – muzyczny Oscar świata klasyki
International Classical Music Awards to jedne z najważniejszych nagród na świecie w dziedzinie muzyki klasycznej. Można je porównać do Oscarów w świecie filmu – to najwyższy poziom uznania, jeśli chodzi o jakość i znaczenie nagrań. W tym roku nagrodę tę (w dwóch kategoriach!) otrzymała Orkiestra Filharmonii Poznańskiej za album „Urlicht. Songs of Death and Resurrection”. O nagrodzie oraz o działalności Filharmonii Poznańskiej rozmawiamy z jej dyrektorem, Wojciechem Nentwigiem.

ROZMAWIA: Monika Kanigowska
ZDJĘCIA: Filharmonia Poznańska
Nagrody ICMA są w świecie muzyki klasycznej najbardziej prestiżowe. Nie wszyscy nasi Czytelnicy jednak je znają…
Wojciech Nentwig: O przyznaniu nagród decyduje międzynarodowe jury złożone z 19 cenionych krytyków muzycznych na świecie. Co roku oceniają oni kilkaset płyt z nagraniami muzyki klasycznej, które zostały wydane w poprzednim roku. Jesienią ogłaszane są płyty nominowane (w tej edycji były 374 tytuły). Następnie jury wybiera spośród nich, w każdej z kilkunastu kategorii, trzech finalistów, a tytuły płyt, wraz z tytułami utworów, nazwiskami wykonawców i nazwami wytwórni ogłaszane są w grudniu. Z kolei w styczniu następnego roku poznajemy zwycięzców. W tym roku wśród laureatów znalazł się też album „Urlicht”, nagrany przez Orkiestrę Filharmonii Poznańskiej z niemieckim barytonem Samuelem Hasselhornem, pod batutą Łukasza Borowicza, z udziałem głosów chłopięcych Chóru Chłopięcego i Męskiego Filharmonii Poznańskiej „Poznańskie Słowiki”. Płyta ta, z pieśniami i ariami kompozytorów przełomu XIX i XX wieku, w tym m.in. Albana Berga, Wolfganga Korngolda, Gustava Mahlera czy Alexandra von Zemlinsky’ego, ukazała się nakładem prestiżowej wytwórni Harmonia Mundi.
Gdzie odbywały się nagrania?
Nagrania odbywały się w trudnych warunkach, na przełomie sierpnia i września 2023 roku, gdy trwał intensywny remont ulicy Święty Marcin w Poznaniu, a my, nie mając własnej siedziby, nagrywamy tam, gdzie próbujemy i koncertujemy, czyli w Auli Uniwersyteckiej. Pracowaliśmy więc niejako wbrew temu, co się działo wokół. Musieliśmy zaprzyjaźnić się z ekipą remontową i wynegocjować, by między godzinami 10 a 13 nie używano młotów pneumatycznych – co nie było łatwe, bo pracownicy też mieli swoje harmonogramy. Dzięki życzliwości wielu osób jednak się udało.
Było warto?
O, tak! Ta płyta dosłownie podbiła świat. Recenzje, jakie otrzymaliśmy, były oszałamiające. Krytycy pisali, że Borowicz, Orkiestra Filharmonii Poznańskiej i Hasselhorn osiągnęli coś, czego nie udało się dokonać takim legendom, jak Herbert von Karajan, Christian Thielemann czy Leonard Bernstein. To było wręcz niewiarygodne.
Z kim konkurowaliście w finale?
W gronie finalistów, wśród naszych konkurentów był m.in. Sir Simon Rattle – legendarny brytyjski dyrygent, były szef London Symphony Orchestra i Filharmoników Berlińskich, który nagrał czeskie pieśni z Czeską Orkiestrą Filharmoniczną (zaliczaną do 20 najlepszych zespołów symfonicznych świata) i ze swoją żoną, wybitną śpiewaczką, Magdaleną Koženą. To pokazuje, w jakim towarzystwie się znaleźliśmy.
ICMA za „Urlichta” to już kolejne takie wyróżnienie dla Filharmoników Poznańskich…
Jesteśmy jedynym polskim zespołem, który otrzymał tę nagrodę po raz drugi. W 2018 roku przypomnieliśmy światu dzieło życia Feliksa Nowowiejskiego, oratorium „Quo vadis”, za które również nagrodzono nas ICMA.
