Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Liofilizowany świat Eleny

Podziel się

Franciszek Siegień, właściciel firmy Elena, od lat udowadnia, że innowacja może mieć naturalne oblicze. W jego zakładzie owoce, warzywa oraz inne produkty spożywcze przechodzą niezwykłą przemianę – dzięki liofilizacji zachowują smak, kolor i wartości odżywcze. W rozmowie opowiada o tym, jak powstała firma, dlaczego wierzy w siłę natury oraz co stoi za sukcesem rodzinnej firmy z Wielkopolski.

 

ROZMAWIA: Monika Kanigowska

ZDJĘCIA: Małgorzata Liberka

[Współpraca reklamowa]

 

Początki Eleny są dość nietypowe, gdyż sięgają… Stanów Zjednoczonych?

Franciszek Siegień: Można powiedzieć, że pomysł na firmę Elena narodził się za oceanem. Podczas jednego z wyjazdów do USA zobaczyłem produkty, jakich w Polsce – ani nawet w Europie – wtedy jeszcze nie było. Zainteresowałem się tematem i postanowiłem spróbować swoich sił po powrocie. Nie miałem żadnego wsparcia, żadnych kontaktów, jedynie amerykańskie książki, z których uczyłem się wszystkiego samodzielnie.

Od czego Pan zaczął?

W Polsce rozpocząłem od produkcji niewielkich urządzeń i stopniowo uczyłem technologów, jak korzystać z nowej technologii. Choć z wykształcenia jestem technikiem, nie technologiem żywności, poszedłem w tym kierunku, bo temat mnie naprawdę zafascynował. To była praca u podstaw – tłumaczenie, jak działa proces liofilizacji i do czego można go zastosować. W tamtym czasie nikt w Polsce nie miał o tym pojęcia. Trwało to dobrych piętnaście lat.

Liofilizacja – czyli inaczej suszenie mrozem?

Tak, dokładnie. Często mówiono, że to „żywność dla kosmonautów” – bo właśnie dla nich ta technologia została opracowana. Polega na tym, że produkt jest całkowicie suchy, ale zachowuje świeżość, wartości odżywcze i smak. Problemem była tylko wysoka cena – trudno było sobie pozwolić, by w ten sposób przetwarzać np. szczypiorek czy koperek. Ale to była zdrowa żywność w najczystszej postaci.

A jak wyglądały początki firmy tutaj, w tym miejscu?

Przeprowadziłem się tu z Zielonej Góry ponad 50 lat temu – wokół były tylko pola. Dosłownie nic. Wszystko, co tu widać, zbudowałem od zera: fabrykę, zaplecze, całą infrastrukturę. Zanim powstała Elena, prowadziłem tu ubój i hodowlę drobiu. Można powiedzieć, że wszystko rozwijało się etapami.

 

Wspominał Pan, że wszystko zaczęło się od szczypiorku?

Tak! Od 20 kilogramów szczypiorku dziennie. Tyle produkowaliśmy na samym początku. Dziś przetwarzamy 10 ton dziennie. To pokazuje, jak ogromną drogę przeszliśmy.

Imponujące. A jakie produkty dziś Państwo oferują?

W zasadzie – wszystko. Jesteśmy jedyną firmą w Europie, która ma tak szeroką gamę produktów liofilizowanych. Wszystkie są certyfikowane i objęte nadzorem jakości. Poza warzywami i owocami liofilizujemy też mięso, ryby, grzyby – naprawdę szeroki asortyment.

Przez te lata rynek bardzo się zmienił?

Działamy już 36 lat i od początku wiedziałem jedno: nie można obniżać standardów. To fundament, na którym zbudowałem firmę. Rynek zmienia się nieustannie – trzeba się dostosowywać, reagować, być czujnym. Dziś mamy zupełnie inne realia niż kiedyś: surowce, logistyka, oczekiwania klientów, przepisy. Ale zasada pozostaje ta sama – jakość przede wszystkim.

A jak wyglądają dziś największe wyzwania w pozyskiwaniu surowców?

To bardzo trudny temat. Teraz, na przykład, nie ma na rynku truskawek czy malin. Oczywiście można sprowadzać owoce z Ukrainy, ale nie mamy pewności, jaka jest ich jakość i czystość chemiczna. Zdarza się też, że sprowadzane produkty są napromieniowane – dlatego każde zamówienie musi przejść dokładne badania.

