Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Język, czyli wizytówka

22.03.2021 15:20:25

Podziel się

Marek Zboralski jest pomysłodawcą, wydawcą i współautorem pierwszego w XXI wieku „Słownika błędów językowych” z serii ZnamPolski.pl SŁOWNIKI BARDZO PRAKTYCZNE. Z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego (21 lutego) porozmawialiśmy o języku ojczystym, błędach i o tym, dlaczego warto dbać o poprawność języka. Okazuje się, że błędów jest… nieskończenie dużo, a język wciąż się zmienia.

ROZMAWIA: Klaudyna Bogurska-Matys 
ZDJĘCIA: Katarzyna Zeller

Trochę Pana sprowokuję: po co słownik błędów, skoro mało kto przejmuje się dziś poprawnością języka?

To ja zripostuję: nie ma Pani racji. Wiele faktów świadczy o tym, że mnóstwo osób – zwłaszcza aktywnych zawodowo i publicznie – chciałoby mówić i pisać poprawnie. Sęk w tym, że przy obecnym tempie pracy i życia brakuje im na to czasu, uwagi i siły.

Jakie to fakty świadczą o dużym zainteresowaniu Polaków poprawnością języka?

Oczywiście nie wszyscy nasi rodacy dbają o poprawność języka, czy choćby mają świadomość, że warto o nią zadbać. Może nawet dotyczy to mniejszości – tej ambitniejszej i bardziej, powiedzmy, „zaawansowanej” społecznie, erudycyjnie, kulturalnie. Ale to całkiem spora grupa, która rozumie bądź czuje, że ważne jest nie tylko, co się mówi i pisze, ale także jak to się robi.

Ale dlaczego warto dbać o poprawność języka?

Są dwa argumenty – praktyczny i wizerunkowy. Ten pierwszy to skuteczność i łatwość porozumiewania się. Na przykład błędy polegające na użyciu słów w ich niewłaściwym znaczeniu czy niby „tylko” interpunkcyjne – takie jak brak niepozornego przecinka – nierzadko prowadzą do nieporozumień czy przekłamań. Czasem bardzo przykrych, kłopotliwych lub kosztowych w skutkach.

A ten drugi argument: wizerunkowy? Bo choć „miękki”, wydaje się ciekawszy.

No właśnie. Oto w ostatnich 2–3 dekadach wiele rzeczy zmieniło się szybko i przełomowo. Wciąż powstają nowe narzędzia i kanały komunikacji. Każdy może mówić i pisać do całego świata: na żywo i za darmo! Dobra kategorii premium są coraz powszechniej dostępne, więc imponowanie nimi mocno się zdewaluowało. Ale przy tym wszystkim jedno pozostaje bez zmian: jakość osobistego języka – jego poprawność, sprawność, bogactwo – jest naszą najlepszą wizytówką! Albo, niestety, najgorszą…

Wróćmy więc do faktów świadczących o tym, że spora – choć zarazem dość elitarna – grupa Polaków zwraca uwagę na poprawność języka.

Proszę bardzo – w dużym skrócie i w dowolnej kolejności: liczne i częste publikacje poprawnościowe oraz ich duże w sumie nakłady; wiele zapytań do poradni językowych; ogromna popularność memów z błędami popełnionymi przez polityków czy inne osoby publiczne; stała obecność tej tematyki w mediach; bardzo częste wytykanie błędów na forach i w mediach społecznościowych; miliony zapytań kierowanych do „wujka Google’a”…

O właśnie! Po co „Słownik błędów językowych” skoro jest Internet?

Dobre pytanie i dość prosta odpowiedź: chyba każdy świadomy odbiorca treści internetowych zgodzi się z ironiczną, ale trafną opinią – nie pamiętam czyją – że skrót WWW można odczytać: wiedza warunkowo wiarygodna. Choćby dlatego, że w oceanie tak różnorodnych i rozproszonych treści trudno wyłowić te, które są merytorycznie rzetelne. Zresztą – swoją wiedzą słabo świeci, kto jej musi szukać w sieci. Poza tym statystyki użycia form językowych też często nie przesądzają o poprawności. Ba! nierzadko podpowiadają błędy.

Jakiś przykład?

Owszem, nawet bardzo niedawny. W większości reklam i życzeń nazwa święta zakochanych jest pisana wielką literą: Walentynki. Tymczasem reguła językowa i odzwierciadlający ją zapis w słowniku ortograficznym każe pisać: walentynki. Podobnie jak andrzejki, mikołajki, sylwester

Ale jeśli większość pisze z błędem, to może reguła jest nieżyciowa?

Może i jest, ale to niczego nie zmienia. Bo dopóki ta czy inna reguła obowiązuje, korektorzy mają obowiązek poprawiać dany błąd w tekstach, a nauczyciele poloniści – podkreślać go w wypracowaniach i… obniżać ocenę. Można to tolerować w komunikacji prywatnej, ale wyobraźmy sobie, że ewidentny błąd popełnia nielubiany przez nas polityk lub że agencja publikuje masową reklamę naszej firmy z obśmianym potem w mediach bykiem. Koniec tolerancji, prawda?

