O Chełmońskim słów kilka
W Warszawie na wystawę jego obrazów przyszło ponad 170 tysięcy ludzi. W Poznaniu jeszcze przed jej rozpoczęciem stała się wydarzeniem, na które trudno było zdobyć zaproszenie, a bilety rozchodziły się jak świeże bułeczki.

TEKST: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIA: Muzeum Narodowe w Poznaniu
Józef Chełmoński należy do najbardziej cenionych malarzy polskich, a jego twórczość zajmuje miejsce szczególne. Zachwycają jego wizje natury, widoki wsi i sceny z życia jej mieszkańców. Jego obrazy od ponad stu lat są uznawane za kwintesencję „polskości” w malarstwie XIX i początku XX wieku.
Poznańska edycja wystawy „Józef Chełmoński 1849–1914” to chronologiczna prezentacja twórczości jednego z najważniejszych polskich artystów drugiej połowy XIX w., dzięki czemu widz poznaje jej dynamikę, dominujące w danym momencie tematy, zmieniające się sposoby malowania, zaniechane wątki czy powroty motywów. Podróż przez lata działalności artystycznej obfituje w spotkania z prawdziwymi arcydziełami, jak chociażby „Babie lato”, „Wieczór letni – wspomnienie Ukrainy”, „Noc księżycowa”, „Orka”, „Bociany” czy „Burza”.
Wielka monograficzna wystawa w stolicy Wielkopolski potrwa do 29 czerwca w Galerii Malarstwa i Rzeźby. Po edycji wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie i Muzeum Narodowym w Poznaniu, prezentowana będzie także w Krakowie. Choć zestaw prac będzie analogiczny, poznańska ekspozycja będzie różniła się od warszawskiej układem dzieł, aranżacją oraz nieco innym zestawem prac. Wystawa będzie wyczerpującą prezentacją dzieł malarskich, bo pojawia się na niej ponad 120 obrazów oraz rysunków, które pozwolą oglądającemu poznać, przypomnieć, odkryć na nowo Józefa Chełmońskiego jako artystę i postać.
Malarza określano mianem romantyka obdarzonego żywiołowym temperamentem, a także poczuciem humoru. Namalował około 400 obrazów. Miał niesamowity zmysł obserwacji i fotograficzną pamięć. Potrafił zapamiętać najdrobniejsze szczegóły, których inni nie widzieli.
To na jego obrazach po raz pierwszy pojawiły się chłopki, co ponad 100 lat temu było niespotykane.
Józef Chełmoński wielkim artystą był i to jest fakt niepodważalny. Natomiast w życiu był oschły, nieprzyjemny, przemocowy wobec kobiet, co podkreślają znawcy jego życia.
Zerwane zaręczyny
Przyjacielem Chełmońskiego na studiach w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie był Emanuel Fechner. Jego dom stał się miejscem spotkań młodych artystów. Tam dyskutowali, muzykowali i... zakochiwali się. Tak właśnie było w przypadku malarza. Na jednym ze spotkań poznał Paulinę, siostrę Emanuela. Bardzo szybko nawiązała się między nimi nić sympatii. Koleżeństwo nie mogło zrozumieć, dlaczego dziewczyna wybrała takiego oberwańca, bo Chełmoński wyglądał jak oberwaniec, nie przywiązywał wagi do tego, w co się ubiera ani do własnej czystości.
To jej jednak nie przeszkadzało, zakochali się w sobie i zaręczyli. Miłość kwitła do momentu, kiedy to Józef Chełmoński wyjechał do Monachium. Tam wszystko się zmieniło. Malarz zdecydował się na zerwanie zaręczyn z Pauliną, która bardzo przeżyła miłosną klęskę.
Miłość w późnym wieku
Artysta po tym zdarzeniu długo czekał na miłość. Przyszła do niego dopiero w późniejszym wieku. W Paryżu poznał Marię Korwin-Szymanowską. On się zakochał, natomiast Maria nie odwzajemniała najprawdopodobniej jego uczuć. Dla wszystkich przyjaciół było szokiem, kiedy szybko i niespodziewanie się zaręczyli. Nawet podczas rejsu na Saską Kępę, kiedy to Chełmoński się oświadczał, wyglądało, że jest dla niej obcym człowiekiem. Przestraszył ją, kiedy postanowił zabić komara siedzącego na jej ramieniu. Uderzył niespodziewanie, a Maria aż podskoczyła.

Problemy finansowe i rodzinne
Ślub odbył się 18 czerwca 1878 roku w kościele na Lesznie pw. Panny Marii. Świadkami byli Stanisław Witkiewicz i Wojciech Szymanowski. Maria miała wówczas siedemnaście lat, a Chełmoński – o jedenaście lat więcej. Po ślubie para młoda wyjechała w podróż do Wiednia, Monachium, Wenecji i Paryża. To był początek ich wspólnego wystawnego życia, a mogli sobie na nie pozwolić, bo Chełmoński zarabiał wtedy bardzo dobrze. Niestety, nie znał wartości pieniądza i jak twierdzili jego przyjaciele, potrafił wydać każdą sumę, czasem nie wiadomo było na co. Dlatego po paru latach małżeństwa i takiego życia zaczęły pojawiać się problemy finansowe, a co za tym idzie – także rodzinne. Okazało, że para ma zupełnie inne priorytety.
Chełmoński bowiem zamykał się przed światem w swojej nowej pracowni w Kuklówce, a żona, przyzwyczajona do luksusowego życia w Paryżu, bardzo pragnęła tam wrócić i znowu rozpocząć życie na poziomie. Biografowie Chełmońskiego twierdzą, że w 1894 roku małżeństwo całkowicie się rozpadło, a wszystko wydarzyło się w atmosferze skandalu.
Malarz zarzucał małżonce, że ta go zdradziła, dlatego gdy okazało się, że jest w ciąży, wyrzucił ją z domu. Podobno już wcześniej dopuszczał się wobec niej przemocy, bił ją i oblewał zimną wodą.
Kryzys małżeński
Owocem małżeństwa Marii i Józefa było siedmioro dzieci. Niestety, troje z nich zmarło, w tym dwóch synów. Pozostały cztery córki. To jeszcze bardziej pogłębiało narastający kryzys ich związku. Kiedy malarz wyrzucił z domu żonę w ciąży, trzy córki: Jadwiga, Maria i Zofia, postanowiły zostać z ojcem, ale ten uznał, że do minimum ograniczy im możliwość widywania się z matką. Dom w Kuklówce, który Chełmoński zamieszkiwał razem z córkami, nazywał żartobliwie „córnikiem”.
U boku matki pozostała najmłodsza Wanda. Chełmoński nie chciał mieć z córką kontaktu, uznając ją za owoc romansu żony. Twierdził, że nie jest jego biologicznym dzieckiem. Spotykali się bardzo rzadko, a atmosfera panowała ciężka i nieprzyjemna. Nie mieli o czym ze sobą rozmawiać. Wanda czuła się przymuszana do tych spotkań, ale co ciekawe – ona jedna poszła w ślady swojego ojca. Została malarką. Kształciła się pod okiem swojego wuja Władysława Ślewińskiego. Jej kariera rozpoczęła się dokładnie tak, jak jej ojca – od wystawienia obrazów w Paryżu. Bardzo poważnie traktowała swoje malowanie, ale nie poprzestała tylko na nim. Ukończyła także historię sztuki na Sorbonie, a prywatnie przyjaźniła się z Olgą Boznańską.

Historia jednego obrazu
„Wieczór letni” to wielkie odkrycie. Na wystawie jest pokazywany z „Babim latem”, bo rok ich powstania, czyli 1875, to ważny moment w życiu Chełmońskiego.
