Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Jestem wielką fanką Poznania

Podziel się

Niedawno premierę miała książka poznanianki Lilii Łady. Krwawy kryminał z seryjnym mordercą i Poznaniem w tle. Poznaniacy Lilię doskonale znają, bo to ona przez wiele lat informowała ich o najważniejszych wydarzeniach w mieście, o jego wzlotach i upadkach, była wszędzie tam, gdzie coś się działo. Potem przez chwilę była miejskim urzędnikiem i poznawała jego życie z drugiej strony. Do tego świetnie pisze. To wszystko razem tworzy doskonały przepis na narodziny pisarki. Prywatnie jest miłośniczką muzyki operowej, Polskiego Teatru Tańca – Baletu Poznańskiego, dobrych win, bałkańskiej kuchni, turystyki rowerowej i wodnej oraz rewitalizacji Warty, którą wspiera od lat ze wszystkich sił. Kocha też morsować. I jak z tego wynika, nigdy się nie nudzi – nie ma na to czasu.

 

ROZMAWIA: Elżbieta Podolska, ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

 

 „Wizażysta” to Twoja druga książka. Ukazuje się po sześciu latach. Dlaczego czytelnicy musieli tyle czekać?

Lilia Łada: Bo pracowałam! Z zawodu jestem dziennikarką, prowadziłam z synem własny portal informacyjny, co kosztowało nas oboje ogrom pracy – sama przecież doskonale wiesz, że dziennikarstwo to zawód, który w zasadzie wykonuje się całą dobę, bo przecież wypadki, zabójstwa czy wybuchy w kamienicach zdarzają się o różnych porach, na pewno nie od 8.00 do 16.00... Gdy kończyłam swoją pracę jako reporter albo wydawca, ostatnie, na co miałam siły, to siąść z powrotem do komputera, żeby coś napisać!

Czy jest to kontynuacja poprzedniej książki „Zabójstwa z urzędu”?

W pewnym sensie. Jest ten sam główny bohater, kilku drugoplanowych, a akcja toczy się ponownie w Poznaniu. Ale pojawia się kilka nowych postaci, inny jest też rodzaj zbrodni, którą zajmuje się podkomisarz Młotkowski. No i jest też więcej zwłok...

Dlaczego zajęłaś się pisaniem kryminałów, a nie na przykład książek obyczajowych?

Bo nie umiem! Doceniam ten rodzaj literatury jak najbardziej, ale już dawno stwierdziłam, że opisywanie chociażby wyznań miłosnych przekracza moje możliwości. Nudzą mnie, a może to mój uparty, poznański racjonalizm mi na to nie pozwala? Ale tak zupełnie serio uważam, że to właśnie kryminał pozwala na najbardziej wszechstronne pokazanie ludzi z ich blaskami i cieniami. No bo nigdy charakter człowieka nie ujawnia się bardziej wyraziście, niż gdy ma do czynienia z morderstwem. I to jest doskonały punkt wyjścia, by opowiedzieć historię nie tylko kryminalną.

Bardzo polubiłam komisarza Dariusza Młotkowskiego. Ma on swojego odpowiednika w rzeczywistości?

Poniekąd. Ma cechy kilku znanych mi i naprawdę wybitnych policjantów. To zawód, w którym znacznie częściej, niż się powszechnie wydaje, trzeba się wykazywać niestandardowymi działaniami, nie mówiąc o myśleniu, tylko że te aspekty śledztw raczej nie są powszechnie znane. Dziennikarze mają pod tym względem lepiej, bo wiedzą więcej o metodach pracy policji i lepiej poznają funkcjonariuszy. Ale nie powiem, którzy to funkcjonariusze byli pierwowzorami podkomisarza – nie mam na to ich zgody...

Akcja dzieje się na Wildzie. Dlaczego właśnie ta dzielnica? Całe szczęście coraz mniej wygląda tak, jak w Twojej książce.

Przez wiele lat mieszkałam na Wildzie i gdy się tam przeprowadziliśmy, a mój syn trochę urósł, to chodziliśmy na długie spacery, poznając okolicę. To dzięki niemu – jako kilkulatek chciał wleźć w każdą dziurę, która wydała mu się ciekawa – poznałam zakamarki Sikorskiego i Roboczej. Teraz ta część Wildy wygląda już inaczej, choć fragmenty tych walących się ruder nadal jeszcze można znaleźć. Wystarczy wejść na jedno czy drugie podwórze...

Wydawało mi się, kiedy spotykałyśmy się przy okazji robienia materiałów, że jesteś delikatną osobą. Czytam książkę, a Ty wymyśliłaś takie zbrodnie, że włosy się jeżą!

Hmmm... Bardzo Ci dziękuję za komplement! Muszę jednak podkreślić, że ja tych zbrodni nie wymyśliłam, a może raczej nie do końca je wymyśliłam. Kilkanaście lat temu znaleziono na Wildzie zmumifikowane zwłoki kobiety, w piwnicy przy ulicy Sikorskiego, a później kolejne, po sąsiedzku na terenach kolejowych. Oczywiście na miejscu pojawiło się sporo dziennikarzy, w tym ja. Wtedy jeden z kolegów, już nie pamiętam który, powiedział, że jego zdaniem to wygląda na robotę seryjnego zabójcy – i tak to się zaczęło. Potem oczywiście musiałam się dokształcić w kwestii psychiki seryjnych zabójców i procesów rozkładu zwłok, więc teraz mam sporą literaturę na ten temat. Było mi o tyle łatwiej, że mój siostrzeniec jest archeologiem sądowym. Dostałam od niego w prezencie „Trupią farmę” autorstwa Billa Bassa, jednego z najwybitniejszych antropologów sądowych, i Jona Jeffersona, opisującą powstanie laboratorium – tytułowej „Trupiej farmy”. Bardzo mi pomogła.

Poznań w Twoich książkach jest bardzo prawdziwy. Nie sprzątasz go, nie odnawiasz, nie szukasz ładnych miejsc. Nie korci Cię, żeby czasem coś jednak zmienić po swojemu, bo przecież nie zawsze nam się to miasto podoba?

Pewnie, że tak! Ale ponieważ jestem też urzędnikiem samorządowym – serio, mam certyfikat poświadczający zdany egzamin! – no i pracowałam dwa lata w urzędzie miasta, to wiem, że najlepiej, kiedy miasto rozwija się po swojemu. Czyli że jak na przykład robimy park, to siejemy trawę, patrzymy, gdzie ją ludzie wydeptują i tam robimy ścieżki. Oczywiście to ideał, w realu tak się nie dzieje z różnych powodów. Ale właśnie dlatego, że tak się nie dzieje, to ja mam materiał na książkę...

 

 

Jakie miejsca w Poznaniu są Twoimi ukochanymi?

Ojej, jest ich całe mnóstwo! Uwielbiam Dębinę z jej malowniczymi stawami, magiczny Sołacz, wielokulturowość Jeżyc z tętniącym życiem rynkiem, Golęcin z urokliwą Rusałką, gdzie można naprawdę odpocząć od miasta. Oczywiście Wildę, gdzie teraz, gdy odnawiane są kolejne ulice i kamienice, dzielnica zaczyna zachwycać urodą. I te miejsca bardziej oczywiste: Ostrów Tumski, gdzie ma się wrażenie skoku w czasie do XIX wieku, oczywiście Stary Rynek i Cytadela... Mogłabym tak wymieniać jeszcze co najmniej godzinę! Jestem wielką fanką Poznania w całości.

Powstaje już trzecia część?

Chyba czas się przyznać: tak! Na razie to są tylko trzy rozdziały, bo wcale nie jest tak łatwo zabić człowieka w książce, no i tym razem na celowniku jest bardzo specyficzna grupa zawodowa: fotoreporterzy.

Czy spotkamy jeszcze Dariusza Młotkowskiego?

Pewnie, że tak, ja go też bardzo lubię, więc czułabym się sama nieswojo, gdyby go zabrakło. Ale tym razem to nie on będzie głównym motorem śledztwa...

Skąd czerpiesz pomysły na książki, ale też na stworzenie swoich bohaterów?

Mistrzyni Agatha Christie zawsze mówiła, że pomysły należy czerpać z życia i pisać o tym, co się zna. Tego staram się trzymać. Zabójstwa oczywiście wymyślam – ale są one pretekstem do pokazania miasta takiego, jakie znam, w jakim mieszkam. Tu i teraz. To mój sposób na ocalenie miasta moich czasów od zapomnienia.

Można bardziej mówić o Tobie jako dziennikarce, czy już pisarce?

Raczej pisarce. Rok temu potrącił mnie samochód i doznałam poważnego urazu kręgosłupa, więc z dziennikarstwem musiałam się pożegnać, bo to zawód wymagający siły fizycznej, szybkości działania i dyspozycyjności do pracy całą dobę. Na szczęście mogę pisać, choć jeszcze niezbyt długo. Ale cały czas ćwiczę i ze sprawnością jest coraz lepiej.

Zdradź, jak wygląda Twój warsztat pisarski? Robisz notatki? Piszesz codziennie?

Staram się pisać codziennie, przynajmniej po kilka stron, następnego dnia czytam je ponownie i wyrzucam to, co uważam za niedobre. Gdy pojawia się jakiś problem techniczny, zostawiam pisanie i szukam odpowiedzi w literaturze fachowej albo w terenie – w przypadku „Wizażysty” kilkakrotnie przeszłam wszystkie miejsca opisane w książce, żeby mieć pewność, że odległości i ich wzajemne położenie zgadzają się z tym, co napisałam.

Co poczułaś, kiedy dostałaś do ręki pierwszy egzemplarz swojej książki?