Pojechaliście do Düsseldorfu odebrać nagrodę za „Urlichta”, a na miejscu czekała Was kolejna niespodzianka…
Zwycięzców ogłoszono w styczniu 2025 roku, a gala wręczenia nagród odbyła się w marcu, w Tonhalle w Düsseldorfie. I dopiero tam ogłoszono, że – poza nagrodą w kategorii Vocal Music – zwyciężyliśmy też w kategorii Recording of the Year.

Czy takie spotkania są okazją do nawiązywania nowych muzycznych kontaktów?
Oczywiście. Uważam, że nic nie zastąpi kontaktu twarzą w twarz. Żyjemy w świecie ułatwiającym komunikację, ale nic nie zastąpi osobistych spotkań, rozmów, wymiany myśli z artystami czy przedstawicielami wytwórni fonograficznych i agencji artystycznych. Przywieźliśmy z tej podróży propozycje nagrania kolejnych płyt dla prestiżowych firm nagraniowych. Pierwszy album nagramy latem tego roku…
Jakie wytwórnie muzyczne wydają płyty Filharmonii?
Obie nagrodzone ICMA płyty zostały wydane przez zagraniczne wytwórnie. „Urlicht” ukazał się nakładem francuskiej Harmonia Mundi, natomiast oratorium „Quo vadis” Feliksa Nowowiejskiego – renomowanej niemieckiej wytwórni cpo. To prestiżowa oficyna, która specjalizuje się w odkrywaniu mniej znanych kompozytorów.
Ile płyt rocznie nagrywa Filharmonia?
W ubiegłym roku wydaliśmy aż pięć albumów – żadna inna polska instytucja muzyczna nie zbliżyła się do tej liczby. Ukazały się na srebrnym krążku między innymi dzieła kompozytora urodzonego w Szamotułach – Franza Xavera Scharwenki. Jego twórczość (a w niej cztery koncerty fortepianowe oraz symfonia) to swoiste odkrycie Filharmonii Poznańskiej. Franz Xaver urodził się w 1850 roku. Jego ojciec był niemieckim architektem, a matka – Polką. Rodzina przeprowadziła się najpierw do Poznania, a później do Berlina, gdzie Scharwenka wspólnie z bratem Philippem założył ważne na tamtejszej mapie muzycznej konserwatorium.
A skąd pomysł na nagrywanie muzyki nieznanej lub zapomnianej?
To dzięki pasji i determinacji naszego dyrektora muzycznego i dyrygenta-szefa Orkiestry Łukasza Borowicza, który od lat odkrywa utwory zapomniane, a często wspaniałe. Znajduje je i nagrywa nie tylko w Polsce. Do tej pory nagrał ponad 150 albumów, z czego wiele dla renomowanych wytwórni.
Od 2006 roku Łukasz Borowicz związany jest z Filharmonią Poznańską, a ponadto jest profesorem w Akademii Muzycznej w Krakowie i pierwszym dyrygentem gościnnym Orkiestry Filharmonii Krakowskiej. To dla nas ogromne szczęście mieć takiego dyrygenta-szefa i dyrektora muzycznego. Wspaniały artysta, wspaniały człowiek, osoba, dzięki której możemy dziś śmiało powiedzieć, że Orkiestra Filharmonii Poznańskiej znajduje się w absolutnej czołówce polskich orkiestr symfonicznych.
Powiedzieliśmy już sporo o Waszych nagraniach. A poza nimi jest szeroki wachlarz działalności Filharmonii Poznańskiej…
Filharmonia Poznańska wystartowała oficjalnie w listopadzie 1947 roku. Jej pierwszym dyrektorem artystycznym i szefem orkiestry był Stanisław Wisłocki – wówczas zaledwie 27-letni, ale już z wizją i energią, które pozwoliły mu zbudować orkiestrę na bardzo wysokim poziomie. To właśnie Orkiestra Filharmonii Poznańskiej – a nie orkiestra warszawska – towarzyszyła finalistom i laureatom pierwszego powojennego Konkursu Chopinowskiego w 1949 roku w Warszawie. To świadczy o randze, jaką nasza instytucja miała już wtedy. W momencie, gdy obejmowałem stanowisko szefa Filharmonii Poznańskiej, moją ambicją było właśnie przywrócenie jej należnego miejsca wśród czołowych polskich placówek muzycznych i najlepszych orkiestr symfonicznych. Teraz nie bez satysfakcji i dumy mogę powiedzieć: mamy doskonały zespół! I być może najmłodszy w Polsce.
Najmłodszy?
Nie żartuję – obecnie nasza najmłodsza artystka ma 19 lat, a niemało innych członków orkiestry jest niewiele od niej starszych. Nawiasem mówiąc: wybitny altowiolista Stefan Kamasa, kiedy zaczynał w 1947 roku grać w poznańskiej orkiestrze, liczył lat... 17.
