Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

W życiu ważne są marzenia

Podziel się

Spacerując po Poznaniu wszędzie napotykamy prace znakomitego poznańskiego artysty rzeźbiarza, Romana Kosmali. Tablice pamiątkowe, pomnik, ławeczki, makiety dla osób słabo i niewidzących... Można zwiedzać miasto szlakiem jego dzieł. Niezwykle spokojny, sympatyczny, uśmiechnięty, nie przepada za byciem w centrum uwagi. Zwykle gdzieś z boku, a towarzyszy mu żona Małgorzata, która wspiera go i stoi za nim murem.

 

TEKST: Elżbieta Podolska, ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

 

Pan Roman twierdzi, że gdyby nie żona, to nie zaszedłby tam, gdzie jest teraz. Można o Nim powiedzieć rzeźboholik. Cały czas coś robi, projektuje, przygotowuje. Teczki z rysunkami pękają w szwach. Myśli już o kolejnych wystawach, ale też o wyjeździe na krótki odpoczynek z żoną, bo czas, kiedy pracowali po kilkanaście godzin na dobę, minął i teraz mogą więcej być razem.

Była chemia pomiędzy nimi

Poznali się na studiach na Wydziale Biologii i Nauki o Ziemi. Początkowo tylko razem się uczyli, ale szybko zaiskrzyło.

– Romek uczył się bardzo szybko – mówi Pani Małgosia. – Ja po jego wyjściu musiałam jeszcze siadać do książek, żeby być dobrze przygotowaną.

– Pobraliśmy się na studiach – mówi Roman Kosmala. – Utrzymywaliśmy się ze stypendiów naukowych, które oboje zdobywaliśmy.

– Tak. Mąż zdawał wszystkie egzaminy na wysokie oceny. Nigdy nie oblał żadnego. Ja miałam chyba dwie poprawki.

– Nawet nie oblałem żadnego kolokwium, ani na biologii, ani na studiach artystycznych.

– Był takim kujonkiem.

Niezwykły prezent na zaręczyny

Do ślubu namówiła ich mama Pani Małgorzaty.

– Mama się o Romka bała, bo chodził do mnie ciemną Hetmańską. To były lata sześćdziesiąte, bo my jesteśmy już po ślubie 54 lata. Mama wtedy powiedziała, że może by się w końcu oświadczył, bo po ślubie będzie nam łatwiej.

– Ale Twoja babcia nie była z tego zadowolona.

– Babcia miała staroświeckie poglądy i rzeczywiście nie była zadowolona.

Pan Roman oświadczył się w bardzo tradycyjny sposób, rodzicom i wybrance. Tylko prezent dla narzeczonej był bardzo nietypowy.

– Przynieś i pokaż – zachęca pani Małgosia. Pan Roman się waha, bo wypadło mu z głowy, co on tam wtedy przyniósł. – Rzeźbę – podpowiada żona. I rzeczywiście za chwilę przynosi prawie metrową rzeźbę w drewnie. Jest niesamowita.

– Zapomniałem wtedy pierścionka. Miałem rzeźbę, którą sam specjalnie dla Małgosi wyrzeźbiłem. Jest cały czas z nami, przeprowadzała się i towarzyszy we wspólnym życiu.

To taki trochę nasz talizman – dodaje pani Małgosia.

Rzeczywiście rzeźba jest magiczna, nie można oderwać od niej wzroku. Tyle lat znamy się z Panem Romanem, a ja dopiero teraz odkryłam, że rzeźbił też w drewnie.

 

Artysta to nie zawód

Sztuka towarzyszyła mu od dziecka, ale rodzice stwierdzili, że artysta to żaden zawód, więc poszedł do Technikum Chemicznego im. Marii Curie-Skłodowskiej w Poznaniu, a potem na Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu – Wydział Biologii i Nauk o Ziemi.

– Rodzicom marzyło się, żebym został lekarzem, ale ja sobie tego nie wyobrażałem. Leczenie ludzi było nie dla mnie.

– Po technikum chemicznym miał łatwiej na studiach. Profesorowie nie pytali go na chemii, tylko stwierdzali, że przecież musi to wszystko umieć. Ja musiałam zakuwać, tym bardziej że chemia nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem. Potem zrobiłam uprawnienia i mogłam jej uczyć jako drugiego przedmiotu.

Jako młode małżeństwo początkowo zamieszkali u rodziców pana Romana.

– To był maleńki pokoik, nie było łazienki. Warunki były spartańskie, ale nie narzekaliśmy. Lubiłam moich teściów i dobrze wspominam tamten czas. Ale ciężko, bo oboje musieliśmy pisać prace magisterskie. Chcieliśmy szybko zakończyć studia i zacząć stawać na nogi – dodaje pan Roman.

