Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Pracowakacje na Teneryfie [GALERIA ZDJĘĆ]

12.05.2022 14:51:39

Podziel się

Zniecierpliwieni przedłużającą się w Polsce zimą, postanowiliśmy na miesiąc opuścić nasze życie w Poznaniu i przenieść się na Teneryfę – wyspę wiecznej wiosny. Nie bez powodu nazywane „szczęśliwymi”, Wyspy Kanaryjskie dostarczyły nam energii i motywacji do pracy, jednocześnie dając poczucie, że właśnie odbywamy urlop marzeń. Na pracowakacje pod palmami wybraliśmy się z paczką przyjaciół, gdzie w otoczeniu iście kosmicznych widoków każdy z nas znalazł coś dla siebie.

TEKST: DOMINIKA JOB
ZDJĘCIA: ANGEL JUAN JORGE DE LA ROSA, MATERIAŁY WŁASNE

Z kubkiem porannej kawy w ręce wychodzę na taras i zatapiam spojrzenie w bezkresie błękitnego oceanu, który mam na wyciągnięcie ręki. Wsłuchuję się w szum fal, podziwiam gąszcz palm i wystawiam twarz na powitanie pierwszych promyków słońca. Szczyty górskiego pasma przeplatane chmurami, mienią się kolorami, których nie zauważałam na niebie nigdzie indziej. Wulkaniczny teren wyspy i zastygła lawa wpływająca do oceanu dają poczucie przebywania na innej planecie. Moja przygoda dopiero się zaczęła, ale Teneryfa czaruje swoim krajobrazem od pierwszych chwil. Włączam laptopa i zaczynam pisać – chcę dokładnie zapamiętać każdy moment.

Mówi się, że workation to jedyna korzyść z trwającej dwa lata pandemii. Trend łączenia pracy z wakacjami powstał wtedy w wyniku potrzeby złapania oddechu od przytłaczającej rzeczywistości i zmiany otoczenia, przy jednoczesnej konieczności izolacji. Wtedy po raz pierwszy zaczęliśmy myśleć o wyjeździe do miejsca, w którym restrykcje nie są takie zaostrzone. Ostateczna decyzja zapadła podczas ostatnich wakacji spędzonych nad polskim morzem, gdzie w sierpniu było chłodno i padał deszcz. Wraz ze znajomymi postanowiliśmy, że na przedłużający się okres jesienno-zimowy, zwykle dosyć ponury, wyjedziemy do ciepłego kraju. Szukaliśmy miejsca, gdzie odnajdzie się również ich córka. Wybraliśmy Wyspy Kanaryjskie, ponieważ panuje tu klimat wiecznej wiosny, a w naszej ekipie są zarówno osoby ciepłolubne, jak i amatorzy rześkiego wiaterku. „Kanary” okazały się więc idealnym wyborem dla każdego z nas. Mamy pracę, którą możemy wykonywać zdalnie, dlatego zdecydowaliśmy się na miesięczny wyjazd i pobyt w tym zróżnicowanym klimacie.

Workation w cieniu palm
Na początek naszej podróży wybieramy Candelarię – małą miejscowość na wschodzie. Jest to dobry punkt wypadowy do zwiedzania zarówno południa, jak i północy wyspy. Tu każda, nawet niewielka mieścinka zachwyca swoją unikatowością, dlatego chcieliśmy odwiedzać codziennie nowe miejsce. Przyjechaliśmy tutaj w tym samym celu, jednak z różnymi potrzebami i możliwościami. Podstawą było więc opracowanie jasnego podziału obowiązków oraz określenie zasad wzajemnego wsparcia. Dzięki temu każdy z nas był zadowolony i mógł skupić się na swoich zadaniach. Dla Jagi z rodziną workation oznaczało więcej dni pracy Jej męża, a urlopu dla Niej – w trakcie którego opiekuje się córką. Ja mogłam podzielić dni po równo na pracę i urlop, a przy okazji spędzać czas ze znajomymi.

Rajskie widoki i piękna pogoda paradoksalnie sprawiają, że motywacja do pracy rośnie. Przyjemna aura nie tylko zachęca do szybszego wykonywania obowiązków, by jak najdłużej cieszyć się dniem. Także możliwość zrobienia sobie przerwy na krótki spacer wzdłuż oceanu sprawia, że pracuje się wydajniej. Słońce daje energię do działania, a piękne widoki relaksują. Po pracy, a nawet czasami w trakcie, można wygrzać się na plaży, wskoczyć do basenu, naładować akumulatory i wrócić do swoich zadań zawodowych – mówi Miłosz. ­– Mimo że większość naszego pobytu poświęcamy na pracę, codziennie mamy czas i chęci, aby zwiedzać miasta i miasteczka, podziwiać krajobrazy, naturalną architekturę gór, pływać w basenie lub oceanie. Nie mamy poczucia, że coś nas omija, ponieważ mnóstwo atrakcji mamy na wyciągnięcie ręki o każdej porze. Motywacja do pracy w takim rajskim miejscu nie jest trudna, jeśli kochasz to, co robisz i jest to ważną częścią twojego życia – podsumowuje Jaga.

