Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Jesteśmy po to, by uczynić Twój dzień lepszym [GALERIA ZDJĘĆ]

Podziel się

Kiedy weszłam do Art Sushi w Starym Browarze, znad otwartej kuchni unosił się zapach mojego ukochanego sushi. Smakowało wybornie. Kiedy ja raczyłam się rolkami i bulionem z kaczki, czterej panowie opowiadali mi o historii lokalu, atmosferze, swoich niezwykłych gościach. Przyglądałam się im z wielkim zaciekawieniem, bo wspólnie tworzyli świetny zespół, którego kreatywność zdecydowanie wychodziła poza mury tego lokalu. Pewnie dlatego Art Sushi już w maju otworzy swoje drzwi przy ulicy Kościelnej 29, by móc przyjąć jeszcze więcej gości, zaserwować jeszcze więcej wspaniałych dań kuchni japońsko-koreańskiej i być jeszcze bliżej ludzi. Już nie mogę się doczekać.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie
[współpraca reklamowa]

 

Skąd pomysł na ten lokal?
Ryszard Krzemiński, właściciel Art Sushi: Historia Art Sushi zaczęła się w Warszawie. To tam, na tyłach Teatru Wielkiego, otworzyłem pierwszy lokal.

Dlaczego?
RK: Kiedyś dużo jeździłem do Japonii. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, w tym jednego wybitnie uzdolnionego artystę. Niestety kiepsko szła mu sprzedaż sztuki. Postanowiłem zaprosić go do Polski, żeby tutaj pochwalił się swoim talentem. Uznałem, że to może być dla niego dobry rynek. Szło mu różnie, więc pewnego dnia powiedział mi, że wraca do Japonii. Zapytałem wtedy, co potrafi robić poza sztuką. Odpowiedział, że sushi. Długo się nie zastanawiałem i postanowiłem otworzyć restaurację, w której mógłby przyrządzać sushi. To było 20 lat temu i okazało się strzałem w dziesiątkę. Ówczesny dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie zaproponował mi lokal na zapleczu. I tam otworzyłem pierwszą restaurację sushi, do której zresztą zawitała Pani Grażyna Kulczyk.

No proszę…
RK: Tak jej się u nas spodobało, że zaproponowała, żebym otworzył taki lokal w Starym Browarze w Poznaniu. I tak jesteśmy tutaj już 15 lat. Już niedługo, bo w maju, znikniemy z atrium, bo przenosimy się na ulicę Kościelną 29. Powiem Pani w sekrecie, że bardzo brakuje tutaj Pani Grażyny Kulczyk… Potem kuchnię prowadzili przez kilka lat Koreańczycy, wzbogacając naszą kartę o swoje tradycyjne smaki i receptury, Ho-min Lee i Chang Ju Han.

Dominik Gleszczyński, menadżer Art Sushi: „Spadkobiercą” Hana jest Maks, szef kuchni ciepłej, który jest do dzisiaj z nami.

Maksymilian Barłóg: To prawda. Zaczynałem jako pomoc kuchenna, ale Han zauważył, że mam dryg do gotowania. Zaproponował mi przejście na kuchnię ciepłą, a konkretnie na zupy. Gotowałem wszystkie zupy, które do dzisiaj są w menu. A jest ich w sumie 15.

To sporo.
MB: Tak. I wszystkie są pyszne. Potem awansowałem na drugie dania. Przez pięć lat gotowałem kuchnię ciepłą, aż dostąpiłem zaszczytu i zostałem sushi masterem. Pewnego dnia postanowiłem odejść i spróbować swoich sił w innej restauracji, ale szybko wróciłem. I już nigdzie się nie wybieram (śmiech).

RK: Skoro mówimy o odejściach, to największy staż odejść i powrotów ma jednak Mateusz.

Mateusz Paszkiewicz, kierownik sali: Mam ksywę Bumerang (śmiech). Jak dobrze liczę, miałem tych epizodów tutaj w sumie pięć (śmiech). Ale podobnie jak Maks nigdzie się już nie wybieram. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

RK: Muszę powiedzieć, że trochę trwało, zanim zbudowaliśmy taki prawdziwy zespół i wszyscy uznali, że już nigdzie się nie wybierają. Jesteśmy jedną wielką rodziną, lubimy się nie tylko w pracy, ale i poza nią. Budujemy – myślę – fajną atmosferę, co widzą i czują nasi goście.

