Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Nigdy nie jest za późno

Podziel się

Po czterdziestce zmieniła diametralnie swoje życie. Katarzyna Dorna-Zwierska, matka trójki dzieci, nauczycielka z wieloletnim stażem, nie oglądając się na innych, ale wsłuchując się w siebie, zaczęła z sukcesem szukać szczęścia. Dziś jako trenerka personalna i coach pomaga kolejnym kobietom znaleźć klucz do dobrego życia. Twierdzi, że na to nigdy nie jest za późno, a każdy człowiek jest najlepszym ekspertem swojego życia. Czy Nowy Rok może być dobrym momentem do rozpoczęcia procesu zmiany?

 

ROZMAWIA: Ewa Gosiewska

ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

 

Zewsząd słyszymy: Nowy Rok, nowa ja. Czy faktycznie początek roku to dobry moment na zmianę w życiu, jeśli czujemy, że nie wszystko w nim jest poukładane tak, jak byśmy chcieli?

Katarzyna Dorna-Zwierska: Każdy moment jest dobry, żeby coś zmienić i zacząć od nowa. Jednak w początku roku jest coś magicznego, taka szczególnie dobra energia motywująca do zmiany. To jest dobry czas na podsumowania, na spojrzenie, jak wygląda nasze życie, z czego jesteśmy zadowoleni, co byśmy chcieli zmienić. Z jednej strony przyroda śpi i to nie jest moment wiosennego przebudzenia. A z drugiej strony to jest czas szczególnej ciszy i potrzeby znalezienia kąta w domu, by zanurzyć się w siebie i zapytać, czego ja tak naprawdę chcę. Gdzie jest ta przestrzeń, w której ja potrzebuję zmiany. Ważne, żeby nie było to w odpowiedzi do świata, który nam narzuca postanowienia noworoczne. Ma to wynikać z naszego wnętrza i naszych potrzeb. A nie na przykład dlatego, że nagle wszyscy ruszają na siłownię, jogę czy aerobik, żeby ćwiczyć co najmniej dwa razy w tygodniu, bo jest początek roku i trzeba schudnąć po świętach. Jeśli nie mamy nawyku takich ćwiczeń, to powinniśmy robić to stopniowo i przede wszystkim w zgodzie ze sobą. W przeciwnym razie taki cel jest bardzo trudny do zrealizowania i może rodzić frustrację.

Mówisz o wsłuchaniu się w siebie, ale przecież często jest tak, że my zagłuszamy ten wewnętrzny głos, bo zmianie towarzyszy strach. Ty inspirujesz inne kobiety, bo jesteś najlepszym przykładem na to, że ten strach da się pokonać i że to pozornie dobrze poukładane życie wcale nie musi dawać poczucia szczęścia. Co się zyskuje, pokonując te lęki?

Ja ten strach mam do teraz i wcale go nie pokonałam. Odwagą nie jest jednak robić coś bez strachu, ale właśnie z tym lękiem działać. I tak jest w moim przypadku. Przecieram szlaki i robię coś, czego w życiu nie robiłabym jeszcze dziesięć lat temu. W pewnym momencie, będąc nauczycielką, poczułam, że ta praca już nie daje mi szczęścia i satysfakcji, wiedziałam, że już tak dłużej nie chcę. Zaczęłam zmieniać swoje życie, ale te moje strachy, niekiedy pokoleniowe, są cały czas ze mną. Jednak wiem, że było warto, bo zyski z tej zmiany są tak duże, że już bym się nie cofnęła. Mnie zatrzymała choroba. Wtedy się ocknęłam i zapytałam samą siebie, dokąd właściwie zmierzam.

Byłaś nauczycielką najmłodszych dzieci w klasach 1–3. To musi być szczególnie trudne, kiedy wykonując ten zawód, zaczynasz czuć frustrację i smutek, że chcąc być wzorem, za jakim w idealnym świecie podążają następne pokolenia, spalasz się w tym zawodzie i nie czujesz pasji…

