Gwiazdor
19.12.2018 13:00:00
Znaki szczególne: biała, długa broda, czerwona czapka, czerwone spodnie i kurtka. Roześmiana twarz, rumiane policzki, no i duży brzuch, a na nim czarny pasek… Bywa, że w ręce może mieć rózgę. Poszukiwany szczególnie przed świętami i w Święta Bożego Narodzenia. Zaprzyjaźniony z reniferami i elfami. Od trzydziestu lat spełnia marzenia dzieci i dorosłych, które wciąż w niego wierzą i co roku czekają, aż wejdzie do domu i obdaruje ich prezentami. Ktokolwiek widział? Ktokolwiek wie?
ROZMAWIA: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIA: Sławomir Brandt
Gwiazdorze, św. Mikołaju? Jak mam się do Ciebie zwracać?
Gwiazdor: Gwiazdorze, bo przecież jesteśmy w Poznaniu, a w zasadzie Gwiazdorze Gwiazdorów.
Oooo, a skąd taki tytuł?
To historia sprzed kilku lat. Zostałem zaproszony do rodziny. Ojciec uprzedził mnie, że ich syn, wtedy chodził chyba do przedszkola albo do pierwszej klasy, jest bardzo inteligentny i nie wierzy w Gwiazdora. No to – pomyślałem sobie – muszę cię przekonać. I rzeczywiście, jak tylko się zjawiłem, natychmiast rozpoczęły się dociekliwe pytania ze strony chłopca. Starałem się na nie odpowiadać bez ściemniania. Byłem też przygotowany na jego ataki. Udało się. Po moim wyjściu dowiedziałem się od ojca, że mały stwierdził: to był prawdziwy Gwiazdor Gwiazdorów, a reszta to przebierańcy.
No tak, to rzeczywiście najlepsza rekomendacja. A pamiętasz może Gwiazdorze, jak to się zaczęło? Zawsze lubiłeś wręczać prezenty?
To było już chyba ze trzydzieści lat temu. W firmie, w której wtedy pracowałem, organizowano imprezy dla pracowników. Zawsze lubiłem dzieci, lubiłem się śmiać, żartować, więc dla mnie założenie stroju Gwiazdora na wigilijne spotkanie było naturalne. I okazało się, że się spodobałem. W firmie nawet do końca nie wiedzieli, kim był Gwiazdor. Oczywiście po pierwszej takie imprezie musieliśmy zyskać opinię partyjnych działaczy. Trochę nerwów z tym było, a w końcu wszedłem do pokoju po werdykt i usłyszałem, że wszystko było w porządku, ale też dzieci tak hałasowały, że może lepiej, jakby były ciszej. To był początek, a potem już poszło. I nigdy ciszej nie było.
Jesteś Gwiazdorem z ogromnym doświadczeniem.
Oj, ale o mały włos, po kilku latach, nie straciłbym tego stanowiska. Przygotowywałem imprezę wigilijną dla dzieci i rodziców w Poznaniu na forcie. Wszystko było dopięte – animacje, zabawy, miała być też tancerka, która pobawi się z dziećmi i nauczy je tańczyć. Dopilnowaniem całości miał się zająć mój zastępca. Coś mnie jednak tknęło, jak to Gwiazdor przewidziałem przyszłość, i wybrałem się jeszcze na kontrolę przed imprezą. Wchodzę i widzę mojego zastępcę i znalezioną przez niego tancerkę, hmmm… erotyczną. Jak stwierdził, chciał, żeby też coś miłego było dla rodziców.
To droga do bycia Gwiazdorem Gwiazdorów nie była usłana różami?
