Mój dom – Hiszpania
15.05.2019 12:00:00
Hiszpańska Marbella jest odpowiednikiem francuskiego Saint Tropez. Leżące w Andaluzji miasto jest jednym z najbardziej luksusowych kąpielisk w Europie. Wille mają tam m.in. Antonio Banderas urodzony w oddalonej o 58 kilometrów Maladze i George Clooney. Stojąc na jednej z plaż w Marbelli, zastanawiałam się czy nie zostać na zawsze. Zresztą wciąż namawia mnie na to Agnes Marciniak - Kostrzewa, Polka, która 24 lata temu zaczęła tu swoją przygodę. I chociaż kocha Poznań i Jelonek, gdzie znajduje się Jej dom rodzinny, to w Hiszpanii znalazła swoje miejsce na ziemi. Dziś dzieli się nim z innymi, prowadząc firmę Agnes Inversiones, znajdując swoim klientom nieruchomości zarówno na wakacyjny wypad, jak i na życie – proponując nowy dom lub apartament w najpiękniejszych zakątkach tego kraju.
Dom czy mieszkanie w Hiszpanii nie jest już tylko marzeniem. Agnes Marciniak – Kostrzewa pokazuje, że można tam znaleźć nieruchomość na każdą kieszeń. A kto z nas nie zamieniłby zimowej Polski na gorącą plażę w Andaluzji? Nie znam…
ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne bohaterki
Hiszpania – piękny kraj, sama chciałabym tam zamieszkać. Pani się udało. Jak to zrobić?
Agnes Marciniak – Kostrzewa: To był całkowity przypadek (śmiech).
W życiu nic nie dzieje się przypadkowo.
Ma Pani rację. W kwietniu minęły dokładnie 24 lata odkąd wyjechałam z Polski. W 1995 roku, ze względów zdrowotnych, skończyłam wyczynowo trenować windsurfing. Studiowałam wtedy Turystykę i Rekreację na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. To był wspaniały czas, fantastyczni ludzie.
I wiele wspomnień…
Oczywiście, zabrałam ze sobą z Polski wiele wspomnień. Pamiętam moje ukochane VI Liceum Ogólnokształcące w Poznaniu, popularny „Paderek”, w którym uczyłam się w klasie eksperymentalnej o profilu turystycznym z poszerzonym językiem angielskim. Nasz wychowawca, prof. Michał Preisler, na którego mówiliśmy „Gorg”, mobilizował nas do wyjazdów. Po co? Chodziło o to, żeby wszyscy przed maturą mieli ukończony kurs przewodnika wycieczek zagranicznych. I chyba On zaszczepił we mnie pasję do podróżowania. Potem, już w trakcie studiów, pomagałam rodzicom w hurtowni ogrodniczej. To była bardzo ciężka praca i handlowanie żywym towarem – wiedziałam, że nie chcę tego robić ze z wyglądu choćby na ogromny stres. Na szczęście miałam praktyki w Orbisie, które pokazały mi właściwą drogę.
No, ale praktyki się skończyły.
Tak i zaczęłam szukać pracy, aby przekonać się, czy po „turystyce” jest dla mnie miejsce na rynku, czy należy szybko zmienić studia. Przeglądając Głos Wielkopolski, znalazłam ogłoszenie – amerykańska firma szukała ludzi chętnych do pracy z możliwością wyjazdu do Hiszpanii. Na rekrutacji było bardzo dużo, bo ponad 200 chętnych i do dziś pamiętam, że moja rozmowa rozpoczęła się o godzinie 23:30!
Opłaciło się?
Po kilku dniach otrzymałam telefon, że zostały przyjęte trzy osoby, w tym właśnie ja. Po dwóch miesiącach pracy zaproponowano mi, jako jedynej, wyjazd do Hiszpanii na trzy miesiące. Pojechałam, zostawiając pracę u rodziców, korepetycje, których udzielałam z języka angielskiego i setki innych zajęć. Ale uznałam, że muszę spróbować.
I gdzie Pani pracowała?
Trafiłam do dużego kompleksu ośrodków wypoczynkowych. Ta przygoda miała trwać tylko przez letnie wakacje. I pewnego dnia mój szef, Amerykanin, właściciel kilku ośrodków, przyszedł do mnie i zapytał, czy chciałabym zostać na dłużej. Byłam taka szczęśliwa, ale moja mama nie była zachwycona moja decyzją. Powiedziała, że w każdym scenariuszu muszę skończyć studia, bo kiedyś to będzie ważne i to zrozumiem. Miała rację, za co dziś jestem Jej bardzo wdzięczna.
I musiała Pani wyjechać z Hiszpanii?
