Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Kręcą mnie śrubki

04.12.2023 12:05:04

Podziel się

Swój warsztat zaczął budować z jedną skrzynką narzędzi, którą dostał od majstrów na praktykach zawodowych. Z każdym kolejnym zleceniem narzędzi przybywało, bo to, co zarobił, inwestował w sprzęt niezbędny do pracy. Dziś Michał Czarnecki, właściciel Automobil Garaż, zajmuje się renowacją pojazdów zabytkowych, odtwarzaniem i odbudową konstrukcji samochodów, dorabianiem elementów, usuwaniem korozji, prostowaniem, składaniem, pasowaniem… wszystkim w zakresie blacharki, co jest do zrobienia.

ROZMAWIA: Karolina Michalak
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie

Specjalizujesz się w konkretnych modelach albo epoce?
Uwielbiam samochody przedwojenne i te wyprodukowane krótko po wojnie i tak sprofilowałem swoją działalność. Samochody, którymi się zajmuję, to są początki motoryzacji i można przyjąć, że każdy taki model to eksperyment. Niektóre mają tak dziwaczne rozwiązania, że przy obecnym zaawansowaniu technologicznym i wiedzy, jaką posiadamy o konstrukcji samochodów, zachodzę w głowę, jak to możliwe, żeby ten pojazd jeździł po drodze. Na pierwszy rzut oka myślę, że to jakiś błąd, ale nie, ten samochód został właśnie tak wyprodukowany blisko 100 lat temu.

I to Cię kręci?
To jest niesamowite, że z każdym samochodem poznaję historię motoryzacji. W tej pracy nie ma rutyny, bo każdy samochód, jaki do mnie trafia, jest inny i nie mogę korzystać z gotowych, już wypracowanych rozwiązań. Do tego dochodzi podejście i pasja moich klientów. Samochody, które restauruję, pochodzą z prywatnych kolekcji i mają cieszyć oko właściciela. Oni pielęgnują te auta, dbają o nie prawie jak o własne dzieci. I to jest to, co mi odpowiada, bo ja sam wkładam w tę pracę sporo serca.

Jak zaczęła się Twoja przygoda ze starymi samochodami?
Od najmłodszych lat motoryzacja była obecna w moim życiu. W rodzinnym domu zawsze były samochody, nie żadne zabytkowe, ale też nic nowego. Pierwszy samochód, jaki pamiętam, to był Trabant 600. Z nim wiążą się bardzo dobre wspomnienia, gdy ojciec naprawiał samochód, ja podawałem mu klucze. Oczywiście byłem za mały, aby je rozróżniać i nie wiedziałem, który do czego służy, ale sam fakt wykonywania tej czynności i spędzania czasu z ojcem pozostawił w mojej pamięci bardzo dobry ślad. Tak samo zresztą jak przejażdżki tym autem z ojcem wkoło bloku, krótkie, ale były. Notabene odnalazłem ten samochód i mam nadzieję stać się wkrótce jego nowym właścicielem. A stare samochody podobały mi się od zawsze.

Jak zgłębiałeś tajniki tego zawodu?
Z pełną świadomością i przekonaniem wybrałem zawodową szkołę samochodową. W przeciwieństwie do wielu moich kolegów już w szkole podstawowej miałem sprecyzowane zainteresowania, wiedziałem, że chcę pracować z samochodami i jak najszybciej zacząć praktykować. Oczywiście, wtedy nie było jeszcze myśli o odnawianiu starych samochodów, bo ta przyszła z czasem. Czas szkoły zawodowej to była głównie praktyka w warsztatach. Dopiero po tym etapie poszedłem do technikum, aby usystematyzować sobie wiedzę teoretyczną.

To bardzo dojrzałe podejście, jak na tamten wiek. I od razu po szkole otworzyłeś swój warsztat?
Po technikum pracowałem jako wulkanizator, po kilku latach pracy zostałem kierownikiem serwisu. Potem było jeszcze kilka miejsc, w których nabyłem doświadczenia zawodowego, poznałem branżę i nauczyłem się pracy z klientem. Dopiero po pewnym czasie przyszła myśl, aby pracować na własny rachunek i w końcu otworzyłem swój warsztat mechaniczny. Wykonywałem wtedy standardowe naprawy takie, jak: wymiana hamulców, wydechu, zawieszenia, oleju…

Było warto podjąć takie ryzyko?
Początki nie były łatwe, ponieważ musiałem zbudować wszystko od zera. Zaopatrzyć się w sprzęty, pozyskać klientów. Dodatkowo miałem osiem lat przerwy w mechanice, bo wcześniej pracowałem przecież w branży oponiarskiej, a przy tym postępie technologicznym kilka lat to jest niesamowita przepaść, dlatego też inwestowałem w szkolenia i podniesienie swoich kompetencji. Co mnie przeraziło, to kierunek zmian mechaniki, która szła w stronę skróconej żywotności pojazdu. Dodatkowo zaczął mnie zniechęcać poziom elektroniki w samochodach. Ja jestem manualny i lubię kręcić przysłowiowe śrubki. Obecnie w samochodach jest coraz więcej części nierozbieralnych i wielu rzeczy nie naprawisz bez komputera.

