Piękne i Bestie
09.02.2023 13:36:11
Dwie Belle i trzy Bestie zobaczymy na scenie Teatru Muzycznego w Poznaniu w musicalu „Piękna i Bestia”. To jeden z najbardziej popularnych musicali na świecie, którego premiera odbędzie się 27 lutego. Pięknymi głosami bohaterkę tej cudownej opowieści o miłości obdarzą Urszula Laudańska i Joanna Rybka-Sołtysiak. Poznajcie Belle.
ROZMAWIA: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIA: Teatr Muzyczny w Poznaniu, Inez Królikowska
Jak się Paniom pracuje z aż trzema Bestiami?
Joanna Rybka-Sołtysiak: Karol Drozd, z którym świetnie znam się ze sceny, tym razem ma podwójną rolę, bo oprócz kreowania postaci Bestii zajmuje się także choreografią do spektaklu i sprawdza się w tym rewelacyjnie! Trzy Bestie – to może zabrzmieć jak wyzwanie, ale tak naprawdę to po prostu kolejne doświadczenie. Zawsze zależy mi na zbudowaniu dobrej relacji z partnerem na scenie – panowie są przygotowani i profesjonalni, więc wierzę, że stworzymy z każdym z nich piękny, bajkowy duet.
Urszula Laudańska: Przygotowania do premiery są dla mnie bardzo ekscytującym, ale i pracowitym czasem. Bardzo lubię ten twórczy etap pracy, lubię obserwować, jak powstaje spektakl i jak rodzą się pomysły i rozwiązania, którymi niedługo później podzielimy się z widownią. Na początku bardzo dużo próbujemy i wymyślamy oraz obserwujemy nawzajem nasze reakcje na te sceny, często świetnie się przy tym bawiąc. Cała ekipa realizatorska jest bardzo dobrze przygotowana i dobrze wie, jakie efekty chce uzyskać od nas, aktorów. To ogromny zaszczyt pracować z tak znakomitymi realizatorami, bardzo dużo się od nich uczę. Nasz choreograf Karol Drozd ma głowę pełną pomysłów do tworzenia cieszących oko numerów tanecznych. Kierownik muzyczny Tomasz Szymuś doskonale wie, jakie brzmienie naszych głosów sprawdzi się przy tym materiale muzycznym najlepiej. A reżyser Jerzy Jan Połoński tworzy wspaniałą inscenizację oraz nieustannie dzieli się z nami swoim warsztatem, doświadczeniem i wnikliwie przeprowadza nas przez wszystkie aspekty charakterów naszych postaci.
W roli Bestii zobaczą Państwo Rafała Szatana, Patryka Bartoszewicza i Karola Drozda. To wielkie szczęście mieć za partnerów scenicznych tak wspaniałych i utalentowanych Panów.
„Piękna i Bestia” to kultowa opowieść i jak twierdzą znawcy, najbardziej magiczny musical wszech czasów. Czy to dodaje siły, czy może bardziej onieśmiela?
JR-S: Muszę przyznać, że jedno i drugie. Z jednej strony onieśmiela, bo jestem świadoma tego, że każdy zna tę historię i ma swoje wyobrażenie o każdej z postaci. Poza tym film, który powstał w 2017 roku, dodał tym wszystkim postaciom nowych cech i jeszcze bardziej rozbudował ich charaktery. Bellę grała w nim jedna z moich ukochanych aktorek Emma Watson i niełatwą rzeczą jest nie myśleć o niej, budując tę postać na próbach. Jednak stwierdzenie „najbardziej magiczny musical wszech czasów” uskrzydla! Od dziecka oglądając bajki Disneya, mówiłam rodzicom, że chciałabym być księżniczką. Spełnia się moje marzenie z dzieciństwa, wchodzę w zaczarowany świat, mogę się nim rozkoszować, cieszyć i zabierać do niego widzów!
UL: „Piękna i Bestia” zawiera w sobie uniwersalne, proste prawdy, które są i zawsze będą aktualne. Uczy wrażliwości i patrzenia na innych sercem. Ten aspekt bardzo dodaje mi siły i odwagi, by jak najpiękniej to przekazać. Jednak jest to historia „stara jak świat” i zmierzenie się z tym materiałem faktycznie może onieśmielać. A to chociażby dlatego, że warstwa muzyczna tego musicalu jest wszystkim bardzo dobrze znana. Kultowe „Gościem bądź” czy „Tej historii bieg” to utwory, na które widzowie będą czekali pewnie najbardziej, a to stwarza dla nas prawdziwe pole do popisu, aby zaprezentować wspaniałe widowisko. Oczywiście pamiętam też o tym, że kilka lat temu do kin wszedł film o tym samym tytule, w którym w rolę Belli wcieliła się Emma Watson. Już sama myśl o tym, że będę kreowała tę samą postać, co ona, przyprawia mnie o dreszcze ekscytacji.
