Wosk, czosnek i białe kury
Skąd tak naprawdę wzięły się w Polsce, nie wie nikt. Nie ma źródeł, które jednoznacznie wskazywałyby ich genezę. Najprawdopodobniej sięgają czasów pogańskich, gdy o chrześcijaństwie jeszcze nikt nie słyszał, ale doskonale się z nim splotły, łącząc tradycje związane z kultem świętych Katarzyny i Andrzeja. O czym mowa? Oczywiście o katarzynkach i andrzejkach – dwóch wieczorach wróżb, które przez wieki rozgrzewały serca młodych ludzi marzących o miłości.

TEKST: Elżbieta Ignacionek, ZDJĘCIA: Adobe Stock
Dwa wieczory, dwa światy
Dziś świętujemy przede wszystkim andrzejki, ale dawniej pielęgnowano podział ról: wieczór 24 i dzień 25 listopada były czasem wróżb dla kawalerów, czyli tzw. katarzynek, a 29/30 listopada – andrzejki – należały do panien. W Poznaniu i okolicznych wsiach obie daty funkcjonowały równolegle, tworząc komplementarny duet wieczorów matrymonialnych. Z czasem jednak, tak jak i w innych częściach kraju, katarzynki zaczęły zanikać. W Wielkopolsce najdłużej były praktykowane na Biskupiźnie, czyli w południowo-zachodniej części naszego regionu, która obejmuje 13 miejscowości powiatu gostyńskiego ze stolicą w Krobi. Warto wspomnieć, że bogate tradycje tego mikroregionu zostały wpisane na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Nazwa "katarzynki" najprawdopodobniej pochodzi od imienia Katarzyna oraz greckiego „katharos”, co oznacza „czysty, niewinny". W religii chrześcijańskiej swoje odzwierciedlenie odnajduje w postaci świętej Katarzyny Aleksandryjskiej. Według Barbary Ogrodowskiej, etnografki i autorki „Polskich obrzędów i zwyczajów dorocznych”, święta Katarzyna jest „patronką cnotliwych kawalerów, pragnących wstąpić w związek małżeński”. Ta etymologia nie jest przypadkowa – łączy w sobie ideał czystości moralnej z postacią świętej, która stała się wzorem dla młodych mężczyzn szukających godnej towarzyszki życia.
Legenda o świętej Katarzynie idealnie wpisywała się w średniowieczne wyobrażenia o cnocie i małżeństwie. Katarzyna, córka króla Kustosa, była według przekazów nie tylko niezwykle piękna i wykształcona, ale także wymagająca – postawiła swoim zalotnikom cztery warunki: musieli dorównywać jej urodą, majątkiem, mądrością i szlachetnością ducha. Gdy żaden ziemski mężczyzna nie sprostał tym oczekiwaniom, złożyła śluby czystości Chrystusowi. Broniła chrześcijan i swojej wiary z taką mocą, że uznano ją za zagrożenie i gdy miała około 18 lat, z rozkazu cesarza Maksencjusza, skazano ją na śmierć męczeńską. I choć dziś poddaje się w wątpliwość prawdziwość tej historii, to właśnie ta święta dziewica, która odrzuciła wszystkich ziemskich kandydatów, stała się przewodniczką kawalerów w poszukiwaniu żony. W polskich wsiach XVII-XIX wieku wierzono, że święta Katarzyna wspiera "cnotliwych młodzieńców" – tych, którzy poważnie myślą o założeniu rodziny i szukają nie tylko pięknej, ale przede wszystkim cnotliwej i mądrej małżonki. Katarzynkowe wróżby miały im pomóc rozpoznać, która z panien będzie godną towarzyszką życia.
Na rodowód andrzejek natomiast miało wskazywać greckie “Ándreas”, co oznacza „męski, mąż, mężczyzna". Był to również wzór idealnego męża, orędownika i powiernika dla wszystkich panien na wydaniu. Jego chrześcijańskim odpowiednikiem był święty Andrzej – jeden z dwunastu apostołów i brat świętego Piotra. Ten niestrudzony wędrowiec, który według tradycji głosił Ewangelię od Bizancjum po daleką północ, również zakończył życie męczeńską śmiercią – na krzyżu w kształcie litery X, do dziś znanego jako krzyż świętego Andrzeja. Dlaczego stał się patronem panien na wydaniu nie wiadomo. Krążą legendy, że otrzymał on swą moc od starogermańskiego boga Freya, dawcy bogactw, bóstwa miłości i płodności. A może dlatego, że jest po prostu symbolem wierności i oddania Bogu.