Marzenia trzeba spełniać

– Od zawsze marzyłam o tym, żeby być nauczycielką. Chciałam uczyć młodych ludzi i to się spełniło. Już jako dziecko bawiłam się w szkołę. To była moja pasja i jest do dzisiaj, bo nadal uczę i przygotowuję młodzież do egzaminów na studia. Muszę się pochwalić, że zdają i się dostają. To jest największa nagroda. Nawet przez jakiś czas uczyliśmy z Romanem razem. Mamy na swoim koncie stworzenie specjalnych programów z biologii dla klas o profilu artystycznym. Dostaliśmy za nie nagrodę. To było jakieś 80 złotych, a zarabiało się wówczas ok. 2000-2500 złotych. Program został wprowadzony do szkół i obowiązywał przez kilka lat, aż do wprowadzenia nowej matury. Natomiast podręcznik się nie ukazał. Podobno nie było pieniędzy.

Po studiach zaczęło się dorosłe życie. Praca w szkole i w sanepidzie.

– Ja robiłam to, co chciałam, co kochałam od zawsze – uczyłam. Roman pracował w sanepidzie i nie był szczęśliwy.

– Przyzwyczaiłem się, choć to było bardzo ciężkie. To nie było moje miejsce na ziemi. Męczyłem się. Jednak kiedy dostałem propozycję z firmy polonijnej, bo to były czasy przełomu, żeby zostać projektantem w zakładzie meblarskim, to sporo czasu upłynęło, zanim się zgodziłem. Robiłem projekty i pilnowałem stolarzy, żeby je wykonywali. To też nie było moim miejscem. Tylko pieniądze były inne. Po dwóch latach firmę zlikwidowano i wtedy na pomoc przyszedł mi kolega, który zaproponował mi prowadzenie zajęć plastycznych w Domu Kultury. Podobały się dzieciom, bo robiliśmy na nich mnóstwo rzeczy, także tych brudzących – śmieje się – a to młodzi lubią najbardziej. Tam przyszła informacja, że można zdawać na studia artystyczne i tak kolega zaczął mnie namawiać, że po długim czasie uległem. W 1991 rozpocząłem studia na Wydziale Wychowania Plastycznego, a w 1993 – Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby – Pracownia prof. Józefa Petruka.

Pan Roman z dumą pokazuje trzy zdobyte dyplomy – wszystkie z wyróżnieniem.

 

W życiu trzeba być szczęśliwym

– Bardzo go namawiałam. Wiedziałam, że się męczy, że tak naprawdę jest artystą i to w życiu chce robić. Wiedziałam, że finansowo sobie poradzimy, bo pracowałam w szkole nawet na dwa etaty i jeszcze miałam korepetycje. Roman musiał w końcu znaleźć swoją drogę.

– Było to bardzo trudne. Pracowałem w latach 1993-1998 jako nauczyciel biologii i rzeźbiarstwa w Liceum Plastycznym im. Piotra Potworowskiego w Poznaniu. Córka była mała. Trzeba było wszystko pogodzić. Na studiach miałem dużo pracy, przygotowując rysunki, obrazy, projekty. Miałem już swoje lata i trzeba było nadrabiać czas. Potem były kolejne studia, bo chciałem koniecznie skończyć rzeźbę. Udało się, że zaliczono mi i koledze przedmioty z dwóch pierwszych lat, więc zaczynaliśmy od trzeciego roku.

– Nie żałuję tego, że dopingowałam Romana do tego, by szukał swojej drogi. Nie mogłam pozwolić, żeby był nieszczęśliwy. Było warto.

Rzeźboholik

– Można tak powiedzieć. Kiedyś godzinami, do nocy przesiadywałem w pracowni o jednej bułce. Teraz żona mi już wprowadziła reżim i muszę kończyć pracę o 15-16. Od dźwigania latami moich rzeźb z kamieni, brązu, szkła, ton gipsu zaczął mi odmawiać posłuszeństwa kręgosłup. Muszę się odrobinę oszczędzać. I do tego używane przez ze mnie chemikalia też mają wpływ na zdrowie. Teraz już słucham żony.

Nie stać w miejscu

Oboje cały czas się rozwijali w swoich dziedzinach. Pani Małgorzata napisała książkę z biologii, Pan Roman przygotowywał kolejne wystawy, robił projekty: wystrój kościołów, pomniki, ławeczki… Cykle rzeźb przynosiły mu nagrody, ale też został zauważony i doceniony przez miłośników sztuki.

– Tworzę cykle rzeźb z kamienia, brązu, szkła. Wykorzystując te materiały osobno, ale też łącząc je tak, by się przenikały. Tak jak w naszym życiu przenika się wiele rzeczy, spraw, uczuć. Budowle, ludzie, ich marzenia, sny – to mnie fascynuje i pokazuję to w moich pracach. Kilka lat temu tworzyłem rzeźby w szkle, bo chciałem pokazać przechodzące przez nie światło. Teraz łączę szkło z brązem.

Dom pełen sztuki

Niesamowite wrażenie. Już w ogrodzie wygląda jak w muzeum, a w domu wszędzie pełno jest rzeźb, obrazów, drobiazgów, pamiątek, książek...

– Mam wiele takich rzeźb w domu, w ogrodzie. Jedne zostały z nami dlatego, że nie potrafiłem się z nimi rozstać, a inne, że jeszcze nikt się nimi nie zafascynował. Tworzymy dla ludzi i po to, by właśnie oni mogli z nimi obcować na co dzień. Ale rzeczywiście, nie jest to proste. Dużo łatwiej jest mi sprzedać rzeźbę komuś, kto się nią zainteresował, zafascynował, polubił. Trochę gorzej, gdy ma być to tylko lokata pieniędzy.

Kiedyś kolega opowiadał zbulwersowany, że podarował rzeźbę komuś, a ten wykorzystał ją jako wieszak. Mnie to nie oburza, mam też w domu moją rzeźbę, o której mówię, że jest taka czepliwa, i wieszam na niej często kurtkę. Sztuka powinna być z nami na co dzień, stale, w każdym miejscu. Staram się, żeby to nie były rzeczy oderwane od ludzi, tylko im bliskie. Dlatego tak bardzo cieszyłem się ze spotkań przed pomnikiem Wilhelmiego, z tego, że ludzie do niego podchodzą, robią sobie zdjęcia, głaszczą go na szczęście. Siadają na ławeczkach i robią miny do sylwetek z brązu.

– Wiele z tych prac po prostu z nami jest. Dom byłby bez nich pusty. Wiem dokładnie, kiedy mąż je zrobił. Lubię je. Mają u nas swoje miejsce.

– Żona bardzo mnie wspiera. Jest pierwszym krytykiem. Ufam jej i jak powie, że coś nie jest dobre, to wiem, że trzeba zacząć od nowa.

– Bycie razem nie polega na tym, by tylko się chwalić. Potrafię być bardzo wymagającym krytykiem, ale przecież o to chodzi, by mówić prawdę.

 

Oderwanie od rzeczywistości

Kiedy chcą odpocząć, wyjeżdżają do swojego domu na wsi. Tam oboje nabierają sił i dystansu.

– Nie wyobrażam sobie, żebyśmy do nie mieli. Jest dla nas przystanią.

– Lubimy też wyjeżdżać na krótkie wakacje do ciepłych krajów. Roman zabiera przybory do malowania i jedziemy do słońca. Oboje też lubimy czytać. Ja przede wszystkim biografie muzyków, a mąż książki o sztuce i górach.

– Teraz już nie, ale w czasach studenckich stale jeździliśmy na obozy. Brałem gitarę i już mogłem jechać.

Pani Małgosia jest fanką Elvisa Presleya.

– Od zawsze słucham jego piosenek, czytam o nim i jego rodzinie. Nawet nasz piesek nosi imię Elvis.

Roman Kosmala – album

Niedawno w Bibliotece Raczyńskich odbyła się promocja albumu „Roman Kosmala – poznański rzeźbiarz, malarz i rysownik”, który pokazuje jego najważniejsze prace, poszukiwania i osiągnięcia. Pięknie wydana książka przez Wydawnictwo Miejskie Posnania to podróż przez jego twórczość artystyczną.

Ważniejsze realizacje:

Tablica Tadeusza Ruge, Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan

Tablica Wojciecha Bogusławskiego, Glinno

Pomnik „Bojownikom o wolność i niepodległość”, Koło

Medal 600-lecia Opalenicy

Medal Okolicznościowy – Milenium Męczeńskiej Śmierci św. Wojciecha, Gniezno

Medal 200 lat Mazurka Dąbrowskiego

Medal Milenium Zjazdu Gnieźnieńskiego

Tablica upamiętniająca sarkofag Bolesława Chrobrego, katedra poznańska

Tablica Napoleona Bonaparte upamiętniająca pobyt w Poznaniu, na murze Kolegiaty

Tablica Tadeusza Ruge, Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan

Tablica Wojciecha Bogusławskiego, Glinno, gm. Suchy Las k/Poznania

Pomnik Ofiar II Wojny Światowej, Poznań Junikowo

Pomnik Jana Pawła II, Junikowo Poznań

Tablica Romana Dmowskiego, Poznań

Tablica dr. prof. Stefana Tytusa Dąbrowskiego, Puszczykowo

Tablica Ofiar Tajnego Sztabu Wojskowego w okresie II wojny światowej, Poznań

Medal Wojciecha Bogusławskiego – 250. rocznica urodzin

Realizacje sakralne – Tuchorza, Wolsztyn, Poznań, Licheń Stary, Dobiegniew – „Ołtarz Żołnierzy Września – Woldenberczyków”, Dolsk, Połajewo, Wojnowice

Tablica Edwarda hr. Raczyńskiego na starym gmachu Biblioteki Raczyńskich (inicjatywa Fundacji Rozwoju Miasta Poznania, finansowana przez UWI Inwestycje), Poznań

Pomnik Romana Wilhelmiego na skwerze jego imienia w Poznaniu

Pomnik pomocy Węgrom w Poznaniu, dworzec kolejowy Poznań Główny

Tablica Jarosława Ziętary przy ul. Kolejowej w Poznaniu

Ławeczka Klemensa Mikuły w Poznaniu