Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Recepta Rakowskiego

02.01.2023 19:16:11

Podziel się

Andrzej Rakowski, kiedy rozpoczął badania nad leczeniem bólu związanym z dysfunkcją narządu ruchu wiele lat temu, nie sądził, że Terapia Manualna Holistyczna, aktualnie nazywana Terapią Manualną Rakowskiego, stanie się jedną z najpopularniejszych w Polsce. Zaczął obserwować i zadawać pytania o przyczyny bólu i innych objawów czynnościowych, by je skutecznie leczyć. I choć początkowo spotkał się z dużym niezrozumieniem w środowisku medycznym, dziś jego terapię niosą w świat fizjoterapeuci w całej Polsce, a pacjenci wychodząc z ich centrum, wreszcie oddychają głęboko i są wyprostowani, bo mogą żyć dalej, bez bólu

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Bonderphotography

Spotykamy się w Centrum Terapii Manualnej w Sierosławiu. Dr n. med. Janina Słobodzian-Rakowska, Danuta Sokołowska i Katarzyna Polańska-Bebejewska z dumą spoglądają na centrum szkoleniowe.

Danuta Sokołowska: Centrum Terapii Manualnej stworzył mój tata Andrzej Rakowski 45 lat temu. Zaczynał w malutkim gabinecie na osiedlu Jagiellońskim. Z wykształcenia „awuefiak”, z doświadczenia fizjoterapeuta, doktor Nauk Wychowana Fizycznego. Od początku swojej pracy przyciągał bardzo wielu pacjentów. Miał wielki dar, był wspaniałym terapeutą, miał ogromną intuicję terapeutyczną, był uważny na człowieka i jego problemy. Pacjenci go lubili, bo miał w sobie to „coś”.

Czyli był skuteczny.
DS: Bardzo skuteczny. Tata miał ogromną wiedzę jak na tamte czasy. Zdobywał ją z trudno dostępnej wówczas literatury fachowej, której autorami byli niemieccy, francuscy, czescy lekarze. Przede wszystkim jednak słuchał ludzi, a metoda Rakowskiego, którą dzisiaj stosujemy, powstała na podstawie ponad czterdziestoletnich obserwacji reakcji pacjentów na stosowane przez niego metody. To było źródłem wiedzy i praktyki taty.

Jak tata pracował?
DS: Szkoda, że Pani tego nie widziała. Gabinet taty był wyklejony zapiskami. Zapisywał na nich reakcje pacjentów na poszczególne elementy terapii. Sprawdzał, jak reagują na bodźce, na igłę stosowaną w terapii Rakowskiego, uważnie słuchał. Z tych wszystkich zapisków powstały statystyki, które dały podwaliny Systemu Terapii Manualnej. Stworzył „mapy” ciała ludzkiego, które pozwalały znaleźć przyczyny bólu lub innych dolegliwości na podstawie objawów. Terapia Manualna Rakowskiego miała swój początek w gabinecie na osiedlu Jagiellońskim, a dziś zna ją cała Polska. Do tej pory przychodzą do nas jego pacjenci, którzy trafili do taty jako dzieci, a dziś wspominają, że właśnie ten człowiek im pomógł, podczas gdy nikt inny nie potrafił. Zresztą z terapii korzystała kiedyś Kasia, nasza menadżerka.

Katarzyna Polańska-Bebejewska: Oj, tak… Doktor Rakowski był bardzo utalentowanym terapeutą, który miał coś więcej niż tylko wiedzę. On miał podejście do pacjenta, jego się po prostu lubiło. Pamiętam, że kiedy do niego trafiłam, byłam małą dziewczynką, miałam może siedem lat.

Jak do niego trafiłaś?
KP-B: Dzięki mojej cioci, która znała jego terapię. Zresztą dużo się o nim wtedy mówiło, bo tylko on potrafił pomóc. Coraz więcej pacjentów wychodziło od niego zadowolonych i bez bólu. To były czasy, w których nie było reklam, a działała jedynie poczta pantoflowa (śmiech).