A jak trafiają do orkiestry młodzi muzycy?
Poprzez przesłuchania konkursowe. Niektórzy twierdzą, że nie mniej trudne niż międzynarodowe konkursy muzyczne. Przesłuchania są kilkuetapowe, a zgłasza się na nie często kilkadziesiąt osób. Przyjmujemy jedną, czasem dwie. To bardzo selektywny proces – ale także dlatego nasz zespół gra na takim poziomie.
Występujecie nie tylko w Auli Uniwersyteckiej?
Naszą główną salą koncertową oraz miejscem codziennych prób jest Aula Uniwersytecka. Jesteśmy ogromnie wdzięczni Uniwersytetowi Adama Mickiewicza, a w szczególności pani rektor prof. Bogumile Kaniewskiej, za możliwość codziennej współpracy. Zdarzają się oczywiście sytuacje wyjątkowe – gdy musimy próby organizować poza Aulą. Wtedy korzystamy z uprzejmości dyrekcji zespołu szkół muzycznych przy ulicy Solnej, z którym łączy nas również znakomita współpraca. Podobnie jak ze szkołą muzyczną na Śródce, gdzie na co dzień odbywają się próby Poznańskich Słowików – Chóru Chłopięcego i Męskiego Filharmonii Poznańskiej. Koncertujemy także w wielu miastach Polski i Europy, od warszawskiej Filharmonii Narodowej, berlińskiego Konzerthausu, paryskiego Théâtre des Champs Élysées czy Filharmonii Kolońskiej, po tak niezwykłe miejsca, jak Kościół Pokoju w Świdnicy czy Teatr Uzdrowiskowy w Szczawnie Zdroju.
Mamy wspaniałych muzyków, którzy są nie tylko świetnymi muzykami orkiestrowymi, ale którzy z powodzeniem występują też jako soliści czy kameraliści – w Polsce i za granicą. To nasze ogromne szczęście – nie ma drugiej takiej orkiestry, nie tylko w Polsce, w której kilkunastu muzyków w jednym sezonie gra też solo z orkiestrą. Ku zachwytowi publiczności, która na co dzień podziwia ich jako członków orkiestry, a co pewien czas jako solistów i kameralistów. I takie koncerty dajemy w różnych miejscach. Na przykład w Sali Lubrańskiego, gdzie zapraszamy na cykl „Uniwersyteckie koncerty kameralistów Filharmonii Poznańskiej”. Jeździmy także po Wielkopolsce w ramach programu „Kultura w drodze”, który jest możliwy dzięki Samorządowi Województwa Wielkopolskiego. To niezwykła inicjatywa – lokalne samorządy zgłaszają chęć goszczenia konkretnych zespołów, a my cieszymy się, że tak wiele z nich wybiera właśnie nas.
Regularnie, od kilkunastu lat, koncertujemy na przykład w Lądzie nad Wartą – w przepięknym pocysterskim zespole klasztornym, którym od ponad stu lat opiekują się salezjanie. Od wielu lat otwieramy też festiwal „Chopin w barwach jesieni” w Antoninie, w którym to, w pałacu myśliwskim księcia Antoniego Radziwiłła, gościł Fryderyk Chopin. Choć sam koncert inauguracyjny Festiwalu odbywa się w Ostrowie Wielkopolskim, w tamtejszym Centrum Kultury, antonińska tradycja jest kontynuowana. Bywamy w wielu miastach regionu – Koninie, Pile czy Gnieźnie; tam, gdzie warunki pozwalają na przyjęcie orkiestry symfonicznej.
Gramy też oczywiście w najważniejszych salach koncertowych w Polsce: w Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Gdańsku. Wiele lat temu zaproponowałem dyrektorom czołowych orkiestr, byśmy się regularnie wymieniali zespołami. W ramach tej wymiany w Poznaniu gościły orkiestry filharmoniczne: z Warszawy, Gdańska, Łodzi, Katowic (NOSPR), Wrocławia czy Bydgoszczy, a Filharmonicy Poznańscy występowali na ich estradach.
W tym sezonie artystycznym uczestniczymy też w ważnych wydarzeniach festiwalowych. W Krakowie otwieraliśmy Festiwal „Szymanowski – Polska/Świat”, w Warszawie tradycyjnie pojawiliśmy się na Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena, a w czerwcu wystąpimy na Gustav Mahler Festival w Krakowie.
