Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Dieta roślinna może być fajna

Podziel się

Roksana Malczyńska – miłośniczka kuchni roślinnej i podróży kulinarnych po wegańskiej stronie Poznania. Na co dzień pracuje jako psycholożka, a po godzinach prowadzi konto na Instagramie poświęcone psychologii (@wegepsycholek) i diecie roślinnej (@veggie.poznanie). Pokazuje tam, czym jest dieta roślinna i zaznacza, że trzeba być tolerancyjnym w głoszeniu swoich poglądów. Zaprasza do kilku ciekawych wege miejscówek w Poznaniu oraz proponuje przepis na ciasto bez pieczenia.

ROZMAWIA: Juliusz Podolski
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

Od jak dawna jest Pani wegetarianką i co skłoniło Panią do tej formy żywienia?
Moja przygoda rozpoczęła się od weganizmu w 2013 roku. Przyznam, że był to skok na głęboką wodę i decyzja, którą tak naprawdę podjęłam z dnia na dzień. Zainspirował mnie znaleziony w Internecie filmik pewnej dziewczyny, która przechodząc na weganizm, w znacznym stopniu poprawiła stan swojego zdrowia, samopoczucie oraz wyniki sportowe. Dopiero po paru latach zaczęłam bardziej zagłębiać swoją wiedzę na temat wpływu diety roślinnej na planetę. W tamtym momencie stopniowo rosła we mnie też empatia i szacunek do zwierząt.

Jak rodzina i znajomi traktują fakt, że nie jada Pani mięsa?
Prawie dziesięć lat temu dla niektórych było to dosyć szokujące. W tamtym czasie sama dieta wegetariańska, a co dopiero wegańska, wzbudzała pewne kontrowersje. Jednak moja rodzina dosyć szybko zaakceptowała moją decyzję i nie starała się nakłaniać mnie do jedzenia mięsa. Oczywiście, czasami słyszałam i nadal słyszę od bliższych i dalszych znajomych zdania typu „a nie brakuje ci mięsa?” lub „to co ty tak właściwie jesz?”, ale chyba nauczyłam się już z tym żyć. Wiem też, że często nie wynika to z niczyjej złośliwości, tylko może bardziej z braku wiedzy na temat diety roślinnej.

Co sądzi Pani o osobach, które jedzą mięso?
W tej kwestii rośnie chyba coraz więcej nieporozumień i używanych jest wiele zbyt mocnych słów. Szczególnie można to zauważyć na facebookowych grupach wegańskich lub wegetariańskich, gdzie często propagowane jest bardzo jednostronne podejście – albo jesteś 100 procent wege, albo odejdź. Tak jakby nie mogło być nic po środku, mimo że często ten środek przynieść może więcej dobrego niż radykalne podejście do tematu. Każdej osobie należy się szacunek i wydaje mi się, że oskarżanie kogoś o to, że spożywa mięso, nie nakłoni tej osoby do zmian. A wręcz przeciwnie, może dać odwrotny od zamierzonego efekt, czyli większej niechęci wobec samego wegetarianizmu i osób niejedzących mięsa. Zamiast prawienia wykładów i wytykania innym błędów, warto pokazać swoim postępowaniem, że dieta roślinna może być faktycznie czymś fajnym, ciekawym i służącym nam wszystkim.

Czy fleksitarianizm jest kompromisem między jednym i drugim światem?
Fleksitarianizm jest świetnym podejściem dla osób, które niekoniecznie chcą zamykać sobie furtkę, jeśli chodzi o jedzenie mięsa i nie mają potrzeby deklarowania się jako osoby wege. Będąc fleksi nie trzeba rezygnować z ulubionego mięsnego obiadu w niedzielę, za to w ciągu tygodnia można wprowadzić kilka małych zmian i częściej sięgać po produkty roślinne. Warto zacząć od małych kroków, które nie spowodują ogromnej rewolucji w naszym życiu, a jednak w znacznym stopniu przyczynią się do poprawy sytuacji na świecie.

Jestem mięsożercą, chociaż lubię zjeść coś Wege. Dokąd moglibyśmy się wybrać razem na dobre dania roślinne?
To zależy, jakie smaki Pan lubi. Ja zaproponowałabym kuchnię azjatycką w wersji roślinnej, gdzie nikomu z nas nie zabraknie smaku umami. Świetnie w wersji wege wypadają też restauracje indyjskie, np. Radhe Vega lub Taj Mahal. Jeśli chodzi o bardziej domowe obiady polecam Kuchnię PoWolność, Zieloną Michę oraz Bar Wegetariański na Rybakach.

Wiele restauracji stara się obecnie mieć jakieś danie wege, ale czasami jest to usunięcie np. z sałatki Cezar kurczaka, a to chyba jednak nie o to chodzi.
Według mnie, każdy klient powinien poczuć się zadbany w restauracji. Takie działania, o których Pan wspomniał, trzeba przyznać, często nie są satysfakcjonujące. A przecież wystarczy wprowadzić 2–3 wege opcje i każdy będzie zadowolony. Myślę, że ludzie mieliby wtedy większą swobodę, jeśli chodzi o wybór lokalu, kiedy wybierają się na miasto większą grupą.

Jak unikać złych miejsc z jedzeniem wege, by nie odwiedzać ich dwa razy – pierwszy i ostatni?
Zawsze warto zrobić research i zapytać o polecenia na miejscowych wege grupach na Facebooku. Później można sprawdzić opinie o danej restauracji w Google lub na Facebooku. Ja przed wyborem restauracji zazwyczaj sprawdzam menu, aby upewnić się czy to, co oferuje dane miejsce, mi odpowiada.

Czerpię z jedzenia przyjemność i często, a nawet bardzo często, trafiam na dania, które głównie epatują przyprawami, a nie wydobywają smaku np. z soczewicy, cieciorki, czy kalafiora.
To prawda. Oprócz użytych przypraw, dużo zależy od rodzaju obróbki termicznej danej potrawy. Sam ugotowany i doprawiony kalafior może być nudny, ale już upieczona główka kalafiora czy wege skrzydełka kalafiorowe mogą być czymś naprawdę dobrym. Podobnie z ciecierzycą. Nawet dodanie najlepszych przypraw nie spowoduje, że nagle zacznie ona smakować inaczej. Ale wystarczy wcześniej podprażyć ją w piekarniku lub potraktować jako bazę do wege kotletów i już smak się zmienia.

Nie wydaje się Pani, że kucharze gotujący dania mięsne, przygotowują lepsze smakowo dania wege niż kucharze, którzy nigdy nie przygotowywali dań mięsnych? Ja wiele razy się o tym przekonałem.
Mam podobną opinię, ale nie mam pojęcia z czego to wynika. Może chodzi o lata doświadczenia w kuchni – w końcu moda na gotowanie wege przyszła do Polski nie tak dawno temu. Powodem może być też nadmierna dbałość o to, aby wege danie było „zdrowe”, przez co zostaje ono odchudzone o niektóre składniki i ostatecznie taki posiłek traci mocno na smaku.

Jakie jest Pani zdanie na temat nazywania dań bezmięsnych nazwami mięsnymi, jak smalec, parówki, kotlety, bigos?
Jestem zdecydowanie za i sama chętnie korzystam z tych nazw. Jak dla mnie, wiele to ułatwia w codziennym życiu – każdy przecież wie, jak wygląda burger. Prościej jest więc powiedzieć, że jem wegańskiego burgera niż, że jem produkt zrobiony na bazie białka grochu, pszenicy i soi, który został stworzony na podobieństwo burgera mięsnego, ale burgerem nie jest. Warto pamiętać, że wiele osób wybiera weganizm lub wegetarianizm z powodów etycznych lub zdrowotnych, a nie dlatego, że nagle przestali lubić mięso. Nic więc dziwnego, że poszukują oni odwzorowania tych smaków w wersji roślinnej oraz mają chęć je tak nazywać i wprowadzać do słownego obiegu.

Wkrótce Wielkanoc, a te święta są mięsne, jak żadne inne. Wynika to z tradycji i 40-dniowego postu. Jakie dania znajdują się na stole u wegetarian?
Fakt, Wielkanoc, jeśli chodzi o przygotowanie wege potraw, jest dużo trudniejsza. Jednak Internet obfituje w przepisy na wegetariański żurek, sałatkę jarzynową z wegańskim majonezem, mazurek, tofurnik, babkę drożdżową, pasztety warzywne czy bezjajeczne pasty. Jeśli nie lubimy spędzać dużo czasu w kuchni, warto skorzystać z ofert restauracji, które oferują zweganizowane wielkanocne dania.

Najlepszy posiłek wege jaki Pani zjadła?
Chyba wegańskie sushi w tempurze, z pieczoną dynią, sosem bulgogi i dodatkami. Aż się rozmarzyłam.

Może podzieli się Pani jakimś przepisem z naszymi Czytelnikami?
Oczywiście! Bardzo polecam przepis na szybkie, wegańskie banoffee bez pieczenia.

Wegańskie banoffee bez pieczenia

Składniki:

– paczka herbatników

– 3 banany

– puszka mleczka kokosowego 85% (chłodzona przez całą noc w lodówce)

– 2–3 łyżki cukru pudru

– 200 gramów daktyli

– sok z cytryny

– szczypta soli

Przygotowanie: Ciastka rozgniatamy na pyłek. Jeśli masa jest zbyt sucha, dodajemy odrobinę mleczka kokosowego. Wykładamy na spód naczynia i wstawiamy do lodówki. Daktyle zalewamy gorącą wodą. Odsączamy i blendujemy z odrobiną soli. Wykładamy na spód ciasta. Banany kroimy w drobne plasterki, skrapiamy łyżką soku z cytryny i wykładamy na masę daktylową. Stałą część mleczka kokosowego ubijamy z cukrem pudrem. Nakładamy masę na banany, posypujemy delikatnie kakao lub pokruszoną czekoladą, schładzamy.