Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej

Podziel się

„Sukces po poznańsku” to historia napisana przez redaktor naczelną Joannę Małecką. Dziennikarstwo to jej styl życia, a ludzie i pisanie to pasja, której efektem jest profesjonalizm. Oto wyjątkowa kobieta, która stoi za najpopularniejszym magazynem lifestylowym w Poznaniu i nie zamierza się zatrzymać.

ROZMAWIA: Anna Skoczek
ZDJĘCIE: Bonderphotography

Co oznaczają dla Ciebie piąte urodziny „Sukcesu”?
To jest dla mnie wyjątkowy rok, bo nie dość że „Sukces” obchodzi piąte urodziny, to ja świętuję czterdzieste. Organizując urodzinowe spotkanie dla całej załogi „Sukcesu”, patrzyłam na każdą osobę z wielką dumą i wzruszeniem. To ludzie, którzy chcą ze sobą być i chcą ze mną pracować. Niektórzy są ze mną od początku, inni doszli z biegiem lat. Cieszy fakt, że zespół „Sukcesu” właściwie się nie zmienia i dzisiaj jest kompletny. Szanujemy się, lubimy i wspólnie budujemy magazyn, który jest coraz lepszy. Z numeru na numer pokazujemy, że jest to możliwe. Dzięki temu, że chcemy być lepsi, bijemy kolejne rekordy. Rekordy popularności, rekordy aktywności naszych Czytelników czy rekordy sprzedaży. Słyszymy od wielu osób, nie tylko w Poznaniu, że to najlepszy magazyn miejski, nie tylko lokalnie. Cieszę się, że ludzie nas czytają i kolekcjonują nasze wydania. Cieszę się, że tytuł powstaje w pełnym zaufaniu do mnie ze strony moich prezesów. Powiem więcej: nie zamierzamy odpuszczać.

Jak powstał zespół dziennikarzy?
To ludzie z ogromnym doświadczeniem w tej branży, znaliśmy się zawodowo. To profesjonaliści, którzy są rzetelni, znają warsztat swojej pracy i do tego wykonują swoje dziennikarskie obowiązki według najlepszych zasad etycznych. To dziennikarze, którzy przeszli w swoim życiu przez wiele redakcji, mają ogromne doświadczenie w różnych mediach. Do tego wszystkiego to ludzie, którzy lubią innych, a inni lubią ich. To jest dziś podstawa w budowaniu relacji, a „Sukces” jest bardzo relacyjny.

To znaczy?
Nasza siła oparta jest na relacjach. Dzisiaj żyjemy w takich czasach, w których ogromnym problemem jest brak umiejętności poświęcania uwagi i słuchania innych ludzi. Często nie umiemy rozmawiać. Pewnie częściowo wynika to też z tego, że życie przeniosło się do internetu. Ja się cieszę, że w zespole „Sukcesu” są ludzie, którzy to potrafią. Potrafią poświęcić czas innemu człowiekowi, szanują innych ludzi, pomimo ogromnych umiejętności i talentu mają w sobie wiele pokory. Doceniają to nasi rozmówcy, nasi bohaterowie.

A kim są bohaterowie „Sukcesu”?
To bardzo różni ludzie. To prezesi ogromnych firm, to ludzie, którzy działają w Poznaniu społecznie, to artyści, drobni przedsiębiorcy, ludzie ważni w swoich lokalnych społecznościach. To nasi sąsiedzi. Ich wspólnym mianownikiem jest właśnie „Sukces”.