Kiedy przypomniałaś sobie o doktorze Rakowskim?
KP-B: Kiedy szukałam pracy. Natknęłam się na ofertę pracy w Centrum Terapii Manualnej i uznałam, że muszę tutaj aplikować, że to jest przeznaczenie. Nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Janina Słobodzian-Rakowska: Warto powiedzieć, że to wszystko, co zrobił Andrzej, i w jaki sposób pracował, nie wzięło się znikąd. Od początku bardzo interesował się człowiekiem, jego organizmem. Kiedy trafił do wojska, został trenerem kadry Polski w strzelectwie sportowym. Pracując z zespołem zawodników, prowadził obserwacje i zastanawiał się, w jaki sposób wyciszać ruchy mimowolne rąk, by ich osiągnięcia sportowe były jak największe. Wtedy zaczął się interesować anatomią, fizjologią, wpływem stresu na reakcję zawodnika. Zainspirowany wynikami badań ukończył AWF w 1969 roku. Następnie napisał pracę doktorską, którą potem obronił. Kiedy odszedł z wojska, rozpoczął pracę w Polskim Teatrze Tańca Drzewieckiego. I tutaj zaczęła się jego wielka przygoda z tancerzami. Uczył się od nich o kontuzjach, przeciążeniach, znów prowadził wnikliwe obserwacje na ten temat. Współpracował z doktorem Adamczewskim, chirurgiem ortopedą, który przyjmował w jednej z przychodni w Poznaniu, a także z magistrem Winklerem – jednym z pierwszych poznańskich rehabilitantów. Warto dodać, że w tamtych czasach nie było takiego kierunku studiów jak fizjoterapia. Ludzie wszystkiego uczyli się sami, na podstawie własnych obserwacji, badań, dostępnej literatury. Andrzej w 1985 roku rozpoczął współpracę z Laboratorium Psychoedukacji Santorskiego i Eichelbergera. To psychoterapeuci, którzy mówili na temat psychogenności i reakcji narządu ruchu człowieka na emocje, stres. Dzięki kursom, które Andrzej ukończył u tych dwóch panów, a także dzięki przeniesieniu tej wiedzy i praktyki na swoich pacjentów, stworzył coś unikalnego, czyli właśnie Metodę Rakowskiego. Jest unikatowa, ponieważ bardzo mocno podkreśla wpływ stresu na narząd ruchu. Tak naprawdę poprzez narząd ruchu możemy z bardzo dużym stopniem prawdopodobieństwa powiedzieć, co dany człowiek przeżywa, jaką miał historię, co jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, żeby jego cierpienie nie tylko się zmniejszało, ale żeby je zniwelować. Trzeba powiedzieć, że zostało po nim coś wybitnego, jedynego w swoim rodzaju. Terapia, którą stosujemy na co dzień, ale i uczymy jej innych, prowadząc liczne kursy.

DS: Kiedy tata mówił, że zwyrodnienie nie boli, a jest objawem, inni się z niego śmiali. W związku z tym, że inni podważali jego zdanie, a system za nim nie nadążał, naraził się na szykany i kpiny. Musieliśmy wtedy wyjechać z Poznania. Przez 11 lat mieszkaliśmy w Stegnie. W domu tata miał gabinet, tam się wychowałam. Już wtedy wiedziałam, że to będzie też moja droga. Zresztą jego wszystkie trzy córki zostały fizjoterapeutkami, tylko brat poszedł inną drogą i jest programistą. Już wtedy wiele osób prosiło tatę, by nauczył ich swojej metody leczenia. Początkowo uczył pojedyncze osoby w gabinecie, a potem, około 35 lat temu, wystartował z kursami. Po latach wrócił do Poznania, kupiliśmy działkę w Sierosławiu i powstało to centrum, z którego jesteśmy szalenie dumni.

Jesteście niemodni, bo leczycie przyczyny, a nie objawy.
DS: To prawda. Ten system ma wartość nie tylko dlatego, że leczymy przyczyny, ale traktuje z bardzo dużą uważnością, szacunkiem i wrażliwością całego człowieka. Zajmujemy się pacjentem holistycznie. Nasza terapia dotyczy głównie objawów fizycznych, osiągamy to poprzez pracę z narządem ruchu, jak również zajęcie się emocjonalnością, myślami, relacjami. Osoby z dolegliwościami narządu ruchu, w dużym uproszczeniu, doświadczają: dolegliwości kręgosłupa szyjnego, lędźwiowego, piersiowego. Trafiają do nas z bólem głowy, migrenami, bólem kończyn górnych, dolnych, kolan, stóp, nadgarstków. Pomagamy tam, gdzie medycyna jest bezradna.

