Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Najważniejsze to być sobą

Podziel się

Może to bardzo banalne zdanie, ale taki właśnie jest Henryk Synoracki, (nie)zwykły człowiek, który 40. medal z motorowodnych mistrzostw Europy i Świata przywiózł z Estonii w tym roku. Ma 76 lat i jest czynnym sportowcem, serwisującym i budującym łodzie i silniki, pasjonatem książek, miłośnikiem życia, właścicielem firmy z tworzywami sztucznymi, która nie raz budowała wielkie dekoracje dla monumentalnych i scenicznych oper, ubierała aktorów w zbroje. Najważniejsze, co można o nim powiedzieć: nie czeka na pochwały.

ROZMAWIA: Juliusz Podolski

ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

Czy zdobywając 40. medal największych imprez – mistrzostwa świata czy Europy – ma się jeszcze głód kolejnych, czy czuje się wyrzut adrenaliny, czy to jest już przysłowiowy dzień w biurze?
Henryk Synoracki: Przede wszystkim nie bardzo wiem, co to jest adrenalina. Człowiek, który jest pobudzony, nakręcony, nic dobrego z reguły nie robi. Czasem mu się udaje, ale z reguły nie. To trochę jak z żoną… Jeśli jedno i drugie się nakręciło, daleko w życiu wspólnie nie zajdą. Tak samo jest w sporcie. Wyścigi nie są miejscem na takiego typu zachowania, bo wyścig to jest próba umiejętności, a nie nakręcania się i robienia rzeczy, których nie należy robić. Moim zdaniem wszystkie wypadki czy przypadki w sporcie biorą się stąd, że zawodnik się nakręci zbytnio i przekracza granicę rozsądku. Wracając do głodu. Jaki głód? Jego brak spróbuję wytłumaczyć. My budujemy sprzęt od podstaw, to znaczy z Grzesiem, moim szwagrem, dużo młodszym… 73-letnim, i osobami, które nam pomagają. Łódź, silnik montujemy od zera i w końcu ja wsiadam do łodzi i… jadę. To jest nauka. Jeśli ktoś lubi coś robić, to jest satysfakcja, ale jest to sposób na to, by stale się doskonalić w wielu dziedzinach. Nie same starty i medale są motywacją, ale chęć i dążenia, by doskonalić swój sprzęt, swoją wiedzę i umiejętności. Nigdy więc nie podchodziłem do medali, że muszę je upolować czy mieć. Cały czas jestem równo zadowolony i cieszę się, że po zawodach mogę wrócić cały do domu. Tak było, jest i będzie.

To zupełnie inna filozofia startów, przecież tak wiele deklaracji o medalu słyszeliśmy od sportowców jadących na igrzyska olimpijskie do Paryża.

Fakt, wielu deklarowało, że idzie po medal, tylko sukces czy inne tego typu zdania. Chociaż najbardziej mnie poruszyła wypowiedź: „Jestem nieprzewidywalna i mam charyzmę”. To mnie ubawiło. Ja nie mam charyzmy, jestem taki jaki jestem. Jestem cały czas zwykły, a że na wodzie jeżdżę trochę szybciej niż inni, to nie powód do kreowania siebie jako nadzwyczajnej osoby.

Nie możemy uciec od jednego tematu. Nie jest to powszechne zjawisko, że mając 76 lat, zdobywa się medale i nie w zawodach masters tylko z ludźmi, którzy są młodzi. Gdzie jest ten klucz?

Sam się czasami dziwię, moja rodzina i znajomi też się dziwią. W czasach, kiedy kult młodości jest przemożny, gdy mówi się, że „stary” jest już do niczego. Musi być młody i dzielny. To bardzo niedobre zjawisko przecież teraz do pracy nie przyjmuje się ludzi starszych, a wiele jest sytuacji, które potwierdzają, że osoby z wiekiem są mądrzejsze, bardziej odpowiedzialne. Dlaczego mam brać udział w zawodach z „dziadkami”? Oni pojawiają się na zawodach w celach towarzyskich, by powspominać. Nie! Chcę normalnie uczestniczyć w zwodach. Nie czuję się gorszy od młodzieńca nawet w wielu wypadkach trzy razy młodszego ode mnie. W nauce są ludzie, którzy nawet po osiemdziesiątce pisali najważniejsze prace w swoim życiu, pisarze tworzący najwspanialsze dzieła… Ostatnio słuchałem w TOK FM interesujący reportaż z Poznania, że w sądzie brakuje ławników. Rozmówca przytacza kryteria, podkreślając, że musi być niekarany, ale nie może przekroczyć siedemdziesiątki. Pomyślałem sobie, czy ja jestem głupszy od 60-latka czy 50-latka? Chyba nie. Druga sprawa – mam warsztat, dlaczego z racji mojego wieku nie mam jakiejś ulgi, tylko płacę jak osoba w wieku produkcyjnym? Dlaczego pewne rzeczy traktujemy wybiórczo? Jeśli domagamy się równego traktowania, to nie dyskryminujmy z racji wieku. To sprawność umysłowa powinna być jedynym kryterium bycia np. ławnikiem. Może to mocne słowa, ale muszę je powiedzieć wprost – jeśli stanę się „gapkowaty”, przestanę dobrze widzieć, kiedy zacznę odczuwać lęk przed tym, co robię, muszę zejść ze sceny. I to obowiązuje kierowcę, sportowca, polityka, muzyka, duchownego. Każdego z nas. To tylko świadczy o tym, że nie wszyscy muszą starzeć się równo. Przypomina to trochę konto w banku. Można środki wyczerpać szybko, a można je rozłożyć na wiele lat.

