Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Kochanie, mamy wyspę

Podziel się

Od maja Wyspa Edwarda w Zaniemyślu (powiat średzki) ma nowych gospodarzy. Marta i Łukasz Wolni dostali klucze do swojego wymarzonego miejsca na ziemi w połowie maja. Przez dwa tygodnie przy wsparciu pracowników, rodziny i przyjaciół tchnęli w to miejsce nowe życie. Dziś w otoczeniu unikatowej przyrody można tam wypocząć na leżaku, dobrze zjeść, spędzić czas z przyjaciółmi, słuchając muzyki na żywo, i z rodziną, korzystając z atrakcji przygotowanych dla dzieci. Wyspa będzie czynna cały rok i o każdej porze będzie tam magicznie. Gwarancją sukcesu Wyspy jest podejście nowych dzierżawców – mają plany, marzenia i energię do ich realizacji o mocy kilku potężnych elektrowni.

ROZMAWIA: Anna Skoczek
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie
[współpraca reklamowa]

Kiedy zeszłam z mostu pontonowego i postawiłam pierwszy krok na Wyspie Edwarda, przeszło mi przez myśl, że chyba pomyliłam wyspy. Miejsce, w którym byłam, teraz różniło się bardzo od tego, które odwiedziłam w ubiegłym roku. Zachwyt, zdumienie, zapierający dech w piersiach klimat, słońce migające przez liście dorodnych dębów i pachnących akacji. To najpiękniejsze miejsce na rozmowę, jakie można sobie wyobrazić…

Jak to się stało, że macie Wyspę Edwarda?
Marta Wolna: To była szybka akcja-reakcja. Dowiedzieliśmy się o przetargu na Wyspę ze strony facebookowej gminy Zaniemyśl. Krótka rozmowa, szybka decyzja, złożenie dokumentów i… wygrana. W połowie maja odebraliśmy klucze do wyspy, a pierwszego czerwca mieliśmy otwarcie. Nawet nie pamiętam, ile spałam w tym czasie. Na pewno niewiele.

Tyle było tu do zrobienia?
MW: Żeby wyspa wyglądała tak, jak dziś, pracowaliśmy razem z rodziną, przyjaciółmi i zespołem non stop przez dwa tygodnie. Wyspa była porośnięta półtorametrową trawą, wszystko było właściwie zarośnięte, bo od ubiegłego roku kompletnie nikt tu nie sprzątał. Nawet kosze na śmieci były pełne. Odświeżyliśmy i urządziliśmy budynki, odnowiliśmy ławki, kosze, zrobiliśmy kompletnie nową kuchnię razem z instalacjami, zrobiliśmy nowy taras, urządziliśmy strefę wypoczynku z leżakami, posadziliśmy rośliny, rozbudowaliśmy plac zabaw dla dzieci. Mogłabym tak jeszcze wymieniać godzinami…

I dziś jest tu pięknie! Aż trudno uwierzyć, że zdążyliście to wszystko zrobić w tak krótkim czasie.
MW:
Kiedy tak o tym wszystkim opowiadam, mi też jest trudno w to uwierzyć (śmiech).

Jak wpadliście na to, że chcielibyście mieć Wyspę Edwarda?
MW: Jesteśmy stąd, więc od czasu do czasu tu bywaliśmy. Pamiętam, jak przyjechaliśmy tu dwa lata temu z dziećmi na spacer. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak sami wykorzystalibyśmy potencjał Wyspy. Opowiadaliśmy sobie o tym, co byśmy tu zrobili i w pewnym momencie mąż powiedział, że byłoby fajnie, gdyby ta wyspa była nasza. Przeszedł mnie wtedy dreszcz, ale od tego momentu myśl o tym, że moglibyśmy być gospodarzami tego miejsca, po prostu z nami była. Kiedy pojawiła się szansa, wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, żeby zrealizować wszystkie piękne wizje, które powstawały w naszych głowach.