Początkowo nauczanie było moją pasją, ale w pewnym momencie poczułam wypalenie, pustkę i przyznałam się sama przed sobą, że nie mogę być dalej dobrym, kreatywnym i inspirującym pedagogiem. Było mi żal siebie, ale też tych dzieci. Bo wydaje mi się, że ten czas edukacji wczesnoszkolnej jest to moment szczególny, kiedy kształtują się Twoje wyobrażenia o szkole i edukacji. Jest wspaniale, kiedy nauczyciele na tym etapie potrafią w tych dzieciakach obudzić ciekawość świata, pasję, hobby. Ja zderzyłam się z własną niemocą. I wtedy uderzyło mnie pytanie: jeśli nie chcę być nauczycielem, to kim chcę być? Ten proces poszukiwań trwał kilka lat. Zaczęłam „kopać” w przeszłości i szukać tego, co mi kiedyś dawało poczucie szczęścia i spełnienia, ale po drodze to zgubiłam. Wróciłam do aktywności fizycznej i przypomniałam sobie, jak bardzo to kiedyś było dla mnie ważne i jak istotna jest ta dbałość o ciało, które musi Cię nieść przez resztę życia. Poczułam, że bardzo chcę, żeby więcej kobiet w wieku 40 plus dostrzegło, jakie spełnienie daje praca z własnym ciałem i ile możliwości każda z nas ma. Głowa nam podpowiada, że nie damy rady czegoś zrobić, a później okazuje się, że dźwigamy niesamowite ciężary na siłowni. Kiedy zaczęłam się sobie przyglądać, przypomniałam sobie, jak ważne jest dla mnie to zainteresowanie drugim człowiekiem, zarówno od strony emocjonalnej, jak i biologicznej. Jaki wpływ mają na nas hormony, ciąża, okres dojrzewania. Moje wcześniejsze doświadczenia zawodowe też były po coś. Dzięki latom pracy z dziećmi, ale też z racji tego, że jestem mamą trzech synów, mam dużo cierpliwości i empatii. Umiem wsłuchać się w innych ludzi i skupić się na drugim człowieku. Dlatego skończyłam studium coachingu i kształcę się w kierunku terapeutycznym. Te wszystkie puzzle poskładały się na moje nowe życie. Jestem trenerką personalną i pracuję jako coach.

 

 

Czy według Ciebie ważny jest ten balans pomiędzy ciałem a głową? Czy ta harmonia jest kluczem do zmiany?

Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że nieważne, czy zaczniemy od ciała, czy od emocji, to i tak dotrzemy do tego, co jest ważne. Jako coach pracuję z przekonaniami i wartościami, dużo rozmawiam. To proces wyznaczania zmiany i celu, ale to samo dzieje się na siłowni. Też obieramy cel, ale skupiamy się bardziej na aktywności fizycznej, tak żeby ona znowu mogła sprawiać przyjemność i dawać satysfakcję. Zdarza się, że niekiedy moje klientki ćwicząc na siłowni, dotykają bardzo trudnych tematów. Czasami są łzy, bo coś „puszcza w ciele”. Te zmiany następują nie tylko na tym poziomie fizycznym, ale też emocjonalnym. Dlatego niezależnie, czy tę zmianę zaczniemy od ciała, czy głowy, to i tak finalnie każdy konfrontuje się ze sobą.

Mówisz o zależności ciała i głowy, a przecież często jest tak, że to ciało nam wysyła jako pierwsze sygnał, że coś jest nie tak, jeszcze zanim faktycznie zaczniemy o tym myśleć. Tylko czy my tego ciała potrafimy słuchać?

Z mojego doświadczenia i obserwacji wynika, że nie potrafimy. A ciało ma niesamowitą mądrość i ono do nas mówi, tylko my go nie rozumiemy. Dopiero jak „przywali” nam jakąś chorobą albo bólem, to my wtedy dopiero zauważamy, że mamy ciało. Ja do pewnego momentu także nie miałam komunikacji z własnym ciałem i traktowałam je jako narzędzie, które ma wykonywać moje polecenia. Moje ciało mnie wręcz irytowało, kiedy mnie zatrzymywało. Kiedy mnie przystopowało na dobre, uświadomiłam sobie, że ja mogę mieć różne cele i marzenia, ale jeśli moje ciało nie jest w stanie fizycznie czegoś zrobić, to ono mnie nie zaniesie do tego celu. I to było ważnym punktem do wprowadzenia zmian w moim życiu. Nie mam na to gotowej recepty. Uważam, że każdy z nas jest najlepszym specjalistą od swojego życia. Każdy ma ten kod komunikowania się z samym sobą gdzieś zapisany, tylko czasem go trzeba znaleźć. Często po drodze go gubimy, patrząc na przekonania innych, a nie własne, zatracając się w obowiązkach domowych czy pracy. Dzieci tego nie mają, one początkowo mają doskonały kontakt z własnym ciałem, nie mają świadomości, co powinny czuć, więc same instynktownie wiedzą, że jak jest zimno, to trzeba się ubrać, ale ten autentyczny kontakt później gdzieś tracimy. A zaufanie do własnego ciała daje bazę do dobrego życia.

Czyli też do szczęścia, do którego każdy z nas dąży. Co byś poradziła osobie gotowej na zmianę, od czego powinna zacząć?

