Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Fryzjerska pasja zapisana w genach

08.11.2023 11:55:31

Podziel się

Pani Maria Katscher jest legendą poznańskiego fryzjerstwa. W zawodzie działa już od ponad 50 lat. Startowała w branżowych mistrzostwach jako uczestnik, trener i sędzia. Zjeździła cały świat i wykształciła prawie stu innych fryzjerów. W grupie jej uczniów były też córka Elżbieta i wnuczka Laura. Dziś razem pracują w salonie Renesans Urody przy ulicy Mickiewicza 28, wypełniając urokliwe przestrzenie salonu niezwykłą kobiecą energią. – Nasza praca to nasza pasja – przyznają zgodnie.

ROZMAWIA: Anna Skoczek
ZDJĘCIA: Agata Jesse, Obiektywnie
[współpraca reklamowa]

Kiedy Pani Maria, córka Elżbieta i wnuczka Laura opowiadały mi o swojej zawodowej drodze, w ich oczach widać było błysk i szczere oddanie dla fryzjerskiej pasji. Uśmiechnięte, otwarte i zarażające dobrą energią. Nic dziwnego, że klientki lubią do nich wracać. Sama po sobie wiem, że trudno jest nawet od nich wyjść.

Jak wszystko się zaczęło?
Maria Katscher: Początki to 1970 rok. Wtedy rozpoczęłam swoją karierę zawodową u mistrza Stefana Siankowskiego. Był to bardzo kreatywny człowiek, który wykształcił w swoim czasie wielu bardzo dobrych fryzjerów. Zrobił zresztą naprawdę wiele dla branży w Polsce. Brałam z niego przykład, lubiłam się od niego uczyć i po siedmiu latach wyjechałam już z grupą fryzjerów do Paryża na zaproszenie firmy Loreal. To był mój pierwszy wyjazd za granicę. Później już poszło lawinowo. Byłam zafascynowana nowymi trendami, z salonu wychodziły same zadowolone klientki, a przed lokalem ustawiały się długie kolejki.

Kolejki do fryzjera? To dziś niewyobrażalne.
MK:
Przed salonem przy ulicy Półwiejskiej stały naprawdę długie kolejki. Od rana wydawaliśmy numerki na daną godzinę, na którą poznanianki przychodziły do nas po swoje wymarzone włosy. Kiedy otworzyłam już swój pierwszy własny salon przy ulicy Kanałowej, to również ustawiał się sznureczek kobiet.

Laura Kwaśny, wnuczka: Mój kolega w liceum opowiadał mi, że jego babcia chodziła do mojej babci na strzyżenie i żeby się dostać, musiała godzinami stać w kolejce. To było niesamowite.

MK: Dobra opinia wśród klientek była dla mnie jak miód na serce. Rozpoczęłam pracę z jedną uczennicą, a później dochodziły kolejne. Dziś mogę powiedzieć, że przez lata wykształciłam prawie 100 fryzjerek i fryzjerów.

Śledzi Pani ich losy?
MK:
Są takie, które cały czas utrzymują ze mną kontakt (śmiech). Wiem, że część wyjechała i pracuje za granicą albo przeniosła się do innych miast. Wśród moich uczennic są też córka Elżbieta i wnuczka Laura.

Czy mama była surowym nauczycielem?
Elżbieta Katscher, córka:
Niekoniecznie surowym, ale na pewno wymagającym. Kiedy przyszłam do mamy do salonu, miałam już malutką córeczkę, ale pracowałam po 12 godzin, bo mama wychodziła z założenia, że skoro ona tak pracowała, to wszyscy tak muszą (śmiech).

MK: Miałam to szczęście, że w opiece nad córkami pomagała mi moja mama. Dzięki temu mogłam się rozwijać i pracować. Kiedy córki poszły już do przedszkola, zajmował się nimi mąż, który wspiera mnie cały czas. Dzisiaj myślę, że jak na tamte czasy byliśmy naprawdę nowoczesną rodziną. Cieszę się, że mogę spełniać się zawodowo, a właśnie na początku kariery to wsparcie najbliższych było mi najbardziej potrzebne.

Czy wybór fryzjerstwa to był przypadek?
MK:
Żaden. Od dzieciństwa fascynowały mnie włosy. Kiedy byłam mała i znikałam mamie z oczu, to zawsze wiedziała, że siedzę w polu i plotę warkocze kukurydzy (śmiech). Od tego się zaczęło. Przekonanie rodziców, żeby pozwolili mi kształcić się w tym kierunku, wcale nie było najłatwiejsze, później nie było też tak łatwo dostać się do szkoły, ale zrealizowałam swój plan, dostałam się do najlepszego mistrza i chłonęłam jego wiedzę i umiejętności.

Często jest tak, że jak w domu rodzic poświęca się jakiejś pracy, to dzieci nie chcą iść w jego ślady.
EK:
Mi się wydaje, że jak byłyśmy małe, to tak przesiąkłyśmy pasją mamy, że żadna z nas nie wyobraża sobie nawet, że można żyć inaczej. Mama uparła się jednak, że muszę iść do liceum, bo być może wybiorę inną drogę. W wieku 38 lat rozpoczęłam też studia pedagogiczne, które pomagają mi w pracy z uczniami.

LK: Też poszłam do liceum, ale już wtedy uparłam się, że muszę pracować razem z babcią. Kiedy zastanawiałam się nad tym, co chce w życiu robić, to zdałam sobie sprawę z tego, że widzę się tylko w salonie fryzjerskim. Babcia zresztą dała mi taką szansę i kibicowała temu, żebym łączyła naukę ze zdobywaniem umiejętności w salonie pod jej mistrzowskim okiem.