I jakie są te wizje?
Łukasz Wolny: Ambitne! Zaniemyśl jest miejscowością turystyczną, ale tak naprawdę kiedy przychodzi sezon jesienno-zimowy, to na ulicach wygląda tak, jakby nikt tu nie mieszkał. Chcemy to zmienić. Wyspa Edwarda od teraz będzie żyła cały rok.

Spędzanie czasu w tym miejscu latem jest naturalne, a zimą?
MW: Oczywiście liczymy na śnieg, który dopełni tylko krajobrazu bajkowego miasteczka św. Mikołaja. Będą tu odbywały się festyny, jarmark z pysznym regionalnym jedzeniem i grzańcem. Będziemy organizować zimowe ogniska, wspólne kolędowanie, a wyspa rozbłyśnie iluminacjami. Będą też renifery! Tuż przed naszym spotkaniem zakończyliśmy pierwsze rozmowy na ten temat.

Ale przecież dopiero zaczyna się lato!
ŁW: Oczywiście, ale w pewnych tematach należy działać z wyprzedzeniem. Tak jest na przykład w przypadku żywych reniferów. Skończył się czas na marzenia, teraz trzeba je zrealizować. Na przykład jesień będzie nam upływać pod znakiem dyni, Halloween, gęsiny… A z lokalnymi kraftowymi browarami chcielibyśmy zorganizować u nas mini Oktoberfest.

Jak wygląda kalendarz wydarzeń na lato?
MW: Na pewno nie uda nam się sprowadzić wielkich nazwisk, bo mają pozajmowane terminy, ale to doskonała okazja, żeby ożywić to miejsce we współpracy z niesamowitymi lokalnymi artystami. Założenia są takie, że na przykład niedziela ma być u nas zawsze dniem dla rodzin z dziećmi. Sami mamy dzieci i wiemy, że w okolicy niewiele jest fajnych, wartościowych i atrakcyjnych propozycji dla najmłodszych. W soboty przewidujemy atrakcje raczej z myślą o dorosłych. Teraz działa u nas licencjonowana strefa kibica EURO 2024 z ogromnym telebimem. W trakcie meczów polskiej reprezentacji przez wyspę przewijało się nawet 3 tysiące osób.

Zmieniliście też kuchnię.
ŁW: W czynnym obiekcie serwować będziemy raczej szybkie dania – pizzę, burgery, można zjeść u nas też pyszne ciacho i delektować się kawą. Czekamy na remont Domu Szwajcarskiego, który w środku jest dosłownie zrujnowany. W przyszłości będzie tam otwarta restauracja z tradycyjną polską kuchnią w najlepszym wydaniu. Chcemy założyć na wyspie ekologiczną uprawę warzyw. Będziemy je serwować naszym gościom właśnie w restauracji.

Czy na Wyspie Edwarda można zatrzymać się na noc?
MW: W czerwcu uruchomiliśmy rezerwacje na noclegi. Do dyspozycji jest 28 miejsc – to niewiele, ale sprawia, że pobyt w tym miejscu jest jeszcze bardziej wyjątkowy.

A Wy mieszkacie na Wyspie?
MW: Tak! Ciągle jest tu tyle do robienia, że na pewno tu pomieszkujemy. Nie jest łatwo, ale na pewno warto. Pierwsze tygodnie już pokazały nam, jak bardzo ludzie tęsknili za tym miejscem. Stali bywalcy doceniają również nasz wkład w nowy wygląd Wyspy Edwarda i z zaciekawieniem pojawiają się na organizowanych tu wydarzeniach, na przykład teatralnych, bo wyspa ma być też miejscem kulturalnym. Nie będzie tu głośnych imprez – co najwyżej spokojne potańcówki. Będzie natomiast można posłuchać u nas muzyki na żywo, obejrzeć spektakle plenerowe dla dzieci i dorosłych, a nawet stand-upy.

To Wasz początek przygody z branżą eventową i gastronomiczną?
MW: Nigdy wcześniej się tym nie zajmowaliśmy, więc to jest też nasz czas na naukę.

