Nikt niczego nie dał mi za darmo
Poznaniacy, chcąc oglądać siatkówkę na wysokim poziomie, mogą to robić, tylko śledząc mecze w telewizji. Niestety ani Panie, ani mężczyźni nie grają w elicie i pewnie jeszcze długo się to nie stanie. Możemy być jednak dumni z dwóch naszych gwiazd: Agnieszki Korneluk i naszej rozmówczyni, Marleny Kowalewskiej, córki znakomitego bramkarza Lecha Poznań Zbigniewa Pleśnierowicza. Marlena Kowalewska to przykład osoby, która ciężką pracą dąży do osiągania sukcesów. Mozolnie pokonując poszczególne ligowe szczeble, doszła do elity, sięgając po sukcesy na krajowych boiskach, zyskując miano znakomitej rozgrywającej. Paskudna kontuzja przerwała jej rozpoczynającą się karierę reprezentacyjną. Mamy nadzieję, że Stefano Lavarini, trener reprezentacji Polski, w swoim notesie ma na ten sezon zapisane nazwisko poznanianki, tym bardziej że pojawiała się już na zgrupowaniach kadry prowadzonej przez Włocha.

ROZMAWIA: Juliusz Podolski, ZDJĘCIA: ŁKS Łódź
Zacznę od bardzo chyba oczywistego pytania. Trudno nie zostać sportowcem, mając w rodzinie ojca piłkarza Zbigniewa Pleśnierowicza, bramkarza Lecha Poznań, mistrza Polski.
Marlena Kowalewska: Rodzice dali mi możliwość rozwoju w wielu dyscyplinach. Jednak kiedy zaczęłam siatkówkę traktować poważniej, tata odradzał mi profesjonalny sport, ponieważ wiedział z jakimi wyrzeczeniami się to wiąże.
Chodziła Pani na mecze Lecha, kiedy grał Pani tata?
Chodziłam wtedy, kiedy tata był trenerem bramkarzy. Jak grał, byłam jeszcze bardzo mała.
Dlaczego siatkówka, bo wcześniej były próby i w pływaniu, i w tenisie, ale także piłka nożna z chłopkami na podwórku czy wspinaczka… po drzewach?
Najlepiej czułam się w sportach drużynowych. Kiedy poszłam na pierwszy trening, od razu wiedziałam, że będę grać w siatkówkę.
Pani kariera rozwijała się bardzo systematycznie, można powiedzieć, bo poprzez II ligę, potem pierwszą, aż trafiła Pani do elity. Czy to dobra droga, czy lepsza jest szybka ścieżka?
Uważam, że nie ma lepszej lub gorszej ścieżki, każdy ma swoją. Moja była momentami trudna i wymagająca. Nikt niczego nie dał mi za darmo, dlatego teraz naprawdę doceniam to, co osiągnęłam dzięki swojej ciężkiej pracy.

Pechowy był dla Pani rok 2022. W meczu z DevelopResem odniosła Pani poważną kontuzję kolana, będąc rozgrywającą reprezentacji. Czy to był jeden z najtrudniejszych momentów w Pani karierze?
Tak, mogę tak powiedzieć, że to był najtrudniejszy moment w mojej karierze, ale wierzę, że tak właśnie miało być, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ta kontuzja wiele mi zabrała, ale też sporo nauczyła.
Dzisiaj znowu otwiera się szansa, by grać w reprezentacji. Trener Stefano Lavarini powoływał już Panią, a teraz gdy Joanna Wołosz zrezygnowała z gry w kadrze, potrzebne jest wsparcie dla Katarzyny Wenerskiej. Rywalizacja na tej pozycji jest dość mocna. Czy liczy Pani zatem na grę o najwyższe cele w reprezentacyjnej koszulce?
Staram się też o tym nie myśleć, ponieważ teraz trwa sezon i to jest w tej chwili dla mnie najważniejsze. Uważam, że Asię Wołosz będzie ciężko zastąpić, bo jest to jedna z najlepszych rozgrywających na świecie. Kandydatek jest sporo, ale pewnie trener Lavarini już doskonale wie, co będzie najlepsze dla polskiej reprezentacji.
Marzenia reprezentacyjne sięgają medali, a może wyjazdu do Los Angeles na igrzyska w 2028 roku?
Życzę tej reprezentacji samych sukcesów, zrobiła ona niesamowity progres i na pewno nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
Co jest najtrudniejsze w grze na pozycji rozgrywającej? Jak wiele zależy od Pani w osiągnięciu zwycięstwa?
Najtrudniejsze w grze na pozycji rozgrywającej jest dostosowanie tempa, szybkości i wysokości do każdej z zawodniczek w różnych sytuacjach. Jest to sport drużynowy, dlatego odpowiedzialny za wynik jest cały zespół, nie tylko rozgrywająca.
Kocham siatkówkę, bo daje mi…
Satysfakcję, świetne znajomości i niesamowite emocje.
