Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Lubię malować emocje

08.11.2023 12:13:48

Podziel się

Monika Bartkowiak – Zawadzka na co dzień szkoli zespoły sprzedażowe i jest w tym świetna. Dzięki niej wiele firm w całej Polsce cieszy się rekordowymi wynikami a handlowcy są zmotywowani i pewni siebie. Takie szkolenia kosztują ją jednak sporo energii, bo wkłada w nie całe swoje serce. Podobnie jak w malowanie, które jest jej odskocznią od biznesowego świata. Od jej obrazów nie idzie oderwać wzroku, bo kipią emocjami, a to świadectwo prawdziwego artysty.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie
[współpraca reklamowa]

Piękne te Twoje obrazy.
Dziękuję. Wiesz, ja maluję emocje, może dlatego się zatrzymałaś. O to mi właśnie chodzi.

Malujesz od zawsze?
Może to zabrzmi pysznie, ale pierwszą wystawę prac miałam w ósmej klasie szkoły podstawowej. Malowałam wtedy głównie portrety i zwierzęta. Do tego, żebym podzieliła się obrazami ze światem, namówiła mnie nauczycielka plastyki. Pamiętam, że byłam bardzo dumna, kiedy połowa miasteczka, w którym się wychowałam, przyszła je zobaczyć. Niestety całą młodość powtarzano mi, że na malarstwie raczej nie zarobię i powinnam wybrać bardziej opłacalny zawód.

Dlatego poszłaś w kierunku sprzedaży?
Drugą moją miłością była matematyka. Lubiłam cyfry, od zawsze miałam biznesowe podejście do wielu kwestii (śmiech). Poszłam więc w tym kierunku. Skończyłam ekonomię i zajęłam się szeroko pojętą sprzedażą.

A malowanie?
Zostawiłam, bo pracując w korporacji, nie miałam na to czasu. Muszę powiedzieć, że sprzedaż wciągnęła mnie bez reszty. Stała się moją kolejną pasją. Po kilku latach pracy zaczęłam zarażać sprzedażą innych, a nawet motywować kolegów i koleżanki, pokazując, że naprawdę w tej dziedzinie można wiele zrobić i osiągnąć. Spełniałam się, budując skuteczne zespoły sprzedażowe. Cieszyłam się, kiedy wspólnie sięgaliśmy po wszystko. Uwielbiałam moją pracę, ciągły rollercoaster, gonitwę za wynikami. I zaskoczę Cię – wcale nie miałam dosyć korporacji, bo naprawdę lubiłam tę pracę i nie wyobrażałam sobie żadnej innej.

Jednak odeszłaś z korporacji, dlaczego?
Zostałam mamą, a w domu byłam gościem. Syn oglądał mnie raczej na skypie i przytulał się do ekranu telefonu. Wtedy stwierdziłam, że tak nie może być i podjęłam decyzję o własnej działalności z nadzieją na mniej pracy (śmiech).

Nie bałaś się?
Pewnie, że się bałam, ale należę do kobiet odważnych, które nie boją się próbować. Z korporacyjnego szampana przesiadłam się na kompot (śmiech). Zaczynałam od zera. Sprzedawałam swoją markę, wchodziłam we współpracę z zupełnie nowymi firmami. Chciałam być babką od sprzedaży, która wspiera, zaraża innych i pokazuje, że sprzedaż naprawdę może być fajna. Dzisiaj szkolę zespoły sprzedażowe w całej Polsce, pokazując, jak skutecznie sprzedawać, rozumiem się z ludźmi na sali szkoleniowej, bo mówimy tym samym językiem. Coraz więcej firm zaprasza mnie do siebie. Jako pierwsza zaprosiła mnie moja uczelnia, a więc Wyższa Szkoła Bankowa. I to było bardzo fajne spotkanie. Wiesz, ja sprzedaję ponad 25 lat. Stawiam na autentyczność i długofalową współpracę. Wspólnie z klientami osiągam ich cele sprzedażowe. Wiem, jak zbudować zaufanie partnera biznesowego, jak prowadzić proces sprzedaży, jak zadbać o klienta, aby stał się „klientem na całe życie”.

