Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Brazylijska energia w Poznaniu

11.02.2022 11:02:21

Podziel się

Sabrina i Marcin Lewandowscy to brazylijsko-polska para, której historia jest równie barwna, co romantyczna. Codziennie udowadniają, że nie ma rzeczy niemożliwych. Z dwójką małych dzieci i ważącym 200 kg bagażem przeprowadzili się do Polski i tu prowadzą polski dom w iście brazylijskim stylu.

ROZMAWIA: Dominika Job
ZDJĘCIE: Sławomir Brandt

 W tym roku obchodzicie 10 rocznicę znajomości. Jak zaczyna się historia Waszej miłości?
Sabrina: Poznaliśmy się na studenckiej imprezie w Brazylii. Marcin mówi, że kiedy mnie zobaczył, pomyślał, że mam twarz anioła (śmiech). Poszliśmy do klubu, ale nie chciałam wtedy z Nim tańczyć. Umówiliśmy się na następny dzień i od tamtej pory byliśmy nierozłączni. Niestety, po trzech miesiącach Marcin się rozchorował i musiał wrócić do Polski.
Marcin: Pamiętam dokładnie moment, kiedy poznałem Sabrinę. Miała spięte włosy, delikatny makijaż, powieki pomalowane na niebiesko i oczy pełne energii i zapału do życia. Biła od Niej czysta dobroć. Naprawdę pomyślałem, że ma twarz anioła. Po minucie pokazywaliśmy sobie na mapie skąd dokładnie pochodzimy. Zobaczyliśmy, z jak odległych światów jesteśmy! Faktycznie, Sabrina nie chciała ze mną tańczyć, mimo że zawsze miałem opinię dobrego tancerza. Okazało się jednak, że na standardy brazylijskiego forro jestem do niczego (śmiech).

Pierwsza podróż Sabriny do Polski była niespodzianką i przypadła na walentynki. Jak romantycznie!
Sabrina: Większym romantykiem okazał się Marcin. Kiedy parę miesięcy później ponownie Go odwiedziłam, uklęknął przede mną na lotnisku i… oświadczył mi się! Oczywiście powiedziałam „tak”, a pierwsze gratulacje otrzymaliśmy od straży granicznej (śmiech). Zdecydowaliśmy, że zamieszkamy w Brazylii i kiedy Marcin do mnie przyleciał, postanowiłam zrobić Mu niespodziankę i czekałam na niego na lotnisku… w karnawałowej sukni ślubnej (śmiech). Pobraliśmy się trzy miesiące później. To było przed Mistrzostwami Świata w Brazylii, więc dużo wtedy imprezowaliśmy. Prawdziwa ceremonia odbyła się dopiero w kolejnym roku, kiedy zaprosiliśmy nasze rodziny na wspólne świętowanie podczas rejsu. Nasz ślub odbył się na Oceanie Atlantyckim, łączącym Amerykę z Europą, Brazylię z Polską – co miało dla nas znaczenie symboliczne.

Pobraliście się, mimo że dobrze się nie znaliście. Jaki jest przepis na udane małżeństwo?
Sabrina: Przede wszystkim mieliśmy wielkie pragnienie, żeby nam się udało. Jeśli zaczniemy kochać to, czego nie znamy, nauczymy się kochać to, kim naprawdę jesteśmy. Nasza miłość dojrzewała w trakcie małżeństwa. Żyjemy razem, wspólnie doświadczamy świata i uczymy się siebie. Każdego dnia kształtuje nas to jako rodzinę. Miłość to tylko dodatek do związku, bo bez szacunku, podziwu i empatii nie da się stworzyć zdrowej relacji. Nasza rodzina jest międzykulturowa, różnimy się, ale wartości mamy te same.

Wasza pierwsza córka przyszła na świat w Nowy Rok. Ponoć wiąże się z tym wydarzeniem kolejna ciekawa historia.
Marcin: Byliśmy na miejskiej imprezie sylwestrowej w Salvador da Bahia, gdzie w towarzystwie pół miliona osób Sabrina tańczyła w najlepsze z wielkim 9-miesięcznym, wymalowanym brzuchem (śmiech). Kiedy wróciliśmy nad ranem do domu, odeszły Jej wody, ale mimo to chciała najpierw trochę odpocząć. Rano miałem dzwonić po taksówkę, ale stwierdziła, że pojedziemy autobusem! W połowie trasy zmieniła jednak zdanie. Do dziś pamiętam minę taksówkarza, gdy usłyszał, że akcja porodowa już się zaczęła. Zamiast do szpitala, pojechaliśmy do domu porodów. Tam dostaliśmy swój pokój i opiekę pielęgniarki. To było wyjątkowe doświadczenie, kiedy mogłem trzymać żonę za rękę i być świadkiem narodzin naszego dziecka. Taki moment zmienia całe twoje jestestwo, twoje pragnienia się przekierunkowują, a radość eksploduje! Rok później urodziła się nasza druga córka, tym razem podczas ulicznej obrony demokracji. Protesty w Brazylii przypominają imprezy karnawałowe. I tym razem Sabrina skakała i tańczyła z wielkim, wymalowanym brzuchem, aż odeszły Jej wody (śmiech). Tak staliśmy się pełną rodziną – zawsze ze sobą i dla siebie.

Po pięciu latach mieszkania w Brazylii, zdecydowaliście się przenieść do Poznania. Jak Wam się to udało z dwójką malutkich dzieci?
Sabrina: Dodaj do tego jeszcze 200 kg bagażu! Poprosiliśmy o pomoc służby dworcowe w Berlinie, gdzie mieliśmy przesiadkę, ale nam odmówiono… Nie wiedzieliśmy co robić. Napisaliśmy do znajomych na Facebooku i udało się zorganizować 10-osobową grupę, która przybyła z pomocą. W ten sposób dotarliśmy do Poznania – obładowani bagażami, ale szczęśliwi.

Od czterech lat Wasz dom jest znany jako brazylijski dom w Poznaniu”. Skąd takie określenie? Marcin: W Brazylii udzielaliśmy się dla Polonii, a w Polsce wspieramy społeczność brazylijską. Organizujemy spotkania, przyrządzamy feijoada, tj. ich narodowe danie. Często przychodzą do nas młodzi ludzie, żeby po prostu porozmawiać, podzielić się doświadczeniem. Staramy się tworzyć rodzinną atmosferę, dlatego jesteśmy dla nich „ciocią i wujkiem” i mają w Polsce dom, który zawsze mogą odwiedzić.