Pojechałam do Polski porozmawiać z rektorem mojej uczelni, bo bardzo nie chciałam rezygnować z pracy. I proszę sobie wyobrazić, że zgodził się, abym pracowała za granicą i przyjeżdżała tutaj, co kilka miesięcy, zaliczać egzaminy. To były bardzo intensywne lata, ponieważ pracowałam siedem dni w tygodniu. Potem leciałam do Poznania na egzaminy i szybko wracałam do pracy. Nie było kiedy odpocząć. To były inne czasy, kłopoty z wizą, z połączeniami. Dziś możemy już poruszać się swobodnie po Europie.
Ale Pani praca w Hiszpanii dobiegła końca.
Tak, ale w międzyczasie zdobyłam się na odwagę i otworzyłam swoją firmę w sektorze turystycznym. Niestety, zamachy z 11 września 2001 i kryzys, który nastąpił później, doprowadził do bolesnej decyzji zamknięcia dobrze zapowiadającego się biznesu. Po siedmiu latach pobytu w Hiszpanii wróciłam do Polski. Tęskniłam za rodziną, bliskimi. Jeśli ktoś, tak jak ja, pochodzi z domu, w którym ważna jest atmosfera rodzinna, wartości, to bardzo mu tego brakuje. Tęskniłam też za polskimi potrawami, piosenkami, kinem, spotkaniami ze znajomymi. Nie mieliśmy takiego kontaktu jak dziś, ponieważ nie było telefonów komórkowych, ani maili, ani skypa, więc kontakt z domem był bardzo ograniczony.
Aż w końcu doszła Pani do wniosku, że to jednak Hiszpania jest Pani miejscem na ziemi.
Costa del Sol, tzn. Wybrzeże Słońca, ma swoją magię i niepowtarzalny klimat.
Od razu chciała się Pani zająć nieruchomościami, czy było coś innego?
Praca w ośrodku wczasowym, w którym rozpoczęłam swoją karierę, uświadomiła mi, jak ważny dla klienta jest dobry serwis podczas wakacji, na które czeka kilka miesięcy. Widok uśmiechniętych i zadowolonych osób był dla mnie bezcenny i dodawał mi sił. I to był ten moment przełomowy, kiedy wiedziałam już co chcę robić w życiu.
I wtedy pojawiła się praca w biurze nieruchomości?
Po kilku latach zostałam wspólniczką w firmie zajmującej się nieruchomościami. Ale jak to w spółkach bywa, człowiek uczy się na błędach. Wspólnik okazał się nieuczciwy i nasza przygoda się skończyła. Straciłam dużo pieniędzy, ale zdobyłam doświadczenie, które jest bezcenne. Najważniejsze w życiu to nie poddawać się. W 2006 roku otworzyłam swoje biuro.
Pod nazwą Agnes Inversiones?
Tak.
Dlaczego taka dziwna nazwa?
Moje imię – Agnieszka jest nie do wymówienia dla Hiszpanów. Agnes to skrót, a Inversiones – inwestycje. Śmieję się, bo nawet mama mówi do mnie Agnes. Agnes Inversiones to butikowe biuro nieruchomości oferujące pełen wachlarz usług: od wyszukiwania nieruchomości, przez obsługę przy zakupie/sprzedaży, pomoc przy uzyskaniu kredytu, serwis po sprzedaży, przeprowadzenie remontu, budowy, po zarządzanie nieruchomością, w tym również wynajmem. Oferujemy też usługi typu transfery z i na lotnisko, doradztwo w zakresie aranżacji wnętrz, zarządzanie nieruchomością, a nawet – jeśli klient sobie życzy – zakupy, zorganizowanie kucharza czy podlanie i ekspozycję kwiatów. Celem naszej firmy jest zapewnienie najlepszego serwisu posprzedażowego, a nie tylko sama sprzedaż nieruchomości.
Skąd macie klientów?
Ponad 80 procent naszych klientów trafia do nas z polecenia. Zapewniamy pełną dyskrecję, co dla wielu z nich jest bardzo ważne. Sekret mojej firmy to reputacja zbudowana na lojalności. Nie od dziś wiemy, że obrót nieruchomościami jest oparty na relacjach i wzajemnym zaufaniu, poznaniu się, aby wiedzieć czego szuka klient. Mam długoletnich klientów, którzy są najlepszymi ambasadorami firmy Agnes Inversiones, a to dla mnie najlepsza nagroda. Z wieloma znamy się, a nawet przyjaźnimy, co jest bezcenne. O takich relacjach nawet nie marzyłam uruchamiając działalność.
Czyli ta praca to takie trochę spełnienie Pani marzeń?
