Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Jadłospis dla zdrowia

Podziel się

Słowo dieta kojarzy nam się z restrykcjami i odmawianiem sobie przyjemności. A gdyby tak, zamiast tego, użyć słowa „jadłospis”? Brzmi wspaniale! Ewelina Chrząścik, dietetyczka, która przyjechała do Poznania z Krakowa, proponuje swoim pacjentom specjalne menu, które nie tylko ma służyć redukcji kilogramów, ale ma nauczyć zdrowych nawyków. Dieta ma być dla nas, a nie my dla diety – być może w tych słowach tkwi sekret jej sukcesu. Sprawdźmy!

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIE: Bonderphotography

Dlaczego źle się odżywiamy?
Ewelina Chrząścik: Bo żyjemy za szybko, nie jemy regularnie. Mamy dostęp do wielu specjalistów i diet, ale bardzo mało czasu, żeby z nich skorzystać. I jeśli nie skoncentrujemy się na tym co jemy, jak przetworzone jest to, po co sięgamy, to gwarantuję, że niebawem się spotkamy (śmiech).

Nasz najgorszy nawyk?
Największy problem to wciąż brak nawyku picia wody ze względu na porę roku. Latem, faktycznie sięgamy po nią częściej, ale w okresie jesienno – zimowym, prawie wcale! To jest przerażające.

Od czego w takim razie trzeba zacząć przechodząc na dietę?
Od świadomej decyzji. To nie może być prezent od kogoś, dla kogoś. Jeśli ktoś chce tutaj przyjść i popracować nad jadłospisem i nawykami, musi tego chcieć. Tylko wtedy, kiedy jesteśmy gotowi i pewni swojej decyzji ma to sens.

Długo szukałaś tego miejsca?
Tak. Przeprowadziłam się do Poznania w maju 2020 roku. Szukałam odpowiedniego lokalu, ale było to bardzo trudne. Dopiero po kilku miesiącach natknęłam się na to miejsce. Dzielimy gabinet z kolegą, który jest trenerem biegania i przeprowadza testy wydolnościowe dla sportowców. Działamy w jednej przestrzeni, każdy w swoim obszarze. Zanim to jednak wyglądało tak jak masz okazję dzisiaj widzieć, potrzebowaliśmy kilku miesięcy na remont (śmiech).

Czyli przyjmujesz także biegaczy.
Oj tak, bardzo wielu. Kiedy zaczynałam pracę w zawodzie zgłaszało się do mnie mnóstwo świadomych biegaczy właśnie z Poznania, którzy chcą dostosować żywienie do planu treningowego. Dlatego postanowiłam przenieść tutaj gabinet, chociaż dwa dni w tygodniu wciąż jestem dostępna w Krakowie.

Myślę, że wielu ludzi wciąż paraliżuje słowo „dieta”.
Fakt, kojarzy się z ograniczeniami i czymś przymusowym. Dlatego staram się używać słowa jadłospis, czy zmiana nawyków żywieniowych. Dzieciom nie można powiedzieć, że przechodzą na dietę, bo od razu się wycofają, ale można pokazać im książkę kucharską, w której znajdą dla siebie ciekawe i smaczne przepisy. Jestem za indywidualnym podejściem do pacjenta, dlatego na pierwszym spotkaniu ze mną nikt nie otrzymuje gotowych rozwiązań. Na przygotowany przez mnie jadłospis trzeba poczekać tydzień, ponieważ muszę wszystko dokładnie zaplanować i wzbogacić o dania, które dana osoba lubi i z chęcią po nie sięgnie. Układam menu dla każdego, dla osób pracujących na trzy zmiany też. Największym wyzwaniem była dieta dla stewardessy, ale dałyśmy radę. Trzeba być otwartym na to, jakie pacjent ma możliwości. Dieta jest skuteczna kiedy jest możliwa do zrealizowania. I w żadnym innym wypadku to nie działa.

Czy mit pięciu posiłków dziennie wciąż istnieje?  
Odchodzi się od podejścia: 5 posiłków dziennie i koniec. Ilość posiłków może być różna, wszystko zależy od tego, jaki tryb życia prowadzimy. Weekendy też będą inne. Pierwsze spotkanie z pacjentem trwa u mnie godzinę, która pozwala mi na poznanie danej osoby, jej nawyków żywieniowych, tego jak żyje i pracuje. A dalej wchodzimy w fazę testów.

To znaczy?
Że pierwszy miesiąc sprawdzamy, które produkty nam smakują, które nie, po których jesteśmy głodni, a które sycą. Patrzymy które dania są dobre, a które należy zmodyfikować. A potem dopiero przychodzą efekty.

Jak ważne jest wsparcie bliskich w tym procesie?
Bardzo ważne. Jeśli my mamy jadłospis z ograniczonym spożyciem kalorii, a ktoś przy nas otworzy paczkę chipsów to prawdopodobieństwo, że po nie sięgniemy jest wielkie. Nie kupujmy tego typu produktów, nie pakujemy w szafki kuchenne słodyczy, jeśli ktoś w domu jest na diecie. Ważne jest nie przeszkadzać w drodze do celu, czy jest to redukcja kilogramów, czy obniżenie jakichś parametrów zdrowotnych.

Z czym najczęściej przychodzą pacjenci?
Pacjentów możemy podzielić na dwie grupy: pierwszą z jednostkami chorobowymi, chcącą poprawić wyniki badań. Na ogół mają problemy z tarczycą, cholesterolem, cukrzycą, nadciśnieniem. Niestety są to choroby naszych czasów. Druga grupa to pacjenci sportowi, którzy przychodzą po to, aby wyregulować swój jadłospis.

A dzieci?
Niestety zauważam nowy trend, który się pojawia, mianowicie dzieci po pandemii. Jest ich bardzo dużo. Jest to temat bardzo delikatny, dlatego, kiedy rodzice przychodzą do mnie z dziećmi zawsze pytam czyja to była decyzja: dziecka czy rodzica? Muszę powiedzieć, że jest bardzo duża świadomość wśród dzieci już od dziesiątego roku życia. One same widzą, że na tle pozostałych rówieśników nienajlepiej wyglądają. Rozmawiają wtedy z rodzicami i jeśli rodzic jest otwarty i rozumie ich potrzebę, trafiają do mnie. Co ciekawe, dzieci się super otwierają kiedy mamy czy tata wychodzą z gabinetu i wtedy sporo można zrobić. Doskonale też się angażują i mają świetne wyniki.

Po jakim czasie?
U każdego efekty przyjdą w innym czasie. Pacjenci często przychodzą do mnie po kilku nieudanych dietach ściągniętych z Internetu, czy po jedzeniu pudełkowym. Organizm jest zmęczony i musimy go odpowiednio zregenerować i nakarmić, żeby działał prawidłowo. I wbrew temu, co mówią niektórzy  wiem jedno - żeby schudnąć, trzeba jeść.

Skąd bierzesz pomysły na te jadłospisy?
Najpierw idę do sklepu i sprawdzam jakie produkty są dostępne, a potem pomysły przychodzą same. Pamiętajmy, że dieta jest dla pacjenta a nie pacjent dla diety. Do każdego pacjenta na początku  naszej drogi piszę list, w którym podpowiadam co ma zrobić, kiedy najdzie go ochota na coś słodkiego albo niezdrowego. I bardzo ważna kwestia – dieta nie ma ram czasowych. Staramy się te nawyki wdrożyć na stałe. Słodycze będą nam towarzyszyć całe życie i musimy się nauczyć z nimi żyć. Tylko dawka czyni truciznę.

Dlaczego zostałaś dietetyczką?
Tak naprawdę z wygody. Kiedy kończyłam liceum chciałam iść na studia blisko miejsca zamieszkania. I tak się stało, że trzy kilometry od mojego domu, wybudowano wydział technologii żywności Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Złożyłam dokumenty na wszystkie kierunki i na wszystkie się dostałam. I tak zostałam inżynierem technologii żywności,  a potem ukończyłam dietetykę. I wiesz co? Ta praca to moja wielka pasja!