Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Czytając moje książki, trzeba się trochę bać

26.10.2018 19:00:00

Podziel się

„Książki o dawnych czasach, kiedy w gęstych lasach mieszkały leśne licha i dziady borowe, na polach grasowały południce, a każda szanująca się osada miała choć jedną czarownicę” – o takim świecie opowiada dzieciom poznanianka Magdalena Sprenger, archeolog z wykształcenia, specjalizująca się we wczesnym średniowieczu oraz wierzeniach Słowian. Wydała już dwie powieści dla najmłodszych – „O skrzacie Żarku i tajemnicach Błędnej Puszczy” (2009) oraz „Historia Poznana” (2015). Na wydanie trzeciej postanowiła zebrać pieniądze podczas akcji na jednej z platform crowdfundingowych. Udało się!

TEKST: Małgorzata Rybczyńska
ZDJĘCIA: Sławomir Brandt

Szczęśliwa? – pytam, kiedy uśmiechnięta przychodzi na spotkanie

O tak, ale też trochę zaskoczona. To była dla mnie zupełna nowość. Akcja miała tak nieregularny przebieg, że naprawdę nie wiedziałam, jak się skończy. Nie sądziłam też, że tak wiele osób wesprze mój projekt, ale okazało się, że warto było spróbować.

 A dlaczego w taki sposób?

No cóż, prawa rynku są nieubłagane. Dowiedziałam się, że książki dla dzieci z historycznym tłem nie są zbyt popularne i nie sprzedają się dobrze. Poza tym, wydawcy są zainteresowani porządnym, dużym nakładem, co w tym przypadku było niemożliwe. Nie da się ukryć, że każdy, kto słyszał, że to książka o słowiańskich czasach, od razu zakładał, że to będzie historyczna książka. A tymczasem dla mnie głównym jej atutem jest przygoda i przyjemność podczas czytania, a nauka jest dopiero w tle.

Znamy się od pierwszej Twojej książki i wiem, że zabierasz dzieci do świata fantasy, ale ten świat nie jest gdzieś tam, „za siedmioma górami, za siedmioma rzekami”, ale tu gdzie żyjemy, tylko… ponad 1000 lat temu.

Rzeczywiście, wszystkie przygody moich bohaterów dzieją się na naszych ziemiach, ale we wczesnym średniowieczu. Pierwsza książka była konsekwencją moich zainteresowań słowiańskimi wierzeniami. Uważam, że to wspaniałe źródło, z którego można czerpać fantastyczne historie. Niekoniecznie dla dzieci, ale ja mam chyba łatwość pisania właśnie dla najmłodszych. Może dlatego, że w domu mam dwoje młodych słuchaczy, którym, odkąd pamiętam, wymyślam historie, zawsze słuchane z ogromnym zaciekawieniem.

W pierwszej powieści pojawił się duch Żarek, Sławoj, Dobromiła…

No tak, bohaterowie mają nieco archaiczne imiona, żyją w bardzo dawnych czasach, które dziś trudno nam sobie wyobrazić. Ale problemy mają podobne do naszych! To był taki interesujący okres w historii, kiedy stare wierzenia ścierały się z nową religią. Nie wszyscy chcieli przyjąć nowe zasady i ten nowy świat, choć często byli do tego zmuszani.

Drugą książkę napisałaś wspólnie z dziećmi.

Była efektem projektu edukacyjnego, który prowadziłam w moim miejscu pracy – wtedy Rezerwacie Archeologicznym „Genius loci”. To rzeczywiście była praca zbiorowa, ponieważ raz w miesiącu, w soboty, spotykałam się z grupą dzieci i wspólnie próbowaliśmy sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać życie w średniowieczu…

…i okazało się, że to nie takie łatwe…

Co chwilę łapaliśmy się na drobiazgach. Na przykład jedna z dziewczynek wymyśliła, że jej bohaterka „spała na piętrowym łóżku”. Czy wtedy było już łóżko, czy mogło być piętrowe? Dalej, czyjś bohater „udał się do łazienki” – przecież nie było łazienki. Kolejny bohater dziecięcych opowieści „pisał tajemny liścik”, ale na czym i czym pisał? Mieliśmy mnóstwo takich zagadek do rozwiązania. Edukacja nie jest głównym celem moich książek. Ich akcja toczy się w zagubionych w puszczy osadach, czyli wszędzie i nigdzie. Wyjątkiem jest „Historia Poznana”, która opowiada o poznańskim grodzie. Pilnuję jednak szczegółów, tego, co bohaterowie jedzą, w co się ubierają, czym podróżują, jak na ich życie wpływa pogoda, pory roku. Dzieci dowiadują się niejako przy okazji, że trzeba było zrobić zapasy, bo nie istniały sklepy spożywcze, a za długa zima, susza albo gradobicie mogły pokrzyżować plany i zagrozić życiu całej rodziny.

Dzieci postawiły warunki, jaka to ma być książka?

Oczywiście, dostałam bardzo precyzyjne wskazówki: współczesny język, dużo akcji, mało opisów, bo są nudne i „wszystko będzie dobrze, pani Magdo” – słyszałam…(śmiech)

Bohaterem tej książki jest chłopiec o imieniu Poznan, który żył tu 1000 lat temu i od niego wzięła się nazwa grodu nad Wartą. To trochę fałszowanie historii.