Dlaczego akurat koniec listopada?
To nie przypadek, że wróżby matrymonialnie przypadają na ten konkretny moment roku. Kościół katolicki umieścił wspomnienie świętego Andrzeja w kalendarzu liturgicznym na 30 listopada, czyniąc wigilię tego dnia – 29 listopada – naturalnym momentem na ostatnie zabawy przed okresem adwentu. To właśnie ten moment w roku kościelnym – tuż przed wejściem w czas wyczekiwania na Boże Narodzenie – stwarzał doskonałą okazję do hucznej, wesołej zabawy. Koniec listopada to też od zawsze czas zakończenia prac polowych i bilansu po żniwach – naturalny czas na myślenie o przyszłości. Długie, ciemne wieczory sprzyjały gromadzeniu się przy ogniu, opowiadaniu historii i próbom zajrzenia w to, co przyniesie przyszły rok. Dla młodych ludzi najważniejszym pytaniem była oczywiście kwestia małżeństwa.
Wigilia świętego Andrzeja była więc ostatnim momentem na swobodną zabawę. Ta granica między czasem świeckim a świętym, między jesienią a zimą, sprawiała, że noc andrzejkowa stawała się momentem szczególnie „magicznym” – czasem, gdy zasłona między światami wydawała się cieńsza, a przyszłość łatwiejsza do odczytania.
W Wielkopolsce, w której oficjalnie zapoczątkowano chrystianizację Polski, ta dwoistość – pogańskich korzeni i chrześcijańskiej oprawy – współistniała w naturalnej symbiozie. Mieszkańcy wsi chodzili na nabożeństwo ku czci świętego Andrzeja, by po powrocie oddać się wróżbom, które ich pra-pra-pradziadowie praktykowali na długo przed przyjęciem chrztu Polski.
Czy więc andrzejki to święto chrześcijańskie czy pogańskie? Odpowiedź brzmi: obie rzeczy naraz. To doskonały przykład na to, jak kultura ludowa nie znosi pustki – stare obrzędy nie giną, lecz przybierają nowe szaty, nowe znaczenia, zachowując przy tym swój pierwotny sens: dawanie ludziom nadziei, wspólnoty i radości w ciemne, zimowe wieczory.

Kiedy wróżby trafiły pod strzechy
Obecność andrzejek i katarzynek została ugruntowana wraz z rozwojem kultu świętych patronów. Warto podkreślić, że katarzynki są starsze od andrzejek – to one były pierwowzorem listopadowych wróżb matrymonialnych. Tradycja ta sięga średniowiecza, kiedy to kult świętej Katarzyny jako patronki kawalerów dotarł do Polski około XV wieku.
Natomiast pierwsze wzmianki mówiące o magicznych praktykach andrzejkowych w Polsce, jak np. lanie wosku na wodę, pochodzą z wieku XVI, a dokładnie z 1557 r. Pisał o nich krakowski pisarz i kronikarz Marcin Bielski w swoim moralitecie pod nazwą „Komedyja Justyna i Konstancyjej brata z siostrą, jako im Ociec nauke po sobie zostawiał dając miejsce napirwej uczciwej Starości i jej mistrzyni Mądrości”. Tradycja wróżb przyjęła się szybko, mocno osadzając się w naszej kulturze w XVIII i XIX wieku, kiedy to wieczory andrzejkowe i katarzynkowe były traktowane jako ważne wydarzenia społeczne. W niektórych parafiach organizowano specjalne nabożeństwa, po których młodzież spotykała się na wróżbach i zabawach. Co ciekawe, nie odnotowano większego sprzeciwu ze strony duchowieństwa – wróżby traktowano jako nieszkodliwą zabawę, a nie praktyki magiczne.
Choć mimo zabawowego podejścia, gdzieś tam zawsze tliła się nadzieja na poznanie tej jedynej czy tego wymarzonego. Nawet z badań prowadzonych w latach 90. XX w. i na początku XXI w. przez Andrzeja Brencza wynika, że „wśród młodej generacji mieszkańców mimo deklaracji, iż jest to dla nich tylko zabawa czy towarzyskie spotkanie, nadal tkwi przekonanie, że poprzez te praktyki można poznać przyszłość”. W książce „Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana” autor cytuje wypowiedzi młodych mieszkańców wsi Będlewo (gm. Stęszew, powiat poznański), którzy tak opisywali wieczory wróżb andrzejkowych: „Jest fajnie, zbieramy się w jakimś domu, są dziewczyny, pijemy piwko, gadamy, tańczymy, później dziewczyny chcą wróżyć z wosku chłopakom, my wróżymy o tym, kim będziemy”.