Zawsze było wesoło. No, prawie zawsze. Przez wiele lat byłem Gwiazdorem w M1, gdzie odbywały się wielkie imprezy dla klientów. Zaproszono mnie, bo zawsze umiałem zagadywać do ludzi, rozbawiać ich, mam też dar rozmowy z dziećmi. Przebrany w strój Gwiazdora dla wielu byłem nierozpoznawalny, a przecież spotykałem tam znajomych. Pewnego razu zobaczyłem kolegę z pracy z innego działu. Podszedłem do niego i za jego plecami, zmienionym głosem powiedziałem: Karoluuuuu. Ten się odwrócił z pobladłą twarzą, spiorunował mnie wzrokiem i kazał mi się oddalić, mówiąc niecenzuralne spier… Tak do Gwiazdora!!! Byłem zdziwiony jego zachowaniem. Czyżby mnie poznał? Na drugi dzień w pracy wpadł do pokoju, w którym też byłem, i zdenerwowanym głosem zaczął opowiadać, że w M1 zaczepił go jakiś przebieraniec Gwiazdor i jeszcze przemówił do niego głosem kolegi, którego kilka dni wcześniej pochował. To było nieprzyjemne wydarzenie. Ale inne były przyjemne, bo Gwiazdor czasem też może załatwić swoje prywatne porachunki.
Jak to prywatne porachunki? Ktoś nadepnął Gwiazdorowi na odcisk?
Miałem kolegę, który pożyczył ode mnie pieniądze i przestał się odzywać. Sytuacja znana każdemu człowiekowi i Gwiazdorowi też. Przed świętami spaceruję po M1 i widzę, że przechadza się wśród sklepów z rodzinką. No to stwierdziłem, że to najlepsza okazja do dania mu nauczki. Podszedłem i zacząłem zagadywać dzieci, rozmawiałem z nimi, kierując rozmowę na uczciwość, na tatę – jaki jest. I tak powoli robił się czerwony, kiedy dzieci odpowiadały na moje pytania, a ja mówiłem o oddawaniu cudzych rzeczy. Ależ Gwiazdor miał uciechę. Kolega chyba mnie nie poznał, bo pieniędzy nie oddał, a wtedy bardzo szybko zabrał rodzinę i zwiał.
To Gwiazdor ma swój charakterek?
No jak na kibica Lecha przystało.
Jak to Gwiazdor interesuje się piłką nożną i chodzi na mecze?
No raczej po cywilnemu, ale interesuję się od lat. A kiedyś nawet miałem na sobie koszulkę Lecha, kiedy jechałem z prezentami do dzieci. Wtedy jakoś tak się złożyło, że miałem pożyczony strój i był jakiś niedopracowany, bo materiał prześwitywał. W jednym z domów w Gorzowie Wielkopolskim był chłopiec, który miał wtedy 11–12 lat. Zaczęła się rozmowa o piłce i zapytałem, jakiej drużynie kibicuje. Na co odpowiedział, że Legii Warszawa. Przy stole zapanowała konsternacja, a jeden z domowników stwierdził, że to chyba Gwiazdorowi naraził się szczególnie, bo gwiazdor to lechita jest. Po kilku latach chłopiec się nawrócił i został kibicem Lecha. Spotkaliśmy się na stadionie i wtedy jego ojciec nas przedstawił, przypominając tamto wydarzenie.
Jak to jest nosić takie charakterystyczne ubranko?
Czasem ciężko. Dobrze jest, jak uszyte jest na miarę, bo wtedy nie krępuje ruchów. Pamiętam jedną z Wigilii w ETC Swarzędz. Przylatywałem helikopterem i miałem zejść po drabinie. Schodzę i nagle słyszę charakterystyczny dźwięk – pękają spodnie. Boże, co ja się wtedy nagimnastykowałem, żeby nie stawać tyłem do ludzi, żeby to zasłonić, bo przecież bluza w każdej chwili przy takim ruszaniu rękami mogła się podnieść. I wtedy dzieci zobaczyłyby męskie niewymowne. Czasem jednak strój pomaga.
W kontakcie z policją?
To też. Miałem kiedyś przypadek, że jak zwykle bardzo się spieszyłem od jednego dziecka do drugiego, bo każda moja Wigilia zaplanowana jest co do minuty. Trochę przydusiłem pedał gazu i… zobaczyłem radiowóz i dwóch uśmiechniętych funkcjonariuszy. Zacząłem tłumaczyć, że się spieszę, bo przecież muszę odwiedzić mnóstwo dzieci. Pogrozili mi palcem i mogłem jechać. To jednak niejedyny wypadek, kiedy strój pomógł. Pewnego razu, kiedy tak jeździłem między domami, poczułem konieczność odwiedzenia toalety. Dzwonię do kolegi, który był następny w kolejce, że jadę, ale najpierw muszę skorzystać, a on mi na to, że to niemożliwe, bo w ich domu do toalety trzeba przejść przez całe mieszkanie i dzieci mnie zauważą. Tłumaczyłem, że nie ma wyjścia. W końcu wpadł na pomysł, że pójdzie do sąsiada po klucz do ubikacji na piętrze, bo jeszcze takie były w kamienicy. Wpadłem, lecimy, a tam drzwi zamknięte, klucz z drugiej strony i słychać przewracanie stron gazety. Prośby nie pomagały w końcu kolega się rozdarł, że wychodzić, bo Gwiazdor czeka z potrzebą. Zapanowała cisza i po chwili drzwi się uchyliły. Mina tego człowieka, który zobaczył przed sobą Gwiazdora – bezcenna.
Nie ma możliwości, żeby Gwiazdor odwiedził wszystkie dzieci.
Nie i dlatego ma zastępców. Ale mówiąc poważnie, bardzo solidnie przygotowuję się do wizyty w domach. Wypytuję o dzieci, bo muszę wiedzieć, jakie są, co zbroiły, czym się interesują, jakie mają stopnie. Pytam też o dorosłych. Ze mną nie ma łatwo. Dla mnie takie wizyty są też wychowawcze. Dzieci muszą wiedzieć, dlaczego dostają prezenty. Pamiętam kiedyś chłopca, który czekał na mnie z rodzicami i swoją ciocią. W garażu ojciec dał mi trzy pełne worki prezentów dla niego. Byłem w szoku. Okazało się, że mały co dostał, to rzucał w kąt, żadna z tych rzeczy go nie zainteresowała. Po prostu odhaczał na liście, że to, co chciał to dostał. Wiem, że mi bardzo długo wtedy zajął wykład skierowany nie tylko do niego, ale też do rodziców. Pamiętam, że ciocia siedziała i kiwała głową, a potem, jak wychodziłem, przyniosła mi czekoladę, a w środku było napisane: dziękuję.
Prezenty już kupione?
Zawsze mam wcześniej upatrzone. Co roku, dzięki temu, że jestem Gwiazdorem, znam najnowsze zabawki, wiem co cieszy dzieci i dorosłych, jakie mają pragnienia.
A jakie prezenty dostaje Gwiazdor?
Hmm, z tym jest gorzej, ale zdecydowanie wolę dawać niż dostawać. To jest większa przyjemność.
Jak wygląda Wigilia Gwiazdora?
Od bardzo wielu lat tak samo. Wcześnie zjadamy wieczerzę i potem zakładam strój i jadę do dzieci. W tym roku chcemy po raz pierwszy, żeby wyglądała inaczej. W tym roku ktoś inny założy strój Gwiazdora, a ja spędzę czas z rodziną i wnukami. To będzie niesamowite, bo do niektórych domów jeżdżę już od kilkunastu lat i spotykam tam już kolejne pokolenie dzieci. Co ciekawe, ci ludzie praktycznie nie znają mojej twarzy, nie wiedzą jak wyglądam po cywilnemu. Z niektórymi poznaliśmy się dopiero podczas mojego benefisu.
No właśnie, bo Gwiazdor w cywilu jest też kabareciarzem rozśmieszającym ludzi do łez.
Śmiech to zdrowie, więc to lubię i robię. Czym innym jest bycie Gwiazdorem, a czym innym bycie Ryszardem Adamem, ale to już opowieść na kolejne spotkanie.