Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Patent na szczęście

07.05.2021 11:22:29

Podziel się

Rzeczy, na których zwykle się skupiamy, czyli praca, małżeństwo, dzieci, dochód, miejsce zamieszkania, samochód – wszystko to razem odpowiada za 10 procent naszego szczęścia. Dziesięć procent, a poświęcamy temu jakieś 80 procent naszego czasu! Między innymi o tym dowiadują się studenci Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, którzy uczestniczą w zajęciach z… ekonomii szczęścia. Profesor Piotr Michoń jako pierwszy w Polsce prowadził wykłady poruszające ten temat. Teraz dzieli się swoją wiedzą pisząc bloga (www.ekonomiaszczescia.pl) i nagrywając podcasty.

Rozmowa: Anna Skoczek 
Zdjęcia: Archiwum prywatne, unsplash

Piszę blog bo czuję, że wielu ludzi interesuje się tym, co o szczęściu mówi nauka. Staram się być pośrednikiem między naukowcami a ludźmi, którzy nie siedzą w ławach uczelni. Kiedy piszę artykuły, to zastanawiam się, co na temat szczęścia mogą myśleć ludzie i sprawdzam, co na ten temat ma do powiedzenia nauka. Nie daję rad, nie mówię, co zrobić, żeby być szczęśliwym. Chciałbym tylko pokazać, jak wiele rzeczy możemy wyczytać z badań.

Na przykład?

Jaki jest związek między edukacją a szczęściem? Wszyscy rodzice chcą, żeby ich dzieci się kształciły. To jest naturalne, bo zwiększa ich szanse na to, żeby w przyszłości mieli lepszy zawód, lepsze zarobki itd. Powodów jest mnóstwo, ale nauka mówi nam o tym, że edukacja przynosi największe szczęście w momencie, w którym się uczymy. Jeżeli coś nas pasjonuje, to sam proces uczenia się jest najfajniejszy. I na przykład takich rzeczy szukam w badaniach dotyczących szczęścia.

Co najbardziej zaskoczyło Pana w ekonomii szczęścia?

Pierwsza rzecz, która kompletnie przestawiła moje myślenie, to fakt, że połowa naszego szczęścia wynika z genów. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani do tego, żeby być szczęśliwi lub nie. Druga sprawa, to jest to, że rzeczy, na których zwykle się skupiamy, czyli praca, małżeństwo, dzieci, dochód, miejsce zamieszkania, samochód – wszystko to razem odpowiada za 10 procent naszego szczęścia, a poświęcamy temu 80 procent naszego czasu.

W takim razie co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi?

Jest to na przykład okazywanie życzliwości innym ludziom. Gdybyśmy spytali się ludzi na ulicy, co dałoby im szczęście, nikt by tak nie odpowiedział. Większość osób za to powiedziałaby o wygranej w totolotka. Jest takie słynne badanie pokazujące, co się dzieje z ludźmi, którzy wygrywają w totka. Porównano ich z osobami, które trafiły na wózek inwalidzki. Okazało się, że po pewnym czasie jedni i drudzy mieli taki sam poziom szczęścia. Oczywiście, że lepiej wygrać w totka, niż uszkodzić sobie kręgosłup, ale sens w tym porównaniu jest taki, że to, co nam się przytrafia, działa tylko przez jakiś czas. Ciągłe szczęście dają nam proste czynności, które moglibyśmy wykonywać codziennie. Okazywanie życzliwości, wdzięczności czy wykonywanie ćwiczeń fizycznych, rozwijanie pasji. Rządzi nami adaptacja: do zdarzeń, sytuacji, miejsc.

Czyli po pewnym czasie do każdej zmiany w życiu jesteśmy w stanie się przyzwyczaić.

Dokładnie. Nasz mózg jest nastawiony na wyłapywanie zmian, a nie stanów. Jeśli jest tak, że moja droga do pracy zawsze wygląda tak samo, to ja już jej nie zauważam. Jeśli jednak ktoś ustawi na poboczu dużą reklamę, to od razu ją zauważę. Dlaczego? Bo wcześniej jej tam nie było. Tak samo jest ze wszystkim. Jeśli kupię sobie nowy samochód, to po trzech miesiącach nawet nie będę już zwracał uwagi na to, że samochód którym jeżdżę jest nowy. Mamy badania pokazujące, że kiedy dostajemy podwyżkę i awans, to ich wpływ na nasze szczęście trwa niecałe dwa miesiące. Dwa miesiące! A ile się trzeba napracować żeby tę podwyżkę dostać? Do wszystkiego się przyzwyczajamy. Ma to też swoje dobre strony, bo przyzwyczajamy się również do złych rzeczy. Są badania wskazujące na to, że poziom szczęścia osób chorujących na nerki w momencie zachorowania oczywiście spadł, ale po sześciu miesiącach okazywało się, że wracają do poziomu szczęścia, który mieli przed diagnozą, przed chorobą. Mimo tego, że mieli świadomość konieczności dializ do końca życia.

