MEDSY – nowy rozdział w historii JAMIKS
Zaczynali skromnie – od pierwszych czapeczek szytych w domowym zaciszu. Dziś JAMIKS to rozpoznawalna marka produkująca nakrycia głowy i akcesoria dla dzieci i dorosłych, znana nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Ta rodzinna firma łączy rzemieślniczą precyzję z nowoczesnym designem, tworząc kolekcje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. A na tym nie koniec – właśnie wchodzą na rynek z nową marką odzieży medycznej. O kulisach pracy, inspiracjach i sile rodzinnego biznesu opowiadają właściciele marki – Krystyna i Janusz Szulc.

Fot. Artur Kosonowski
ROZMAWIA: Monika Kanigowska
[Współpraca reklamowa]
Wasza firma przez lata przeszła ogromną ewolucję — od ręcznie robionych beretów po profesjonalne kolekcje dziecięce i nową linię odzieży medycznej. Jak to się zaczęło?
Krystyna Szulc: Tak, rok założenia firmy to 1990. Po skończonych studiach na Akademii Rolniczej nie dostałam pracy w moim zawodzie, postanowiłam więc wykorzystać swoje zamiłowanie projektowe i założyłam firmę odzieżową. Okres przemian gospodarczych, jaki miał wówczas miejsce, bardzo mi w tym pomógł.
Jakie to były ubrania?
Zaczynaliśmy od swetrów, później były czapki, które na długie lata pozostały naszym flagowym produktem. Na początku prowadziłam firmę sama, ale popyt na wszystko, co wyprodukowaliśmy, był tak duży, że trudno mi było dalej działać w pojedynkę. Po ośmiu latach dołączył mój mąż.
I wtedy rozwinęli Państwo skrzydła?
Janusz Szulc: Tak, produkowaliśmy już wtedy tylko nakrycia głowy i postanowiliśmy wejść na rynki zagraniczne. Na początku był to głównie rynek wschodni. W roku 2003 wybudowaliśmy nową siedzibę, gdzie pracowało około 80 osób.
KS: Każdego roku tworzyliśmy dwie nowe kolekcje czapek – zimową i letnią. Do tego oczywiście szaliki, opaski i rękawiczki niemowlęce. W promowaniu naszych produktów bardzo pomogły nam targi. Wystawialiśmy się na targach w Japonii, w Dubaju, w Anglii, we Włoszech, w Arabii Saudyjskiej, w bardzo wielu państwach nie tylko Europy, ale całego świata. Eksportujemy dziś 70% produkcji.
W firmie pracuje już kolejne pokolenie.
KS: Tak, w 2012 roku do firmy dołączyła nasza córka Mirella, która obecnie jest głównym projektantem i menadżerem.
Jak poradziliście sobie z kryzysem w czasie pandemii?
JS: COVID był dla nas dużym ciosem – wielu stałych odbiorców odmówiło przyjęcia zamówień. Uratowało nas tymczasowe szycie maseczek i fartuchów. Po pandemii zdecydowaliśmy się poszerzyć asortyment o ubranka i akcesoria dla niemowląt. Mamy profesjonalne maszyny dziewiarskie, na których wciąż powstają nasze czapki. Ale większy nacisk kładziemy na szycie ubranek dziecięcych.
Na tym rynku też nie jest łatwo, na pewno walczycie z zalewem tanich ubrań z Chin.
KS: Tak, rynek dziecięcy bardzo się skurczył. Rozumiemy realia – dzieci szybko rosną, a budżety domowe są coraz ciaśniejsze. Nasze ubrania, mimo najwyższej jakości, przegrywają rywalizację z tanią odzieżą. Dlatego dywersyfikujemy produkcję. Mamy nowe pomysły, jak MEDSY, które dają nam nadzieję na przyszłość. Trzeba być elastycznym i odważnym – to nas zawsze cechowało.
MEDSY to Wasza nowa marka odzieży medycznej?
JS: To nie tylko nowa marka, ale też zupełnie inny rynek – z klienta indywidualnego przeszliśmy na biznesowego. Oferta MEDSY jest skierowana głównie do salonów urody, SPA, przychodni czy szpitali. Tu konkurencja jest duża, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny. W sieci można znaleźć podobne produkty w dużo niższej cenie, ale my stawiamy na jakość, trwałość, komfort noszenia i staranne wykończenie.
KS: Dokładnie. Nasze uniformy mają służyć długo, dobrze się prać i nie tracić formy. To oczywiście wpływa na cenę, ale wierzymy, że są klienci, którzy to docenią.



Fot. Szymon Gruchalski
Kto projektuje te uniformy?
KS: Nie korzystamy z usług zewnętrznych projektantów, wszystko projektujemy same z Mirellą: dobieramy kolory, materiały, tworzymy wizje nowych kolekcji. I – co ciekawe – zawsze się dogadujemy. Staramy się nadążać za trendami. Stąd i krótkie rękawy, i letnie wersje ubrań. Mamy nawet krótkie spodenki – popularne np. w branży beauty, choć w szpitalach raczej się ich nie nosi.
Macie też kolekcje męskie?
KS: Tak, i wprowadzamy nowe rozwiązania – na przykład marynarki czy fartuchy dopasowane kolorystycznie do całego zestawu. To nowość na rynku, trochę kontrowersyjna, ale przyszła do nas ze Stanów i powoli zdobywa popularność. Najczęściej korzystają z tego niepubliczne przychodnie zdrowia.
Fot. Szymon Gruchalski
Czy z nową marką planujecie również sprzedaż zagraniczną?
JS: Na razie skupiamy się na rynku polskim. Mamy sklep detaliczny, ale głównie sprzedajemy online, przez stronę www.medsywear.com. Influencerki z Instagrama też nam pomagają, bo są obecne w tej branży.
Próbowaliśmy już na Słowacji, ale bez większych sukcesów. Wszystko przed nami.
Ale czapki wciąż są obecne w ofercie?
JS: Tak, choć już głównie pod konkretne zamówienia. Pół roku wcześniej zbieramy zamówienia od klientów i dopiero wtedy ruszamy z produkcją.