Poznań to mój drugi dom
07.08.2019 12:00:00
„Najlepsi mężowie są z Poznania” – mówi warszawianka, która czuje się poznańską pyrą. Na co dzień głośno walczy o zdrowie Polaków, prywatnie lubi spokój, który odnajduje w domu pod Poznaniem. O swoim miejscu na Ziemi i o tym jak ładuje akumulatory opowiada uwielbiana przez miliony telewidzów Katarzyna Bosacka.
ROZMAWIA: Dominika Job
ZDJĘCIA: Anna Powierża
Pani Kasiu, czy zgodzi się Pani ze stwierdzeniem, że jest Pani warszawianką, której serce związane jest z Poznaniem?
Poznań jest moim drugim domem. Tu mam rodzinę, przyjaciół, znajomych. Od ćwierć wieku przyjeżdżam tu regularnie, ale przede wszystkim mam męża poznaniaka – tego samego od wielu lat. Śmiało więc można powiedzieć, że w połowie jestem typową poznańską pyrą.
Proszę opowiedzieć o domu pod Poznaniem. Jak spędza tam Pani czas?
Dom jest stary, z 1895 roku, pięknie położony na skarpie nad jeziorem, u stóp Wielkopolskiego Parku Narodowego. Przy domu mamy spory ogród, a w nim sad z niepryskanymi porzeczkami we wszystkich możliwych kolorach, agrest, wiśnie, jabłka i śliwki. Latem po prostu biorę koszyk, wypuszczam psa do ogrodu i zbierając owoce, zastanawiam się co dziś ugotuję na obiad. To zdecydowanie moje miejsce na Ziemi.
Mieszkała Pani w różnych miejscach – czy czuje się Pani kobietą światową?
Chociaż znam protokół dyplomatyczny, zasady etykiety i płynnie mówię po angielsku, zdecydowanie bardziej jestem wiejska niż miejska. Moim zdaniem miejsce, w którym mamy dom –na podpoznańskiej wsi, 25 km od centrum wielkiego, ciekawego miasta – to układ idealny. Nad jeziorem, w ciszy i spokoju ładujemy akumulatory, a gdy chcemy wybrać się z dziećmi do kina albo na basem, jedziemy do Poznania.
Jak lubi Pani spędzać czas? Jaka jest Pani na co dzień, prywatnie?
Normalna, towarzyska, raczej wesoła. Uwielbiam gości i cały ten harmider związany z gotowaniem, nakrywaniem do stołu, wymyślaniem atrakcji. Bardzo lubię też chodzić, staram się robić nawet 10 km dziennie, bo chodzenie to najtańszy, najprostszy i najmniej urazogenny fitness. Wystarczą po prostu wygodne buty i świat stoi przed nami otworem. Oprócz gotowania i chodzenia, uwielbiam czytać. Nie mam na to zbyt wiele czasu, więc lektury wybieram bardzo starannie. Najbardziej lubię biografie. Moją pasją jest także kolekcjonowanie porcelanowych filiżanek, mam ich kilkaset, a każda jest inna. Zbieram je od 12 lat. Zimą, gdy dzieci nie są tak często na dworze, bardzo lubimy rodzinnie grać w karty albo gry planszowe – w ten sposób też odpoczywam.
Jest Pani specjalistką od zdrowego jedzenia – co może nam Pani polecić?
Czytać etykiety. Wybierać prawdziwe jedzenie, czyli chleb na zakwasie, a nie tostowy, który wygląda jak gąbka do mycia szyb! Sprawdzać czy mleko jest mlekiem, czy „napojem mlecznym”, czy syrop malinowy czasem nie jest tylko o smaku malin itd. Studiować składy – im krótszy, tym lepiej dla naszego zdrowia. Sprawdzać zawartość cukru, soli i tłuszczu w produktach. Nie ma też co wierzyć, że istnieje dieta cud. Tak naprawdę diet są dziesiątki tysięcy, ale zdrowa jest tylko jedna – czyli ta, która po prostu opiera się na zdrowych produktach.
Skąd czerpie Pani inspirację do pracy i wiedzę na temat jedzenia oraz tematów poruszanych w Pani programach?
Z życia, z dnia codziennego, z obserwacji w domu, w sklepie. Mam dużą rodzinę, muszę wiedzieć, na co wydać pieniądze, a co sobie darować. Jak karmić, by moi bliscy byli zdrowi, szczupli, zadowoleni z życia. Ja, polonistka z wykształcenia, sprawdzam wiele informacji na temat żywienia i produktów spożywczych dzwoniąc czy mailując do profesorów różnych specjalizacji – kardiologów, gastrologów, specjalistów ds. żywienia dzieci.
Zawodowo jest Pani bardzo kreatywna i Polacy Panią uwielbiają. Proszę opowiedzieć o Pani najbliższych projektach.
Jestem w bardzo ciekawym momencie zawodowym. Kiedy zamykają się jedne drzwi, otwiera się cała masa następnych. Ostatnie miesiące miałam niezwykle intensywne, przypłaciłam to trochę zdrowiem. Po pierwsze więc urlop, wyciszenie i odpoczynek, dopiero potem plany zawodowe. Jesienią ukaże się moja nowa książka. Mam nadzieję też, że otworzę kanał w internecie. Nadal piszę do wielu gazet. Plotki o zawodowej śmierci Bosackiej są zatem mocno przesadzone.
Czy rozwiązanie umowy z TVN oznacza, że zniknie Pani z naszych telewizorów?
Pożyjemy, zobaczymy. Na pewno nie zniknę, bo lubię moją pracę. Wiem też, że wielu telewidzów miałoby o to do mnie żal. Mam mnóstwo propozycji, z pewnością wybiorę tę najciekawszą i poinformuję o tym media.
Jakie są Pani plany wakacyjne? Czy są związane z Wielkopolską?
W Wielkopolsce spędzam mnóstwo czasu. Na pewno te wakacje spędzę z dziećmi u nas na wsi. Pojedziemy też na trochę z przyjaciółmi nad morze, ale tam gdzie do plaży są 4 km. Będziemy dużo spacerować, ale za to plaża będzie pusta i bez muzyki disco w każdym głośniku. Cisza i spokój – to lubimy najbardziej.
Co uważa Pani za swój największy sukces?
Zdecydowanie rodzinę. Pełną, gwarną, kochającą. Mam też naprawdę kapitalnego męża, zawsze powtarzam, że najlepsi mężowie są z Poznania.