Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Kocham wyzwania

04.09.2020 15:08:21

Podziel się

Jego historia z bieganiem rozpoczęła się, kiedy był jeszcze dzieckiem. W 8 klasie szkoły podstawowej poznał Andrzeja Bakulina i od razu zapisał się do sekcji lekkiej atletyki. To było spełnienie Jego dziecięcych marzeń. Pewnie gdyby ktoś wówczas powiedział Arturowi Kujawińskiemu, że w swoim życiu przebiegnie dziesiątki maratonów i ultramaratonów, zarówno w całej Europie, jak i w USA, Afryce czy w Azji, pewnie by tak łatwo w to nie uwierzył. Dwa lata temu ukończył bieg Badwater jako 6. Polak w ponad 40-letniej historii biegu. Nie zamierza jednak osiadać na laurach.

 

ROZMAWIA: KLAUDYNA BOGURSKA-MATYS
ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE BOHATERA  

Kiedy zacząłeś biegać?

Artur Kujawiński: Wszystko zaczęło się, gdy miałem kilka lat, od ścigania z rówieśnikami na podwórku. Potem przyszły sprawdziany na wf-ie i pierwsze rekordy szkoły na dystansach sprinterskich. W 8 klasie szkoły podstawowej przyszedł nowy wuefista – Andrzej Bakulin (były sprinter), który założył sekcję lekkiej atletyki. Dokonał selekcji i wybrał najsprawniejszych chłopaków do drużyny. Byłem dumny, że znalazłem się w składzie i stałem się liderem sztafety 4x100 m. Było to spełnienie dziecięcych marzeń o tym, by zostać sportowcem. Przygodę ze sportem wyczynowym kontynuowałem do klasy maturalnej. Natomiast po dostaniu się na studia, na Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu, wybrałem naukę, a sport w wymiarze wyczynowym został na dalszym planie. Szef katedry wychowania fizycznego Janusz Grzeszczuk zapytał mnie pewnego dnia na korytarzu uczelni, czy chciałbym dołączyć do drużyny i wziąć udział w zawodach przełajowych, w których prowadzona była klasyfikacja uniwersytecka.

I co było dalej?

Podjąłem się wyzwania i bardzo mi się spodobała ta formuła biegania – wszystko trwało nie sekundy, jak w sprintach, lecz minuty. Miałem czas, aby obserwować rywali, pomyśleć nad strategią, rozłożeniem sił. To wszystko było dla mnie nowością, ale złapałem bakcyla. Tak można śmiało powiedzieć, że już na dobre wciągnąłem się w bieganie. Szczególnie, gdy zacząłem brać udział w zagranicznych maratonach.

Jak to jest przebiec całą Szkocję?

 To niesamowite uczucie. Zawodnicy stają na skraju zachodniego wybrzeża Szkocji i na sygnał dyrektora biegu, po wyznaczonej trasie i szlaku na podstawie śladu GPS, ścigają się na zasadzie – kto pierwszy dobiegnie na wschodni kraniec Szkocji. Nie są to zatem zawody etapowe, ale w formule non-stop.

To znaczy?

Startuje zaledwie 80–100 śmiałków, gdyż dystans ponad 300 kilometrów przez górzysty i podmokły teren naprawdę niewielu ludzi na świecie jest zdolnych pokonać. Mimo że przyjeżdżają świetnie przygotowani, to bardzo często biegi takie kończy mniej niż połowa uczestników. Na trasie jest tylko kilka punktów kontrolnych. Biegłem bez wsparcia, tzw. supportu, a formuła non-stop oznacza, że biegniemy na tyle, na ile mamy sił, sami wyznaczamy, ile odpoczywamy oraz ile czasu potrzebujemy na sen. Ponieważ są to zawody, na odpoczynek przeznacza się jak najmniej czasu. Przez 4 noce śpi się w sumie około 8–10 godzin, czyli jakieś 2–2,5 h na noc.

Skąd bierzesz pomysły na kolejne biegi?

 Po tylu zaliczonych zawodach i ponad 25 latach biegania, kiedy wcześniej szukałem głównie miejsc z idealnie płaską trasą i najlepszymi warunkami atmosferycznymi, aby ustanowić rekord życiowy na danym dystansie, tak teraz od około 10 lat szukam biegów, które mnie inspirują. Ostatnio im trudniejsze i dłuższe, tym bardziej pobudzają wyobraźnię i chęć udziału. To też chęć sprawdzenia się. W 2018 ukończyłem bieg Badwater jako 6. Polak w ponad 40-letniej historii biegu, co było nie lada wyczynem.

Jakie jest Twoje największe marzenie związane z bieganiem?

Z jednej strony już takie spełniłem będąc zaproszonym do udziału w ultramaratonie Badwater wraz ze 100 najlepszymi ultramaratończykami z całego świata. W tym biegu corocznie bierze udział zaledwie 15 Europejczyków. Aby wystartować, trzeba zasłużyć, być zaproszonym, a przede wszystkim udowodnić całą swoją karierą biegową, że jest się godnym udziału w tym uznawanym za najtrudniejszy na świecie ultramaraton. Mimo wszystko wierzę, że największe marzenie jest nadal przede mną, a przede wszystkim – nadal należy wyznaczać sobie nowe cele.