Czy Agnieszka Korneluk, również poznanianka, jest wciąż Pani najlepszą koleżanką? Tę chemię także było widać, kiedy razem grałyście w Chemiku Police.
Z Agnieszką nadal mamy bardzo dobry kontakt.
Pani siatkarski wzór do naśladowania?
Asia Wołosz i Maja Ognjenović, serbska siatkarka, która grała także w Polsce w Impelu Wrocław i Chemiku Police.
Z którą siatkarką chciałaby Pani zagrać w klubie, by spełnić swoje marzenie?
Nie mam takich marzeń.
Jak wiele zmieniło się w siatkówce od czasów, kiedy grała Pani z takimi gwiazdami polskiej siatkówki jak Aleksandra Jagiełło, dzisiaj prezes BKS Bielsko-Biała, czy Izabela Bełcik?
Myślę, że zmieniło się wiele, dzisiejsza młodzież jest zupełnie inna. Mamy inne czasy i uważam, że nie powinniśmy tego porównywać. Cieszę się, że miałam możliwość poznania i zagrania z Olą Jagiełło, tak cudowną osobą i świetną siatkarką, z której młode zawodniczki powinny brać przykład.

Gdyby nie siatkówka to...
Byłaby to na pewno dietetyka.
Mówi Pani o sobie, że jest sentymentalna. W jakich momentach czy sytuacjach to się objawia?
Lubię wspominać przyjemne momenty w moim życiu, często się wzruszam.
Za czym Pani najbardziej tęskni, kiedy sezon się rozkręca na dobre?
Wtedy pojawia się tęsknota za domem, rodziną, spokojniejszym życiem bez presji i stresu.
Czy przyjeżdża Pani do Poznania, a jeśli tak, to gdzie lubi Pani spędzać czas?
Kiedy przyjeżdżam do Poznania, staram się ten czas spędzić głównie z rodziną i przyjaciółmi.
Jak Pani się relaksuje, bo jako siatkarka ŁKS ma Pani bardzo napięty kalendarz, zarówno na polskich parkietach, jak i w tym roku w europejskich pucharach?
Relaksuje mnie czas spędzony w domu z moimi najbliższymi, spacery, ciepła kąpiel, dobra muzyka i czytanie książek.
Jakie danie wybiera Pani na obiad w rodzinnym gronie?
Pierogi mojej mamy.

Marlena Kowalewska
Jest córką Zbigniewa Pleśnierowicza, byłego piłkarza, mistrza Polski z Lechem Poznań. W dzieciństwie trenowała również tenis i pływanie, jednak siatkówką zainteresowała się już w szkole podstawowej. Jest wychowanką UKS Chrobry Poznań, niemniej od 2010 występowała w drugoligowym Energetyku Poznań, w którym pełniła funkcję kapitana. Latem 2012 przeniosła się do ekipy beniaminka I ligi, Budowlanych Toruń, gdzie spędziła kolejne trzy sezony. W najlepszym z nich (2014/2015) jej zespół w dramatycznych okolicznościach uległ w półfinale rozgrywek ŁKS-owi Łódź. Po zakończeniu sezonu Pleśnierowicz trafiła do występującego w Orlen Lidze Pałacu Bydgoszcz. W sezonie 2015/2016 szybko stała się podstawową rozgrywającą drużyny. W sezonie 2017/18 reprezentowała BKS Profi Credit Bielsko-Biała, a następnie przeniosła się do Polic, gdzie przez sześć lat reprezentowała Chemika. I to właśnie z klubem z Polic rozgrywająca zdobyła wszystkie swoje trofea – cztery tytuły mistrzyni kraju, cztery Puchary Polski i dwa Superpuchary Polski. Od sezonu 2024/2025 reprezentuje barwy ŁKS Łódź.
– Po sześciu latach w jednym klubie poczułam, że potrzebuję zmiany. Dostając ofertę z ŁKS-u, zbyt długo się nie zastanawiałam nad jej akceptacją – przyznaje siatkarka. – To klub z bogatą historią i tradycją, posiadający wiernych fanów, a przede wszystkim z bardzo ambitnymi planami na nowy sezon. Chcę być częścią drużyny powracającej na szczyt. Mocno wierzę w to, że wspólnie zrealizujemy ten cel – podkreśla nowa rozgrywająca łódzkiej drużyny.
W 2019 jej mężem został koszykarz Marcin Kowalewski.
Największe sukcesy klubowe:
Puchar Polski: 2019, 2020, 2021, 2023
Superpuchar Polski: 2019, 2023
Mistrzostwo Polski: 2020, 2021, 2022[12], 2024[13]
Sukcesy reprezentacyjne:
Volley Masters Montreux: złoto 2019
Nagrody indywidualne 2020: najlepsza rozgrywająca turnieju finałowego Pucharu Polski
Pierwszy sezon w kadrze
Tak o tych wydarzeniach, jeszcze o Marlenie Pleśnierowicz, wspomina Przegląd Sportowy w 2018 roku:
Pod nieobecność Joanny Wołosz to Marlena Pleśnierowicz została rzucona na bardzo głęboką wodę na rozegraniu reprezentacji Polski. Nie utonęła, a żeńska kadra wypływa na ocean elity Ligi Narodów.
