Certyfikaty św. Józefa
Skarby architektury drewnianej kojarzą się nam z południową i wschodnią częścią kraju. Tymczasem Wielkopolska posiada unikalne zabytki z drewna o imponującej różnorodności. To nie tylko kościoły, których stan zachowania i liczba są wyjątkowe na tle innych regionów, ale dwory ziemiańskie, wśród nich także Pomnik Historii. W miasteczkach natkniemy się jeszcze na domy podcieniowe, a na wsiach znajdziemy chałupy olenderskie. Są w Wielkopolsce pałace drewniane i najstarszy w kraju ratusz. Mamy też drewniany młyn wodny, który ocalał dzięki literaturze, oraz setki malowniczych wiatraków. A to jeszcze nie wszystko…
TEKST: Daria Miedziejko
Gdyby św. Józef, najsłynniejszy cieśla w historii, wpadł z wizytą na Dni Architektury Drewnianej 2024, na pewno wykorzystaliby to co zapobiegliwsi uczestnicy. Może jakiś kustosz poprosiłby go o sprawdzenie wniosku o dofinasowanie, a pewna konserwatorka zapytałaby o starożytne środki na korniki. Specjaliści od marketingu i PR chcieliby z kolei nagłośnić wydarzenie. Może ktoś zaproponowałby ufundowanie prestiżowej nagrody lub ogłoszenie konkursu pod wiadomym patronatem. Gdyby w ten sposób narodził się pomysł na Certyfikaty św. Józefa, mielibyśmy swoich wielkopolskich kandydatów. Oto oni.
Tarnowo Pałuckie i Domachowo
Przejeżdżając przez wieś Tarnowo Pałuckie, łatwo byłoby przeoczyć niepozorną świątynkę, gdyby nie stała na wzniesieniu. Nie chce się wierzyć, że ten skromny kościół był przyczyną trzęsienia ziemi w świecie historyków sztuki. Podczas badań naukowych, prowadzonych 20 lat temu, okazało się, że to najstarsza świątynia drewniana w Polsce. Sosny wykorzystane do jej budowy rosły za życia Kazimierza Wielkiego! O wyjątkowości kościoła świadczy nie tylko jego datowanie. Gdy przekroczymy próg, zaskoczą nas wspaniałe polichromie. Barwne malowidła wypełniają całe wnętrze: na ścianach nawy i prezbiterium, na stropie i balustradzie chóru. Widzimy sceny z Nowego Testamentu, ale najbardziej wciągają żywoty średniowiecznych świętych, pełne fantastycznych szczegółów.
Przenieśmy się teraz do Domachowa, nieopodal Gostynia. Stoi tu strzelisty gotycki kościół, który kilka lat temu zapakowano w „kosmiczny” skafander. Wymagały tego zabiegi chemiczne, eliminujące szkodniki żyjące w drewnie. Podczas tamtejszych prac konserwatorskich dokonano sensacyjnych odkryć. Badania drewna wykazały, że kościół ma dwieście lat więcej, niż dotąd sądzono. W ten sposób powiększyło się grono najstarszych drewnianych świątyń w Polsce.
Metryka jest ważna, ale to nie ona dostarcza niezapomnianych wrażeń. W Domachowie bije serce Biskupizny, znanej ze swojego folkloru: strojów, muzyki i tańców. Spotkanie z żywą kulturą ludową w zabytkowym kościele? Tak, to jest przeżycie duchowe i estetyczne. Zapach kilkusetletniego drewna dębowego miesza się z kadzidłem, śnieżnobiałe czepki na głowach kobiet i dziewcząt odcinają się od polichromowanych ścian, a przestrzeń wypełnia muzyka dud i skrzypiec podwiązanych. We wrześniu podczas XII Festiwalu Tradycji i Folkloru można tego doświadczyć osobiście.
Antonin
Mamy rok 1822. Namiestnikiem Wielkiego Księstwa Poznańskiego jest książę Antoni Radziwiłł. Arystokrata z racji swoich obowiązków przebywa raz w Poznaniu, raz w stolicy Prus. Planuje jednak wznieść nową rezydencję, z dala od wielkiego świata. Tu chce się oddać temu, co kocha najbardziej, czyli polowaniom i muzyce. Zaprojektowanie pałacu myśliwskiego w Antoninie zleca Karlowi Schinklowi, najbardziej wziętemu architektowi berlińskiemu. Nie dziwi więc, że powstaje projekt wybitny. Ośmioboczny wyższy korpus ma cztery niższe skrzydła, patrząc z góry widzimy zatem krzyż grecki. We wnętrzu, na środku sali o trzech kondygnacjach stoi okazała kolumna-komin, przyozdobiona trofeami myśliwskimi.
W pałacu przebywał dwukrotnie młodziutki Fryderyk Chopin. To przez wzgląd na niego Jerzy Waldorff zaangażował się w przywrócenie świetności rezydencji. Pałac najlepiej zwiedzić podczas wrześniowego festiwalu „Chopin w barwach jesieni”. Modrzewiowa budowla o żółtej elewacji pięknie harmonizuje z jesienną szatą parku.
Koszuty
Przy S11 w drodze do Środy Wlkp. stoją trzy wiatraki, które wskazują drogę do prawdziwego skarbu Koszut, zespołu dworsko-parkowego. Gdy polski turysta dostrzega tę ziemiańską siedzibę, od razu czuje, że rymuje:
„Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany”.
