Uwierzyć w... Wielkanoc
18.04.2019 14:00:00
Środa, kilka minut po godzinie 8.00. Słońce już grzeje. Z ulicy Strzegomskiej skręcam w Gałczyńskiego, a potem prosto ulicą Leśmiana do końca. Niedokończony budynek w ogóle nie przypomina kościoła. W środku remont, z kaplicy, tuż za ścianą, słychać głos księdza Roberta Korbika. Znów uracza „ludzkim” kazaniem, mówiąc, że w małżeństwie przecież trzeba się czasem pokłócić. To nie jest zwykły ksiądz. To przyjaciel swoich parafian, którzy na jego msze przyjeżdżają nawet spoza Poznania. Organizuje bale, festyny, wspólne grillowanie, lekcje angielskiego dla dzieci, zaprasza na kawę i placek i buduje społeczność, nazywając ją jedną wielką rodziną. W czasach, gdy ludzie raczej odchodzą od kościoła, ta parafia pęka w szwach. – Bo z ludźmi trzeba umieć rozmawiać – mówi proboszcz, który ubolewa, że Święta Wielkiej Nocy z czasu przeżywania, stały się po prostu tradycją.
ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Emilia Staszków
Obok kościoła Zwiastowania Pańskiego stoi blaszak, który kiedyś był sklepem spożywczym. Za chwilę zmieni się nie do poznania.
Po co księdzu ten blaszak?
Po to, że za chwilę będzie tu fajna kawiarenka. Mam nadzieję, że otworzymy ją za miesiąc. W niedzielę, po mszy świętej, będzie można tu zjeść ciasto i napić się kawy. Oprócz tego w środku będzie sala parafialna na większe imprezy.
Skąd pomysł na kawiarenkę?
Zawsze patrzę, kiedy ludzie wychodzą z kościoła, zatrzymują się i potrafią tak stać godzinami i rozmawiać. Nie ma gdzie usiąść. Na tyłach kaplicy mamy małą kawiarenkę, ale kiedy jest msza za mszą to nie ma tam spokoju i ciszy. A w tym, jak Pani nazwała, blaszaku będzie można sobie posiedzieć, porozmawiać i zjeść coś dobrego. Chciałbym, żeby to miejsce żyło. Oczywiście kiedyś wybudujemy coś większego.
Parafianie pomagają w urządzaniu?
Pomagają cały czas, we wszystkim. Kiedy rozpoczęliśmy remont kościoła, parafianie przenieśli ławki, nosili płytki, wykonują prace budowlane. Kwiaty, które widzi Pani na klatce schodowej, też są od parafian, zegar po mojej lewej stronie, obrazy. Ludzie są tu mocno zaangażowani i to jest niezwykłe.
Jak udało się księdzu zjednoczyć ludzi?
Ja lubię ludzi. I to, że mamy taką niecodzienną parafię i wyjątkową atmosferę to zasługa tych, którzy tu przychodzą. To nie jest enklawa, jesteśmy otwarci. Nowi mieszkańcy, którzy się tu wprowadzają, są witani i traktowani jak swoi i też angażują się w życie parafii. I to jest super. Myślę, że oni się tutaj po prostu dobrze czują. Jesteśmy blisko centrum Poznania, a trochę jakby na wsi. Mamy ciszę, spokój, nie ma tu wielu atrakcji.
Przyjeżdżają tu ludzie z Poznania i okolic.
Ale nie przyjeżdżają do księdza tylko do Pana Boga i Matki Bożej z Guadalupe, która czyni cuda. Rozchodzi się wiadomość, że ludzie doznają tutaj łaski. Taki przykład. Dziś wiele małżeństw ma problem z potomstwem. I jeśli ktoś się leczył i po wielu latach usłyszał, że już nigdy nie będzie mógł mieć dzieci, przyjeżdża tutaj, modli się i nagle okazuje się, że się udało. Można wtedy mówić o cudzie.
Kościół jest bardzo skromny.
Jeśli chodzi o parafię to robię wszystko na tyle, na ile nas stać. Nie zadłużam tego miejsca. To, że zrobimy trochę mniej, to nie szkodzi. Kościół ma być miejscem modlitwy i wyciszenia. Czekam na moment, kiedy będę mógł go otworzyć na cały dzień, żeby każdy o dowolnej godzinie mógł przyjść i się pomodlić. Na razie, ze względu na remont, nie mogę tego zrobić. Kościół ma być skromny. To ma być miejsce, w którym czuje się Pana Boga i rodzinę. I to, że jest mały, a ławki są bardzo blisko siebie sprawia wrażenie, że jesteśmy jedną wielką rodziną.
Nawet mówił dziś ksiądz o tym na kazaniu. I o tym, że rodzina musi się czasem pokłócić.
No musi i to jest potrzebne. Jak nazwiemy faceta, który się zawsze zgadza z żoną?
Pantoflarz.
Otóż to. Nie ma ludzi, którzy będą zawsze myśleli tak samo. Problem polega na tym, że różnica między kobietą a mężczyzną jest diametralna. Jesteśmy inaczej skonstruowani, a jeśli będziemy to wiedzieli wcześniej, to łatwiej nam będzie dogadać się w małżeństwie. A nie będzie kłótni w małżeństwie, jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiali. Dziś jest trudno o szczere rozmowy, w ogóle o dialog.
Ksiądz jest bardzo skromny. Parafianie uwielbiają tutaj przychodzić, cenią księdza za podejście, piękne kazania. I właśnie księdza chcą słuchać…
Tak naprawdę idąc na mszę świętą nie mam ułożonego w głowie tekstu. W niedzielę jest trochę inaczej, bo kazania są dłuższe i trzeba pomyśleć, co chce się powiedzieć. Nigdy nie pisałem kazań, kiedy ktoś przyszedł w sobotę i niedzielę – ten sam temat był opowiedziany na różne sposoby. Myślę, że głównym powodem jest moje matematyczno-fizyczne wykształcenie i lubię konkrety (śmiech).
Ale w niedzielę, na mszy św o godzinie 21.00, udziela ksiądz indywidualnego błogosławieństwa, a tego nie robi chyba nikt.
Tak, to prawda. Robię to bardzo długo. Przez wiele lat byłem duszpasterzem młodzieży w diecezji. Kiedyś, na mszy świętej w innym kościele, zobaczyłem, jak ksiądz wychodził do ludzi i udzielał im błogosławieństwa. Jest to moment szczególny, zwłaszcza kiedy nakłada się ręce na głowę i robi znak krzyża. Nie wszyscy mogą przystępować do komunii świętej i błogosławieństwo jest dla nich bardzo ważne.
Wspomniał ksiądz, że pracował z młodzieżą, ale zdaje się, że pomaga ksiądz im do dziś, w zakładzie poprawczym.
Pracuję z bardzo różną młodzieżą. Widzę różnice w ich zachowaniu, podejściu. Kiedy siedem lat temu szedłem do nich, byłem zbudowany ich relacją do Pana Boga. Wtedy z własnej woli na mszę świętą przychodziło 75 procent chłopaków. Mieli uregulowane sakramenty, jednego chłopaka chrzciliśmy. Dziś ta ich relacja z Panem Bogiem jest zimna i zdarza się, że na mszę świętą nie przychodzi nikt.
Uczy ksiądz też religii. W szkołach sytuacja wygląda podobnie?
Niestety wiele dzieci jest zwalnianych z religii. Bardzo nad tym ubolewam. Nie znamy Pisma Świętego, nie potrafimy na ten temat rozmawiać, nie rozumiemy sakramentów. To smutne. Proszę sobie wyobrazić, że na 20 osób, które chodzą na religię, zaledwie 4–5 chodzi do kościoła.
Kiedy nastąpił ten przełom, że ludzie przestali chodzić do kościoła?