Jeszcze do niedawna grała w pierwszej lidze – pisał największy polski sportowy dziennik – dziś jest pierwszą rozgrywającą reprezentacji Polski. Dla Marleny Pleśnierowicz ostatnie trzy sezony to nowe wyzwania i ogromny przeskok. Zwłaszcza że po przełomie reprezentacyjnym, dołączy w nowym sezonie ligowym do drużyny Chemika Police. – Cztery lata temu nawet nie marzyłam o tym, że moje życie może potoczyć się w ten sposób i będę śpiewać hymn Polski w biało-czerwonej koszulce – przyznaje 26-letnia rozgrywająca. I pomyśleć, że ojciec – były bramkarz m.in. Lecha Poznań, odradzał jej sportową karierę.
Wcześniej przez dwa lata grała w Pałacu Bydgoszcz, który był jej pierwszym klubem w najwyższej klasie rozgrywkowej po przejściu z pierwszej ligi. Wtedy myślała, że jeśli jej nie wyjdzie w ekstraklasie, zawsze będzie mogła wrócić. Tymczasem już po pierwszym sezonie dostała powołanie od Jacka Nawrockiego, ale cały czas była zmienniczką Joanny Wołosz. Kiedyś stresowało ją nawet, że mecz transmitowany jest w telewizji, dzisiaj radzi sobie z presją bycia pierwszą rozgrywającą reprezentacji. – Rozgrywająca to mózg drużyny i wiem jak duża odpowiedzialność się z tym wiąże. Mam jednak ogromne wsparcie od wszystkich dziewczyn, a każda wskazówka od trenera jest dla mnie bardzo cenna – mówi Pleśnierowicz, której zmienniczką jest jej klubowa koleżanka z Bielska-Białej, charakterna 19-letnia Julia Nowicka. – Obydwu im łatwo, bo wszyscy patrzą im na ręce. Pod nieobecność Asi Wołosz próbowaliśmy znaleźć kandydatkę i naturalną następczynią zdawała się być Marlena. Jej przykład pokazuje, że mimo iż nie była w szkoleniu centralnym, to nadrabia pracowitością i oddaniem się drużynie – mówi selekcjoner Polek Jacek Nawrocki. Podczas przerw w trakcie meczów to właśnie do Pleśnierowicz kieruje najwięcej uwag i wskazówek.
Przed sezonem patrząc na skład reprezentacji wszyscy skazywali Polki na porażkę, a tymczasem one zapewniły sobie utrzymanie w elicie Ligi Narodów na kolejny sezon. – Tak to jest w Polsce, że kobieca kadra jest traktowana, jakbyśmy były dziewczynkami do bicia i miały nic nie osiągnąć. Nie wszyscy w nas wierzą i ufają trenerowi. A ci wszyscy hejterzy w internecie nie wiedzą, jak jest w kadrze. Trener wie, co robi, a my wolą walki i swoją zawziętością potrafiłyśmy się przeciwstawić światowym potęgom – podkreśla Pleśnierowicz.
Sylwetka ojca
Zbigniew Pleśnierowicz święcił z Lechem Poznań sukcesy zarówno jako piłkarz, jak i członek sztabu szkoleniowego.
– Lata osiemdziesiąte były bardzo udanym czasem dla wszystkich ludzi związanych z Lechem Poznań – wspomina okres swojej gry w klubie ze stolicy Wielkopolski Pleśnierowicz. Występował w nim w latach 1982-1988, zdobywając dwukrotnie mistrzostwo Polski (1983, 1984) oraz Puchar Polski (1984, 1988). Ostatecznie licznik ligowych spotkań w koszulce zatrzymał się dla niego na 125.
Po Lechu przyszedł czas na krótki epizod w Szwecji w klubie Södertälje FK, a następnie powrót do regionu, w którym spędził większość swojej piłkarskiej kariery. Trzy lata w Warcie Poznań, trzy w Amice Wronki, a następnie… ponowne gry w niebiesko-białych barwach. Tym razem jednak w ekipie Oldbojów Lecha Poznań, w której występował aż do 2015 roku.
Wcześniej jednak podnosił z Kolejorzem po raz kolejny krajowy puchar oraz superpuchar. Tym razem już jednak w roli szkoleniowca bramkarzy pierwszego zespołu. Miało to miejsce w 2004 roku, a lechici zdobyli oba trofea kosztem Legii Warszawa oraz Wisły Kraków. Od kilku lat związany jest już z Akademią Lecha Poznań.