Czyli wszystkie pasje do fryzjerstwa macie już w DNA.
EK
: Tak, ale każda z nas jest przy tym trochę inna. Mama jest totalnie odjechana na punkcie tego zawodu, lubi kształcić nowych fryzjerów, uwielbia się też udzielać poza pracą. Powiedziałabym, że jest takim fryzjerskim społecznikiem. Ja wychowałam się już w innych czasach, więc całkowicie poświęcam się pracy, kiedy tu jestem, ale potrafię oddzielić ją od życia prywatnego. A Laura?

LK: Oprócz zawodu fryzjera chciałabym robić jeszcze inne rzeczy. Chciałabym w przyszłości wprowadzić u nas dodatkową usługę makijażu. Wcześniej był taki czas, że projektowałam i szyłam ubrania. Zasadniczo interesuje mnie wszystko to, co wydobywa z kobiet ich piękno.

Jak przez 50 lat Pani pracy zawodowej zmieniło się fryzjerstwo?
MK:
Klient jest dziś na pewno bardziej wymagający, świadomy.

A klienci nadal przychodzą do Was ze zdjęciami fryzur, które im się podobają?
LK:
Oczywiście. Czasami muszę klientce wytłumaczyć, że nie ma takich włosów, żeby zrobić u niej fryzurę ze zdjęcia, albo że do jej urody ta fryzura nie będzie pasować.

EK: Nie mam problemu z tym, że ktoś przychodzi do mnie ze zdjęciem, bo przynajmniej od razu wiem, jakie ma oczekiwania i nie musi się specjalnie gimnastykować, żebym zrozumiała jego wizję. Widzę zdjęcie i oceniam, czy to typ urody, który się do tego nadaje, czy kondycja włosów jest odpowiednia.

MK: To trzeba widzieć, dobry fryzjer jest jednocześnie stylistą i wizażystą. Kiedy dotykam włosów klientów, od razu wiem, jak będą się układały, jak będą falowały czy się kręciły. Po pierwszym dotyku już wiem, czego taki włos potrzebuje – jakiej pielęgnacji, fryzury. Czasem dojście do wymarzonej fryzury to proces wymagający kilku wizyt, ale efekt jest możliwy do osiągnięcia.

EK: Tak jest na przykład w przypadku zmiany koloru z ciemnego na jasny. Moja siostra farbowała się kiedyś na ciemny kolor, a kiedy zaczęła siwieć, odrost wyglądał fatalnie. Powiedziałam jej, że jest z rodziny fryzjerskiej i musimy coś z tym zrobić. Zaczęłyśmy wtedy proces rozjaśniania aż do platynowego blondu. Rozjaśniałam ją siedem razy, żeby osiągnąć założony efekt i nie uszkodzić jej włosów. Wszystko jest możliwe do zrobienia, czasem tylko wymaga cierpliwości.

Siostra oparła się Waszej fryzjerskiej pasji?
EK:
Nie dała rady (śmiech). Uczy w szkole technologii fryzjerskiej. Próbowała w salonie, ale stwierdziła, że jej powołaniem jest jednak edukacja.

Jak zmieniły się narzędzia fryzjerskie przez te 50 lat?
EK: Ostatnio mama pokazała mi, jakimi nożyczkami pracowała na początku swojej kariery i teraz nadają się one już tylko do cięcia ręczników papierowych. Kiedyś zupełnie inaczej wykonywano szlif na nożyczkach, tak że łapały włosy. Dziś właściwie nożyczki prześlizgują się po nich i klient nawet nie czuje strzyżenia. Są też specjalne kształty nożyczek do cięcia skośnego, prostego. Pracowałam jakiś czas w firmie zajmującej się sprzedażą nożyczek fryzjerskich, więc nadal lubię śledzić trendy w narzędziach.

Lubią Panie korzystać z takich nowości?
MK:
Uwielbiamy! Dziś można powiedzieć, że często trzymamy w rękach prawdziwe mercedesy wśród narzędzi fryzjerskich.

LK: Jeśli ktoś powiedziałby, że nie lubi, to tak, jakby zamknął się na przykład na rozwój motoryzacji i nadal chciał jeździć bryczką. Nowe narzędzia dają nowe możliwości i przede wszystkim więcej rozwiązań.

Jak to się stało, że postanowiłyście połączyć siły?
MK: Wnuczka chciała pracować ze mną od samego początku swojej zawodowej drogi. Łatwiej było jej na tamtym etapie życia dogadać się z babcią niż z mamą. Pracuje ze mną już 11 lat.

EK: Przyszłam do Renesansu Urody ze swojego salonu przy Półwiejskiej, który działał 13 lat. Stało się to w okresie pandemii. Nie wiedziałyśmy, co nas czeka i jak to długo potrwa, więc postanowiłyśmy połączyć siły i razem przetrwać ten trudny moment.

Kto dba o Wasze włosy?
MK:
Obcinamy się i farbujemy nawzajem. Lubimy to robić i świetnie się przy tym bawimy. Ja na przykład uwielbiam eksperymenty i nigdy nie narzekam na to, jakie fryzury robią mi dziewczyny, bo z natury jestem ugodowa.

Jak wyobrażają sobie Panie przyszłość salonu?
MK: Na pewno nie wybieram się na emeryturę, więc nadal będę cieszyć się pracą.
EK: Pandemia zweryfikowała trochę robienie dalekosiężnych planów, więc postanowiłyśmy żyć tu i teraz i czerpać jak największą przyjemność z codziennej pracy z ludźmi.