Co dał Tobie Sukces? Kim jesteś dziś?
Sobą i to jest dla mnie najważniejsze. Nie zmieniłam się przez te lata, mam w sobie dużo pokory. Wciąż czasem bywam naiwna i wciąż ufam innym ludziom, chociaż mimo wszystko uważam, że jest to większa zaleta niż wada. Idę przez życie, kierując się wartościami, które wyniosłam z domu. Moi rodzice nauczyli mnie etosu pracy, samodzielności i uwagi na innych ludzi. To, co wynosisz z domu, buduje cię jako człowieka. To, jakich ludzi zostawiasz przy sobie, idąc przez życie – też. Mam prawdziwych przyjaciół, a to dzisiaj bezcenne. Zawodowo mam świadomość, że osiągnęłam już w tym mieście wszystko. Nic ponad „Sukces” już nie ma. Jestem pod tym względem spełniona, bo wymarzyłam sobie to 10 lat temu i konsekwentnie dążyłam do celu. Chciałam być redaktor naczelną najlepszego magazynu lifestylowego w tym mieście i tak się stało. Oprócz spełnienia zawodowego mogę dziś powiedzieć również, że razem z tym projektem dojrzałam. Zbudowałam poczucie własnej wartości. Jestem też dumna z siebie. Poświęciłam tej pracy bardzo wiele. Wielu osobom może się wydawać, że „Sukces” sam się rozwija, ale to jest zawsze coś kosztem czegoś.

A jakim kosztem w Twoim życiu jest „Sukces”?
Rozwijałam ten tytuł na pewno kosztem życia prywatnego. Kosztem czasu, który dziś jest bezcenny. „Sukces” to praca w weekendy, wieczory, święta. To miliony nadgodzin. I na pewno zapytasz, czy jestem zmęczona – tak, czasami jestem zmęczona. To nie jest jeszcze wypalenie, bo wciąż chcę to robić, ale przychodzą takie momenty, że potrzebuję wytchnienia, spokoju i uciekam od ludzi. Wtedy wyjeżdżam w góry, które kocham.

Co w takim razie robisz, kiedy zamykasz drzwi biura?
Zamykam je tylko fizycznie, bo moje życiowe biuro ciągle jest otwarte. Wychodzę z redakcji i mam przy sobie telefon, który albo ciągle dzwoni, albo odbieram wiadomości na różnych komunikatorach. Mejli już nie odbieram, ponieważ nauczyłam się tego, że jeśli wychodzę późno z biura, to już nie sprawdzam skrzynki, tylko czekam do następnego dnia. Telefon prywatny właściwie zawsze mam przy sobie, a ponieważ wielu moich znajomych, to osoby, które poznałam właśnie w pracy dziennikarza, to te granice mocno się zacierają. Wiele osób, które dziś są moimi znajomymi, to ludzie, których poznałam w trakcie wywiadów, na spotkaniach biznesowych. Nadal się kolegujemy, przyjaźnimy. To są znajomości, które pozostają ze mną na lata i to są właśnie te relacje „Sukcesu”, o których wspomniałam wcześniej. To dla mnie bardzo ważne.

Gdzie w tym wszystkim masz swoje granice prywatności?
W górach. Kiedy wsiadam do samochodu i jadę w góry, to nie pracuję. Tam odpoczywam, tam się wyłączam. Bardzo często wybieram takie miejsca, w których nie ma zasięgu. Tam jestem tylko z Marcinem, górami i reszta świata nie istnieje. Cieszę się, że mam taki komfort i mogę od czasu do czasu tak właśnie uciec.

Jak zaczęła się Twoja droga zawodowa?
To był 2002 rok, czyli 21 lat temu. Muszę tu powiedzieć o „Gazecie Poznańskiej”, bo to moja macierzysta redakcja, w której spędziłam 6 lat. To były trudne, ale piękne lata mojego życia. To czas mojej młodości. Moi znajomi studiowali i chodzili na imprezy, a ja w tygodniu chodziłam do pracy, a w weekendy się uczyłam. Skończyłam politologię, ale zanim poszłam na studia, dostałam z matury z polskiego ocenę dopuszczającą…

Jak to?
Pani od języka polskiego nie podobał się mój styl… to ciekawe, bo dzisiaj z tego stylu żyję.