Czym zajmowaliście się wcześniej?
ŁW: Nawet nadal się tym zajmujemy! Mamy firmę produkującą rozdzielnice do elektryki/automatyki. To zupełnie inna bajka. Firmę prowadzimy już 16 lat i nie zamierzamy z niej rezygnować. Jak mówimy o automatyzacji, to można powiedzieć, że pracę w niej też wykonujemy już w dużym stopniu automatycznie.

Czy Wasza doba ma 48 godzin?
MW: Czasem więcej. Generalnie w życiu raczej się nie nudzimy. Dwa lata temu skończyliśmy budowę domu, która też była wyzwaniem. Jak widać, nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, bo dzięki temu remont Wyspy i wymiana instalacji w ogóle nas nie przerażały.

Zakończyliście już wszystkie zaplanowane na wyspie prace?
ŁW: Dopiero zaczynamy. Między drzewami już niedługo powstanie cała strefa hamaków, będzie też scena. Szykujemy się do remontu wiaty, ponieważ teraz przecieka w niej dach. Mnóstwo bieżących prac przed nami.

Mieliście już taki moment, że zaczęliście zastanawiać się, po co w ogóle braliście tę Wyspę?
MW: Nie. Tylko dzień przed otwarciem usiadłam tu, na leżaku, rozpłakałam się i mówiłam, że nam się nie uda. To był chwilowy kryzys. Szybko wzięłam się w garść i wróciłam do pracy. Później, w dniu otwarcia, kiedy nasza rodzina, przyjaciele i ludzie z zespołu widzieli, że coś nie idzie, jak powinno, to nawet nam o tym nie mówili, tylko sami chwytali za telefony i rozwiązywali problem. Mając takie wsparcie, wiedzieliśmy już, że niemożliwe nie istnieje!

Jak będzie wyglądać Wyspa Edwarda za, powiedzmy… 8 lat?
ŁW: Zupełnie inaczej. Będzie perełką na skalę Europejską i będzie przyciągać do Zaniemyśla turystów przez cały rok. Będziemy mieli na wyspie zwierzęta – może alpaki? Chcemy też, aby historię tego miejsca znali wszyscy. Dziś niewiele osób wie, że jej właścicielem był Edward Raczyński, który częściowo mieszkał właśnie w zbudowanym przez siebie Domu Szwajcarskim, również tu postanowił zakończyć swoje życie. To była jego samotnia i pewnie to tu powstawały jego najlepsze pomysły – być może budowa Biblioteki Raczyńskich? Edward Raczyński – mecenas, podróżnik, wizjoner – zbudował na wodach jeziora flotę wojenną, która toczyła tu prawdziwe morskie bitwy. A on przyglądał się temu wszystkiemu właśnie stąd. Był wizjonerem wyprzedzającym swoje czasy i chcemy to pokazać naszym gościom.

Może się okazać, że już wkrótce do Wyspy będą ustawiały się kolejki.
ŁW: Jesteśmy przekonani, że będą takie dni, kiedy wstęp na wyspę będzie musiał być biletowany, ale to ze względów bezpieczeństwa. Pozwoli nam to ograniczyć liczbę osób wchodzących na teren, bo pamiętajmy, że mamy tylko jedną drogę ewakuacyjną.

Czy macie chwilę, żeby odpocząć na Wyspie?
MW: Odpoczywamy w trakcie takich rozmów, jak nasza (śmiech). Dzień przed otwarciem, o 2.30 nad ranem, miałam chwilę, żeby usiąść na leżaku i to było cudowne. Śpiew żab był tak głośny, że wydawał się wręcz nierealny. Kiedy szłam do pokoju, powoli zaczynało wstawać słońce, więc do chóru żab dołączyły ptaki. Ten koncert, słońce i natura były tak cudowne, że przez chwilę nawet pożałowałam, że otwieramy Wyspę i że nie będę miała tego raju tylko dla siebie. Teraz myślę, że bycie tu tylko z najbliższymi było ogromnym szczęściem, ale cieszę się, że mogę dzielić się tym miejscem z innymi.

Między innymi ze mną, bo na pewno tu wrócę. Dziękuję.
Zapraszamy!