Jakie będą Belle, które zobaczymy na scenie?
UL: Bella, którą będę chciała przedstawić, będzie pełna wrażliwości i delikatności, ale też odwagi i nieposkromionego tupetu. Moja bohaterka jest bardzo mądra, bystra i oczytana, jednak w musicalu nie brakuje momentów, kiedy może pokazać również swój „charakterek”. Bardzo mi się to w niej podoba. Bella miewa zwątpienia, w końcu całe miasteczko uważa ją za dziwną i inną. Oparcie ma jedynie w swoim ojcu, który mocno wierzy, że pewnego dnia będzie mógł zapewnić jej życie, o którym marzy. Dla Belli to książki stanowią szansę na oderwanie się od rzeczywistości. Znajduje w nich esencję swoich marzeń. Trzeba przyznać, że trochę się one jej spełniają, bo historia, która się jej przydarza, jest niczym zaczerpnięta z opowiadań. Bella potrafi walczyć o to, w co wierzy, i o tych, których kocha. Chcę ją pokazać jako bohaterkę, którą targają emocje, ale jednak zawsze najbardziej słucha swojego serca.
JR-S: Moja Bella cały czas jest jeszcze w procesie tworzenia. Chciałabym stworzyć taką postać, która dla starszych widzów, którzy wychowali się na tej animacji, byłaby powrotem do pięknych wspomnień z dziecięcych lat, ale też którą w jakimś stopniu odkryliby na nowo. Chcę też, by młodsza widownia, która na co dzień ogląda Psi Patrol, poznała bohaterkę, z którą chcieliby zostać na dłużej. Mam nadzieję, że podołam zadaniu i na scenie publiczność zobaczy wrażliwą, rozmarzoną, łaknącą przygód, odważną dziewczynę.
Skąd czerpie Pani inspiracje do tej roli?
UL: Inspiracji do tworzenia roli szukam na co dzień. Inspirują mnie obrazy, na przykład obraz autorstwa Józefa Pankiewicza pt. „Targ na kwiaty przed kościołem La Madeleine w Paryżu”, który miałam okazję podziwiać niedawno w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Dostrzegłam na nim uroki miasteczka i charakterystyczne targowiska, które pojawią się również w naszym musicalu. Wyobrażałam sobie Bellę chodzącą z książką w dłoni pomiędzy stoiskami i spojrzenia sprzedawców w jej kierunku.
Również otaczający mnie świat i żyjący w nim ludzie dostarczają mi całej masy inspiracji. Bardzo lubię patrzeć na ludzi czytających w miejscach publicznych. Zawsze wydawało mi się, że do czytania potrzeba spokojnej przestrzeni i wyciszenia. Bardziej pasuje mi do tego bujany fotel w salonowym zaciszu niż ławka w obleganym miejskim parku. Zadziwiło mnie, gdy ostatnio napotkałam dziewczynę, która czytała książkę, idąc ulicą, i to w miarę szybkim marszem. Jest to już o wiele rzadszy widok, ponieważ częściej można spotkać młodych ludzi z „głową w smartfonie” niż z książką. Pomyślałam sobie wtedy, że taka właśnie jest Bella. Każdy moment poświęca, by oddalić się do świata wyobraźni i unieść się kilka centymetrów nad ziemią.
JR-S: Jak już wspomniałam dużą inspiracją jest dla mnie rola stworzona przez Emmę Watson w filmie „Piękna i Bestia”, jednak często wracam też myślami do roli Ariel Moore, którą zagrałam w musicalu „Footloose”. W kilku scenach da się zauważyć, że obie te bohaterki mają podobne pragnienia i odczucia względem otaczającego je świata. Bella momentami przywodzi mi także na myśl bohaterki z książek Jane Austen – chociażby Elizabeth Bennet z „Dumy i uprzedzenia”, która bardzo różni się poglądami od swoich sióstr, odrzuca oświadczyny zamożnego mężczyzny, a jedyną osobą, która zdaje się ją rozumieć, jest jej ojciec! Przypominam sobie fragmenty z tej powieści.
Pani Urszulo, jest Pani poznanianką, czy praca w Teatrze Muzycznym w Poznaniu jest spełnieniem marzeń?