JS-R: W każdej dziedzinie medycyny mamy co robić, ponieważ zajmujemy się zaburzeniami czynności narządu ruchu, a one towarzyszą wszystkim procesom chorobowym, jakie się dzieją w organizmie. Trzeba podkreślić, że w sytuacjach skrajnych jak udar, wylew czy inne tego typu dolegliwości, będziemy jedynie czynnikiem wspierającym, a głównodowodzącym będzie lekarz specjalista. To, co według mnie jest bardzo ważne, to to, że w wielu wypadkach człowiek cierpi na dolegliwości narządów wewnętrznych, jak na przykład: wzdęcia, zaparcia, rozwolnienia, bóle brzucha, a w obiektywnych badaniach nie widać przyczyny. W takiej sytuacji poszukujemy związków danego narządu z zaburzonym poziomem kręgosłupa, ponieważ każda komórka naszego ciała sterowana jest z jego konkretnego segmentu. Wykorzystując tę wiedzę, możemy skutecznie pomagać osobom, które w klasycznej medycynie są nieleczalne, ponieważ zaburzenia czynnościowe nie są widoczne w obiektywnych badaniach.

Gdzie zaczyna się Wasza praca?
JS-R: Tak naprawdę nasza praca zaczyna się już na etapie noworodka, który np. rodzi się asymetryczny, przez dziecko, które ma bóle głowy, skoliozę, poprzez młodego człowieka, który na przykład nie może uprawiać sportu, bo boli go kolano, po osobę dorosłą, mającą problemy z pracą siedzącą, bo narzeka na bóle kości ogonowej. W naszym centrum pomagamy w eliminowaniu uciążliwych objawów, ale osiągnięcie równowagi w narządzie ruchu i utrzymanie sprawności to rola pacjentów, którzy kontynuują autoterapię, czyli wyuczone techniki mięśniowe w domu.

DS: Bardziej wyedukowany pacjent bierze więcej odpowiedzialności za własne życie i zdrowie, jest świadomy i umie ze sobą postępować. To w tej terapii bardzo ważne. Dlatego jedną część wizyty poświęcamy na terapię, a drugą godzinę na naukę autoterapii domowej. Osoba, która nie będzie ćwiczyć, będzie bardziej zależna od terapeuty. Prawdopodobieństwo nawrotów dolegliwości u takiego pacjenta jest większe, ale to jest też jego wybór. Akceptujemy to, szanujemy i zawsze służymy pomocą.

Przyjmujecie pacjentów tutaj, w Sierosławiu?
DS: Tak. Oprócz tego tutaj mamy centrum szkoleniowe. Szkolimy w tej chwili fizjoterapeutów, lekarzy, osoby z branży medycznej. Metoda Rakowskiego dzisiaj ma bardzo dobrą opinię w Polsce.

KP-B: Gdyby policzyć kursantów, których wyszkoliliśmy, będzie to ponad 1000 osób, a mówimy tylko o kursie podstawowym. Mamy też ofertę kursów specjalistycznych dla różnych grup medycznych: położnych, stomatologów, logopedów.

Kto szkoli?
DS: Uczniowie taty, fizjoterapeuci, którzy szkolili się do tej roli wiele lat.

JS-R: Chcę podkreślić, że kursy, które prowadzimy, są bardzo wymagające, składają się z kilku modułów cztero- lub pięciodniowych. Kursanci otrzymują od nas nie tylko ogromną dawkę wiedzy, ale też bardzo dużo praktyki. Cieszymy się, że metoda Andrzeja jest popularna już nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Pomimo śmierci Andrzeja wciąż kontynuujemy jego dzieło i wiele osób nas w tym wspiera.

Tęsknisz za tatą?
DS: Oczywiście. Prowadzimy to miejsce z ogromną dumą i misją, propagując metody leczenia taty wśród kolejnych pokoleń. Docelowo chciałabym, aby o metodzie Rakowskiego dowiedziało się jak najwięcej osób w Polsce. Szkoda, że taty nie ma dziś z nami, ale myślę, że patrzy na nas z góry i jest szczęśliwy.