Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Miejsce pełne gwiazd

Podziel się

To pożegnanie miejsca, do którego stosunek mam bardzo sentymentalny. Byłam tam setki razy na spektaklach, koncertach, spotkaniach, zebraniach, rozmowach. Siadałam na widowni, na scenie, za kulisami, w garderobie. Oglądałam i rozmawiałam tam z najwybitniejszymi artystami polskimi i nie tylko, bo np. spotkałam tam też japońską gejszę. Gdyby te mury mogły opowiadać…

 

TEKST: Elżbieta Podolska

 

ZDJĘCIA: Archiwum

 

W czerwcu ruszą pierwsze prace i Scena na Piętrze przy ulicy Masztalarskiej zmieni się nie do poznania. Za trzy lata będzie nowoczesnym obiektem z letnim kinem na dachu i studiem nagrań.

Teraz trwa pakowanie archiwów, robienie dokumentacji i wielkie sprzątanie.

 

Jak w domu

Kiedy poszłam na Masztalarską po raz pierwszy, bardzo się bałam. Młodą dziennikarkę wezwał do siebie guru teatru, czyli Romuald Grząślewicz. Oglądając niepozorna kamienicę, nikt by nie powiedział, że kryje ona wnętrze przyciągające gwiazdy. Jeszcze bardziej zaczęłam panikować, kiedy zobaczyłam na ścianach portrety wielkich sceny i estrady. Zadziałały na mnie jak magnes, bo zostałam na lata.

Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że magiczny teatr, jak nazywano zawsze Scenę na Piętrze, to niewielka salka ze skrzypiącymi fotelami, na widok których każdy kręgosłup się buntował. Warunki w garderobie, oglądnie mówiąc, były dramatyczne, wszyscy siedzieli sobie na głowie. Nie było mowy o spokojnym przygotowaniu się do spektaklu. A jednak to właśnie to miejsce wzbudzało zachwyt u artystów, którzy twierdzili, że dzięki opiece roztaczanej nad nimi przez panów Romualda Grząślewicza i Piotra Żurowskiego czują się jak w domu i nic im nie przeszkadzały niedogodności, ciasnota, rozstrojony fortepian, kotary, których lepiej było nie dotykać, żeby nie dostać pylicy. Twierdzili, że nigdzie nie mają tak bliskiego kontaktu z widzami, którzy są w stanie wyczuć każdy fałsz, nie sposób ich oszukać, a burza braw jest zawsze szczera.

 

Rozmowy do rana

Z tyłu przy schodach zwykle stał strażak, który wznosił ręce do nieba o to, by nic się nie zapaliło. Tak sobie myślę, że lubił tam przychodzić i oglądać kolejne spektakle.

Gwiazdy były zaopiekowane. Pan Romuald wyjeżdżał po artystów na dworzec albo wysyłał zaprzyjaźnioną taksówkę lub busik. U niego w biurze czekała już kawa z procentowym wzmocnieniem i herbata Roibos dla poprawy zdrowia. Wśród ton papierów, pamiątek, zdjęć siedzieli i rozmawiali godzinami, często po spektaklu, prawie do rana.

Pokój najczęściej rezerwowany był w Hotelu Rzymskim, gdzie także bardzo dbano i przygotowywano nawet specjalne dania dla gości Sceny.

 

Zobaczyć gwiazdy

Przez dziesięciolecia najmniejsza scena Poznania była przedmiotem pożądania artystów, ale i widzów, bo przecież biletów było ok. 200 na każde wydarzenie, a te najczęściej były niepowtarzalne.

Grażyna Barszczewska, Beata Tyszkiewicz, Ryszarda Hanin, Anna Seniuk, Magdalena Zawadzka, Ewa Wiśniewska, Ewa Dałkowska, Justyna Sieńczyłło, Małgorzata Zajączkowska, Grażyna Szapołowska, Katarzyna Figura, Nina Andrycz, Anna Dymna, Hanka Bielicka, Emilia Krakowska, Krystyna Janda, Zbigniew Zapasiewicz, Gustaw Holoubek, Krzysztof Kolberger, Daniel Olbrychski, Henryk Machalica, Jan Świderski, Edward Dziewoński, Roman Wilhelmi, Paweł Wawrzecki, Tadeusz Łomnicki, Zdzisław Wardejn, Jan Peszek, Jan Machulski, Andrzej Kopiczyński, Andrzej Seweryn, Jan Englert, Marek Kondrat, Jacek Kałucki, Emilian Kamiński i wielu, wielu jeszcze wystąpiło w Scenie na Piętrze. Tak naprawdę zdecydowanie łatwiej byłoby wymienić tych artystów, którzy tam nie zagrali. Katarzyna Grochola podkreślała nawet, że tak naprawdę dzięki temu miejscu i ludziom, których tam spotkała, zdecydowała się pisać dalej.

