Noc, która dzieli i łączy czas
Wyobraź sobie noc. Jedną konkretną noc w roku, gdy wszyscy wokół zatrzymują się na moment. Gdy zegar powoli wybija północ, a każdy w napięciu czeka na to ostatnie, dwunaste uderzenie. Ta noc to coś więcej niż tylko zmiana cyfry w kalendarzu. To moment, w którym na ułamek sekundy w magiczny sposób spotykają się przeszłość i przyszłość…

TEKST: Elżbieta Ignacionek, ZDJĘCIA: Adobe Stock
I o niej dziś opowiem. To będzie opowieść o tym, jak człowiek od wieków pragnie nadać sens przejściu między starym a nowym, jak celebruje moment graniczny i jak szuka w nim nadziei na lepsze jutro.
Zanim styczeń stał się początkiem
Od tysięcy lat ludzkość nadaje szczególne znaczenie przejściu ze starego cyklu w nowy, choć data tego przejścia zmieniała się wielokrotnie, a sposoby celebracji ewoluowały od pogańskich rytuałów po współczesne miejskie zabawy. Dziś noc z 31 grudnia na 1 stycznia jest pełna hałasu, śmiechu, szampana i fajerwerków. Ale zanim ktokolwiek pomyślał o sylwestrowych balach i szampanie, nasi słowiańscy przodkowie świętowali nowy cykl życia zupełnie inaczej – na wiosnę, gdy natura budziła się ze snu. Wierzyli, że Matka Natura wraz z nadejściem wiosny odradza się, by przyjąć nasiona, a słońce przybiera na sile, by dać roślinom moc do wzrostu. Prawdopodobnie było to około 9 marca, choć istnieją przypuszczenia, że świętowano też ok. 20 marca – w czasie równonocy wiosennej. Wszystko zależało od cyklu wegetacyjnego i rozpoczęcia prac polowych, więc daty były ruchome i różne także w poszczególnych wioskach.
Gdy Słowianie witali zwycięstwo słońca
Z czasem jednak najważniejszym momentem w roku stały się Szczodre Gody – święto przesilenia zimowego przypadające około 21-22 grudnia, trwające nawet kilkanaście dni. Dla Słowian był to czas celebrowania zwycięstwa światła nad ciemnością. Ubywało nocy, przybywało dnia, co niosło ze sobą nadzieję lepszego jutra. To właśnie ten okres – czas przejściowy między starym a nowym – był momentem kulminacji magicznych praktyk i rytuałów odrodzenia.
Gody poświęcone były Welesowi – bogu magii, wiedzy, bogactwa i bydła. Pod nakryciem stołu rozścielano słomę lub siano, aby obłaskawić opiekuna rodziny oraz bóstwa zboża i pól – demona Siema (nazywanego też Rgiełem). W pierwszy wieczór, zwany Szczodrym Wieczorem, dzieci obdarowywano drobnymi prezentami oraz tzw. szczodrakami, czyli plackami pieczonymi w kształcie zwierząt. Przez cały czas Godów ludzie łamali i dzielili się chlebem i wróżyli z pogody, a każdy kolejny dzień zwiastował poszczególny miesiąc roku.
Przeniesienie początku roku na styczeń nie wymazało tych zwyczajów – wtopiły się one w chrześcijańskie obchody Bożego Narodzenia i Nowego Roku, tworząc unikalną mieszankę sakralną i ludową, którą kultywujemy do dziś.
Niestety nie znamy dokładnych dat świąt słowiańskich i ich nazw, bo antyczni Słowianie nie posiadali swojego alfabetu i nie spisywali swoich zwyczajów. Są one przedmiotem nieustających dyskusji naukowych. Wiele informacji pochodzi z rekonstrukcji opartych na źródłach pisanych już po chrystianizacji oraz z późniejszych zwyczajów ludowych. Innymi słowy – to, co „wiemy” o noworocznych zwyczajach, to domysły oparte na ludowej pamięci i chrześcijańskich zapisach.
Papieskie rewolucje
Chrześcijaństwo przyniosło nowy porządek – choć początkowo dość chaotyczny. W średniowiecznej Europie nowy rok zaczynał się w różnych momentach: 25 grudnia, 25 marca, czasem nawet w Wielkanoc.
Ostateczna decyzja o przyjęciu 1 stycznia jako Nowego Roku zapadła we Francji w 1564 roku za sprawą króla Karola IX, ale dopiero kalendarz gregoriański, wprowadzony przez papieża Grzegorza XIII w 1582 roku, ustandaryzował ten fakt. Polska przyjęła reformę stosunkowo szybko, choć tradycyjni rolnicy długo jeszcze trzymali się starych dat – bo czy kalendarz papieża mówi pszenicy, kiedy ma kiełkować?
