Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Pani od roślin

02.02.2024 11:30:54

Podziel się

Przelanie, przesuszenie i inwazje szkodników to najczęstsze „dolegliwości” jej zielonych pacjentów. Kamila Chwil, z wykształcenia architektka krajobrazu, półtora roku temu stworzyła na poznańskich Jeżycach wyjątkowe miejsce – pracownię Czarna Ziemia, w której leczy wszelkiej maści rośliny doniczkowe. Te nie mają przed nią tajemnic.

TEKST: Martyna Pietrzak-Sikorska
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie


Kama o swojej pracy opowiada z błyskiem w oku i szczerym uśmiechem – widać, że kocha to, co robi. Ma 34 lata i po dekadzie pracy w firmie zajmującej się projektowaniem ogrodów, postanowiła pójść na swoje, by prowadzić biznes na własnych zasadach. – Najtrudniejsze w pracy na etacie było dla mnie spełnianie oczekiwań klientów, które nie były zgodne z moimi wartościami. Ludzie często mieli absurdalne wymagania – chcieli mieć na przykład ogród pełen kolorowych kwiatów, ale… bez owadów – a przecież to niemożliwe! Coraz częściej widziałam też to, że wiele osób wyprowadza się z miasta, buduje dom, zakłada ogród, ale… nie chce zrozumieć natury, ma wobec niej oczekiwania. Totalnie tego nie rozumiem, bo dla mnie przyroda jest ważna i inspirująca, a obserwowanie jej jest czymś niezwykłym – mówi założycielka Czarnej Ziemi.

Tego nam trzeba?
Kiedy pracowała na etacie, sporo czasu spędzała w terenie. Spotykała się z klientami, nadzorowała nasadzenia, jeździła do szkółek leśnych i centrów ogrodniczych. Jej codzienność była dynamiczna i różnorodna. Wszystko zmieniła pandemia, podczas której pracowała z domu i spędzała przy komputerze długie godziny. Zajmowała się wyłącznie projektowaniem. – Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że najbardziej brakuje mi tego codziennego gwaru oraz obcowania z przyrodą i roślinami, które były obecne w moim życiu od zawsze. Jako mała dziewczynka spędzałam dużo czasu na działce mojej babci i pomagałam jej w pracach ogrodowych. Zawsze miałam rękę do roślin, często doradzałam znajomym, a większość moich wizyt towarzyskich rozpoczynała się od oględzin parapetów. Z czasem zauważyłam, że ludzie przynoszą do domów coraz więcej roślin, ale kompletnie nie wiedzą, jak o nie dbać. Znajomi znajomych zaczęli do mnie pisać z prośbą o poradę, wszystko rozchodziło się pocztą pantoflową, a ja pomyślałam, że może to jest to, czym powinnam się zajmować – opowiada Kama.

Roślinna dobra rada
W czwartkowe popołudnia można ją spotkać na dyżurze w pracowni na Jeżycach, którą urządziła w niewielkiej suterenie przy ulicy Słowackiego. W przytulnym wnętrzu przesadza oraz pielęgnuje rośliny i gawędzi z klientami. Filarem jej działalności są jednak wizyty domowe, które zajmują jej zdecydowaną większość tygodnia i które uwielbia. – Te spotkania pozwalają mi postawić trafną diagnozę, bo mam komplet informacji, dowiaduje się, w jakich warunkach żyje roślina, jaki ma dostęp do światła. To pozwala mi skutecznie odpowiedzieć na jej potrzeby i zaproponować pielęgnację dopasowaną do klienta. Wizyty domowe często mają też taką intymną atmosferę. Ktoś zaprasza mnie do swojego domu, opowiada o swoich zwyczajach i rutynach, pokazuje mi swoje roślinne niepowodzenia. Mam naprawdę ogromne szczęście do klientów i jestem im wdzięczna za zaufanie, którym mnie darzą – mówi z uśmiechem Kama. Bardzo często podczas takich wizyt wykorzystuje swoje projektanckie zaplecze i doradza w kwestiach aranżacji – podpowiada, co można poprzestawiać i proponuje rośliny, które sprawdziłyby się w danych warunkach.