UL: Kiedy dowiedziałam się, że dołączę do zespołu Teatru Muzycznego w Poznaniu, to dział koordynacji mi świadkiem, że rozpłakałam się po drugiej stronie telefonu. Urodziłam się w Poznaniu, tutaj skończyłam szkołę, a także ukończyłam z wyróżnieniem licencjat w Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu na specjalności śpiew musicalowy. Jest to moje rodzinne miasto i nie ukrywam, że z tyłu głowy miałam marzenie o pracy w tutejszym Teatrze, jednak marzenie to odkładałam w czasie ze względu na studia magisterskie, tj. Musical w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, podjęte zaraz po licencjacie. Okazją dla mnie okazał się otwarty casting do dramatu muzycznego „Irena”, w którym otrzymałam rolę Magdy i który otworzył dla mnie możliwość pracy w zespole Teatru Muzycznego w Poznaniu. Niedługo po premierze „Ireny” dołączyłam do obsady pozostałych spektakli z repertuaru Teatru i zagrałam takie role, jak Siostra Maria Robert w „Zakonnicy w Przebraniu” w reżyserii Jacka Mikołajczyka, Ekspedientka w „Kombinacie” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka czy Chawa w „Skrzypku na Dachu” w reżyserii Artura Hofmana. To dla mnie ogromny zaszczyt być w tym miejscu i kreować takie wspaniałe role. Jestem wdzięczna Teatrowi za szansę rozwoju i pokazania się w tak różnych odsłonach. Wierzę, że to nagroda za moją ciężką pracę nad moim warsztatem aktorskim i wokalnym oraz dużo szczęścia, które mi towarzyszy przez całe życie. Z faktu, że teraz występuję w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, najbardziej cieszy się moja rodzina i znajomi, którzy wcześniej, aby mnie oglądać, musieli podróżować aż do Teatru Muzycznego w Łodzi, gdzie grałam główną rolę, Kim w musicalu „Miss Saigon”. Był to jednocześnie mój debiut na dużej scenie. Teraz moi goście mogą przybywać na moje spektakle częściej i tłumniej, bo zwyczajnie mają blisko.
Jak Pani godzi studiowanie z przygotowaniami do tak dużej roli?
UL: Aktualnie małymi krokami kończę studia magisterskie w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Są to studia dzienne, ale szczęśliwie zajęcia stacjonarne odbywają się jedynie w poniedziałki, czyli naszą „teatralną niedzielę”, a więc jedyny dzień wolny od pracy na etacie w Teatrze, poświęcam na studia. Jest to dla mnie spore wyzwanie, szczególnie że dziennie przemierzam wtedy w pociągu ponad 600 km. Jestem przekonana, że wiedza i wykształcenie, które tam zdobywam, są tego warte. Czas spędzany w podróży staram się wykorzystywać na naukę scenariusza czy utworów. Przede mną jeszcze pisanie pracy magisterskiej i przygotowanie recitalu dyplomowego. Zadań jest sporo, czasu wolnego niewiele, ale jestem pewna, że ze wszystkim dam sobie radę. Mam wsparcie przyjaciół i rodziny, która bardzo we mnie wierzy, jest dumna z moich poczynań i nie przestaje ich zadziwiać moja organizacja oraz łączenie studiów z pracą na etacie. Warto wspomnieć, że moją pracą dodatkową, z pasji, którą realizuję już od wielu lat, jest nauczanie dzieci gry na pianinie. Lekcje z dziećmi wplatam pomiędzy próbami, a co środę spotykam się z Kołem Seniora na moim osiedlu, by wspólnie śpiewać muzyczne szlagiery i biesiadne piosenki. Żyję muzyką i cieszę się, że tak właśnie mogę żyć. Właściwie wszystko, co robię, opiera się o moje pasje i jednocześnie jest moją pracą.
Czy jest musical, rola, o których Pani marzy?
UL: Obecnie marzę, aby zagrać Bellę, i to marzenie spełni się już niedługo. Na tyle projektów, ile mam aktualnie do ukończenia, na razie nie wybiegam dalej w przyszłość niż nasza najbliższa premiera. Są jednak role, których songi są bliskie mojemu sercu i które być może uda mi się kiedyś zagrać i wyśpiewać. Należą do nich Eponina z „Nędzników”, Lydia z „Beetlejuice” czy Zoe z „Dear Evan Hansen”.
A póki co, serdecznie Państwa zapraszam do oglądania efektów naszej pracy nad musicalem „Piękna i Bestia” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Premiera już 25 lutego. Do zobaczenia w naszej bajkowej krainie!