To jest nie do opisania! Z jednej strony ogromna radość, ale z drugiej strach – no bo fajnie, wydawcy się spodobało, ale czy spodoba się czytelnikom? A teraz już książka istnieje fizycznie, trafiła do księgarń, nie można się wycofać, trzeba nadstawić pierś do ciosów! Jest też i zmęczenie: napisanie książki to ten najłatwiejszy etap! Potem są korekty, grafika, sprawdzanie... To naprawdę bardzo dużo pracy.

Jakie książki czytasz prywatnie?

Kryminały, oczywiście! Klasyka przede wszystkim, czyli mistrzyni Agatha Christie i Arthur Conan Doyle, Wilkie Collins, Maurice Leblanc, Dorothy Lee Sayers, a z polskich autorów Joe Alex, bo jego też zaliczam do klasyki. Lubię sięgać po stare kryminały – one do dziś świetnie się czytają, a dodatkowo bawią mnie niezmiernie! Te automobile, rozwijające zawrotną prędkość 40 kilometrów na godzinę! Uwielbiam takie smaczki. Kocham literaturę rosyjską, oczywiście kryminalną także, z wielką Aleksandrą Marininą i Borisem Akuninem na czele. Uwielbiam też książki Marthy Grimes i Craiga Russela, Michaela Conelly'ego, a jednym z moich ostatnich odkryć jest brytyjski pisarz Richard Osman – i mogłabym tak wymieniać do rana! Mamy też cudownych polskich „kryminalistów”, ale ich nawet nie próbuję wymieniać, bo to by było kilkadziesiąt nazwisk! A spoza typowego kryminału to oczywiście Leszek Herman i jego wspaniałe książki o Pomorzu Zachodnim.

Co lubi Lilia Łada?

Książki, oczywiście! Nie można zrobić mi lepszego prezentu, niż dając książkę. Lubię też dobrą kawę – a jako absolwentka filologii bułgarskiej znam się na jej parzeniu – no i oczywiście dobre wina. Chociaż w przypadku win z ubolewaniem stwierdzam, że nadal te, które chętnie bym piła, są poza moim zasięgiem cenowym...

Gotujesz?

Gotowanie to kolejna czynność, którą uwielbiam! Zaspokaja moje instynkty twórcze i znakomicie wycisza. Podobno piekę całkiem niezłe ciasta, zwłaszcza drożdżowe, i ciastka czekoladowe. Fanów mają także moje placki ziemniaczane i ziemniaki pieczone w ziołach oraz soli z gruzińskiej Swanetii, która jest moją ulubioną przyprawą.

Jak się relaksujesz?

Poza gotowaniem i czytaniem książek? Szyję, robię na drutach i na szydełku – to dla mnie rodzaj medytacji, która doskonale na mnie działa, ale powoli zaczynam się zastanawiać, kiedy moim przyjaciołom znudzi się dostawanie swetrów, czapek i serwet zrobionych przeze mnie... Kocham też spacery w poznańskich lasach, wakacje nad Bałtykiem i picie kawy w którymś z ogródków na Starym Rynku. To ostatnie jest najlepszym relaksem!

 

 

„Wizażysta”

Bezbłędny seryjny morderca. Kobiety, których zniknięcia nikt nie zauważył.

W ścisłym centrum Poznania znaleziono zwłoki. Wezwany na miejsce przestępstwa patolog odkrywa przerażające fakty na temat popełnionej zbrodni. To, co miało być rutynowym śledztwem, staje się jedną z najtrudniejszych i najbardziej makabrycznych spraw, z jaką lokalna policja miała kiedykolwiek do czynienia. Porzucone szczątki należą bowiem nie do jednej, ale aż do sześciu młodych kobiet. Niedługo potem pracownicy kolei trafiają na kolejne ciało…

Do sprawy zostaje przydzielony podkomisarz Dariusz Młotkowski, znany z nieszablonowych metod tropienia przestępców. Czy jego niezwykłe zdolności analizowania umysłów zbrodniarzy pozwolą mu dopaść zwyrodnialca, nim ten uprowadzi kolejną osobę?

Ofiary bez tożsamości i morderca, który nie popełnia błędów. Ta sprawa wstrząśnie całym krajem.

 

„Zabójstwo z urzędu”

To miał być kolejny, najzwyklejszy dzień dla urzędników poznańskiego magistratu. Problem w tym, że pracownicy Gabinetu Prezydenta, przychodząc do pracy, zastali za biurkiem zwłoki zastępcy dyrektora. Do akcji wkracza podkomisarz Młotkowski z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu, który próbuje odnaleźć się w swoistym labiryncie urzędniczym, utkanym ze wzajemnych powiązań, animozji, uzależnień, związków z biznesem.

Niech Was nie zwiedzie fakt, że „Zabójstwo z urzędu” jest debiutem. Lilia Łada stworzyła wytrawny kryminał, pełen dramatycznych zwrotów akcji i wyrazistych postaci.