W latach 90. I to jest wina też nas – księży. Wiara była powierzchowna, chodzenie do kościoła było raczej tradycją. Poza tym mówiliśmy do ludzi zbyt skomplikowanym, niezrozumiałym językiem. Dziś, młodzi ludzie, którzy są w kościele, to w większość ci, którzy wierzą. Oczywiście, nie chcę ryzykować, że obecnie ludzie bardziej wierzą niż kiedyś. Nie, ale w wielu wypadkach ta wiara jest głębsza. Bo ci, którzy są w kościele, gdzieś Pana Boga szukają. Wiadomo, że są osoby, które chcą ochrzcić dziecko, zaprowadzić do bierzmowania, potem dziecko bierze ślub i znika z kościoła. Oni byli i zawsze będą.
A czy ludzie, którzy kiedyś odeszli od kościoła dziś do niego wracają?
Są takie osoby, ale powrót jest dla nich bardzo trudny. Mówiło się, że ludzie, którzy kiedyś odeszli od kościoła, wrócą w wieku 60 czy 70 lat. Nieprawda. To się nie wydarzy. I jeżeli Pan Bóg nie jest komuś w życiu potrzebny, należy to uszanować, bo każdy ma wybór.
Jak przekonać ludzi do kościoła, do wiary?
Nie da się. Człowiek musi sam zrozumieć, że potrzebuje Pana Boga. Wiele osób wierzy w Boga, a nie wierzy w kościół. A przecież to nie ludzie wymyślili kościoły.
Mamy post, za chwilę Wielkanoc. Jakie dziś ma to znaczenie dla człowieka?
I tu znowu pojawia się niezrozumienie. Post to są dwa dni w roku – Środa Popielcowa i Wielki Piątek. To nie tylko wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, ale też od ilości jedzenia. To jest to, co my często nazywamy postem ścisłym. To co nazywamy postem w każdy piątek, to jest wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. I teraz ta wstrzemięźliwość jest jakby formą pokuty, żalu za to, co wydarzyło się w piątek, czyli śmierć Chrystusa. I to ma być upamiętnienie tego dnia. Dzisiaj ludzie przestali przestrzegać wstrzemięźliwości. Bo po co? Bo jestem po sześćdziesiątce i nie muszę? Post ma formę oczyszczenia: duchowego i fizycznego. Tak samo jest z każdą inną dietą, której przecież potrafimy przestrzegać. Na koniec dochodzimy do Wielkiej Soboty, czyli zakończenia postu.
Nasuwa mi się pytanie: gdzie się podziała nasza wiara?
To już każdy powinien sobie na to pytanie odpowiedzieć. Do świąt podchodzimy jak do tradycji. Proszę spojrzeć. Wigilia. Kiedy rozmawiam z młodzieżą, to wielu z nich Święta Bożego Narodzenia ogranicza do podzielenia się opłatkiem, zjedzenia kolacji wigilijnej.
I pójścia na Pasterkę.
Nie, dziś mało kto chodzi na Pasterkę. Dziś w świętach nie ma już Pana Boga. To jest tylko tradycja. A Boże Narodzenie? Przecież to tak piękny i ważny dzień. Efekty tej tradycji zostają tam, gdzie ich nie widać – w duszy.
Jak powinniśmy przeżywać Wielkanoc?
To najpiękniejsze święta w roku. Zachwyca mnie to, że parafianie coraz bardziej przeżywają całe Triduum Paschalne. Wielkanoc to nie jest tylko niedziela rano, bo wtedy to jest koniec Świąt. Mamy ostatnią wieczerzę, aresztowanie Pana Jezusa, mękę i Jego śmierć, potem ciszę sobotnią i światło, rozbłysk, radość ze zmartwychwstania. I to są najważniejsze do przeżywania święta w roku.
Czyli jednak są u księdza parafianie, którzy wierzą…
Oczywiście i wspólnie przeżywamy święta, ale też niedziele i inne ważne momenty w ich życiu i życiu parafii. Bo ja tu jestem dla nich, chcę, żeby się dobrze czuli i wiedzieli, że to jest też ich miejsce, do którego zawsze mogą przyjść.