Wróżby z chleba, igieł i… nożyc do owiec
Wróżby andrzejkowe w Wielkopolsce nie odbiegały znacząco od tych znanych w całej Polsce. Najpopularniejszą było lanie wosku, które kultywowane jest do dziś. Polega ona na stopieniu wosku ze świecy w specjalnym rondelku lub miseczce, a następnie przelaniu go przez dużą dziurkę od klucza trzymanego w lewej dłoni, co ma symbolicznie łączyć wróżbę z sercem i intencją wróżącego. Kształty, które powstają w misce z zimną wodą, interpretowane są nie tylko na podstawie samej figury, ale też cienia, jaki rzucają na ścianę, co ma pomóc w lepszym odczytaniu wróżby.
Wróżono także z butów. Dziewczęta ustawiały swoje buty od ściany do drzwi, a ta, której but pierwszy przekroczył próg, pierwsza miała wyjść za mąż lub znaleźć miłość.
Inną zabawą wróżbiarską było wkładanie do wody dwóch igieł lub świeczek w łupinach orzechów – jeśli podpłynęły do siebie, wróżyło to rychłe zamążpójście. Popularne było też liczenie sztachet w płocie: parzysta oznaczała ślub, nieparzysta – samotność. W niektórych wsiach panna mogła pójść po naręcze drewna i policzyć szczapy, albo nasłuchiwać, z której strony szczeka pies – stamtąd miał nadejść oblubieniec.
Szczególnie ciekawym zwyczajem było wróżenie z chleba. Dziewczęta stawały w kręgu, kładły kromki na podłodze i wpuszczały psa. Ta, której kromkę pies porwał jako pierwszą, miała wyjść za mąż najwcześniej. W użyciu były też nożyce do strzyżenia owiec – gospodyni nabijała na nie stare sito, a panna zadawała pytanie. Jeśli sito się poruszyło, odpowiedź była twierdząca.
Ale dziewczęta wróżyły nie tylko o tym, czy wyjdą za mąż. Sprawdzały też, jakie będzie ich przyszłe gospodarstwo. W tym celu rzucały garść ziarna na podłogę i jeśli ziarno rozsypało się równomiernie, oznaczało to dobre plony i zamożność.
Sny, czosnek i duchy
Nie tylko wróżby miały znaczenie. Wierzono, że w noc andrzejkową także sny są prorocze, gdyż miały ukazywać pannom na wydaniu przyszłego narzeczonego. Jak opisuje wspomniana już Barbara Ogrodowska, w celu wzmocnienia praktyk magicznych dziewczęta budowały obok łóżka mostki z patyczków na misce z wodą: „Po moście takim, niezawodnie, przychodził sen o ukochanym”. Sen o mężczyźnie na białym koniu oznaczał dobre zamążpójście, gdy przyśnił się pałac – miał być nie tylko dobry, ale i bogaty, a gdy śniły się narzędzia, miało to zwiastować zawód przyszłego męża.
W dawnych czasach wierzono też, że we śnie mogą przyjść złe duchy, strzygi i demony. Żeby więc zamknąć im drogę dostępu, smarowano framugi okien czosnkiem, a przed domami palono ogniska. Niektóre dziewczęta nawet wkładały przed snem czosnek do ust – miał on bowiem odpędzać złe moce. Choć metoda ta dziś może budzić uśmiech, wtedy była traktowana całkiem poważnie.
Kawalerskie sny i ptasia symbolika
Podczas gdy dziewczęta miały swoje andrzejkowe wróżby, kawalerowie nie pozostawali w tyle. Wieczór 24 listopada i dzień świętej Katarzyny także obfitował w magiczne praktyki. Jedną z najpopularniejszych było wkładanie pod poduszkę ptasiego pióra. Sen, który przyszedł tej nocy, miał objawić oblicze przyszłej małżonki, choć w dość... specyficznej formie.
Młody kawaler, któremu przyśniła się biała kura, mógł spodziewać się ślubu z młodą niewiastą. Czarna kura we śnie zwiastowała związek z wdową – kobietą doświadczoną, prawdopodobnie starszą. Jeśli kura miała przy sobie kurczaki, oznaczało to wdowę z dziećmi – perspektywę, która wiązała się nie tylko z małżeństwem, ale i z natychmiastowym ojcostwem.