 

Czyli kontrola jakości to dla Pana priorytet?

Zdecydowanie. Proszę sobie wyobrazić, że zamawia się cały tir – ponad 20 ton towaru. Jeśli wyniki badań wykażą jakiekolwiek skażenie, cały ładunek przepada. Niedawno mieliśmy taki przypadek – brokuły z Egiptu okazały się zakażone. To ogromna strata, bo wcześniej kupowaliśmy od tego dostawcy nawet 100 ton miesięcznie. W efekcie zrezygnowaliśmy z importu i wróciliśmy do polskich producentów. Może wyglądają mniej efektownie, ale mamy pewność, że są bezpieczne.

Ale nadal współpracujecie z zagranicznymi kontrahentami?

To konieczność. Zdarza się, że kupujemy w Egipcie, a sprzedajemy do Anglii. Tak wygląda handel – trzeba umieć się poruszać między rynkami, ale nigdy kosztem jakości.

Firma Elena to głównie produkcja hurtowa, ale również oferta dla klientów indywidualnych.

Tak, część naszej działalności to produkcja detaliczna – owoce, warzywa i przekąski liofilizowane. Ludzie często reagują z ciekawością, ale też z pewnym dystansem – bo w sklepie obok wciąż widzą tradycyjny susz czy kolorowego lizaka. Na szczęście okazało się, że dzieci naprawdę lubią nasze owoce. To dla mnie duża satysfakcja – widzieć, że maluchy, które nie przepadają za świeżymi owocami, chętnie sięgają po nasze liofilizowane przekąski. To zdrowa alternatywa, która smakuje.

Po liofilizowanych owocach pojawiły się suplementy, a w końcu kolagen?

Dokładnie tak. Inspiracją była żona profesora Przybylskiego, która kiedyś w programie „Kawa czy herbata?” powiedziała, że młodość można mieć na zawołanie. To mnie zaintrygowało. Zacząłem się przyglądać temu, jak działa kolagen, a wyniki okazały się naprawdę niezwykłe. Kolagen to nie tylko kosmetyka. To produkt, który realnie wspiera kondycję organizmu.

Brzmi intrygująco.

I to nie była tylko teoria. Zgłębiłem ten temat bardzo dokładnie. Przetworzyłem preparat w formę liofilizowaną – suchą, ale zachowującą pełnię właściwości. W ten sposób powstał suplement diety.

Czyli to doświadczenia z Pana życia doprowadziły do opracowania własnego kolagenu?

Tak, wszystko zaczęło się od osobistych problemów zdrowotnych. Miałem poważne kłopoty ze stawami, kolana praktycznie odmawiały posłuszeństwa. Kiedy człowiek nie może chodzić bez bólu, szuka rozwiązań wszędzie. I wtedy właśnie trafiłem na kolagen. Ale ja nie chciałem po prostu brać tego, co było dostępne na rynku. Chciałem stworzyć produkt naprawdę czysty, skuteczny i naturalny – bez chemii, bez kompromisów.

I wtedy narodził się pomysł na kolagen Elena?

Tak, bo dotarło do mnie, że człowiek potrzebuje wsparcia od środka – nie tylko leczenia objawów. Wtedy powstała seria kolagenów wspierających kondycję organizmu.

Gdzie można kupić kolagen i suplementy diety?

Nasze suplementy są dostępne w aptekach i zielarniach, ale największa sprzedaż odbywa się przez nasz własny sklep internetowy. Klienci chętnie zamawiają bezpośrednio od producenta, bo mają pewność co do jakości i świeżości.

Widzę, że za Panem stoi sporo nagród. Za co je otrzymaliście?

To prawda, ale proszę uwierzyć – to nie jest nawet połowa! (śmiech) Nie wszystkie się zmieściły. Dostajemy je za nasze produkty – prezentowane na różnych wystawach i targach. Przez 36 lat działalności trochę się tego uzbierało. To dowód, że nasza praca ma sens i że jakość broni się sama.

Ale widać, że ciągle ma Pan w sobie tę iskrę działania.

Chyba tak. Firma to jak rodzina – trzeba wszystkiego dopilnować, mieć oko na każdy szczegół. Mam świetnych ludzi, bardzo im ufam, ale czapkę kapitana wciąż noszę ja. To daje mi poczucie sensu i chyba właśnie to trzyma mnie w formie.