To przyciąga klientów?
MP: Dzięki temu mamy wielu stałych gości, którzy kiedyś przychodzili do nas ze swoimi dziećmi, a dziś odwiedzają nas ich dzieci z partnerami, znajomymi, a nawet ze swoimi dziećmi. To jest niesamowite, bo oni nas lubią. Co ciekawe, w listopadzie będę obchodził 10-lecie pracy w Art Sushi. Może zabrzmię jak stary dziadek, ale pamiętam kilkulatki przychodzące tutaj z rodzicami, jedzące kuleczki ryżu, które dzisiaj sięgają po wytrawne rolki. Nasza karta to nie tylko sushi. Mamy w menu ofertę lunchową, obiadową, kolacyjną. Goście lubią spędzać u nas imieniny, urodziny, są tacy, którzy przychodzą do nas kilka razy w tygodniu. I to jest wspaniałe.

DG: Nasza atmosfera udziela im się bardzo, co widać po opiniach w internecie. Art Sushi to też dobre miejsce do pracy. U nas najpierw liczy się człowiek i zespół, a reszta przychodzi jako skutek takiego podejścia.

Taka współpraca w zespole to dzisiaj raczej rzadkość… Ale to też duża rola Pana, jako właściciela, bo Pan nie obraził się na osoby, które odeszły, tylko przyjął je ponownie.
RK: Jestem z wykształcenia nauczycielem akademickim, także rozumiem młodych ludzi i to, że mają różne pomysły na siebie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba próbować i szukać swojego miejsca. Wiem też, że kiedy ktoś do nas wraca, to oznacza, że jednak było mu tutaj lepiej niż w innym miejscu. To jest ważne. Dzięki temu dzisiaj mamy otwarty, kreatywny zespół ludzi, który gra do jednej bramki. Jestem z nich dumny. Myślę, że teraz, kiedy zmienimy miejsce, dostaniemy jeszcze większego kopa do działania. W ładnym miejscu, odpowiedniej przestrzeni i po swojemu.

Po co Wam ta przeprowadzka?
DG: Mamy naprawdę duży ruch, a kuchnia jest malutka. Przy Kościelnej 29 będziemy mieć większą. To pozwoli na realizację kolejnych pomysłów i na eksperymenty kulinarne. Mamy bazę produktów, na których pracujemy, ale chcemy poszerzać je o inne propozycje. Przykładowo, mieliśmy rolkę z camembertem w panko z wędzonym łososiem i to się doskonale przyjęło, chociaż brzmi abstrakcyjnie. Za każdym razem, kiedy stworzymy nowe danie, wspólnie je degustujemy i decydujemy, czy zasługuje na pozycję w menu, czy nie.

RK: Ludzie kochają nasze rolki, ramen, kaczkę, którą robimy od podstaw, czy węgorza. Mamy wspaniałą wołowinę w postaci bulgogi, ryby, makarony, i tych 15 zup, a wśród nich mój ulubiony bulion z kaczki – kamo ziru.

MB: W tym miejscu muszę dodać, że w naszej kuchni nie korzystamy z półproduktów, wszystko robimy sami. Węgorza w teriyaki na przykład gotujemy w teriyaki w naszej kuchni jako jedni z nielicznych w Poznaniu, jeśli nie jedyni.

Nie boicie się trochę tej przeprowadzki i tego, że klienci, którzy przychodzili do Was tutaj, tam nie przyjdą?
RK: Oczywiście, robimy sondę wśród naszych gości, informujemy o zmianie miejsca.

MP: Niektórzy mówią: super, na pewno przyjdziemy. Inni ubolewają, że idąc w sobotę na zakupy nie wpadną do nas na ramen. Cieszymy się na nowe otwarcie i wierzymy, że tam też drzwi nie będą się zamykały.

DG: To jest też moment na otwarcie się na nowych gości. Jeżyce są mocno rozwinięte gastronomiczne i dla nas jest to ekscytujące, bo oznacza nowe wyzwania. A my lubimy wyzwania.

MP: Oraz koktajle i kolekcję win, które będziemy rozwijać, a tutaj nie mieliśmy do tego przestrzeni.

RK: Poza tym przy Kościelnej będziemy mieć ogród zimowy, ogródek zewnętrzny i własne miejsca do parkowania. Jestem pewien, że Art Sushi doskonale odnajdzie się w nowej lokalizacji.

Jak tak tu siedzę i z Wami rozmawiam, jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo Wam się chce. I tego, że Pan, Panie Ryszardzie, na to pozwala.
RK: Ja się cieszę, że mam tak kreatywny zespół. Chłopaki mają świetne pomysły i nie widzę powodu, dla którego miałbym się z tym nie zgodzić. Skoro chcą wymyślać, kreować, to byłbym dziwakiem, gdybym ich blokował. Dlatego wiem, że przy Kościelnej zaczniemy nowy rozdział. Z taką ekipą jestem o to zupełnie spokojny. Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy byli już u nas, ale i tych, którzy chcieliby spróbować naszej kuchni i naszej atmosfery. Już nie możemy się doczekać.