Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Odrobina pisarza w komisarzu

Podziel się

Bardzo wiele osób o tym marzy, ale nie wszystkim się udaje. Wielu brakuje odwagi, by powyciągać teksty z szuflady i wysłać je do wydawcy. Jan B. Bełkowski przez lata próbował pisać, aż w końcu postawił ostatnią kropkę i… zdecydował się pokazać swoją powieść światu. Połączył pasję do historii, talent do pisania, humor i lekką złośliwość, do tego miał też szczęście i… zamiast muzykiem rockowym został pisarzem. Niedawno na półkach księgarskich pojawiła się jego pierwsza książka.

 

ROZMAWIA: Elżbieta Podolska

ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

Nam opowiedział, jak i dlaczego zaczął pisać, jaki wpływ na niego samego i jego twórczość miały książki profesora Jerzego Strzelczyka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza i dlaczego tak dobrze wspomina wizytę w stolicy Wielkopolski.

Zawsze chciał Pan zostać pisarzem?

Jan Bełkowski: Zawsze chciałem zostać gwiazdą rocka, ale z powodu absolutnego braku jakiegokolwiek talentu muzycznego wybrałem to, co było w moim zasięgu, czyli pisanie. Przez lata podejmowałem liczne próby, w wyniku których powstawały niepełne krótkie opowiadania i pierwsze rozdziały książek. Nikt ich nigdy nie zobaczył, bo aż do niedawna nie wystarczyło mi wytrwałości, aby dociągnąć je do szczęśliwego końca.

Tym razem było inaczej. Ukończył Pan książkę i wysłał ją do wydawnictwa.

Wiem, że może nie zabrzmi to dobrze, bo nie lubimy się chwalić, ale gdy napisałem książkę, to uznałem, że jest wystarczająco dobra, aby nie trafiła do szuflady. Przeczytało ją kilku moich znajomych i zgodzili się z tą opinią. Założyłem, że taka ocena może być nieco złagodzona, więc znalazłem kilku tak zwanych beta-readerów, którzy również wyrazili się pozytywnie o „Krwi pod kamieniem”. Uznałem więc, że należy moje arcydzieło pokazać światu. Trochę to wszystko trwało, bo książkę napisałem w 2023 r., a premierę miała pod koniec listopada 2024 r.

Co Pan poczuł, trzymając w rękach pierwszy egzemplarz książki?

Radość, dumę, satysfakcję… To wyjątkowy moment, o którym marzy każda osoba zajmująca się pisaniem. Zwieńczenie trwającego rok procesu i jednocześnie otwarcie kolejnego rozdziału w życiu.

Skąd pomysł na taką właśnie książkę?

Kilka osób już mnie o to pytało, a krępująca prawda jest taka, że nie pamiętam tego dokładnie (śmiech). Na pewno na początku była myśl: co by było, gdyby po rycerskim zakonie Braci Dobrzyńskich pozostała jakaś tajemnica? Dokument, a może skarb… Wychowałem się na przygodach Indiany Jonesa, więc to musiał być skarb.

Sam zakon Braci Dobrzyńskich jest tajemniczy.

Faktycznie niewiele o nich wiemy, a większość Polaków w ogóle nie wie o ich istnieniu. A szkoda, bo gdyby powiodła się ich misja, to może dzieje Polski wyglądałyby inaczej? Nie powstałoby państwo Zakonu Krzyżackiego, z którym mieliśmy tyle utrapień. Ale w mojej książce pokazuję też i inne oblicze tego polsko-krzyżackiego splątania. Założone miasta, mieszane rodziny.

Jeden z czarnych charakterów „Krwi pod kamieniem” jest pół-Polakiem, pół-Niemcem.

Dokładnie, bo tak to się przez setki lat wielokrotnie zdarzało, o czym w Poznaniu chyba wszyscy doskonale wiedzą.

Niesamowita historia ze zdjęciami, z odniesieniami do średniowiecza, II wojny światowej i czasów PRL-u. Czy historia to Pana pasja?