Nasze koncerty są retransmitowane przez Deutschlandfunk Kultur – ogólnoniemiecką stację radiową. To ogromna promocja, gdyż takie koncerty docierają do setek tysięcy odbiorców. W ten sposób – przez nagrania, transmisje radiowe, koncerty w kraju i za granicą – budujemy wizerunek Filharmonii Poznańskiej jako instytucji nowoczesnej, otwartej, lecz opartej na solidnej tradycji.
Filharmonia Poznańska od lat współpracuje z Międzynarodowymi Konkursami im. Henryka Wieniawskiego. Ta współpraca sięga 1952 roku, czyli pierwszej poznańskiej edycji konkursu. Od tamtego czasu nasza orkiestra regularnie towarzyszy uczestnikom w finałowych etapach, zarówno finalistom, jak i laureatom.
Jak często odbywają się Państwa koncerty w Poznaniu?
W sezonie mamy około 40 do 50 koncertów abonamentowych, ale to tylko część naszej działalności. Do tego dochodzą liczne koncerty dodatkowe — zarówno kameralne, jak i edukacyjne. Jednym z naszych wielkich atutów jest to, że częścią Filharmonii są wspomniane Poznańskie Słowiki, słynny chór założony przez Stefana Stuligrosza, sięgający swą historią 1939 roku, a od 1950 roku działający pod skrzydłami naszej instytucji.
Edukacja to chyba kolejne ważne ogniwo Filharmonii Poznańskiej…
Tak, w ramach Pro Sinfoniki kierowanej przez Marlenę Gnatowicz, organizujemy wiele koncertów dla dzieci i młodzieży, w tym comiesięczne koncerty w Auli Uniwersyteckiej oraz specjalne koncerty dla najmłodszych w Sali Lubrańskiego. Bilety rozchodzą się błyskawicznie, a na koncerty rodzinne przychodzą całe pokolenia – dzieci, rodzice, dziadkowie. To naprawdę wyjątkowe wydarzenia.
Co roku organizujemy około 700 wydarzeń edukacyjnych. Zespoły muzyczne codziennie wyruszają w trasę, by docierać z muzyką do przedszkoli, szkół i ośrodków kultury w regionie. Traktujemy to jako naszą misję, bo, jak mówi przysłowie: „czym skorupka za młodu nasiąknie...”.
A plany?
Repertuar i wykonawców: dyrygentów i solistów, planujemy z co najmniej dwuletnim wyprzedzeniem. To konieczne, jeśli chce się pracować z artystami wysokiej klasy. Kiedy Piotr Beczała przyjechał do nas w 2007 roku, powiedział mi, że kalendarz ma zapełniony do 2014 roku. To uzmysławia, z jakim wyprzedzeniem trzeba planować wydarzenia z udziałem światowej klasy gości. Regularnie występują u nas zwycięzcy najbardziej prestiżowych konkursów muzycznych na świecie, na przykład Królowej Elżbiety w Brukseli, Józefa Joachima w Hanowerze, Jaschy Heifetza w Wilnie czy Van Cliburna w Stanach Zjednoczonych. To jest nasze przysłowiowe oczko w głowie – wyłuskiwanie i zapraszanie do Poznania tych artystów, którzy niebawem będą gwiazdami światowych estrad.
Macie też wyjątkowy w Polsce system karnetowy, prawda?
I z tego też jesteśmy dumni. Znaczna część naszej publiczności to stali bywalcy, posiadacze karnetów. Mamy ich około 1500, w różnych cyklach koncertowych. Ten system sprawdza się u nas świetnie.
W Poznaniu się wie, że na Waszych koncertach słuchacze wypełniają widownię Auli UAM w komplecie…
Tak zazwyczaj jest – martwimy się, że często nie możemy pomieścić wszystkich chętnych. Mimo że Aula Uniwersytecka mieści ponad tysiąc osób.
Marzycie więc o nowej siedzibie?
Aula UAM jest cudowną salą dla publiczności. Ale, ponieważ nie budowano jej jako sali koncertowej ze stosownym zapleczem, nie spełnia podstawowych wymogów niezbędnych do codziennej pracy kilkudziesięcioosobowego zespołu artystów i jego obsługi. A przecież bywa, że dajemy koncerty z udziałem prawie dwustu wykonawców! Marzymy więc o nowej siedzibie ze wspaniałymi salami koncertowymi: dużą i kameralną oraz z pomieszczeniami pozwalającymi pracować (edukować, nagrywać i koncertować) w warunkach godnych XXI wieku. Marzymy o wspaniałym domu muzyki. Takim, jakim dysponuje na przykład Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach.