Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Przy tenisie o ptakach

Podziel się

Chodząc na turniej tenisowy, połączyłem przyjemne z pożytecznym: nasłuchiwałem, co w naturze miasta piszczy. Rzecz działa się przecież na Golęcinie, wśród zieleni miejskiej, gdzieś na pograniczu późnej wiosny i wczesnego lata.

 

TEKST i ZDJĘCIE: dr Dawid Tatarkiewicz

Zaczynał się dzień. Za uchylonym oknem w centrum miasta ćwierkały wróble. Dołączyły do nich przelatujące jerzyki ze swoim pięknym, przeciągłym głosem: sirr-sirr. Na tym tle wokalnym, niejako punktowo, ale jednak całą zwrotkę – i to nie raz – zaśpiewała piegża. To pokrzewka, ptak niewielki, niełatwy do wypatrzenia, ale jakże charakterystyczny w swym głosie godowym. Zagruchał miejski gołąb. Coś zdenerwowało srokę, a i synogarlica dołożyła swój występ. W ten sposób, nie wychodząc z domu, wiedziałem już o co najmniej sześciu aktywnych tego ranka gatunkach. Okazuje się, że słuch przy obserwacjach ptaków ma niebagatelne znaczenie…

Postanowiłem z tego skorzystać i podczas drogi na korty, jak i będąc już na miejscu, posłuchać, co przyroda ma mi do zaoferowania. Co ma mi do powiedzenia dziobami swoich wykonawców na przyrodniczej scenie życia. A może i pokaże się coś ciekawego na niebie?

Kulczyk i klucze

Po wyjściu z domu, pośród własnych myśli słyszałem głównie zgiełk miasta. Dopiero stopniowo, oddalając się od głównych ulic, a wchodząc w królestwo domków jednorodzinnych, zacząłem słyszeć dźwięki natury.

Pierwszym wokalistą był kulczyk. Ze swoim dzwoniącym niczym pęk kluczy głosem jest on postacią wysoce rozpoznawalną. Kawałek dalej, z obszaru przydomowych ogródków, odzywał się jeden z pierwszych śpiewaków wiosennych – kos. I śpiewać będzie jeszcze nawet do lipca. Również tam usłyszałem kapturkę (to kolejna pokrzewka) oraz pleszkę, nieco podobną z wyglądu do kopciuszka.

Wymieniam tu nazwy poszczególnych gatunków ptaków, ale wystarczy wpisać je w wyszukiwarkę internetową i już wszystko będzie jasne. Warto też zaopatrzyć się w klucz do oznaczania tej grupy zwierząt - choćby wypożyczyć go z biblioteki na czas wakacji i urlopów. Wtedy przekonają się Państwo, dlaczego kopciuszek nosi taką a nie inną nazwę i czym różni się od pleszki. Polecam! - może to być przyjemne zadanie domowe.

Patrzeć i słuchać

Ciekawe to doświadczenie, angażujące zmysły. Jednym okiem patrzyłem na kort i latającą tam i z powrotem piłeczkę tenisową, to zaserwowaną, to ostro ściętą, to podkręconą, to lądującą przed linią, to na linii lub tuż za nią lub wręcz w siatce, drugim okiem – w niebo. Na tle nieba zwykle dzieje się sporo, począwszy od teatru, w którym w głównych rolach występują chmury, aż do przelotów różnych ptasich aktorów.

Jednym uchem byłem z pozostałymi uczestnikami wydarzenia sportowego (oklaski, westchnienia po co bardziej udanych zagraniach lub rozbudowanych wymianach piłki), drugim – nasłuchiwałem dźwięków natury.

Siedząc na korcie centralnym, na początku tak zatopiłem się w widowisko, że zapomniałem o ptakach. Dopiero przelatujące dość wysoko nad kortem dwie pustułki (stosunkowo małe ptaki drapieżne z rodziny sokołowatych) przypomniały mi swym przenikliwym głosem, że to miejsce (tutejsze korty) jest niejako zatopione w naturze miasta (w lesie).

Gdy młodziutki Mrva wyczyniał cuda w meczu z Mollekerem, towarzyszył mu w tym duet kapturek. Swoim charakterystycznym głosem – swoistym kiksaniem – odezwał się też dzięcioł duży. To największy z trójki dzięciołów pstrych występujących w tej okolicy. Na to wszystko, wolontariuszka siedząca przede mną kichnęła siarczyście, jakby chciała rzecz potwierdzić (gdzieniegdzie w Polsce, zamiast „Na zdrowie!” mówi się przecież „Prawda!”).

Wspomniany Czech, nastolatek, grał moim zdaniem dość zjawiskowo. Nie przeszkadzało mu nic, nawet świecące raz po raz z naprzeciwka słońce. Dzień był bowiem pogodny, choć dopiero od niedawna temperatury czerwcowe zaczęły w mieście osiągać wartości charakterystyczne dla lata. Mrva miał co prawda czapkę z daszkiem, ale chyba celowo założoną na bakier - jakby chciał pokazać słońcu, że nic nie jest w stanie go zatrzymać. I wygrał!

Było to zaskakujące. Siedemnaście lat to wiek, który, zestawiony z doświadczeniem i posturą przeciwnika, nie zwiastował łatwego zwycięstwa. Było to starcie Dawida z Goliatem. Chyba więc nieprzypadkowo przypieczętował je swoim głosem godowym najmniejszy nasz krajowy dzięcioł: dzięciołek. Głos dochodził gdzieś z pobliskiego lasku sosnowego.

Na koniec, nad kortem przeleciały również dwie kawki, czyli ptaki krukowate. Zresztą, po tym meczu pewnie niejeden kibic również udał się na kawkę – nie pierwszą dzisiaj, a być może i nie ostatnią.

Co dalej?

Kolejnego dnia, gdy szedłem na korty, śpiewał pierwiosnek. Niestety, tego dnia Mrva niespodziewanie przegrał swój mecz. Wydaje mi się jednak, że jeszcze o nim usłyszymy. Podobnie, usłyszymy jeszcze niejeden ptasi śpiew, niemniej stopniowo, w miarę postępowania lata (lipiec), a później przybliżania się jesieni (sierpień), las stopniowo zacznie się wyciszać…

Póki co, mamy okres wakacyjny. Jak widać, w Poznaniu wszystko się ze sobą łączy: sport z naturą, natura z kulturą, kultura ze sportem. I w to mi graj!