Panie Henryku, w takim razie nietaktem byłoby zapytać Pana, kiedy skończy Pan ściganie.

Uważam, że jeśli ktoś jest sprawny i lubi robić to, co robi, to powinien to robić bez względu na metrykę. Czyli wniosek jest jeden – nie mogę stawiać sobie sztucznej bariery typu „mam 60 lat i nadaje się teraz tylko do tego, by siąść w fotelu w kapciach i sport oglądać tylko przed telewizorem”.
Dla mnie życie to ciągła nauka. Nie wyobrażam sobie, żebym z racji wieku wyhamował i żył według filozofii „wszystko za mną, nic przede mną”. Największym skarbem są nauka, wiedza, umiejętności, które napędzają człowieka bez względu na wiek.

Sport, który Pan uprawia, w mniemaniu wielu, a także w mediach, uznawany jest za bardzo niebezpieczny. Wisi nad nim przekonanie, że łatwo w nim o wypadek.

To nie jest prawdą. Każde uprawianie sportu wyczynowego naraża zdrowie na uszczerbek. Dlaczego uważam, że sporty motorowodne są wspaniałą alternatywą dla młodych ludzi? A no dlatego, że rozwijają w młodym człowieku zainteresowanie sprzętem, który trzeba samemu wraz z mechanikami zbudować od podstaw od najmniejszej śrubki. Czas spędzony w warsztacie pozwala rozbudzać zainteresowania konstruktorskie. Wspominam z rozrzewnieniem modelarnie, których już nie ma, a z nich wyrosło wielu mechaników, inżynierów i konstruktorów. Czym skorupka za młodu i tak dalej. Ale to nie wszystko, rozwijają też inne cechy: chęć rywalizacji, łączą w sobie elementy sportu motocyklowego, wodnego, a nawet awiacji. I co najważniejsze, czego jestem przykładem, można go uprawiać bez limitu wieku. A czy jest niebezpieczny? Każde działanie człowieka w dzisiejszym świeci jest obarczone ryzykiem. Sztuką jest to, i to nie tylko na wyścigu motocyklowym, samochodowym czy motorowodnym, by zbliżyć się do granicy bezpieczeństwa, ale jej nie przekroczyć. Bo jeśli się ją przekroczy, nieszczęście gotowe.

Wsiada Pan do łódki, mechanicy odpalają silnik i co wtedy Pan czuje?

Nic nadzwyczajnego nie czuję, tak jak pod światłami i „rura”. Znaczy, czuję, że jadę i muszę kombinować, by możliwie najszybciej wystartować, najszybciej dotrzeć do pierwszej boi, a potem pokonać następne, objechać wszystkie kółka i zameldować się najlepiej na pierwszym miejscu na mecie.

Czyli nie ma żadnego romantyzmu?

Trzeba zacząć od tego, że nie jestem romantykiem i myślę, że jestem pozbawiony tych wzniosłych cech. Biorę udział w zawodach i z góry muszę założyć, że to jest próba, kto kogo przechytrzy, kto lepiej pojedzie. Skupiam się w tym momencie na zadaniu, które muszę wykonać. Pewnie są w tym sporcie romantycy, chociaż w żadnej motorowej dyscyplinie ich nie spotkałem. Dla mnie wyścig to coś normalnego.

W pana życiu, Panie Henryku, zawsze był speed.

Każdy się jakiś rodzi. Tak, były motocykle, a potem łodzie motorowe. Moim niespełnionym marzeniem była przygoda z samolotami, przede wszystkim ze względu na brak pieniędzy. Nie jestem nadzwyczajny. Każdy człowiek coś potrafi, jedni wspaniale gotują, inni łażą bez powodu po górach. Nie wiem, czy to jest pamięć z poprzednich żyć. Myślę, że reinkarnacja istnieje, nie mogę sobie tylko przypomnieć, co kiedyś robiłem, dzisiaj się ścigam, bo takim się urodziłem.

A jaki powinien być sportowiec?

Zawsze kierowałem się zasadą, że lepiej przegrać z lepszymi niż wygrać z cienkimi. To prawda, że wynik idzie w świat, ale jest jeszcze moje poczucie wartości, które zawsze będzie mi przypominać, kogo pokonałem i czy to jest powód do dumy.

Pana życie to nie tylko sport…

Bardzo szanuję sobie prywatność, ale coś tam panu „cyknę”. Lubię czytać książki popularnonaukowe, biograficzne, historyczne, ale takie, które dotykają nie tych oczywistych tematów, tylko wymagają poszukiwań, badań, zgłębienia tematu. A poza tym żelastwo, tworzywa sztuczne, które pozwalają mi żyć i realizować swoje pasje. Jedna z maksym mówi, że jak Cię nie chwalą, to musisz się sam chwalić. Ja się z tym nie zgadzam, uważam, że trzeba być skromnym, robić swoje. Niech inni Cię chwalą i patrzą na Ciebie, żeby się uczyć.

To daje satysfakcję?

Tak, bo największą zabawą jest się czegoś nauczyć, coś umieć zrobić, a nie czekać na pochwały.