Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Dom który niejedno widział, niejedno słyszał

04.04.2024 13:17:00

Podziel się

Widok strumienia przepływającego pod domem jest niczym magiczny obraz. Dźwięk kropli wody, które uderzają o skałę, działa kojąco na skołataną duszę. Właściciele postanowili uwiecznić tę naturalną harmonię, oprawiając go niczym obraz w szklaną ramę. Goście często siadają na parapecie lub krześle, wpatrując się i delektując widokiem. O magicznym miejscu w Górach Izerskich opowiada Karolina Poterska – współwłaścicielka Przecznica 27 – Stary Młyn.

ROZMAWIA: KAROLINA MICHALAK
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

 

Gdzie jest tak przytulnie?
Karolina Poterska:
Znajdujemy się w domu, który niejedno widział i niejedno słyszał. Ma dwieście lat i pierwotnie był młynem obsługującym pobliskie sztolnie. Kruszono w nim skały i inne owoce, które ziemia nosiła i urodziła. Dziś jest miejscem wartościowych spotkań, odskocznią od zgiełku miasta, dającym ukojnie zmęczonym duszom.

Stąd w nazwie Stary Młyn?
Tak, chcieliśmy zachować tożsamość tego miejsca, w nazwie zawarliśmy informację i jest: Przecznica 27 Stary Młyn wprost od adresu i funkcji domu.

Jak trafiliście do Przecznicy?
Najpierw osiedlili się tu nasi znajomi, którzy przez wiele lat szukali swojego miejsca na ziemi. Przyjeżdżaliśmy do nich regularnie w odwiedziny, trochę pomagaliśmy w pracach rozbiórkowych i podczas remontu, a gdy już zamieszkali tu na dobre, całą rodziną byliśmy ich stałymi gośćmi.

I wpadliście na dobre?
Zakochaliśmy się w tym miejscu, tej okolicy, tej ciszy, krajobrazie, sielskości, w bliskości lasu, gór, możliwości uprawy turystyki pieszej. Wcześniej już przyjeżdżaliśmy tu na rowery, pobiegać, a zimą na skitury. Bardzo chcieliśmy stać się posiadaczami domu w tej okolicy. Mój mąż zaczął marzyć, żeby uratować jakiś stary dom. Podczas jednego z takich pobytów Mateusz, wracając z zakupów inną ścieżką niż zazwyczaj, zauważył na ganku jednego z domów w oknie drzwi zgniecioną karteczkę, na której był napisany numer telefonu. Ponoć ta karteczka leżała tam 9 lat. Właściciele nie mieszkali tu, nie ogłaszali się, więc sąsiedzi przywykli, że dom pusty zaczyna otaczać się dziką roślinnością. Dom był nadal na sprzedaż.

Zobaczyliście numer telefonu i…?
I skontaktowaliśmy się z właścicielem i umówiliśmy się na oglądanie. Rozmawialiśmy sporo z mężem o tym domu, ponieważ był duży i wymagał sporego nakładu czasu i pieniędzy, a my w pierwotnym planie myśleliśmy tylko o domu rodzinnym, takim dla siebie, do którego będziemy mogli przyjechać i naładować baterie. Przekonywaliśmy się, że zawsze chcieliśmy mieć dom w górach, taką odskocznię, że zrobimy remont i będzie ok.

I jest ok?
Teraz tak – uśmiech. Okazało się, że nie możemy kupić domu ot tak, od ręki. Co prawda znajdował się na działce budowlanej, ale wraz z ziemią rolną, a wówczas przepisy stanowiły, że trzeba posiadać uprawnienia rolnicze, czytaj: być rolnikiem, żeby nabyć taką ziemię. Mimo wyższego wykształcenia Mateusz wrócił na pewien czas do szkoły średniej, by nabyć stosowne uprawnienia. Zdał egzamin państwowy łącznie z praktycznym i dzięki temu mogliśmy nabyć cały ten teren. Przy finalizacji okazało się, że do działki należy jeszcze kawałek lasu i tu też musieliśmy dochować pewnych procedur, przy kupnie lasu bowiem to Lasy Państwowe mają pierwszeństwo zakupu. Obyło się bez problemów, Lasy Państwowe nie wniosły roszczeń do terenu i mogliśmy nabyć nieruchomość.