Warto tu zwrócić uwagę, że 1 stycznia jako dzień nowego roku funkcjonował dużo wcześniej – w 45 r. p.n.e. przez Juliusza Cezara, a nazwa miesiąca (łac. Ianuarius) pochodzi od boga Janusa – dwulicego bóstwa patrzącego jednocześnie w przeszłość i przyszłość.

Jaki Nowy Rok, taki cały rok
Coś głęboko zabobonnego, a zarazem wciąż żywego siedzi w polskiej duszy – przekonanie, że słowa mają moc. W tradycji ludowej wierzono, że „jaki Nowy Rok, taki cały rok”, dlatego przywiązywano ogromną wagę do tego, co się robi, kogo się spotyka i jak się zachowuje pierwszego dnia nowego roku.
Obowiązywało wczesne wstawanie i mycie się w zimnej wodzie, na dnie której kładziono srebrną monetę – to miało zapewnić zdrowie i piękno przez cały rok. Ostatniego dnia roku nie wolno było już sprzątać, aby nie „wymieść” nadchodzącego szczęścia. W domach musiała być świeża woda i płonąć ogień – symbole pomyślności i bogactwa.
Niezwykle istotny był zwyczaj kolędowania. Pierwotnie wiązało się to głównie z odwiedzaniem się i śpiewaniem radosnych pieśni, ale z czasem przerodziło się w zabawę – kolędnicy przebierali się za turonia, kozy, kobyłki lub w charakterystyczne postacie: Dziada, Babę czy Diabła.
Na Żywiecczyźnie praktykowano zwyczaj „dziadów” – hałaśliwych grup przebierańców, które odwiedzały zabawy i domy, zbierając kolędę w zamian za występy i życzenia. Za zbyt skromny datek gospodarzowi należała się kara w postaci psot.
Szczególnie charakterystyczny był zwyczaj obsypywania się owsem na znak dobrych plonów, z życzeniami: „na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok, aby was nie bolała głowa ani bok, aby wam się rodziła i kopiła pszenica i jarzyna, żytko i wszytko”. W XIX wieku popularne było także „wytrzaskiwanie starego roku” – 1 stycznia draby głośno strzelali z batów, aby „wygonić” stary rok z troskami.
Każde słowo i każdy gest na tym pograniczu starego i nowego roku miały swoją wagę. Nawet przypadkowe przekleństwo wypowiedziane w złości mogło, jak wierzyli ludzie, „zaciągnąć nieszczęście” na cały rok.
Dziś zmieniła się jedynie forma jego wyrażania. Gdzie niegdzie starsze pokolenia, wznoszące toast o północy, wciąż wypowiadając życzenia niemal rytualnie, z pewną powagą, jakby przechodząc przez magiczny bramę. Do dziś też przestrzega się niektórych przesądów: nie pożyczaj pieniędzy w sylwestra, bo sprowadzisz finansowe problemy; nie odwiedzaj cmentarza – może to przyciągnąć smutek i żal; unikaj dań z drobiu, bo szczęście może odfrunąć. Natomiast pełna lodówka to gwarancja dostatku, a moneta w portfelu to symbol bogactwa.
Od Lewiatana do petard
Nazwa „sylwester” pochodzi od papieża Sylwestra I. Legenda głosi, że w noc z 999 na 1000 rok w Rzymie panowało przerażenie – wierzono, że latający potwór Lewiatan zniszczy świat. Gdy to nie nastąpiło, rozpacz przemieniła się w szaleńczą radość, z której wywodzi się tradycja sylwestrowych zabaw.
Samo święto sylwestrowe narodziło się dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Początkowo obchodzono je w bogatszych warstwach społeczeństwa, stopniowo zwyczaj przedostawał się do życia uboższych. W Polsce tradycja hucznego obchodzenia nocy sylwestrowej jest stosunkowo krótka – jeszcze w drugiej połowie XIX wieku nie organizowano wystawnych balów w takim stopniu, jak znamy to dziś.
W miastach witano Nowy Rok ceremonialnie: w Warszawie salutem armatnim, w Krakowie biciem dzwonu Zygmunta na Wawelu. W Gdańsku najważniejszy był hałas – uchodził za element szczęśliwej wróżby. W Poznaniu i innych miastach zaboru pruskiego nowy, „miejski” styl sylwestra upowszechniał się wśród mieszczan przede wszystkim poprzez bale, restauracje i kawiarnie, a następnie przenikał do szerszych warstw. W całym kraju na ulicach zapalano światła, sztuczne ognie i rozbrzmiewały strzały. Jednak więcej hałasu było 1 stycznia niż 31 grudnia.
Dziś Nowy Rok witami hucznie, okrzykami, fajerwerkami i petardami, ale coraz częściej widać nowy trend – widowisk laserowo-multimedialnych. To niezwykłe spektakle światła zsynchronizowanego z dźwiękiem. Dużo bezpieczniejsze i cichsze – dla nas i naszych pupili.