Po pierwsze zapytałabym, czym jest dla Ciebie szczęście, kobieto, która do mnie przychodzisz. Mówię o kobietach, bo to są głównie moje klientki i to z nimi pracuję i mam taką misję, żeby to właśnie kobiety wspierać szczególnie. Wszyscy chcemy być szczęśliwi, ale dla każdego z nas to szczęście oznacza coś innego. Dlatego po pierwsze pytam, po czym poznasz, że jesteś szczęśliwa. W życiu tak jest, że szczęście przeplata się ze smutkiem i nie ma stanu constans. Dla mnie szczęście to akceptacja tego, co jest. Oczywiście łatwiej o to, kiedy jest miło i przyjemnie, a gorzej, kiedy jest smutno. Jeżeli umiem to zaakceptować, że czasem tak po prostu jest, to jest też kawałek szczęścia. Że się nie szarpię z życiem. Dlatego tak ważne jest na początkowym etapie zmiany to „nurkowanie” w poczucie szczęścia. Czy to, co było dla mnie szczęściem wczoraj, dzisiaj też nim jest? Czy może moja perspektywa się zmieniła? Podstawą zmiany jest odpowiedź na pytanie, czym jest dla mnie szczęście w kontakcie z innymi, z własnym ciałem w różnych obszarach pracy zawodowej i w życiu prywatnym.

Zakładam, że jak ktoś przychodzi już do Ciebie, to przeważnie czuje, że to jego poczucie szczęścia jest mocno zachwiane i chce to zmienić. I co dalej? Nurkujecie, szukacie i wyznaczacie cel? Czy on pod wpływem sesji coachingowych może się zmienić?

W czasie sesji dotykamy tego, czego chce klientka. Często zaczynamy od tego, czego nie chce. A nie chce być nieszczęśliwa. Życie nie lubi pustki, więc fajnie ją zapełnić. Przyglądamy się systemowi wartości, przekonaniom, które nas blokują, bo one mogą się kłócić z tym, co naprawdę myślimy o szczęściu. Wtedy rozbrajamy te przekonania i wprowadzamy takie, które będą bliższe klientce i pozwolą zbliżyć się do zmiany. Przyglądamy się relacjom, z czego najważniejsza jest ta z samą sobą. Czym jest szczęście w postrzeganiu siebie samej? Co takiego musi się zadziać, żebym ja była szczęśliwa? To jest skupienie się nie tylko na tym, co ja myślę o szczęściu, ale też jak się z nim czuję i jak moje ciało je odbiera: czy jest rozluźnione, czy może zwarte i gotowe do działania? Zatem na sesji przyglądamy się sobie z różnych perspektyw.

Jesteś towarzyszką tej zmiany? Jakbyś określiła swoją rolę w tym procesie?

Jestem osobą, która podąża za klientką, zadaje dużo pytań, nie ma gotowych odpowiedzi, bo każda kobieta siebie zna najlepiej. Czasem jestem po to, żeby wspólnie pomilczeć, bo w tej ciszy można dokonać niesamowitych odkryć. Ale jestem też po to, żeby zadbać, aby klientka była skoncentrowana i nie skakała z celu na cel. Bo wtedy cała ta para idzie w wymyślanie celów, a nie w ich realizację. Coach jest osobą, która z jednej strony towarzyszy zmianie, ale z drugiej dba o to, żeby ta zmiana była skuteczna i widoczna dla klienta. Klient musi dostać „konkrety”, musi wiedzieć, co ma zrobić, czemu się przyglądać.

A co zrobić, żeby ta zapoczątkowana zmiana nie skończyła się na zapale noworocznym?

Moje doświadczenie jest takie, że łatwiej jest zmiany dokonać osobom, które mają już za sobą analizę, czego chcą, a czego nie chcą. Czasami ta droga jest trudniejsza, kiedy nie ma się obok siebie życzliwej, uważnej i doświadczonej osoby, która towarzyszy nam w tej zmianie. Takiej, która czasem zagoni do pracy i powie: „hej, nie idziesz w tym kierunku, w którym chcesz iść”. Czasami ustalony na początku sesji cel się zmienia, bo okazuje się, że on wcale nie był mój, tylko innych. Im bardziej człowiek poznaje siebie, tym bardziej wie, czego chce, bo jest najlepszym ekspertem swojego życia.

Czego życzysz ludziom z początkiem roku, żeby mogli poczuć się szczęśliwi?

Życzę szczęścia, takiego szczęścia, które jest tylko Twoje, i odwagi, żeby po nie sięgać. To wymaga nieraz pójścia pod prąd tego, co świat, trendy, moda, social media oferują. Życzę też ciekawości. Jak to będzie, gdy będę szczęśliwa czy szczęśliwy po swojemu, w zgodzie ze sobą? Ta ciekawość jest dobrym początkiem zmiany.