A Pani, Pani Joanno? Kształciła się Pani w klasie fortepianu, a zdecydowała się Pani pójść z kierunku śpiewu i aktorstwa. Dlaczego taka zmiana?
JR-S: Gry na fortepianie zaczęłam się uczyć, mając 6 lat i właściwie w podobnym czasie zaczęłam też śpiewać i tańczyć. Od dziecka brałam także udział w konkursach recytatorskich i wokalnych, więc łącząc to wszystko, wychodzi aktorka musicalowa! Mówiąc szczerze, nigdy nie potrafiłam wybrać, co lubię robić najbardziej, a żadnej z tych rzeczy nie chciałam odpuścić. Pomysł na aktorstwo pojawił się w mojej głowie, kiedy w wieku nastu lat obejrzałam filmową wersję musicalu „Upiór w operze”. Pomyślałam wtedy, że śpiewam, mam dobrą pamięć... mogłabym zagrać w musicalu! Kiedy dowiedziałam się, że w Gdyni istnieje szkoła musicalowa, czyli Studium Wokalno-Aktorskie im. Danuty Baduszkowej, od razu wiedziałam, że to tam chciałabym się nauczyć fantastycznej sztuki musicalu!
Morze i Teatr Muzyczny w Gdyni zamieniła Pani w 2018 roku na Poznań. Od tego czasu robi się o Pani i Pani rolach coraz głośniej. Co było przełomem w Pani karierze?
JR-S: Zawsze trochę przytłacza mnie słowo „kariera” i prawdę mówiąc, nigdy sama bym tak nie nazwała mojej artystycznej ścieżki. Trudno mi stwierdzić, czy był kiedyś jakiś przełom. Na pewno ogromnym krokiem i wyróżnieniem dla mnie było dostanie roli driady Braenn w musicalu „Wiedźmin” Wojciecha Kościelniaka. Byłam wtedy jeszcze studentką i niezwykłym był dla mnie fakt, że ten genialny reżyser, który stworzył na gdyńskiej scenie „Lalkę” czy „Chłopów”, chce pracować właśnie ze mną. To było coś! Później oczywiście wygrany casting i główna rola w „Footloose”, a także podjęcie pracy w Teatrze Muzycznym w Poznaniu zaraz po ukończeniu szkoły – sen każdego absolwenta szkoły aktorskiej! I jeszcze – nie licząc oczywiście „Pięknej i Bestii” – najważniejszy dla mnie spektakl tutaj w Poznaniu, czyli „Kombinat”. Od pierwszego dnia w Teatrze w Poznaniu czekałam na dzień, kiedy przyjedzie tu Wojciech Kościelniak. Przyjechał razem z Eweliną Adamską-Porczyk i postanowili właśnie tutaj stworzyć musical z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego. Spektakl o systemie opresyjnym niszczącym indywidualizm jednostki, który trafił do każdego z nas inaczej, ale do każdego bardzo mocno. Moja postać, Suku, ma specjalne miejsce w moim sercu – mnóstwo mnie nauczyła, odkopała nowe pokłady emocji i środków artystycznych, dojrzałam z nią do wielu nowych wyzwań.
Poznaniacy mogli też Panią usłyszeć na wielkim koncercie poświęconym pamięci Grzegorza Ciechowskiego. W jakim repertuarze czuje się Pani najlepiej?
Ten koncert był czymś niesamowitym i śpiewanie tam było przejmującym momentem. Graliśmy utwory z „Kombinatu” i wykonując je, utożsamiam się z moją postacią. Kiedy jestem na scenie, to automatycznie staram się, by utwór, który śpiewam, był w jakiś sposób „mój”. Nie myślę o tym, czy lubię daną piosenkę, tylko co moja postać ma tą piosenką do przekazania. Zatem moje postaci świetnie się czują we wszystkich swoich piosenkach! A ja? Cóż, cały czas się to zmienia. Kiedyś powiedziałabym, że gitarowe ballady to coś, co śpiewam najchętniej, a dzisiaj wiem, że najważniejszy jest dla mnie tekst utworu. Nawet najpiękniejsza piosenka, ale zbudowana na dwóch zdaniach, nie jest dla mnie tak atrakcyjna jak ta z piękną historią, trafnymi porównaniami czy nieoczywistą puentą – choćby napisana na trzech akordach. Kocham zatem śpiewać piosenki z bajek Disneya (niespodzianka!), niektóre songi musicalowe, ale też piosenki Taylor Swift, Reginy Spektor, Sary Bareilles czy Birdy.