Wtedy wróciłaś do malowania?
Któregoś dnia wzięłam do rąk kredki i zaczęłam szkicować. Niektórzy, chcąc się odstresować idą na basen lub biegają, a ja wyciągam farby. Znalazłam również przestrzeń, gdzie mogę z innymi potworzyć, chodzę na różnego rodzaju warsztaty. I tak, od czasu do czasu, powstaje w moim domu obraz, który potem sprzedaję. To jest niesamowite, bo dopiero teraz mogłam połączyć moje dwie wielkie pasje – sprzedaż i malarstwo. Kiedyś wydawały mi się to dwie odległe planety, dzisiaj uważam zupełnie inaczej, artysta też powinien umieć sprzedawać. A jeśli dodatkowo można te pasje spieniężyć, to radość podwójna.

Wcale się nie dziwię, bo robią wrażenie.
Dziękuję, choć mam w sobie dużo pokory, bo wiem, że ta droga dopiero się przede mną otwiera. Dla jednych galerii czy klientów jestem „no name”, a dla innych „inwestycją”. To mnie jednak nie zatrzymuje, a wręcz ekscytuje i konsekwentnie tworzę dalej. Jedna z warszawskich galerii zaprosiła mnie do współpracy. Obrazy sprzedały się na pniu. To było niesamowite doświadczenie. Jak widzisz, uwielbiam malować zwierzęta. Lubię malować i dawać innym emocje. Kiedy klienci kupują ode mnie obrazy, to zwykle są wzruszeni, bo chcą pewne swoje emocje zatrzymać na zawsze, inni traktują te obrazy jak „ładowarkę”. Cieszę się, że farbami mogę kreować emocje. Dlaczego konie? To piękne, wrażliwe i jednocześnie silne zwierzęta. Pasujemy do siebie.

Czy ten obraz kolorowego konia jest na sprzedaż?
Jest już sprzedany. Powstał na specjalne zamówienie. Ten obraz wręcz wybucha z ramy, jest ognisty, dynamiczny i ma aż dwa metry wysokości. Będzie pięknie zdobił wnętrze. Kiedy go malowałam, nie mogłam odejść do sztalugi, bardzo mnie wciągnął. I będzie mi go brakować, kiedy już odjedzie do klientki. Na razie schnie.

Często malujesz na zamówienie?
Tak, ale nie wszystko. Zamówienie musi być zgodne ze mną, muszę je czuć. Nie maluję pejzaży czy martwej natury, wolę pokazywać emocje.

Twoje obrazy znalazły się na Torze Służewiec.
Tak i to była moja pierwsza tego typu wystawa, wystawiony obraz sprzedał się zaraz po wystawie, co jest dla mnie szalenie motywujące. Pojawiły się duże zamówienia, to wtedy usłyszałam, że moje prace są inne i coś symbolizują – to było dla mnie bardzo ważne. Zresztą zawsze lubiłam się wyróżniać, zawsze chciałam inaczej. Warto pokazać światu to, co robisz. Tak jak w sprzedaży, żeby sprzedawać, trzeba sprzedawać – proste!

Cieszysz się, że zmieniłaś swoje życie?
Połączenie świata biznesu ze światem artystycznym daje mi biznesowego kopa. Prowadzenie szkoleń jest bardzo wymagające, bo mocno stawiam na jakość i efekty. To wymaga ode mnie sto procent uważności, skupienia, zresztą ja zawsze dużo od siebie wymagam, jednocześnie daje mi satysfakcję i powracających klientów. Kiedy wracam do domu i siadam przed sztalugą, to się resetuję, nabieram sił na nowe. Malarstwo mieszka we mnie od zawsze i cieszę się, że świadomie mogę połączyć pasję z biznesem. I wiem, że to dopiero początek…