Podłoże po swojemu
Czarna Ziemia to również autorskie podłoża do roślin opracowane i mieszane przez Kamę. – Żyjemy w czasach późnego kapitalizmu i zdaję sobie sprawę, że nie tak łatwo to zatrzymać. Wierzę w moc małych zmian, myślę, że warto działać metodą ewolucji, a nie rewolucji, dlatego uznałam, że podłoże niebazujące na torfie, który jest naszym dobrem naturalnym, to dobry krok. Popularna w sklepach ogrodniczych ziemia powstaje z osuszanych torfowisk, z których torf wykopywany jest przez koparki. Wielokrotnie je odwiedzałam i są to naprawdę unikatowe siedliska, bardzo wyjątkowe, bardzo piękne. Żyją tam gatunki roślin, które nie występują nigdzie indziej, jak np. żurawina, wełnianka czy owadożerna rosiczka, którą w Polsce można znaleźć tylko tam. Dlatego właśnie powinniśmy o nie naprawdę bardzo, bardzo dbać, a nie pakować torf do worków i sprzedawać jako ziemię ogrodową – tłumaczy założycielka konceptu. W tworzonych przez nią podłożach nie ma torfu ani włókna kokosowego z drugiego końca świata, są za to lokalne składniki: biokompost ze Składowiska Odpadów w Suchym Lesie oraz kompostowana kora sosnowa, która świetnie wyrównuje pH. Swoje mieszanki testowała na własnych roślinach, wszystkie mają się doskonale.

Wszystko, co kocham
– Tak naprawdę mój biznes jest jeszcze bardzo młody, a ja wciąż go odkrywam. Bardzo ciekawe i bardzo rozwijające w mojej pracy jest to, że ta nisza jest nadal dość szeroka, nadal mam bardzo dużo pomysłów, nadal jestem w fazie eksploracji tego, co mi najbardziej odpowiada, co rynek i klientów najbardziej interesuje – tłumaczy. Każdy dzień wygląda u niej inaczej, ale jak sama podkreśla – kocha tę różnorodność i dynamiczne zmiany. Największą radość przynoszą jej spotkania i rozmowy z ludźmi oraz ciągły kontakt z roślinami. Ceni sobie również niezależność, którą daje jej praca na swoim, oraz to, że może realizować się na wielu płaszczyznach. W przeszłości aktywnie działała w harcerstwie, była również edukatorką w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie oprowadzała wycieczki i prowadziła lekcje – dziś wykorzystuje te doświadczenia, bo w ramach Czarnej Ziemi od czasu do czasu prowadzi warsztaty. Uwielbia energię grupy, a dzielenie się wiedzą o roślinach, sprawia jej wielką przyjemność. Edukować stara się również na swoim instagramowym profilu.

Eksplozja zieleni?
W ostatnich latach rośliny doniczkowe cieszą się wielką popularnością – szczególnie wśród młodych osób, które ochoczo kupują w dyskontach philodendrony, alokazje i monstery. Skąd ten trend? – Rośliny realizują różne ludzkie potrzeby i dzięki temu wielu z nas może się w tej zajawce odnaleźć. Część traktuje je kolekcjonersko i usiłuje zebrać jak najwięcej odmian danego gatunku. Sporo osób nie może sobie pozwolić na posiadanie zwierzęcia, bo to zbyt duży obowiązek, a roślina wypełnia w jakimś stopniu potrzebę opieki. Rośliny dają również poczucie sprawczości, a ich pielęgnacja przynosi dość szybkie, bardzo widoczne efekty, a to satysfakcjonujące dla tych, którzy w swojej codziennej pracy ich nie dostrzegają – wylicza Kama. I choć większości ludzi wszystko, co zielone i roślinne, kojarzy się z czymś przyjaznym środowisku oraz ekologicznym, to rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Popularność trendu na rośliny w domu oraz ich szeroka dostępność napędza olbrzymią nadprodukcję. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak nieekologicznym procesem jest proces produkcji roślin, który w Europie odbywa się głównie w Holandii. Podgrzewane i doświetlane szklarnie pochłaniają ogromne ilości wody i energii, szybki wzrost roślin jest przyspieszany sztucznymi nawozami i pestycydami, które zatruwają środowisko, do tego dochodzi ogromne wykorzystanie zasobów torfu oraz góry plastikowych doniczek. – To nie ma nic wspólnego ze zrównoważoną produkcją i ekologią, dlatego kluczowe są świadome i przemyślane zakupy, a także edukacja oraz zdobywanie wiedzy i umiejętności po to, by rośliny mogły żyć jak najdłużej. W końcu mają cieszyć oczy, a nie leżeć na śmietniku – podsumowuje.

Kim jest Kama?
Psychologiem, roślinnym lekarzem, a może sanitariuszką roślinnego pogotowia ratunkowego? – Cóż, właśnie nadal szukam nazwy, która najlepiej określa to, czym się zajmuję – śmieje się. Co radzi wszystkim rośliniarzom amatorom? Balans jest kluczowy, a nadgorliwość zabija rośliny najczęściej, dlatego zdecydowanie lepiej je przesuszyć niż przelać.