Nabyliście nieruchomość i w międzyczasie zmieniliście koncepcję i jej przeznaczenie.
Zrodziła się myśl stworzenia miejsca, do którego ludzie przyjadą i zaczerpną świeżego powietrza, ruchu i, jak trzeba, nic nierobienia. Mój mąż jest biegaczem, jesteśmy bardzo energiczni, lubimy chodzić po górach i aktywnie spędzać czas. Mamy wielu znajomych w różnych społecznościach, uprawiających sporty wszelakie. Zamarzyło się nam, aby w tym naszych gniazdku móc przyjmować gości, którzy przyjadą tutaj większą ekipą i za niewielkie pieniądze będą chcieli spędzić czas. W pewnym momencie, co zbiegło się ze sprawami zdrowotnymi, powiedzieliśmy sobie, dobra, idziemy na całość, tak długo pracujemy, jesteśmy w ciągłym biegu, ciągle pewne decyzje odkładamy na później, robimy! Budujmy sobie azyl, miejsce, które będzie naszą drugą nogą, że w razie czego będziemy mogli zrezygnować z dotychczasowego życia, pracy i mieć się z czego utrzymać.

Ile czasu zajęło Wam dostosowanie Starego Młynu do Waszych potrzeb?
Główny remont trwał dwa lata. Powierzyliśmy pracę i całe nasze zaufanie lokalnym fachowcom. Codziennie zazwyczaj czterech panów przychodziło do nas jak do stałej pracy. Chcieliśmy dać pracę ludziom, którzy znają ten teren, sposób budowy, materiały, których używano do budowy domów w tym rejonie. Z drugiej strony chcieliśmy mieć także ludzi stąd i tu na miejscu. Mieliśmy świadomość, że będąc „obcymi”, łatwiej być przyjętym, gdy wymienimy się z lokalsami energią i uda się nam stworzyć tu miejsce, o jakim marzymy, dlatego tak ważne było dla nas zaskarbić sobie ich zaufanie, wejść i stać się członkami tej społeczności.

Widzę, że zachowaliście wiele z pierwotnego kształtu budynku i elementów wyposażenia.
Wiele domów w Przecznicy przestało istnieć, ponieważ miały słabe dachy. Nie dbano o nie należycie, bo długo wierzono, że na te tereny jednak kiedyś wrócą niemieccy właściciele. Ta ziemia skrywa wiele tajemnic. Dom miał paru właścicieli, odkąd przestał kruszyć skały, a później mąkę. Mimo że przez ostatnie 10 lat nikt tu nie mieszkał, zachował się w dobrym stanie, ale i tak wymagał dużego remontu. Staraliśmy się zachować jak najwięcej autentycznych elementów konstrukcji, stare belki, odzyskać i wykorzystać deski, a kolejno wyposażyć dom w elementy z epoki, jak piec na fajerkach, żeliwne patelnie czy lampy naftowe. Remont domu zaczęliśmy od miejsca, w którym niegdyś znajdowała się piekarnia i tę część domu od początku chcieliśmy przeznaczyć i przystosować do naszych rodzinnych potrzeb, jako część prywatną, z niezależną kuchnią, łazienką i pokojami tylko dla nas. Natomiast nad pozostałą częścią dopiero myśleliśmy.

Gdy strumyk płynie z wolna…
Pod domem płynie strumień, który wpada do kolejnego za domem. Szum wody to ewidentna zaleta, zakochaliśmy się od razu w energii płynącej wody. Od początku chcieliśmy, aby był widoczny z domu, więc już przy projekcie architektonicznym założyliśmy, że w podłodze będzie szyba i będziemy mogli się cieszyć jego widokiem. Wiemy od naszych gości, że ten widok robi na nich wrażenie, a czasem nawet widzimy, jak siadają sobie na parapecie czy krześle i wpatrują się w niego.

Udało się Wam zaskarbić sympatię lokalnej społeczności?
Z sąsiadami żyjemy w bardzo dobrych relacjach i współpracujemy z nimi na wielu polach. Ten pierwszy okres naszej bytności procentuje i dziś zbieramy tego owoce. Nasi sąsiedzi opiekują się domem, gdy nas nie ma, pomagają w utrzymaniu porządku, czasami lepią pierogi dla naszych gości, a czasami palą w piecu.

Jaka jest dostępność tego domu?
Można tu przyjechać o każdej porze roku. Bez względu na pogodę, bo nawet jak nie ma śniegu, a ktoś wybrał się na biegówki, może zrobić trekking po pobliskich szlakach, pójść do sąsiadów na warsztaty z ceramiki albo zwyczajnie zrestartować się we wspólnej przestrzeni, poczytać, pograć w planszówki czy pójść do sauny albo piec gofry na fajerce.