Jeśli do wszystkiego się przyzwyczajamy, to czy w ogóle możemy być szczęśliwi?

To nie jest przypadek, że ludzie, którzy osiągnęli już sukces, niekoniecznie są szczęśliwi. Bo oni się do tego przyzwyczajali. Sposobem na to, żeby być szczęśliwym, nie jest jednorazowe wprowadzenie jakiejś zmiany w życiu, tylko staranie się każdego dnia osiągać odrobinę więcej, ciągle coś dodając.

Czy ekonomia i szczęście to nie są tak właściwie dwa pojęcia, które się wykluczają?

Większość ludzi, kiedy myśli o ekonomii, skupia się na pieniądzu, gospodarce, podatkach, kryzysie. Rzeczywiście te skojarzenia są raczej mało sympatyczne, mało radosne. Ekonomia wydaje się nauką smutną i na wskroś racjonalną. Natomiast ekonomia to nauka, w której zastanawiamy się, w jaki sposób wykorzystać to, co mamy tak, żeby przynosiło największą korzyść. Przede wszystkim mamy czas. Jak więc wykorzystać czas, żeby osiągnąć to, co jest dla mnie ważne? Jeżeli zgodzimy się, że nawet nieświadomie, to jednak ostatecznie każdy człowiek chce być szczęśliwy, naszym celem jest szczęście. Może ważny jest sukces zawodowy, ale przecież ma on prowadzić do szczęścia. Jeśli ważne jest to, żeby zapewnić byt rodzinie, to również prowadzi do szczęścia. I gdyby tak się nad tym zastanowić, to ostatecznym celem naszych decyzji, wyborów i zachowań, jest właśnie szczęście.

Przecież nikt się nie zastanawia, po co ma być szczęśliwy.

W ten sposób właśnie patrzę na ekonomię. Każdy z nas ma do wykorzystania pewne zasoby. Pytanie – co z nimi zrobi, by osiągnąć szczęście? To mnie najbardziej interesuje. Ponieważ mówienie o szczęściu jest dość trudne, bo każdy ma na nie swój pogląd, to – mówiąc kolokwialnie – próbuję to wszystko jakoś ogarnąć, poprzez to, co na ten temat mówi nauka. Większość rzeczy, do których odwołuję się podczas zajęć, pisania na blogu czy też pisania książek, to po prostu badania naukowe.

Dlaczego akurat ekonomia szczęścia? Obudził się Pan pewnego dnia i stwierdził, że będzie się nią zajmował?

Szczerze mówiąc, trochę tak było. Naukowcy w pewnym momencie muszą skoncentrować się na jakimś określonym obszarze wiedzy. Kiedy robiłem doktorat, skupiałem się na polityce rodzinnej. Po kilku latach zajmowania się tym samym tematem, naprawdę czułem się zmęczony. Nie miał już dla mnie żadnego powabu, mimo że wtedy najbardziej się na nim znałem. W tym dole mentalnym zacząłem poszukiwać czegoś, co by mnie zainteresowało i wtedy właśnie natknąłem się na prace dotyczące ekonomii szczęścia. Ta dziedzina jest relatywnie dość młoda, bo ma ok. 20–25 lat. Teraz jest taki światowy trend interesowania się szczęściem, ale jeszcze do niedawna tak nie było. Wszedłem w tę tematykę wtedy, kiedy dopiero zaczęła rozkwitać. Później na chwilę wróciłem do rozważań o rodzinie i polityce rodzinnej po to, by połączyć to ze szczęściem. O tym pisałem w książce, w której zastanawiam się, jak podział pracy w rodzinie, inwestowanie w dzieci czy instagramowe matki wpływają na szczęście pojedynczych ludzi.

A czy jako społeczeństwo jesteśmy szczęśliwi?