Od razu fałszowanie (śmiech). Przecież większość językoznawców, historyków i archeologów przyjmuje, że nazwa miasta pochodzi od imienia, choć nic o tej postaci nie wiemy. Ja spróbowałam ją nieco ożywić. W mojej książce to chłopiec, ale jako dorosły mężczyzna musiał rzeczywiście osiągnąć wiele, skoro jego imię zostało utrwalone w nazwie miasta.

W Twoich książkach – przypomnę, książkach dla dzieci – są nieboszczycy, trudne sytuacje, rzeczy, których dzieci się obawiają. Jednym słowem uciekasz od tego lukrowanego świata lalki Barbie.

Ja i tak uważam, że rzeczywistość w moich książkach jest bardziej przyjazna niż ta, która nas otacza. Świat jest, jaki jest i to prawda, której przed dziećmi nie należy ukrywać, choć na pewno warto dostosować ją do wieku dziecka. Nie zawsze jest kolorowo, dzieci też mają swoje problemy, obawy, lęki. Zawsze jednak staram się w swoich książkach przekazać, że łatwiej jest, kiedy działa się razem, kiedy otaczają nas przyjaciele. A jednak te opowieści są takie, że człowiek trochę się boi. Ale przecież trudno jest wymyślić pasjonującą historię w świecie, w którym wszystko układa się bardzo dobrze. (śmiech)

Bohaterem Twojej najnowszej książki jest Paskuda. Dlaczego dałaś mu takie nieładne imię?

Do Paskudy mam wielką słabość. To odmieniec, mały brzydal, mało sympatyczny. Urodził się wśród dziwożon, które zupełnie nie nadają się do roli matki, są dzikie i mieszkają w puszczy. Postanawiają podrzucić malucha ludziom. A on jest niebezpieczny i bardzo różni się od ludzi, co wtedy było jeszcze ważniejsze niż dzisiaj. Nie jest akceptowany.

Czyli książka o tolerancji?

W pewnym sensie tak, bo Paskuda jest tak odmienny i tak bardzo wszyscy się go obawiają, że nie może sobie urządzić życia w osadzie. Nie zdradzę szczegółów, ale powiem, że musi podjąć trudną decyzję, zdecydować się na ważny krok w swoim życiu. Musi wybrać, bo ludzie tak łatwo się nie zmieniają.

Czy książka się dobrze kończy?

Dla kogo? (śmiech) Dla Paskudy tak, choć inaczej niż planował. Lubię, kiedy bohater, któremu tak długo towarzyszymy, który tak się męczy i trudzi, w efekcie osiąga cel i wszystko dla niego dobrze się kończy. Może naiwnie wierzę, że każdy ma swoje miejsce w świecie, choć czasem musi go poszukać.

Ze względu na swoje zainteresowania, masz wystarczającą wiedzę na temat okresu historycznego, o którym piszesz czy musisz jeszcze studiować źródła?

Opieram się na tym, co ogólnie wiadomo o słowiańskich wierzeniach. Wiemy, że nie były one wspólne dla całej Słowiańszczyzny. W sensie naukowym można by się spierać, na jakich terenach popularne były dziwożony, a w jakich miejscach obawiano się innego rodzaju stworzeń, ale tym się nie przejmuję. Na pewno odejmuję im trochę tej demoniczności, bo to jednak książki dla dzieci. Oczywiście zdarza się, że muszę sprawdzić jakieś szczegóły, przychodzi mi to jednak z łatwością, bo wiem gdzie szukać informacji. Mam też kilku zaprzyjaźnionych recenzentów, specjalistów od średniowiecza, których proszę o uwagi do moich tekstów.

Nie da się ukryć, że jesteś specjalistką od demonów, Twoja praca magisterska nosiła tytuł „Kwestia demonologii w kulturze duchowej mieszkańców ziem polskich w okresie średniowiecza”, którą pisałaś pod kierunkiem prof. Hanny Koćki–Krenz.

To było dosyć dawno, a to zainteresowanie nie tylko nie minęło, ale się rozwinęło podczas prac wykopaliskowych, zwłaszcza na cmentarzyskach, tam, gdzie te dawne i te wczesnochrześcijańskie obyczaje można obserwować.

Bardzo ważne elementy Twoich książek to ilustracje.

Tak, to prawda. Tu czasem pojawiają się zgrzyty, bo ilustrator rzadko interesuje się średniowieczem. Zdarza się, że średniowieczna chata ma okna z firankami. Ale teraz na szczęście mam wspaniałą ilustratorkę.

Czyli pięknie oddała brzydotę Paskudy?

To był nawet rodzaj castingu… Co najmniej 10 osób próbowało. Paskuda zewnętrznie jest brzydki, ale z drugiej strony jest dzieckiem i powinien – jako bohater książki – wzbudzać sympatię. To było bardzo dużym wyzwaniem. Młoda artystka, Ida Marta Piotrowska, studentka poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego, stworzyła takiego Paskudę, jakiego sobie wymyśliłam. Poznacie go Państwo jesienią.