Zdecydowanie tak! Odkąd pamiętam, fascynuję się historią oraz archeologią. Jako dziecko uwielbiałem książki, których bohaterowie przenosili się w czasie i wyobrażałem sobie, jak bym zmienił losy świata, gdybym cofnął się na przykład do średniowiecza. Teraz mam już nieco poważniejsze lektury, wśród których szczególnie cenię te napisane przez profesora Jerzego Strzelczyka, poznaniaka z urodzenia, związanego od zawsze z UAM. Jednym z okresów, które mnie szczególnie interesują, jest powstanie państwa polskiego, czyli proces, w którym Poznań odegrał pierwszoplanową rolę.

Dlaczego na debiut wybrał Pan komedię kryminalną?

Prawda jest taka, że moją intencją wcale nie było stworzenie książki z tak licznymi elementami komediowymi. To miał być całkiem poważny kryminał. Ale gdy zacząłem pisać, humor po prostu zaczął się w naturalny sposób pojawiać, więc nie walczyłem z tym. Jak się okazało, ta konwencja mi odpowiada i w najbliższym czasie będę się jej trzymał.

Para bohaterów to ludzie z krwi i kości, ze swoimi słabościami i życiorysami nie zawsze prostymi. Skąd pomysł na nich? Mają trochę pańskich cech? Pytam z premedytacją, znając Pana słabość do słodyczy, a i komisarz lubi je bardziej niż bardzo.

Przyznaję ze skruchą, że podzielam z moim głównym bohaterem tak zwaną słabą silną wolę w kwestii słodyczy. Podobnie jak on mylę imiona i nazwiska oraz mam skłonność do ubarwiania rzeczywistości w opowieściach. Na szczęście jednak komisarz Laskowski to nie jest 1:1 kopia Jana Bełkowskiego. Przede wszystkim chciałem uniknąć wpadnięcia w utarte w kryminałach koleiny, zgodnie z którymi policjant to bezkompromisowy twardziel, który wiele problemów rozwiązuje siłą czy groźbą, stres zapija litrami alkoholu, kobiety go wprost uwielbiają, mieszka w luksusowym apartamencie i jeździ świetnym autem. Mój bohater utyskuje na pensję i ma problemy z karierą, o powodzeniu u kobiet może co najwyżej pomarzyć, jeździ gratem, a smutki zagryza batonikami.

Jednak nadal jest świetnym śledczym.

Tak, ale zdarza mu się o czymś zapomnieć czy coś przegapić.

O co najczęściej pytają czytelnicy?

Ciągle powtarza się pytanie o to, czy „Krew pod kamieniem” będzie miała ciąg dalszy.

I co Pan na to odpowiada?

Że czas pokaże (śmiech).

Będzie, a może już jest gotowa kolejna książka?

Kolejna książka jest już niemal gotowa. Mam nadzieję, że do końca roku ją ukończę i już wiosną znajdzie się w księgarniach. Mam pomysły na kilka następnych powieści, wygląda więc na to, że moja pisarska przygoda dopiero się rozpędza.

Czy zawsze będzie się Pan droczył z czytelnikiem, fundując mu tak zaskakujące zakończenia książki?

Nie wiem, czy zawsze będę tak robił, ale bardzo podoba mi się takie rozwiązanie. Najważniejsze było dla mnie to, aby czytelnicy się dobrze bawili podczas lektury. A to, że policjanci podczas śledztwa kluczą i wyjaśniają niekoniecznie te sprawy, od których książka się zaczęła… Widocznie tak musiało być (śmiech).

Czy to może sposób, żeby czytelnicy sami dopowiedzieli sobie zakończenie?

Może tak? Chciałbym, aby wyobraźnia moich czytelników pracowała.

Pisanie to hobby czy sposób na życie?

Na razie to zdecydowanie bardzo angażujące czasowo hobby. Do sposobu na życie jeszcze długa, długa droga, niekoniecznie usłana różami.

Czy ma Pan stałe godziny pisania, czy może kiedy przyjdzie wena?

Niestety z powodów rodzinnych czy zawodowych nie jestem w stanie pisać regularnie. Tworzę więc zrywami, podczas których powstaje dużo tekstu, a potem codziennie czy prawie codziennie nieco uzupełniam.

Powieści powstają w komputerze czy na papierze?

Piszę wyłącznie na laptopie, ale na samym początku fabułę rozpisuję na dużej kartce. Dużo na niej zmieniam, przekreślam, rysuję strzałki, dopisuję uzupełnienia, więc szybko ten szkic staje się nieczytelny. Ale jest to etap, który pomaga mi wstępnie uporządkować to, co mam w głowie. A podczas spacerów zapisuję pomysły w notatniku, chociaż wiem, że wielu pisarzy korzysta z notatek głosowych nagrywanych na telefonie.

Jak wygląda przygotowanie materiałów do książki?

Dość szczegółowo zaplanowałem fabułę mojego debiutu. Rozpisałem rozdział po rozdziale, co robią bohaterowie, z kim się spotykają, jak się posuwa akcja. W trakcie pisania cały ten misterny plan ewoluował i końcowy produkt w niczym nie przypominał pierwotnych założeń – pojawiły się nowe sceny, osoby, sytuacje, dialogi. Myślałem, że to błąd początkującego pisarza, którego uda mi się uniknąć przy drugiej książce. Zaplanowałem ją jeszcze dokładniej, a skończyło się dokładnie tak samo. Wygląda więc na to, że taki mam styl pisania – opowieść w dużej mierze tworzy się w trakcie jej snucia. Słyszałem kiedyś, że pisarze dzielą się na inżynierów i ogrodników. Inżynierowie mają wszystko dokładnie zaplanowane, a potem to przelewają na papier. Ogrodnicy zasiewają jakiś pomysł i w trakcie pisania sami odkrywają, co z tego pomysłu wyrasta. W takim podziale ja chyba jestem inżynierem, który projektuje ogrody.

Relaks czynny czy bardziej z lekturą w wygodnym fotelu?

Dobre pytanie… Chciałbym móc odpowiedzieć, że spędzam aktywnie czas, ale często wygrywa lenistwo. Na swoje usprawiedliwienie wyjaśnię jednak, że codziennie przez około 3 godziny spaceruję z psem i bardzo się wówczas relaksuję. Niestety nie czytam tak dużo, jak w czasach szkolnych, bo zbyt łatwo zasypiam nad książką. Mam jednak na to sposób i zamiast wygodnego fotela wybieram niewygodne krzesło.

Czy to działa?

Do pewnego stopnia tak, bo nie zasypiam, ale za to bolą mnie plecy (śmiech).

Jakie książki lubi Pan prywatnie?

Lubię poszerzać swoją wiedzę, dlatego zdecydowanie najczęściej sięgam po książki historyczne i to zarówno opracowania naukowe, jak i pozycje łatwiejsze typu popularnonaukowego.

Poznań jest dla Pana miastem wspomnień i to bardzo muzycznych. Jakich?

W 2009 r. byłem w Poznaniu na najlepszym koncercie w moim życiu, czyli koncercie zespołu Radiohead, który odbywał się na Cytadeli w ramach inicjatywy Poznań dla Ziemi. Miałem wtedy okazję zwiedzić miasto i bardzo mi się spodobało. Wiem, że od tego czasu jeszcze zyskało i chyba nie bez powodu poznaniacy są dumni ze swojego miasta.

Kiedy widzimy się na spotkaniu autorskim w Poznaniu?

Mam nadzieję, że spotkam się z moimi czytelnikami już w marcu, czyli podczas Poznańskich Targów Książki.

 

"Krew pod kamieniem"

Pełen humoru kryminał z elementami historycznymi, w którym każdy ma wady, jedna zbrodnia prowadzi do drugiej, a sprawiedliwość tylko częściowo triumfuje.

Dwójka funkcjonariuszy Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji otrzymuje zadanie wyjaśnienia popełnionego rok wcześniej morderstwa dyrektora muzeum w Toruniu. Okazuje się, że kluczem do wyjaśnienia sprawy są zdjęcia sprzed ponad trzydziestu lat, przedstawiające kilku mężczyzn oraz średniowieczny skarb, ukryty przez Fratres Milites Christi de Dobrzyn, czyli członków rycerskiego zakonu Braci Dobrzyńskich.