A tam, cicho być!
03.06.2022 08:28:38
Znali go wszyscy. Gdziekolwiek się pojawiał, był rozpoznawany. Wszyscy dookoła chcieli, żeby opowiadał dowcipy, a jemu w życiu nie zawsze było do śmiechu. Bohdan Smoleń nie tylko rozśmieszał, występował w filmach i serialach – kochał zwierzęta, a jego największym marzeniem było, by pomagały ludziom, stąd pomysł na hipoterapię. Jego pomnik w Poznaniu odwiedza mnóstwo osób, dbając, by w mrozy nie było mu zimno i zakładając mu szalik i czapkę. Inni tylko przystają na chwilę i wspominają. Teraz będzie okazja, by zajrzeć za kurtynę jego życia wraz z Katarzyną Olkowicz, autorką najnowszej biografii pt. „A tam, cicho być!”.
TEKST: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIE: Krzysztof Deszczyński/cyryl.poznan.pl
Od kabaretu do tragedii
To opowieść o blaskach i cieniach jego życia. Trudno znaleźć osobę tak pełną skrajności jak Bohdan Smoleń – jeden z największych artystów polskiej sceny. Utalentowany kabareciarz i aktor. Miłośnik zwierząt stroniący od ludzi. Postać komiczna i tragiczna zarazem. Wraz z Zenonem Laskowikiem stworzył niezapomniany duet w poznańskim kabarecie Tey, wywołując salwy śmiechu, jak Polska długa i szeroka. Przez lata sprawiał, że na ustach milionów rodaków pojawiał się uśmiech. Blask sceny nie docierał jednak do jego życia prywatnego. A ono toczyło się w cieniu ogromnych tragedii – śmierci syna i żony. „A tam, cicho być!” to biografia człowieka budzącego wiele kontrowersji, od zachwytów po żal i gorycz. Człowieka, który potrafił być dobry, ale i przykry dla osób dla niego ważnych. Angażującego się, by za chwilę od zbyt bliskich relacji uciekać. W ostatnich latach życia schorowanego i wręcz odpychającego. Człowieka, którego tak naprawdę niewiele osób znało i rozumiało. Człowieka, który być może nie znał i nie rozumiał sam siebie.
Siwy od Laskowika
Czytając tę książkę, natychmiast wracają wspomnienia mojej znajomości z Panem Bohdanem. Poznaliśmy się na konferencji prasowej, której był ozdobą i potrafił rozśmieszyć całe towarzystwo. Jak mi później zdradził, popularność go męczyła. – Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Czasem sobie myślę, że dookoła są sami niedosłyszący ludzie. Jak ja widzę kogoś, to sobie w myślach mówię, kto to może być. Natomiast ja cały czas słyszę: patrz, Smoleń, Siwy od Laskowika…
Kiedy więc jechałam zrobić z nim wywiad rzekę, wydawało mi się, że będzie to spotkanie skrzące się humorem, a jednak do tego było daleko. Spotkałam człowieka doświadczonego, ciepłego. Wspominał swoje dzieciństwo i to, jak tuż przed klasą maturalną, z kolegami nazbierali niewybuchów i zgłosili to na milicję. A że milicja nie była skora do zajęcia się tą sprawą, to wzięli ją w swoje ręce. – Myśmy, w trosce o dobro społeczeństwa, zaopiekowali się tym terenem bardzo dokładnie. Nazbieraliśmy gałęzi, chrustu różnego i podpaliliśmy to. Podobno jeszcze starsi ludzi w Bielsko-Białej pamiętają, że to nie był sylwester, a fajerwerki były niezłe. Rozbroiliśmy ten cały arsenał. Kary żadnej nie było, bo byliśmy szybsi i nas nie złapano.
Jak podkreślał, niemalże z dumą, po tym wybuchu miasto do dzisiaj jest ciche.
Artysta lekko przymuszany
Najczęściej obsadzany w rolach komediowych, ale zawsze chciał zagrać coś poważnego. – Kiedyś nawet próbowałem w filmie „Kochankowie mojej mamy” z Krystyną Jandą. Scenograf, Marek Grabowski, zawsze mówił, że jak wchodzę na scenę, to jest tragedia i warto pójść, bo można się pośmiać. Jak na tym ma polegać tragedia, to ja dziękuję.
Na scenę ciągnęło go już w dzieciństwie, choć jak sam mówił, raczej był przymuszany, żeby mówić wierszyki przy różnych okazjach. – W szkole byłem niemal zawodowym konferansjerem na wszystkich akademiach, występowałem w różnych teatrzykach i tak się zaczęło.
Najwierniejsi przyjaciele
Odskocznią, a nawet sposobem na zarabianie pieniędzy, były zwierzęta. Poznaniacy pamiętają jeszcze, jak chodzili na Garbary do sklepu zoologicznego pana Smolenia. – To był mój najprzyjemniejszy okres w życiu. Pomagałem żonie sprzątać sklep. Dostarczałem w nocy towar i miałem bardzo blisko do pracy. Zwierzaki to jest taki fajny kabaret życiowy. W akwarium ryba na przykład nigdy nie przepłynie tak samo. Można to oglądać, jak program w telewizji. Zawsze w domu towarzyszyły mi akwaria, zawsze był jakiś pies, kot, świnka wietnamska o wdzięcznym imieniu Maria, bażanty, kaczki, no i konie…
Zostały wspomnienia
To było wiele przegadanych godzin. Czasem do śmiechu, czasem do płaczu i zastanowienia. Tym chętniej teraz sięgnęłam po lekturę książki Katarzyny Olkowicz. Wiele nieznanych faktów, historii, informacji. Bohdan Smoleń, jakiego znałam i o jakim nie miałam pojęcia. Wesołek z twarzą mędrca. Zadumany, bo jak sam twierdził, w domu nie pracuje i kawałów opowiadać nie musi. Ciekawe, jak Wy go pamiętacie. Potraficie opowiedzieć dowcipy, którymi rozśmieszał tłumy? A może kojarzy Wam się z Panią Pelagią? Najważniejsze, że nadal o nim pamiętamy i wspominamy.