Gdy marketing tworzy tradycję
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli sylwestrowej nocy jest toast szampanem. Ta tradycja pochodzi z XIX wieku i związana jest z kampanią reklamową skierowaną do burżuazji. Szampan stanowił symbol królewskiego przepychu, zabawy i splendoru – wszystkiego, co charakterystyczne dla arystokracji. Zamożne mieszczaństwo szybko przejęło ten styl.
W Polsce początkowo noworoczne toasty wznoszono tokajem – deserowym winem węgierskim. Szampan na szeroką skalę pojawił się dopiero po II wojnie światowej. Od tamtego czasu wina musujące stały się nieodłącznym elementem sylwestrowych celebracji.
Co ciekawe, podobną genezę ma hiszpańska tradycja 12 winogron o północy – powstała w 1909 roku, gdy winiarze z Alicante mieli nadwyżkę plonów i... no cóż, potrzebowali strategii marketingowej. Dziś miliony Hiszpanów religijnie połyka dwanaście winogron z każdym uderzeniem zegara, będąc świadkami sukcesu stuletniego marketingu.
PRL-owski sylwester: skromnie, ale wesoło
Czasy Polski Ludowej zapisały się w pamięci jako okres, gdy „może było biedniej, ale wesoło”. Bale sylwestrowe odbywały się w zakładach pracy, domach kultury, hotelach i restauracjach. Na stołach królowała sałatka jarzynowa, zimne nóżki (meduza z lornetą), żołądki w galarecie, śledź w śmietanie, a jako drugie danie – „oszukany schabowy”, czyli panierowana mortadela.
Nie mogło zabraknąć radzieckiego szampana i „czystej” wódki. Panie zakładały kolorowe stroje z bufiastymi rękawami, a włosy, obowiązkowo z trwałą ondulacją, świeciły się od brokatu. Uśmiechy panów przykrywały sumiaste wąsy. Papierosy palili wszyscy, bo „wtedy jeszcze nie szkodziły”.
Większość obywateli spędzała sylwestra na prywatkach w mieszkaniach z wielkiej płyty. Wodzireje potrafili obsłużyć nawet dwie imprezy sylwestrowe naraz. Inni oglądali telewizję – występy polskich artystów i zagranicznych gwiazd estrady.
Lata 90. przyniosły eksplozję komercyjnych imprez sylwestrowych. Dyskoteki, kluby, place zabaw – sylwester stał się świętem masowym.
Dziś obserwujemy pewien zwrot – coraz więcej osób rezygnuje z wielkich imprez na rzecz kameralnych spotkań domowych. Pandemia dodatkowo wzmocniła ten trend, zmuszając nas do odkrycia uroku świętowania w zaciszu własnego domu. Ale niezależnie od tego, czy witamy Nowy Rok w tłumie tysięcy ludzi na miejskim placu, czy w gronie najbliższych przy rodzinnym stole – potrzeba symbolicznego przejścia, momentu refleksji i nadziei pozostaje ta sama.
Obiecanki, plany i cele
Koniec roku to naturalny moment refleksji i podsumowań. Analizujemy, co nam dał lub zabrał stary rok, a Nowy Rok traktujemy jak symboliczny „reset”. Robimy nowe plany i postanowienia. Obiecujemy sobie schudnąć, więcej czasu spędzać z bliskimi, więcej zarobić albo zaoszczędzić, zacząć regularnie ćwiczyć albo się zorganizować.
W świecie biznesu koniec roku to czas wyjątkowo intensywnych podsumowań i rozliczeń. Postanowienia przybierają formę strategii, celów lub planów rocznych. Początek roku to moment na zmiany: poprawę efektywności, zwiększenie inwestycji, rozwój kompetencji.
Noworoczne imprezy integracyjne w firmach to nie tylko świętowanie, ale także podsumowanie minionych miesięcy i wyznaczenie nowych zadań. Spotkania te wzmacniają poczucie przynależności, budują motywację i pozwalają przedstawić wizję rozwoju.
Co tak naprawdę świętujemy?
Współczesny sylwester w Polsce przyjmuje różne formy. Huczne bale, kameralne spotkania, wyjazdy w góry lub za granicę. Coraz więcej ludzi po prostu śpi – bo „to tylko arbitralna data w kalendarzu.
Niezależnie jednak od formy, sylwester pozostaje „najpiękniejszą i szampańską nocą w roku”. To czas, gdy przekraczamy symboliczną granicę między starym a nowym, niosąc nadzieje, marzenia i postanowienia. To noc pełna fajerwerków, muzyki i tańców, ale także moment zatrzymania i spojrzenia w przyszłość.
To czas, gdy możemy życzyć sobie wszystkiego i wierzyć, że rok, który nadchodzi, będzie lepszy. I właśnie w tej wierze – powtarzanej od wieków, od słowiańskich ognisk po współczesne toasty szampanem – kryje się prawdziwa magia.
A jeśli Wasze postanowienie noworoczne nie przetrwa do lutego – nie martwcie się. To też tradycja stara jak świat.
Do siego roku!