To był główny czynnik, który spowodował, że się przebranżowiłeś?
Zdałem sobie sprawę, że nie jest to już ta mechanika, która mnie fascynowała od dzieciństwa. Prowadząc swój warsztat, stopniowo zacząłem przyjmować zamówienia związane z rekonstrukcją, by od kilku lat już w 100% zajmować się tylko zabytkowymi pojazdami.

Jaki był Twój pierwszy samochód z epoki?
Pierwszy samochód zabytkowy kupiłem w 2007 roku i była to Warszawa z 1972 roku i wtedy też zacząłem poznawać to środowisko. Natomiast pierwsze zlecenie, jakie przyjąłem, to był Citroen HY. Bez narzędzi, bez wiedzy, ale z silną determinacją i udało się.

Jak wygląda sam proces pracy? Przychodzi do Ciebie klient i co?

Zaczynam od wstępnej oceny auta na podstawie zdjęć, choć wolę zobaczyć auto na żywo. Wtedy ustalamy plan pracy i kolejnych etapów. Jeśli klient zaakceptuje harmonogram i cenę, wtedy przyprowadza do mnie surową kastę, czyli auto rozmontowane na części. Kolejnym etapem jest czyszczenie auta, głównie poprzez piaskowanie, następnie nałożenie warstw zabezpieczających przed korozją.

Skąd wiesz, jak odbudować taki samochód? W końcu przyjeżdża do Ciebie w częściach, a w tamtych czasach nie było aż tak precyzyjnej dokumentacji technicznej?

Czasami jest to bardzo żmudna praca. Przykładowo w samochodzie jest bardzo zniszczony błotnik, na tyle, że ciężko zidentyfikować, jak on wyglądał. Wtedy na przykład wykonuję lustrzane odbicie, które polega na stworzeniu wzornika kształtów i przeniesieniu go w lustrzanym odbiciu. Czasami szukam kolekcjonerów aut, którzy dysponują autem takim, które aktualnie rekonstruuję i umawiam się, żeby podejrzeć, jak ono wyglądało. Spędzam także wiele godzin w internecie, szukając zdjęć modeli, nad którymi pracuję. Nie jest to takie proste, aby znaleźć zdjęcie, które zostało wykonane pod odpowiednim kątem, które pokaże mi dany element. Zdjęcia, które są dostępne, są bardzo ogólne, a ja potrzebuję konkretu. Zdarza się, że zawierzam intuicji i analizie podobnych modeli, by odwzorować kształt.

Skąd pozyskujesz elementy do rekonstrukcji?
To jest praca ręczna i wszystkie elementy wykonuję samodzielnie. Głównym budulcem jest blacha z arkusza, głęboko tłoczna, idealna do obróbki plastycznej.

Ile czasu zajmuje Ci rekonstrukcja blacharska samochodu?
Około rok, półtora. Długo, ale zastrzegam, że jest to praca ręczna i wymagająca dużej precyzji i skupienia. Praca blacharska jest fundamentem pracy renowacji pojazdu, bo od tego wychodzą wszyscy kolejni fachowcy. Tak, jak ja wykonam karoserię i w jakim stopniu ona będzie dokładna, tak kolejni będą montować poszczególne elementy i albo będą one pasować, albo nie. Efekt końcowy jest zależny od tego, jak blacharz zrobi samochód.

Chyba ciężko wycenić taką pracę?
Każdy samochód jest inny i nie mam wobec tego gotowego cennika. Podaję klientowi stawkę za roboczogodzinę i mniej więcej ile czasu może zająć mi praca nad danym zleceniem. Kwota wynika z godzin spędzonych przy aucie i jest to o tyle bezpieczne dla klienta, że na bieżąco widzi, co zostało zrobione. Nie jestem w stanie ukryć swojej pracy, to, jak bardzo się praca posuwa, widać od razu. Rzeczy, które trzeba zrobić samodzielnie, uformować z ręki, wymodelować… – nie da się tego procesu przyspieszyć. Nie jestem w stanie szybciej stukać młotkiem, niż pozwala na to materiał i to, co jest akurat do wykonania. Czasami, aby zrekonstruować jeden elementem, muszę wymyślić i wykonać narzędzie, które posłuży do wykonania danego elementu.

Stąd w Twoim warsztacie tyle różnych przyrządów?
Tak. Każde auto jest inne i każda, nawet minimalna różnica w konstrukcji powoduje, że muszę szukać innych rozwiązań i narzędzi.

Największe marzenie zawodowe?
Zbudować od podstaw replikę auta sportowego z lat 20. Są to modele rzadko spotykane, nie zachowało się ich wiele, a te, które są, są baaardzo cenne.