Romuald Grząślewicz, robiąc pewnego razu spis tych, którzy na Scenie zagościli, naliczył 1200 osób: aktorów, wokalistów, muzyków, reżyserów, pisarzy, tekściarzy, kompozytorów, a przecież byli jeszcze dziennikarze, przyjaciele, cały sztab techniczny. Tak, tak, to nie pomyłka, a ilu wykonawców było jeszcze zaproszonych przez Estradę Poznańską? Pewnie drugie tyle. Stąd wniosek, że grali tu chyba wszyscy.

Ich portrety, często z autografami, afisze ze spektakli, a nawet scenariusze znajdują się w archiwum Fundacji Sceny na Piętrze Tespis.

 

Początki teatru impresaryjnego

Scena w gmachu przy Masztalarskiej od zawsze była pod zarządem Estrady Poznańskiej, która w tym roku obchodzi 70-lecie istnienia, bo została powołana do życia 30 grudnia 1954 roku. W latach 70. ubiegłego roku, kiedy to jeszcze jej siedziba mieściła się przy Placu Wolności, dorobiła się niewielkiej sceny, jak ją wtedy nazywano – Sceny Inicjatyw. Związani z nią byli m.in. Małgorzata Dryjska, Jacek Jaroszyk, Marek Wilewski. Powstała dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej mieścił się Teatr Wielki w Podwórzu, do którego Piotr Sowiński w 1970 roku zaprosił publiczność na „Burzę u Żuża”. Tam też występował kabaret TEY i Ósemki.

W 1979 roku kierownictwo sceny objął Romuald Grząślewicz. Zmieniła się też nazwa na Scenę na Piętrze. Pierwszy spektakl „Śnieg” Przybyszewskiego w reżyserii i adaptacji Marka Wilewskiego odbył się w Święto Teatru, 27 marca. Występowali: Grażyna Barszczewska, Barbara Wrzesińska, Ryszard Barycz i Leszek Teleszyński. Na estradzie, jak i na widowni, królowała biel – tak zarządzili scenografowie Marek Grabowski i Anna Rachel. Spektaklowi towarzyszyła muzyka Aleksandra Maliszewskiego. Jak opowiadali pierwsi widzowie, w teatrze było przejmująco zimno, a warunki były spartańskie. Nikogo to nie zraziło. Miejsce od razu zostało pokochane przez tych na scenie i tych na widowni. To była prawdziwa magia. Przez dziesięciolecia wszyscy podkreślali niezwykły klimat tego wnętrza, którego nie zepsuły kolejne techniczne udogodnienia, jak klimatyzacja czy fotelowa rewolucja na widowni. Scena miała i ma do tej pory wymiary 4 na 8 metrów i niejeden raz wymagała od artystów ekwilibrystyki, zmiany dekoracji, układów, ale nikomu to nie przeszkadzało.

 

Ringi z...

Tak jak podczas 50 programów z cyklu „Ring z…”. Były to pierwsze w Polsce talk showy i to kręcone przez telewizję WTK. Przez prawie dwie godziny bohaterowie byli przepytywani przez dziennikarzy, widzów i musieli wykonywać zadania wybrane dla nich przez Romualda Grząślewicza. Ależ tam się działo. Cezary Pazura tańczył z balonem, Zbigniew Zapasiewicz grał na fortepianie, Adam Hanuszkiewicz zburzył scenografię, Hanka Bielicka nie pozwoliła sobie przerwać, a Nina Andrycz weszła na scenę nie tak, jak było zaplanowane, psując cały początek misternie ustalony wcześniej. W rogu sali w pierwszym rzędzie w trakcie każdego programu siedziała Maria Kania, znakomita malarka, scenografka, graficzka, która rysowała karykaturę gwiazdy, która na koniec z jej podpisem była licytowana, a cały dochód był przekazywany na rzecz Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.

 

Programy z gwiazdami

Po „Ringach z…” przyszedł czas na cykl czterech programów „Gwiazdy dziesiątej muzy”. Zaczynała go Beata Tyszkiewicz, potem pojawili się w nim jeszcze Krystyna Janda, Marek Kondrat i Daniel Olbrychski.

 

Amlifikatornia

Najbardziej tajemniczym pomieszczeniem, do którego widzowie nie mieli wstępu, była amplifikatornia, znajdująca się naprzeciw sceny. Tam rządzili Piotr Żurowski – dźwięk i Norbert Pawliczak – światło. Wchodziło się tam po niewygodnych schodach. Od nich zależało to, co usłyszała publiczność i jak byli widoczni artyści.

Piotr Żurowski to znakomity kompozytor, któremu Scena na Piętrze i wiele odbywających się w niej premier zawdzięczała świetną muzykę, ale komponował też m.in. dla Hanny Banaszak i występował z nią w duecie.

 

Galeria oko/Ucho

Po spektaklu widzowie i artyści nie chcieli się rozstać, więc Romuald Grząślewicz wpadł na pomysł, by w znajdującej się obok salce, potem Galerii, odbywało się spotkanie „przy lampce wina”, jak to nazywał. Były to długie rozmowy, podpisywanie programów, spotkania towarzyskie, które potem często przenosiły się do biura pana Romualda i trwały do bardzo późnych, a nawet wczesnych godzin.