Oczywiście, ale największe szczęście daje spełnianie marzeń przyjeżdżających tu ludzi. Codziennie spotykam osoby, które całkowicie zmieniają swoje życie i dojrzewają do tego, że najważniejszy dla nich jest czas dla siebie i dla bliskich. Nieruchomości, które ode mnie kupują, dają im niesamowitą radość. Nie zapominajmy, że Hiszpania, Andaluzja, okolice Marbelli to miejsca tak piękne i jedyne w swoim rodzaju. Panuje tu mikroklimat, te miasta mają bogatą historię i kulturę i nie sposób się tu nudzić. To taki raj na ziemi.
Czy trudno było Polce przebić się na hiszpańskim rynku?
Nie ukrywam, że tak, ale ta moja poznańska pracowitość i determinacja udowodniły, że było warto. Skromność i pokora to wartości wyniesione przeze mnie z domu i towarzyszące mi na co dzień. Jestem dumna, że mogę dzielić się nimi z moimi pracownikami. Zresztą pracuję ze wspaniałymi kobietami, będącymi moimi przyjaciółkami. Widzą to też klienci, którzy polecają nas innym.
Czy wyjeżdżając na wakacje do Hiszpanii można zgłosić się do Pani i znajdzie Pani dla mnie idealny apartament na wynajem?
Tak, poza tym zorganizuję Pani cały pobyt: od transferu z i na lotnisko, przez zakwaterowanie, po wycieczki.
Pani jest takim trochę biurem podróży…
Nie. Odpowiadam za sprzedaż i wynajem nieruchomości, a to co Pani nazwała „biurem podróży”, jest elementem specjalnego serwisu dla naszych wspaniałych klientów.
Chciałabym kupić dom w Hiszpanii. Co muszę zrobić?
Wystarczy skontaktować się z moim biurem, określając konkretnie jakiej nieruchomości Pani szuka: czy ma to być dom, apartament, w jakiej lokalizacji, ile sypialni itd. Przygotujemy wstępne oferty uszyte „na miarę”, zgodnie z oczekiwaniami, następnie umawiamy termin wizyty i pokazujemy wybrane nieruchomości.
I co dalej?
Jeśli wybierze Pani już nieruchomość, to zajmiemy się wszystkimi formalnościami. O nic nie musi się Pani martwić.
Czyli mogę iść zagrać w golfa. Hiszpania podobno słynie z pięknych pól.
Oj tak i trafiła Pani w sedno. Uwielbiam tę dyscyplinę i staram się zaszczepiać u wszystkich moich klientów miłość do tego sportu. Dla mnie to tak jak szachy, w które można grać samemu. Golf wymaga bardzo dużego skupienia i uczy pokory. W tej grze, jeśli oszukujesz to samego siebie. Rzeczywiście Hiszpania słynie z pięknych pól golfowych, na których, oprócz partnerów do gry, można poznać wspaniałych ludzi. Przykładowo, Costa del Sol nazywane jest również Costa del Golf, ze względu na ilość pól, bo jest tam ich ponad 70. Kilka z nich to prywatne pola La Zagaleta czy też bardzo znane na całym świecie Valderrama, gdzie rozgrywany jest, między innymi, turniej European Tour.
Czy można połączyć wypoczynek w Hiszpanii z nauką gry w golfa pod Pani okiem?
Nie udzielam lekcji, ale mam fantastycznego trenera, którego mogę polecić.
Nie tęskni Pani za domem w Polsce?
Tęsknię, chociaż gdzie tak naprawdę jest mój dom? Ponad połowę życia spędziłam w Marbelli. Kiedy jestem w Polsce, tęsknię za Andaluzją, kiedy jestem tu – brakuje mi Polski. Gdyby tak głębiej się zastanowić, to jednak Marbella wygrywa w przedbiegach z każdym innym miejscem w Europie. Ma specyficzny mikroklimat, cały rok jest zielona, jest tu dużo słońca i za każdym razem, kiedy tutaj ląduję, pojawia się uśmiech na mojej twarzy. Kocham to życie.
Ale przyjeżdża Pani czasem do swojego rodzinnego Suchego Lasu?
Niestety bardzo rzadko, bo jakieś trzy razy w roku. Wie Pani co? Wracając, zawsze patrzę na szkołę, w której spędziłam kilka lat. Pojawiają się wspomnienia, wygłupy w szkolnych ławach. To były czasy… I wie Pani, ja kocham ten mój Suchy Las, ten Poznań, który prężnie się rozwija, Jelonek, gdzie mieszka moja mama. Ale dziś mój dom to Marbella. I chociaż mój mąż prowadzi firmy w Warszawie i w Londynie, to bardzo dużo czasu spędzamy razem, bo przecież wystarczy wsiąść w samolot. Życie to podróż, każdy z nas szuka swojego miejsca na ziemi. Ja swój dom znalazłam 3500 km od Poznania i nie zamieniłabym go na nic innego.