Dwór w Koszutach nie gościł ekipy kręcącej „Pana Tadeusza”. Wybrano dworek bliżej Łodzi, któremu jednak trzeba było „przyprawić” alkierze. A właśnie alkierze, wzorowane na wieżach obronnych rezydencji rycerskich, są charakterystycznym elementem szlacheckiej siedziby. Obiekt w Koszutach należy do najlepiej zachowanych XVIII-wiecznych dworów alkierzowych w Polsce. Jego oryginalna, czysta stylowo bryła i świetny stan zdecydowały, że został wpisany na zaszczytną listę Pomników Historii. W Koszutach mieści się Muzeum Ziemi Średzkiej, ze smakiem urządzone, pełne pięknych mebli i pamiątek epoki, i jak przystało na dom ziemiański – niezwykle gościnne.
Sulmierzyce
Miasto położone jest na samej granicy między Wielkopolską a Śląskiem, przez wiele stuleci była to granica państwowa. Na rynku w Sulmierzycach w połowie XVII w. stał ratusz drewniany, jak w wielu ówczesnych miastach. W 1743 r. zastąpiono go nowym ratuszem i nikt nie przypuszczał, że to on, a nie krwawa bitwa o granicę rozsławi Sulmierzyce. Dziś nie ma w całej Europie innego wolno stojącego i w całości drewnianego ratusza! Zgrabny budynek jest konstrukcji zrębowej, co kryją tynki. Ich biel świetnie jednak kontrastuje z dębowymi słupami, które podtrzymują szerokie okapy dachu. W budynku mieści się Muzeum Regionalne Ziemi Sulmierzyckiej, które po prostu trzeba odwiedzić w drodze na weekend rowerowy w Dolinie Baryczy.
Moja Wola
W nieistniejącym pałacu Sybilli na Śląsku książę brunszwicko-oleśnicki Wilhelm spotkał się ze swoim architektem. Tematem rozmowy była lokalizacja nowego pałacu księcia. Gdy architekt upierał się przy wybranej przez siebie okolicy, poirytowany Wilhelm wskazał na mapie inny punkt i powiedział stanowczo: „To jest moja wola”. W 1854 r. w Mojej Woli zbudowano pałac, który jest ewenementem w skali europejskiej. Drewniana zjawiskowa budowla, o charakterze rezydencji myśliwskiej, wyłożona została korą dębu korkowego rosnącego w Afryce północnej!
Pałac w Mojej Woli przetrwał zawieruchy wojenne. Jednak w ostatnich latach wyraźnie podupada. Społecznicy, którzy zbierają środki na renowację, zachęcają do odwiedzin, tak aby więcej osób zainteresowało się losem tego niezwykłego miejsca, zgodnie z dewizą: zwiedzasz, publikujesz, pomagasz.
Wilkowyja
W maju 1945 r. do Wilkowyi, wsi nad rzeką Lutynią w powiecie jarocińskim, przyjechał Jarosław Iwaszkiewicz. Jego szofer poszukiwał tu rodziców wysiedlonych w czasie wojny. Spędzili we wsi trzy dni, podczas których pisarz poznał mieszkańców i wysłuchał mnóstwa okupacyjnych opowieści. Posłużyły mu one za kanwę do poruszającego opowiadania „Młyn nad Lutynią”, zekranizowanego w latach 80.
Pierwowzór literackiego młyna niszczał w Wilkowyi przez wiele lat. Jeszcze w 2020 r. pod jego zdjęciem w sieci pojawił się komentarz: „Jak z Hitchcocka”. Wszystko się zmieniło, gdy młyn został wykupiony przez lokalny samorząd. Obiekt wyremontowano, wybudowano ścieżkę rowerową, założono kawiarenkę. W planach jest odtworzenie spiętrzenia na rzece, tak żeby młyn był nie tylko piękny i sławny, ale także sprawny.
Osieczna
Mamy w Wielkopolsce 300 wiatraków. Mało, bo było ich tysiące, i dużo, bo nigdzie w kraju nie ma ich więcej. To magiczny wyróżnik wielkopolskiego krajobrazu.
W Muzeum Młynarstwa i Rolnictwa w Osiecznej zobaczymy trzy wiatraki koźlaki z XVIII w. zachowane w pierwotnym miejscu. Unikat. Jeden z obiektów ma oryginalne wyposażenie, i to kompletne. Z historią młynarstwa zapoznają nas sami właściciele. Opowieść wyrasta z pasji: Jarosław Jankowski odrestaurował ponad 80 wielkopolskich wiatraków. Aby zwiedzający mogli prześledzić drogę „od ziarenka do bochenka”, gospodarze zbudowali jeszcze wiatrak edukacyjny (i odbudowali go najpierw po wichurze, a w tym roku po pożarze). Ktoś pięknie powiedział o tym miejscu, że przybliża nas do chleba.
Do Certyfikatów św. Józefa z Wielkopolski nominowałabym jeszcze więcej drewnianych skarbów. Organizatorzy zastrzegli jednak ograniczenia w liczbie zgłoszeń. Pozostaje czekać na kolejną edycję konkursu, w której wystartują domy podcieniowe w Rakoniewicach i Pyzdrach, poniatówki z okolic Szamotuł, stodoły z Gubina, dworzec w Puszczykowie, chaty olenderskie z okolic Nowego Tomyśla. O czymś zapomniałam? Podpowiedzcie na IG: drewniana_wielko_polska.