Bąbelkowy flaming
Paulina Korus-Kaleta i Jakub Kaleta są parą od 15 lat. Są przyjaciółmi, zgodnym i udanym małżeństwem, a teraz też partnerami w biznesie. Wszystko, co tworzą, wychodzi z serca, wielkiej miłości do siebie i ludzi. Dzięki wsparciu rodziny i przyjaciół stworzyli bąbelkowego flaminga, czyli różowe pianino z napojami, który jest ogromną atrakcją i nietuzinkowym uzupełnieniem wesel, urodzin, jubileuszy, konferencji i innych wydarzeń. Ludzie pokochali to niebanalne rozwiązanie i pokochali Paulinę i Kubę, bo to są naprawdę wspaniali i prawdziwi ludzie! Trudno już dzisiaj wyobrazić sobie imprezę bez nich.
ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Bonderphotography
Skąd wzięliście różowe pianino?
Wzięło się z inspiracji internetowej. Kiedyś przeglądałam tego typu rozwiązania i uznałam, że Wielkopolska tego potrzebuje (śmiech). Jesteśmy drugim tego typu pianinem w Polsce. Wystartowaliśmy 25 czerwca tego roku bardzo hucznie. Mamy za sobą kilka ciekawych realizacji, w tym m.in. imprezę na statku na prawie 300 osób. I wciąż idziemy po więcej.
Dlaczego pianino?
A dlaczego nie?
Ciężkie, wielkie i trudne do przystosowania.
To prawda, ale znasz mnie i wiesz, że lubię wyzwania. Gdyby nie pomoc naszych rodziców, wspaniałego dziadka Bolka oraz przyjaciół, to by się nie udało. I nie udałoby się tego zrobić w tak krótkim czasie. Dziadek przywiązuje wagę do każdego detalu i wkłada w pracę całe swoje serce i doświadczenie. Wyobraź sobie, że to różowe cudo powstało w trzy miesiące...
Niesamowite. Skąd wzięliście to pianino?
Długo szukaliśmy. W końcu okazało się, że niedaleko Czerwonaka jest kobieta, która dostała pianino na Komunię Świętą. Przez te wszystkie lata służyło jej w domu jako mebel. Było w idealnym stanie, zadbane, regularnie czyszczone. Aż w końcu uznała, że chce je sprzedać. Przyjechaliśmy, zabraliśmy i zawieźliśmy dziadkowi do Krzyża Wielkopolskiego, skąd pochodzimy.
Czy potrzebny był specjalny transport?
Oj tak. I gdyby nie grupa przyjaciół, która pomogła nam je przenieść i przewieźć do Krzyża, sami nie dalibyśmy rady. To pianino ważyło, uważaj… około 400 kilogramów. W ogóle wiesz co? Mamy szczęście do ludzi, którzy nas otaczają. To jest niesamowite.
A potem dziadek zabrał się do pracy.
Tak. Dziadek rozbroił pianino, pousuwał elementy ze środka, przygotował. Oczywiście mieliśmy przyjeżdżać z mężem pomagać, ale finalnie kiedy już byliśmy na miejscu, to bardziej przeszkadzaliśmy niż pomagaliśmy (śmiech). Dziadek miał rozpisany plan działania i swoją wizję. Jest wspaniałym człowiekiem, którego bardzo kochamy. Chciałabym w jego wieku mieć tyle siły i charyzmy. Zresztą to on nadzorował cały projekt. Pomagał mu nasz tatuś Krzysiu. W środku pianina jest zamontowana specjalna instalacja, która łączy się z nalewakami w przedniej jego części oraz z beczkami i butlą z gazem w tylnej szafce. Instalację montował nam przedstawiciel firmy, która się w tym specjalizuje.
Rodzina Was wspierała?
Niektórzy uznali, że zwariowaliśmy (śmiech). Kiedy zobaczyli efekt końcowy, cieszyli się i kibicowali. Dzisiaj, kiedy jest zapotrzebowanie na naszego flaminga i ludzie chcą go mieć na swoich imprezach, gratulują. A my jesteśmy dumni. Ten flaming to takie nasze dziecko. Moje i mojego cudownego męża Jakuba.
Dlaczego różowy?
Nigdy nie byłam fanką różowego, kocham niebieski. Ale kiedy przyjechałam do malarni i zobaczyłam, ile jest odcieni różu, to oszalałam. I wiedziałam, że fortepian będzie różowy. Ja zawsze lubiłam się wyróżniać, więc to, że ostatecznie postawiłam na róż, w ogóle nikogo nie zdziwiło, nawet mnie (śmiech).
Pamiętasz Wasze pierwsze zlecenie?
Bardzo dobrze, bo byliśmy ogromnie zestresowani. Było to wesele Ewy i Kamila, które odbyło się 25 czerwca tego roku. Ceremonia była zorganizowana w plenerze. Dzień wcześniej montowaliśmy naszego flaminga i zastanawialiśmy się, czy wszystko wypali.
Wypaliło?
Bardzo. Spotkaliśmy się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Wszyscy nam się przyglądali, testowali, pytali, jak to działa. I nie był to tylko sprawdzian sprzętu, ale też nas jako małżeństwa, które doskonale odnalazło się także we wspólnym biznesie.
To dla Was nowa rola.
Tak. Znamy się 15 lat, w lutym tego roku wzięliśmy ślub. Jakub jest wspaniałym mężem, partnerem i przyjacielem. Teraz jest też doskonałym wspólnikiem. Myślę, że gdyby nie on, to by nam się nie udało. Dzisiaj wiem, że absolutnie możemy wszystko razem robić i nie żartuję (śmiech).
Co czuliście po tej pierwszej imprezie?
Wielką ekscytację, bo zaczynaliśmy zupełnie nowy rozdział w naszym życiu. Nagrywaliśmy filmiki, robiliśmy zdjęcia, to było niesamowite. Wysyłałam zdjęcia rodzinie i przyjaciołom, ciesząc się jak dziecko.
Potem przyszły kolejne zlecenia?
Tak, tydzień później byliśmy na ślubie Marysi i Marcina, potem mieliśmy dwie realizacje w sierpniu, dalej we wrześniu. A jeszcze nie jesteśmy znani w tym środowisku. Jesteśmy gotowi na więcej!
Co oferujecie?
Wszystko i wszędzie (śmiech). Przyjedziemy na każdą imprezę: wesele, urodziny, imieniny, galę, jubileusz, piknik, konferencję, imprezę tematyczną, event firmowy. Zmieścimy się wszędzie, nawet w małych pomieszczeniach. Nasz flaming stoi na kółkach, więc nie ma problemu z transportem.
Ten rok jest dla Ciebie przełomowy, bo wyszłaś za mąż, otworzyliście agencję weddingową, macie bąbelkowego flaminga.
No tak, dużo się dzieje. Z agencją wystartowaliśmy pod koniec roku, ale nie miałam czasu, żeby poświęcić się tej pracy z racji mojego etatowego zajęcia. Dopiero na początku tego roku wzięłam się ostro do pracy i wpadło nam kilka zleceń. Trafiłam na cudownych klientów, takich trochę freaków jak ja i mogliśmy poszaleć. To było megadoświadczenie. Organizowanie wesel chyba mam we krwi (śmiech).
Masz jeszcze jakieś marzenia?
Chcielibyśmy mieć stodołę ślubną i organizować tam wesela. Wiemy, że stworzymy ją wspólnie. I na pewno Cię o tym poinformujemy.
Czekam z niecierpliwością.