Jesienią 1874 Chełmoński wynajął pracownię w Hotelu Europejskim w Warszawie, którą dzielił wraz z Adamem Chmielowskim i Stanisławem Witkiewiczem. Bardzo długo szukali odpowiedniego miejsca, a kiedy je znaleźli okazało się, że mieści się tam pracownia krawiecka. Podobno złożyli się i opłacili krawca, by jak najszybciej się wyniósł. Niewiele sprzętów i trzech malarzy pracujących prawie bez przerwy – tak wyglądało ich życie w tamtym okresie. Potrafili malować obrazy na szkicach kolegi, bo nie zawsze stać ich było na płótno. To w tym czasie Stanisław Witkiewicz zapoznał swoich przyjaciół z aktorką Heleną Modrzejewską prowadzącą swój salon. Józefa Chełmońskiego połączyły z aktorką przyjacielskie relacje, a ta często nabywała od niego obrazy.
Po pierwszej wystawie dzieła w lutym 1875 w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych obraz się nie spodobał zarówno publiczności, jak i krytykom. Malarz wprowadził kilka poprawek do niego, ale i tak na niewiele się to zdało. Dzieło zyskało uznanie dopiero po powrocie artysty do Paryża, gdzie w 1889 na wystawie światowej otrzymał za nie nagrodę Grand Diplôme d’Honneur.
Zaginiony, odnaleziony
W 1890 obraz zaginął bez wieści po publicznej prezentacji na indywidualnej wystawie artysty w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Podczas II wojny światowej obraz był przechowywany na strychu Willi Złocieniec w Komorowie u rodziny Sławikowskich, przechodząc później na następne pokolenie. Jak potem opowiadała właścicielka, wisiał cały czas na ścianie, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. W rodzinie mówiono, że to obraz Chełmońskiego, ale też zbytnio nikt w to nie wierzył, aż do momentu, kiedy postanowili poddać go konserwacji.
Po odrestaurowaniu obrazu przez właścicieli w 2023 wykazano autorstwo dzieła. 17 czerwca tego samego roku Muzeum Narodowe w Poznaniu zakupiło je na aukcji DESA Unicum za ostateczną kwotę 4,32 mln zł. Jest to najwyższa cena osiągnięta za dzieło artysty.

Józef Marian Chełmoński urodził się 7 listopada 1849 w Boczkach, zmarł 6 kwietnia 1914 w Kuklówce Zarzecznej. Polski malarz, reprezentant realizmu. Jeden z najwybitniejszych twórców malarstwa realistycznego w Polsce.
Pochodził ze szlachty mazowieckiej. Ojciec malarza Józef Adam dzierżawił majątek Boczki. Dziadek, również Józef, był osobistym sekretarzem Michała Hieronima Radziwiłła.
Matka artysty, Izabela z Łoskowskich Chełmońska, miała opinię osoby o dużej kulturze, rozmiłowanej w sztuce i literaturze. Ojciec malarza, właściciel folwarku Boczki i wójt gminny, był utalentowany muzycznie i malarsko: grał na skrzypcach oraz rysował szkice okolic Nieborowa i Teresina. Dziadek Wincenty Łoskowski był oficerem w armii napoleońskiej i m.in. brał udział w oblężeniu Saragossy.
W latach 1867-1872 uczył się w warszawskiej Klasie Rysunkowej i w prywatnej pracowni Wojciecha Gersona, a w latach 1872-1875 studiował w Monachium (w końcu stycznia 1872 r. zgłosił się do Akademii Sztuk Pięknych – Naturklasse), gdzie wzbudzał niemałą sensację swoim ubiorem – nosił czerwone rajtuzy konnicy rosyjskiej, granatową ułańską kurtkę oraz czapkę konduktorską Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Współpracował jako ilustrator z paryskim Le Monde illustré. Zwiedzał Włochy, w latach 1872 oraz 1874-1875 odbył wycieczki na Podole i Ukrainę. Po powrocie artysty z Ukrainy, jesienią 1874 wynajął on warszawską pracownię w Hotelu Europejskim, którą dzielił wraz ze Stanisławem Witkiewiczem i Adamem Chmielowskim. W 1875, dzięki dużej pomocy Cypriana Godebskiego, udał się do Paryża, gdzie zyskał dużą popularność dzięki oryginalnej tematyce swoich obrazów.