Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Księżniczka, amfory i żubry

29.11.2023 11:07:46

Podziel się

Między Pleszewem a Kaliszem stoi renesansowy zamek. Zamek, który opuścili arystokraci, by zrobić miejsce dla sztuki. Do parku z setkami pomnikowych drzew wpuszczono koniki polskie i żubry. Przyjeżdżali filmowcy, bo szukali baśniowej lub historycznej scenerii. W 2023 r. użytkownicy mapy Google przyznali temu miejscu Złotą Pinezkę. To Gołuchów.

TEKST: Daria Miedziejko, Wielkopolska Organizacja Turystyczna
ZDJĘCIE: Andrzej Kurzyński

Historię można zacząć od początku, doprowadzić ją do końca, a potem przerwać opowiadanie. Ale w przypadku dziejów Gołuchowa należy zacząć od środka. Był marzec 1857 r. Prosto z Paryża do posiadłości swojego małżonka Jana Działyńskiego przybyła...

KSIĘŻNICZKA IZABELLA
Ta smukła piękność o wielkich oczach to córka księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, przywódcy obozu Hôtel Lambert. To także wnuczka Izabeli, pani na Puławach, która założyła pierwsze polskie muzeum.

Młoda Izabella dorastająca w paryskich salonach początkowo źle się czuła w podupadłym zamku na prowincji. Z czasem zdecydowała jednak, że to właśnie Gołuchów stanie się miejscem dla jej wyrafinowanej kolekcji dzieł sztuki, którą współcześni uważali za jeden z bardziej znaczących prywatnych zbiorów w Europie. W tym celu zamek został przebudowany. Właścicielka zaprosiła wybitnych francuskich artystów, którzy przeobrazili zaniedbaną wielkopolską rezydencję nad Trzemną w zamek jakby znad Loary. Izabella zadbała o opracowanie naukowe dla swojej kolekcji, udostępniła ją zwiedzającym, zapewniła środki na utrzymanie muzeum po swojej śmierci.

II wojna światowa okazała się tragedią dla zbiorów gołuchowskich: przede wszystkim uległy rozproszeniu, część z nich zaginęła bezpowrotnie. Już po zawierusze dziejowej zamek stał się oddziałem Muzeum Narodowego w Poznaniu. Wolno powracały eksponaty: najpierw z Niemiec i ze Związku Radzieckiego. Jeden z ostatnio znalezionych skarbów dyptyk Dirka Boutsa wytropiono aż w Hiszpanii. Sensacyjne były również losy krzyża procesyjnego z Limoges, który został wyszperany na śmietniku w austriackich Alpach.

Dziś na zamku podziwiamy niewielką część zbiorów Izabelli i Jana Działyńskich, ale i tak zachwyca ona swoją klasą, zwłaszcza kolekcja waz antycznych. Zaczął ją tworzyć Jan Działyński, kupował starożytne naczynia w antykwariatach, ale przede wszystkim pozyskiwał z wykopalisk.

Na środku sali z ekspozycją waz znajduje się niespotykany stół. Wykonano go w XIX w., ale z barokowych rzeźb ołtarzowych. Na tym właśnie stole jako katafalku leżało zabalsamowane ciało Izabelli, czekające kilka miesięcy na wykończenie kaplicy grobowej. Być może to pobudziło ludzką fantazję, bo opowiadano później, że na zamku pojawia się duch damy w czarnej sukni.

Rodzina Czartoryskich miała aspiracje do tronu monarszego. Niewiele brakowało, by dziadek Izabelli został królem. Pretekstem do urządzenia sali królewskiej byli koronowani potomkowie budowniczych zamku Rafała i Wacława Leszczyńskich. W sali wiszą portrety króla Polski Stanisława Leszczyńskiego i jego córki Marii, królowej Francji, a na suficie kasetonowym pojawia się herb rodowy Wieniawa.

PARK ARBORETUM
Jaki to piękny mariaż: francuski zamek otoczony angielskim parkiem. Park gołuchowski należy do najrozleglejszych założeń krajobrazowych XIX w. Jego urządzaniem zajęli się oboje małżonkowie, ale Jan, syn założyciela arboretum w Kórniku, miał w tym większe doświadczenie. W Starym Parku, najbliżej zamku, doglądał on pierwszych nasadzeń, imponujących dziś alei lipowej i grabowo-lipowej. Na jego cześć nadano imię Jan 250-letniemu dębowi szypułkowemu. Dąb ma nietypowo nisko rozłożone konary, stąd miejscowe dzieci przezywają go samolotem.

W oficynie, czyli od czasów Działyńskich mieszkaniu właścicieli, a także w powozowni i owczarni znajdują się wystawy Muzeum Leśnictwa: zobaczymy tu trofea łowieckie, twórczość inspirowaną lasem, narzędzia wykorzystywane przez leśników. Trzeba przejść przez któryś z mostków na rzece, by dotrzeć do kolejnych budynków z wystawami muzealnymi. Jednym z nich jest Dybul, od nazwiska młynarza, który zamieszkiwał tu w XVII w., a drugim Chałupa, prezentująca powojenne mieszkanie leśnika.

Stąd już niedaleko do pokazowej zagrody zwierząt, w której przebywają daniele, dziki i koniki polskie, czyli potomkowie wymarłych tarpanów. Najwięcej emocji budzą jednak pełne majestatu żubry. Dwie pierwsze litery ich oryginalnych imion służą do identyfikacji hodowli. I tak ostatnio w drodze konkursu młodą krówkę nazwano Powitą, a byczka – Potusem. „Po” znaczy, że pochodzą z hodowli polskiej.

Może to o żubrze Potusie Piotr Fronczewski w „Akademii Pana Kleksa” recytował zabawny wierszyk? Czy w kolejnej adaptacji filmowej powieści Jana Brzechwy będzie podobna scena, dowiemy się już w styczniu, kiedy odbędzie się premiera. Jest jeszcze inny powód, by nowy film obejrzeć. Podobnie jak ten z lat 80., kręcono go właśnie na zamku i w parku w Gołuchowie. Nawet w trailerze rozpoznać można klimatyczny dziedziniec z arkadami i strzelisty dach wieży.

Arystokraci opuścili zamek już w XIX w., żeby zrobić miejsce dla dzieł sztuki. Później stał się on otwarty dla filmowców, leśników… i dla nas. Zatem, panie i panowie, do Gołuchowa „go”!