Symbolika pozostałych ptaków była równie precyzyjna, choć nie zawsze pochlebna. Sowa we śnie zapowiadała żonę mądrą, być może wykształconą, ale niekoniecznie piękną lub łatwo przystępną w obejściu. Gołąb natomiast zwiastował pannę urodziwą, lecz – delikatnie mówiąc – nieobdarzoną nadmiarem rozumu. A kogut? No cóż, kogut oznaczał, że w nadchodzącym roku ślubu nie będzie.

„Pod poduszką są dziewczyny”
Stare porzekadło głosiło: „W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny”. Oczywiście należy to rozumieć symbolicznie, bo pod poduszką lądowały damskie części garderoby. Szczególnie cenna była bielizna. Kawalerowie ukrywali ją pod poduszką w nadziei, że sprowokuje sny o przyszłej wybrance.
Inną wersją tej praktyki były kartki z kobiecymi imionami. Kawaler przygotowywał je wieczorem i umieszczał karteczki pod poduszką. Rankiem, zaraz po przebudzeniu, losował jeden papierek. W ten sposób miał wywróżyć sobie imię panny, z którą zwiąże się w nadchodzącym roku.
Ale na tym wróżby się nie kończyły. Kawalerowie zbierali się na wspólnym śniadaniu, by na końcu zjeść kawałek suchego chleba. Zasada była prosta: ten, kto pierwszy skończył swój kawałek chleba, jako pierwszy miał stanąć na ślubnym kobiercu.
Inną popularną formą katarzynkowych wróżb była zabawa z kubkami. Pod każdym z nich chowano różne przedmioty związane ze ślubem – oprócz jednego, który pozostawał pusty. Ustawiano je do góry dnem, tak aby nikt nie wiedział, co się pod którym kryje, a kawalerowie wybierali potem jeden z nich.
Obrączka zwiastowała rychły ślub — najbardziej pożądany wynik dla kawalera spragnionego ustatkowania. Moneta oznaczała przypływ bogactwa związany z przyszłym małżeństwem – może panna z posagiem? Kłos zboża lub ziarno symbolizowały dobrobyt i płodność – zarówno ziemi, jak i związku.
A wybranie pustego kubka? Niestety, oznaczało kolejny rok czekania na swoją szansę.
Przed wróżeniem kawalerowie śpiewali:
Hej! Kasiu, Katarzynko
Gdzie szukać cię dziewczynko
Wróżby o ciebie zapytam
Czekaj – wkrótce zawitam
Bawmy się więc w Katarzyny
Szukajcie chłopaki dziewczyny
Zapytać więc trzeba wróżby
A nuż potrzebne już drużby
Podczas wróżb też nie brakowało wezwań do świętej patronki: "Kasiu, daj znać, co się będzie ze mną dziać!". Zdanie to, wypowiadane z mieszanką nadziei i zabawy, miało zwiększyć moc wróżby. Święta Katarzyna miała bowiem wstawić się za młodzieńcami i pomóc im odczytać znaki przyszłości.
Te męskie wróżby, choć dziś niemal całkowicie zapomniane, stanowiły istotną część listopadowych tradycji matrymonialnych, dopełniając andrzejkowe wróżby panieńskie i tworząc kompletny cykl obrzędów dla młodzieży obu płci.
Zmiana stylu życia, urbanizacja, a przede wszystkim I wojna światowa brutalnie przerwały wiele tradycji ludowych. Katarzynkowe wróżby stopniowo zanikły i o ile andrzejki – jako zabawa dla dziewcząt – wpisały się w kulturę popularną i przetrwały do dziś, o tyle katarzynki pozostają w cieniu. Może dlatego, że w patriarchalnym społeczeństwie to kobiety bardziej „potrzebowały” wróżb o małżeństwie? A może po prostu dlatego, że współcześni mężczyźni rzadziej przyznają się do zainteresowania wróżbami?
Niektóre wielkopolskie stowarzyszenia regionalne i muzea etnograficzne próbują przywrócić pamięć o katarzynkach, organizując warsztaty i pokazy dla współczesnych kawalerów. Czy te inicjatywy zaowocują powrotem tradycji? Czas pokaże.
Niemniej cieszy fakt, że w czasach aplikacji randkowych i social mediów, tradycyjne zabawy przeżywają renesans. I choć możemy uznawać je za zabobon, to warto zobaczyć w nich to, czym naprawdę były: sposobem na budowanie więzi społecznych, okazją do spotkania i pretekstem do śmiechu i radości w ciemne listopadowe wieczory.