Zapewne masz wiele interesujących anegdotek. Która była najzabawniejsza?

 Myślę, że jedna z zabawniejszych wydarzyła się w Dubaju, gdy przygotowując się do sezonu ultra, postanowiłem wziąć udział w maratonie. Okazało się, że również na tej samej trasie rozgrywany jest bieg na 10 km. Oznaczało to, że w limicie czasu maratonu jestem w stanie przebiec 10 km i również maraton, czyli razem 52 km 195 m. Pierwsze 10 km pokrywało się bowiem na tych obu dystansach. Oczywiście wykupiłem dwa numery startowe, oba starty odbywały się o różnych godzinach, ale czas końcowy wyznaczał limit maratonu. Po prostu na początku musiałem pokonać pętlę 10 km dwukrotnie. W biurze zawodów poinformowałem o swoim zamiarze, ale nikt nie mógł zrozumieć, jak chcę tego dokonać, aby oprócz maratonu przebiec jeszcze 10 km. Wiadomo, że maraton to wyczerpujący dystans dla wielu ludzi, szczególnie w bardzo wysokich temperaturach. Skończyło się w ten sposób, że przybiegłem na koniec limitu, ponieważ punkty odżywcze z maratonu były szybciej chowane, a ja większość dystansu biegłem w upale bez picia. Śmieszna sytuacja była taka, że gdy dobiegałem do mety, na trybunach już nikogo nie było, a meta 100 m przed moim wbiegnięciem, zaczęła odjeżdżać. Na szczęście część maty pomiarowej jeszcze złapała mój czas na mecie. Po biegu, zanim pojawiłem się oficjalnie w wynikach, musiałem szejkom tłumaczyć mailowo, dlaczego biegłem aż 2 razy pętlę 10 kilometrową. Myśleli, że się zgubiłem.

 A bywało także groźnie?

 Niewątpliwie było tak na najtrudniejszym biegu ultra Badwater w Stanach Zjednoczonych, w Dolinie Śmierci. Przy temperaturze sięgającej do 54°C musiałem pokonać ponad 200 kilometrów, mając po drodze 3 szczyty o łącznej wysokości około 5 tysięcy metrów, czyli Mont Blanc. 30% uczestników nie dobiegło, wielu zataczało się na trasie lub kończyło w rowie na pustyni. Support jest obowiązkowy i mój 4-osobowy zespół wspierający, w którym był mój brat Grzegorz, przyjaciele – Damian Drąszkiewicz i Damian Kaczmarek oraz kamerzysta Marcin, spisali się świetnie. Dzięki nim stałem się 6. Polakiem na mecie tego ekstremalnego biegu w ponad 40-letniej historii.

Jaką radę byś dał osobie, która chce zacząć biegać?

Zupełnie początkujący adepci powinni skonsultować się najlepiej z lekarzem sportowym oraz z trenerem personalnym bądź z doświadczoną osobą. Wiąże się to bowiem ze spokojnym i odpowiedzialnym wprowadzeniem do regularnego biegania tak, aby odpowiednio dopasować wysiłek fizyczny do aktualnych możliwości zdrowotnych i kondycyjnych danej osoby.

Kluczowe słowa to cierpliwość i systematyczność. Nie próbujmy nadrobić kilku lat przestoju w tydzień. To doprowadzi do przetrenowania lub kontuzji, a przecież każdy chciałby uprawiać sport jak najdłużej. Dlatego zalecam systematyczność, aby krok po kroku stopniowo zwiększać częstotliwość i intensywność wysiłku.

Muszę zapytać o Twój największy sukces. Pewnie jest ich wiele, ale które są dla Ciebie najważniejsze?

 Na pewno wspomniany Badwater, również jako jedyny Polak wziąłem udział i ukończyłem biegi przez Anglię – 200 mil oraz przez Szkocję na 215 mil. Ale pod względem dystansu, te największe są jeszcze przede mną.

Plany na przyszłość?

Mogę tylko zdradzić, że przygotowuję projekt biegowy, którego ukończenie zajmie mi ponad miesiąc. Będzie to bieg bez supportu. Jeszcze kilka lat temu nie sądziłem, że podejmę się takiego wyzwania, a dzisiaj wiem, że jest to obecnie mój cel główny. Blisko dwuletnie przygotowania, szczególnie logistyczne, powinny zaowocować dokładnie latem przyszłego roku. Na jesień 2021 planuję też wydanie książki o moim bieganiu. Chciałbym, aby zainspirowała innych, chcę pokazać, że dzięki pasji możemy osiągać sukcesy, spełniać marzenia i realizować najbardziej niesamowite projekty.

Uczestnicząc w biegach za granicą – szczególnie, gdy jestem jedynym Polakiem na starcie – mam ze sobą polską flagę i zawsze podkreślam, że jestem z pięknego miasta Poznań. W wielu tych wyczynach i sukcesach byłem właśnie pierwszym Poznaniakiem, co jest dla mnie ważne i inspirujące do dalszego wysiłku i rozwoju.