Poziom szczęścia Polaków regularnie się zwiększa. Wynika to z tego, że jesteśmy jeszcze krajem na dorobku, a w takich krajach bogacenie się społeczeństwa sprzyja zwiększaniu poziomu szczęścia. W którymś momencie to się skończy. Będziemy jako społeczeństwo na tyle majętni, że zwiększanie bogactwa już nie będzie prowadziło do zwiększania szczęścia. Wtedy będzie się liczył głównie styl życia. Co robię w swoim życiu, kiedy czuję się ekonomicznie zabezpieczony? Nie ma wielu badań na ten temat, ale mówi się o tym, że Polacy coraz częściej są otyli, ale z drugiej strony coraz więcej Polaków uprawia sport. Robią nam się dwie grupy. Polacy zwiększają zainteresowanie medytacją, duchowością, zdrowym trybem życia, zdrowym jedzeniem, kształceniem się. I to może pomóc osiągać szczęśliwość. Z drugiej strony mamy ludzi wyłączonych, pozbawionych perspektyw, cierpiących z powodu samotności, braku celu. Różnice niestety rosną.

Czy to znaczy, że podczas pandemii wszyscy mamy już ten sam styl życia?

Zupełnie nie. Robiliśmy badania podążając za tymi samymi ludźmi przez trzy miesiące. Badaliśmy 200 studentów i absolwentów. Sprawdzaliśmy, w jaki sposób pandemia wpływa na ich szczęście. Okazało się, że kiedy ktoś stracił pracę, a praca była dla niego tylko źródłem dochodu bez którego przez jakiś czas mógł się obyć, to nie wpłynęło to na jego szczęście. Ale jeśli ktoś stracił pracę, a praca była dla niego pasją, to było kompletnie inaczej. Druga rzecz dotyczyła relacji. Osoby, które są bardziej zamknięte w sobie, introwertyczne i trzymające się z boku, nie potrafiące być aktywnie częścią grupy choćby przy wykorzystaniu mediów społecznościowych, naprawdę traciły na poziomie szczęścia. Grono znajomych, relacje i przyjaźń, to coś, co chroniło przed skutkami pandemii. Ludzie, którzy mają pasje, uprawiają sport, czytają, to ludzie, którzy lepiej radzą sobie w trakcie pandemii. Ci, którzy spędzają czas głównie na oglądaniu seriali i skrolowaniu mediów społecznościowych, tracą. Dochodzi tutaj też kwestia duchowości. Osoby, które czują się związane z istotą wyższą – cokolwiek to znaczy – albo dużo medytują, też lepiej radzą sobie w obecnej sytuacji.

A jak to utrzymywanie w życiu szczęścia, na przykład będąc życzliwym dla innych, przekłada się później na pieniądze?

Większość ludzi myśli, że jak zarobią pieniądze, to kupią sobie mnóstwo rzeczy i będą szczęśliwi. Oczywiście ma to sens do momentu, w którym przestajemy być po prostu ubodzy. Zwiększanie dochodu wpływa na większe szczęście, ale tylko do pewnego momentu. Amerykanie obliczyli, że próg szczęścia to ok. 75 tysięcy dolarów rocznie. To suma, która w warunkach amerykańskich oznacza dobry, ale nie bardzo dobry zarobek. Najnowsze badania pokazują odwrotną zależność. Kiedy jestem osobą szczęśliwą, łatwiej jest mi zarabiać pieniądze. Czyli najpierw należy zadbać o szczęście i dzięki temu zwiększać szanse na bycie bogatszym.

To ma sens.

Gdyby Pani szukała partnera życiowego, to szukałaby Pani kogoś, kto jest już szczęśliwy czy smutasa, którego trzeba uczynić szczęśliwym? Dla większości jesteśmy atrakcyjni, kiedy jesteśmy szczęśliwi. W firmach, wybierając osoby, które będą pełnić funkcje kierownicze, nie bierze się ludzi, którzy ciągle będą narzekać i marudzić – nawet jeśli są kompetentni i mają doświadczenie. Wybiera się osoby, które są entuzjastycznie nastawione do organizacji i do tego, co robią. Łatwiej jest awansować ludzi szczęśliwych, powierzać im ważne stanowiska, łatwiej jest ich motywować do tego, żeby dobrze pracowali. Wielu psychologów zwraca dzisiaj uwagę na to, żeby najpierw zadbać o szczęście, a za tym przyjdą inne rzeczy. Może się okazać, że jeśli zadbamy o szczęście, nie będziemy już tak przywiązywać się do pieniędzy, tylko będziemy mieli większy entuzjazm do pracy dla społeczności lokalnych czy organizacji charytatywnych. To też jest super. Samemu stając się szczęśliwymi, przyczyniamy się do szczęścia innych.

 

*Podcast Ekonomia Szczęścia jest dostępny na Spotify, Google Podcasts i YouTube.