Skoro wspomniał Pan o korektorach, to zauważmy, że teraz niemal wszędzie są autokorektory tekstu.

Tak, ale przecież one „zajmują się” tylko błędami ortograficznymi, a to jedynie mały wycinek językowej poprawności – eksponowany, lecz niekoniecznie najważniejszy. Na dodatek autokorektory w całkiem licznych wypadkach nie radzą sobie nawet z ortografią i usypiają naszą czujność. Wystarczy napisać: latem jadę nad może, wrócę morze jutro, Bóg jest rzeką graniczną, nie licz naprawdę z jego ust. „Zero” reakcji autokorektora, a cztery rażące błędy!

Rozumiem, że Wasz słownik jest „lekiem na całe zło”.

Aż tak to nie (śmiech). To nierealne, bo błędów jest… nieskończenie dużo, a język wciąż się zmienia. Ale nowy „Słownik błędów językowych” z serii ZnamPolski.pl bardzo pomaga w wyłapaniu i wyeliminowaniu wielu błędów często popełnianych, lecz nie zawsze uświadamianych. I spora część z nich to błędy, które mogą skutkować denerwującymi pouczeniami czy wręcz kompromitacją. Tym, którzy woleliby tego uniknąć, słownik na pewno się przyda. Ograniczy obawy, doda komunikacyjnej pewności siebie i poprawi jej „jakość” – z oczywistą korzyścią ogólną! I z satysfakcją, że zrobiło się coś mało angażującego, a bardzo pożytecznego dla swojej zawodowej i społecznej „wizytówki”.

Dlaczego podkreślacie, że „Słownik błędów językowych” z serii ZnamPolski.pl to nowość i pierwszy taki słownik w XXI wieku?

Poprzedni słownik polskich błędów językowych ukazał się w połowie ubiegłego wieku. To tak dawne i tak inne czasy, że mówienie o nowości jest w pełni uzasadnione. Ale chodzi głównie o podkreślenie, że nasz słownik jest możliwie aktualny i po prostu współczesny.

To dlaczego ten nowy słownik błędów ukazał się dopiero teraz?

Chyba dlatego, że od dłuższego czasu językoznawcy zajmujący się poprawnością języka koncentrowali się na „profilaktyce” – bardziej na uczeniu, niż na leczeniu. Zamysł słuszny i piękny, ale w praktyce… mało skuteczny. Bo większość użytkowników polszczyzny nie ma dziś czasu, głowy ani ochoty na dłuższe porady i teoretyczne wywody. Nawet tych ambitnych i świadomych interesuje przede wszystkim zwięzły i przystępny konkret: czy to jest błąd i jak jest poprawnie? Kropka.

I ten słownik jest właśnie taki?

Tak i było to sedno pomysłu: słownik miał być łatwy w odbiorze – po to, by był przydatny i wygodny w użyciu. Dotyczy to przejrzystego ujęcia treści i samego jej doboru oraz zgrabnej formy wydania. Podobno udało się to nam całkiem dobrze i, jak na tego rodzaju publikację, słownik jest bardzo praktyczny. Powiedziałem „nam”, ponieważ w opracowaniu słownika uczestniczył sześcioosobowy zespół pod kierunkiem dr hab. Ewy Rudnickiej, która jest ekspertem w dziedzinie poprawności języka, a zarazem leksykografii, czyli sztuki fachowego redagowania słowników.

Czy uproszczenie formy i przystępność treści nie szkodzi meritum?

Raczej pomaga – bo liczy się użyteczność, a nie sztuka dla sztuki. Opracowując rozsądnie nowatorską koncepcję słownika i redagując go mieliśmy jednak na uwadze radę i przestrogę samego Alberta Einsteina: „Wszystko powinno być tak proste, jak to tylko możliwe. Ale nie prostsze!”.

A czym Wasz słownik różni się od ortograficznego?

Zawartością. Celowo nie zajęliśmy się błędami w pisowni, poświęcając całą uwagę i objętość pozostałym. Są one bowiem o wiele częstsze i komunikacyjnie groźniejsze. Nasz słownik jest więc bardzo potrzebnym dopełnieniem słownika ortograficznego. Niezastępowalnym nawet przez najlepsze autokorektory tekstu.

Wszystko fajnie, ale czy „Słownik błędów językowych” nie propaguje błędów?

Nie, on je tylko jasno wskazuje i od razu podaje formę poprawną. Błędy są „bohaterem tytułowym” – z przyczyn marketingowych, ale jest to słownik służący poprawności języka. W oddzieleniu ziaren od plew pomaga wyrazisty – wręcz „wzrokowy” – schemat haseł, czytelna symbolika i zróżnicowanie kolorów. A na ewentualny zarzut, że mimo wszystko „reklamujemy” błędy, odpowiem z przekąsem: owszem, na podobnej zasadzie jak Kodeks karny czy Kodeks drogowy zachęca do przestępstw i wykroczeń.

To życzę Panu i zespołowi ZnamPolski.pl sukcesów – również tych rynkowych – w zwalczaniu językowych „wykroczeń” i dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję!