Oklaski podczas pacierza
09.12.2019 12:00:00
„Marność nad marnościami i wszystko marność” – słowa z Księgi Koheleta zainaugurowały w 2000 roku projekt Verba Sacra. Wypowiedział je Gustaw Holoubek, którego do poznańskiej katedry przyszło posłuchać wtedy ponad 1500 osób. Projekt miał być jednorazowym przedsięwzięciem, a tymczasem, już za kilka dni, 15 grudnia w tym samym miejscu zabrzmi 200 prezentacja Verba Sacra. Od 20 lat w listopadowe dni na spotkanie z tekstami biblijnymi, ale także klasyką literatury w wykonaniu mistrzów słowa zaprasza reżyser Przemysław Basiński, dyrektor Festiwalu Sztuki Słowa Verba Sacra.
ROZMAWIA: Małgorzata Rybczyńska
ZDJĘCIA: Zbigniew Skibniewski, Anna Galica
Festiwal startował w lepszych czasach dla słowa…
Tak trafnie ujął to dziennikarz PAP. Rzeczywiście, startowaliśmy w roku jubileuszu chrześcijaństwa i jednocześnie świętowaliśmy 1000-lecie Zjazdu Gnieźnieńskiego. To był czas dużej akceptacji tego, czym jest chrześcijaństwo i jaki jest jego dorobek. Znajdowało to wyraz nie tylko w wymiarze religijnym, ale także społecznym. Dziś kwestia pewnej poprawności w życiu publicznym znacznie nas ogranicza, a Biblia mówi przecież o sprawach najważniejszych i mówi jednoznacznie. Wtedy zależało mi na tym, aby ludzie usłyszeli teksty, które każdemu wydają się znajome, ale w znaczącej większości zna się je tylko oczami, albo jak pisał Roman Brandstaetter „ma się je na półce”.
To był też czas, kiedy nikt nie myślał „po co nam kultura słowa, skoro możemy wymieniać SMS-y”.
No cóż, kultura wysoka znalazła się na marginesie – to jest fakt i nie zmienią tego pojedyncze festiwale teatru, muzyki itd. Preferowane są wielkie masowe imprezy, a te małe roślinki, takie jak nasz Festiwal, które nadają sens naszemu życiu duchowemu, schodzą na dalszy plan. A przecież są jak pieprz, który mimo że bardzo drobny, to jest dla potraw bardzo znaczącą przyprawą (śmiech). W roku 2000 było sensacją pojawienie się aktora w miejscu dotychczas zarezerwowanym dla duchownych – kościele, z tekstami biblijnymi, które też dotychczas raczej wygłaszane były przez księży. Szybko okazało się jednak, że ludzie przyjęli to żywe słowo jako coś pięknego i bardzo ważnego. Trafiliśmy w lukę, wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, dziś ona jest bardzo widoczna. To brak klasyki w teatrze i w życiu publicznym. Czytamy ją od święta, na co dzień pokrywa się kurzem na półkach.
Przez te wszystkie lata zmieniali się aktorzy, ale także publiczność.
Biorąc pod uwagę wiek, mamy szeroki krąg odbiorców – od 20+ do 60+. To jest publiczność bardzo świadoma, przychodzi do nas z potrzeby intelektualnej, niekoniecznie religijnej. Bo interesuje ich tekst, bo chcą posłuchać konkretnego aktora, bo chcą zrobić sobie metafizyczną pauzę w codziennej gonitwie. Po ich reakcji widać też, że przychodzą z potrzeby serca. Trzy lata temu zakończyliśmy cykl „Modlitwy katedr polskich” i uznałem, że to, co miałem powiedzieć, już powiedziałem. Okazało się jednak, że jest zainteresowanie kontynuacją, że pewne teksty biblijne są jak znaki drogowe, że kolejne pokolenia znajdują w nich odpowiedź na codzienne pytania. Te teksty, nie wdając się w dyskusję merytoryczną, wyjaśniają wiele ludzkich spraw. Zauważmy, że często ci, którym do tekstów biblijnych daleko, też mówią np. o konieczności przestrzegania dekalogu. Uniwersalność Biblii nie podlega dyskusji, nie da się jej pominąć w historii naszej kultury, literatury. Znowu odwołam się do przyrodniczej metafory. Nasza kultura, nasze życie jest ogrodem, w którym są zarówno wysokie drzewa, jak i mniejsze, i wszystkie tworzą jego bogactwo. Tak też jest z Verba Sacra. I cieszę się, że podobnie myślą władze Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, z którymi od początku współpracujemy.
Aktorzy chętnie biorą udział w festiwalu?