A skąd pomysł, by w to wszystko wpleść saunę?
Sauna to konsekwencja tego, co sami lubimy i tego, jak lubimy oczyszczać swoje ciało. To także idealny sposób, by rozgrzać się po powrocie z gór. Dodatkową atrakcją tego domu jest staw przepływowy, który jest idealnym miejscem, by schłodzić się po saunie.

Dom jest pełen ludzi, a Ty ledwo mogłaś znaleźć dzisiaj dla nas czas. Jak to się dzieje, że mimo braku reklamy ludzie do Was trafiają?
Na razie działa system poleceń. Ktoś tu był i komuś powiedział, że jest takie miejsce. Jesteśmy też bardzo towarzyscy, mamy wielu znajomych i do tego jesteśmy społecznikami. Często angażujemy się w różne akcje charytatywne czy sponsoring wydarzeń. Pobyt w Przecznicy 27 często wystawiamy na aukcjach, jak na przykład na ostatnim WOŚPie, czy przekazujemy w formie nagrody w różnego rodzaju zawodach. Lubimy nagradzać 27. miejsce na mecie! To procentuje, ponieważ ludzie do nas wracają i zabierają swoich przyjaciół i rodziny. Nam udało się zrobić parę spotkań kuzynowskich, mogliśmy poznać się „na nowo”, a nawet zebrać cztery pokolenia i razem spędzić, cudowny pełen wspomnień czas. Tak, to miejsce sprzyja wartościowym spotkaniom.

Gdy nie jesteście tutaj, to czym się zajmujecie?
Jesteśmy małżeństwem i parą z bardzo długim stażem, jesteśmy bowiem ze sobą od 17. roku życia. Mateusz prowadzi wraz z rodzeństwem drukarnię w Poznaniu, a ja pracuję w banku jako były dealer walutowy, obecnie mam bardzo kreatywną rolę i opiekuję się kantorem online. Uwielbiamy podróżować i być w ciągłym ruchu. Naszą pasję do podróży zaczęliśmy rozwijać już w szkole średniej, gdy pierwsze zarobione na promocjach w marketach pieniądze wydawaliśmy na podróże. Jednocześnie rozwijaliśmy naszą pasję motoryzacyjną, jesteśmy współtwórcami Klubu Volkswagena i od 20 lat organizujemy Zlot Miłośników VW Garbusa w Przybrodzinie, a ostatnio w Kórniku.

A dzieci podzielają Wasz entuzjazm do tego miejsca?
Dzieciaki w ten rejon przyjeżdżały z nami od samego początku i są tu zadomowione, ale ostatnie lata, gdy już zaczęły wchodzić w dorosłość, zaczęły stawiać trochę oporu przed przyjazdami tu z nami. Za to chętnie zabierają przyjaciół. Dużo czasu spędzaliśmy tutaj także w trakcie pandemii. To była nasza odskocznia od codzienności i miejsce ładowania baterii. Był to też czas intensywnego rozwoju tego miejsca, bo tryb pracy zdalnej i nauki na odległość w przypadku dzieci pozwolił nam na bycie tutaj, pracę, remont i doglądanie postępu robót.

Poza przyjmowaniem gości co dzieje się w Przecznicy?
Chcemy, aby Przecznica była miejscem wartościowych spotkań. Organizujemy m.in. cykle spotkań, podczas których wydobywamy kobiecą energię. We wrześniu ma się też odbyć męskie spotkanie świadomych facetów – zapraszamy! Odbywają się tutaj warsztaty jogi, kulinarne, herbaciane, aromaterapii, chodzimy na „kąpiele leśne” jako metodę oczyszczania zmysłów. Uwielbiamy wymieniać energię, wspierać się i działać wspólnie, pewnie dlatego wiele wydarzeń dzieje się przy współpracy z naszymi przyjaciółmi. Chcemy także rozszerzyć ofertę pod firmy, ale nie typowe komercyjne spotkania, tylko coś na pograniczu warsztatów relaksacyjnych dla pracowników.

Czego Wam życzyć?
Aby to miejsce zawsze tętniło życiem, odwiedzający nas goście znajdowali tu ukojenie i aby do ogrodu powróciła bujna roślinność.