Ale wracając do redakcji…
Dziś już z łezką w oku wspominam to, że pracowałam właściwie dookoła zegarka, uczyłam się od najlepszych dziennikarzy w tym mieście i w tym kraju. Tam zrozumiałam, na czym polega praca w zespole, dlaczego zgrana ekipa to fundament sukcesu i skuteczności, co pomaga mi do dziś. W pracy w dzienniku liczy się to, czy jesteś skuteczna, bo gazeta musi wyjść jutro, a nie pojutrze albo za tydzień. Dziennikarz musi zebrać kompletny materiał tego samego dnia, w którym zgłosi temat. W pierwszej redakcji nauczyłam się też tego, że masz dwie minuty, żeby twój rozmówca ci zaufał. Pamiętam, że po dwóch latach pracy w „Gazecie Poznańskiej” redaktor naczelny wysyłał mnie na tak zwane „misje specjalne”, czyli do ludzi, którzy nie chcieli z nikim innym rozmawiać. Ze mną chcieli. Zawsze miałam dobre podejście do innych i zacięcie psychologiczne, które zresztą zostało mi do dziś. Podczas pracy w „Poznańskiej” dostałam się do Instytutu Dziennikarstwa, gdzie szkoliłam się z reportażu, felietonu, ze wszystkich gatunków dziennikarskich. Co miesiąc jeździłam wtedy na szkolenia i uczyłam się od najlepszych, jak choćby od Jacka Hugo Badera czy Kamila Durczoka. Na to, co dziś mam, bardzo ciężko pracowałam wiele lat. W międzyczasie skończyłam studia i miałam szansę kontunuowania kariery naukowej, ale za bardzo pokochałam praktykę, żeby zajmować się teorią.

Co jest najgorsze w tej pracy?
Spotykanie na swojej drodze „małych” ludzi, z niskim poczuciem własnej wartości, karierowiczów bez fundamentów. Spotkałam ludzi, którzy mnie nie szanowali albo którzy traktowali mnie jak zagrożenie. Przez rok byłam w jednej redakcji regularnie mobbingowana, co w konsekwencji skończyło się depresją. Wyszłam z tego i dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Jaki był Twój pierwszy zawodowy sukces?
Jako 23-latka zostałam redaktor prowadzącą lokalny tygodnik i byłam najmłodszym redaktorem prowadzącym w całej ogólnopolskiej grupie wydawniczej. Poradziłam sobie świetnie, podniosłam sprzedaż trzykrotnie w ciągu roku. Redaktor naczelny obdarzył mnie wtedy zaufaniem, a ja go nie zawiodłam. Oczywiście w życiu zawodowym zdarzały mi się gorsze momenty, gorsze firmy, ale nie traktuję ich w kategorii porażki. Myślę o nich jak o lekcjach, które mnie ukształtowały. Wiele lat uczyłam się, jakim nie chcę być szefem. Dzisiaj wolę być liderem, który daje ludziom przestrzeń do rozwoju i prowadzi. Mam nadzieję, że tak właśnie jest. Przeszłam przez wiele redakcji prasowych, radiowych i telewizyjnych, współpracowałam z uniwersytetem im. Adama Mickiewicza, byłam PR-owcem, rzecznikiem prasowym czy menedżerem rajdowych wicemistrzów Polski, międzynarodowej mistrzyni w makijażu permanentnym, prowadziłam kilka kampanii wyborczych. Zarządzałam dużymi budżetami. Prowadzę spotkania autorskie, imprezy, wydarzenia. Gdybyś zapytała mnie, co jeszcze chciałabym zrobić w zawodzie, to zdecydowanie dalej rozwijać „Sukces”, który w mojej ocenie nie ma granic. Chciałabym też moją wiedzę przekazać innym, ucząc znowu dziennikarstwa na UAM. Zobaczymy, co uszykuje dla mnie los (śmiech). Wiesz, ja nie wyobrażam sobie stać w miejscu, bo wtedy się nie rozwijam. To jest tak, jak powiedział Jacek Walkiewicz: „Tylko pasja rodzi profesjonalizm”. Pisanie i ludzie to moja pasja. I to się nigdy nie zmieni.