Myślę, że tak, bo teatr rzadko sięga dziś po klasykę, to bardziej teatr posteksperymentalny – tak bym go nazwał. Tymczasem aktor po szkole teatralnej, gdzie uczy się mówienia, ustawia się mu głos, nie ma gdzie tych umiejętności pokazać. Nie przemawia przeze mnie pycha, ale proszę mi pokazać inne miejsce, gdzie aktor może pokazać swoje umiejętności w zakresie sztuki słowa. Bo to jest występ w katedrze, auli, ale także dla młodych aktorów – udział w konkursie, gdzie mogą się sprawdzić. To dla nich trudne zadanie, bo nie chodzi o recytację, ale o interpretację tekstu, nie tylko trzeba pięknie mówić, ale także wiedzieć co się mówi.
Lista aktorów, którzy wzięli udział w festiwalu, jest imponująca. Począwszy od wspomnianego już Gustawa Holoubka, wszystkie znane nazwiska mistrzów słowa pojawiły się na plakatach Verba Sacra od 2000 roku.
To prawda. Pomysł, aby rozpoczął Gustaw Holoubek był strzałem w 10. Potem były sytuacje, że wielcy sceny teatralnej sami podpytywali, kiedy będą mogli wystąpić na Verba Sacra, skoro był tam Holoubek. Nie da się jednak ukryć, że przez te lata wyrosły kolejne pokolenia artystów, wielu znanych odeszło, inni już nie występują, a słowo nie jest powszechnym narzędziem używanym dziś przez młodych aktorów. Stąd też tworzy się pewna grupa twórców częściej współpracujących z nami. 15 grudnia zapraszam do katedry na dwusetną prezentacją w ramach Verba Sacra. Wystąpi Adam Woronowicz – aktor, który w festiwalu uczestniczył już 7 razy. Tym razem będzie to „Księga Tobiasza”.
Przez te wszystkie lata biorąc pod uwagę miejsca, aktorów, teksty, na pewno były momenty, które zapamiętał Pan szczególnie.
(chwila zastanowienia) Tak, były takie momenty. Pamiętam prezentację Księgi Hioba w wykonaniu Jana Peszka. Świadomie został wybrany, choć wiadomo, że nie jest to człowiek, który z krzyżem chodzi po świecie, ale jest aktorem, zawodowcem. Jest w tekście taki moment, kiedy Hiob krzyczy do Boga. Zapytałem Jana Peszka, czy to zrobi, odpowiedział, że oczywiście. Czekałem na ten moment w katedrze, pamiętam chwilę pauzy przed tym fragmentem. Zrobił to! W katedrze zaległa taka cisza, że ludzie nawet bali się oddychać. A potem Mieczysław Leśniczak na trąbce „podniósł” ten krzyk muzycznie, w formie lamentu. Pamiętam też Wielką Klasykę – Grahama Greene’a „Moc i chwała”. Komentatorem był wtedy literaturoznawca ks. prof. Henryk Seweryniak. Pojawił się w auli w stule. Niby nic szczególnego, przecież to ksiądz. Okazało się, że to była stuła, którą Jan Paweł II miał w Meksyku podczas pierwszej swojej pielgrzymki. A bohaterem powieści Greene’a jest ksiądz w ogarniętym rewolucją właśnie Meksyku. Stuła była prezentem od Papieża, który prof. Seweryniak otrzymał podczas jednego ze spotkań wigilijnych. Czyż to nie szczególny zbieg okoliczności? Takich niespodzianek było więcej. W roku 2000 jeden ze scenariuszy miał być poświęcony literaturze staropolskiej. Wspólnie z prof. Wiesławem Wydrą wybraliśmy pacierz staropolski, czyli pierwsze modlitwy w brzmieniu naszych przodków. I stanęła Anna Seniuk w poznańskiej katedrze i powiedziała „W jimię oćca…”. Skończyła, rozległy się oklaski, czyta dalej „Witaj Maryjo, łaski pełna…”. Ponownie oklaski. I nagle uświadomiłem sobie, że to przecież kościół i pacierz, a ludzie klaszczą. To był szczególny moment, a Anna Seniuk zachwyciła wtedy wszystkich swoją interpretacją modlitw staropolskich.
W przyszłym roku Verba Sacra obchodzić będzie jubileusz. O czym Pan marzy, czego życzyć festiwalowi?
Chciałbym, aby festiwal był miejscem spotkań ludzi wiary, nauki i sztuki. Abyśmy mogli wspólnie cieszyć się słowem, abyśmy dotarli do ludzi, którzy dziś jeszcze zamknięci w wirtualnym świecie, jutro zechcą posłuchać słowa na żywo. Współcześnie żywe słowo jest problemem dla młodych ludzi. A przecież dopiero kiedy się wypowiadamy, to słyszymy siebie i zaczynamy siebie rozumieć. Nie możemy być tylko stacjami przekaźnikowymi. Myślę też o artystach, aby nie utracili wiary w swój zawód. Sztuka zawsze dążyła do tego, aby wyjaśnić sens życia. Jednym słowem marzę, abyśmy wrócili do słowa.