Z laptopem na plaży
Jesteśmy zwolennikami spontaniczności, dlatego szykując się do wyjazdu, nie wczytywaliśmy się w przewodniki zbyt dokładnie. Na miejscu wybieraliśmy na mapie miejscowość i jechaliśmy ją zwiedzać. Szybko nauczyliśmy się, że niektóre informacje warto jednak sprawdzić wcześniej. Tak było, gdy wybraliśmy się do górskiego miasteczka San Juan de la Rambla, aby wykąpać się w położonym nieopodal naturalnym basenie Charco de La Laja. Niestety, wielkie fale oceanu zalewały wulkaniczne kąpielisko i mogliśmy jedynie z odległości podziwiać siłę fal roztrzaskujących się o skalny brzeg.

Równie dużym zaskoczeniem okazywały się plaże. Każda z nich była określana przez tubylców najpiękniejszą na wyspie. Zachwalane i barwnie opisywane miejsca często okazywały się małą, kamienistą przestrzenią z zejściem do oceanu. W poszukiwaniu jasnej i większej plaży udaliśmy się do Playa de Las Teresitas na północy, gdzie od blisko położonych wulkanicznych gór, ocean oddziela pasmo złocistego piasku przywożonego z Sahary. Bajeczne kolory natury, mnóstwo palm i leżaki na plaży sprawiły, że pierwszy raz podczas naszej wyprawy poczuliśmy się jak na prawdziwych wakacjach. Również Playa del Duque w kurorcie Costa Adeje przypadła nam do gustu. Kąpiel w ciepłym oceanie podczas zachodu słońca, kiedy błękit nieba zmieniał się we wszystkie odcienie różu, sprawiała, że mogliśmy zapomnieć nawet o najcięższym dniu w pracy. Podobne odczucia mieliśmy na Playa de Las Americas, gdzie choć piasek był już grubszy i ciemniejszy, promienie słońca rozświetlały wulkaniczne dno oceanu, tworzące niespotykaną mozaikę kształtów, od których nie dało się oderwać wzroku. Nie dołączyliśmy do licznych surferów polujących na fale, ale w milczeniu wpatrywaliśmy się w kolory oceanu, oddając się zadumie nad kolejnym dniem spędzonym w Hiszpanii. – Trzeba też zobaczyć zachód słońca w Los Gigantes – polecił nam Angel de la Rosa, artysta, którego poznaliśmy na wyspie. Często podpowiadał, dokąd warto pojechać. – Poczujecie motyle w brzuchu, jak podczas pierwszego zakochania – dodaje rozmarzony, bo mimo że urodził się na wyspie, krajobraz Teneryfy codziennie robi na nim tak samo duże wrażenie. – To istny raj na Ziemi, który będzie tu na Was czekał, gdy tylko znowu poczujecie potrzebę odskoczni od rzeczywistości – zaprasza.

Problemy w raju
Szybko wpadliśmy w typowy dla Teneryfy rytm dnia: od rana praca, po południu relaks, wypoczynek, zwiedzanie i podziwianie widoków. Próbujemy kanaryjskiej kuchni, poznajemy kulturę wyspiarzy i delektujemy się ich niczym nie zmąconym spokojem ducha i pozytywnym nastawieniem. W otoczeniu uśmiechniętych i zrelaksowanych ludzi, sami straciliśmy poczucie czasu. Przywykliśmy do tego, że wszystko odbywa się niespiesznie, wolniej niż w Polsce. Nawet do tego, że w wielu miejscach nie można porozumieć się w języku angielskim, a znajomość paru zwrotów po hiszpańsku rzadko bywa wystarczająca. Zdarzało nam się wstąpić gdzieś po kawę i frytki, a otrzymać dwa napoje gazowane i hamburgera. Podobnych historii było mnóstwo, jednak nie zawsze były one zabawne. Kiedyś przed ważnym spotkaniem w pracy usadowiłam się w cichym kącie kawiarenki nad oceanem. Złożyłam zamówienie, otworzyłam laptopa, ustawiłam kamerkę, przygotowałam słuchawki… po czym okazało się, że w knajpce jednak nie ma dostępu do Internetu.

W połowie pobytu zamieniliśmy sielankowy klimat małej miejscowości na turystyczne rejony Adeje. Przenieśliśmy się na południe wyspy. Jeśli do tej pory byliśmy zachwyceni pogodą i widokami, to prawdziwa uczta dopiero miała się zacząć. Temperatura podskoczyła o parę stopni, a podgrzewany basen i pełne słońce sprawiły, że zapomnieliśmy o powrocie do Polski, który nas za chwilę czekał. Naszego dobrego nastroju nie zdołał zmącić nawet huragan, który na pół dnia zerwał połączenie internetowe, uniemożliwiając nam pracę. Naśladując Kanaryjczyków, postanowiliśmy się tym nie zamartwiać i poczekać, aż znowu wyjdzie słońce. Teneryfa bowiem potrafi zrekompensować niedogodności.

Nasze pierwsze szlaki pracowakacji zostały przetarte. Za rok planujemy odkrywać uroki kolejnej wyspy na Atlantyku. Tym razem jednak, bogatsi w doświadczenia, lepiej przygotujemy się na różne ewentualności. Nie zmieni się tylko nasze nastawienie, żeby dobrze się bawić i niczego nie żałować. Podróżując z dzieckiem, nie wszystko mogliśmy robić po swojemu. Sporą część naszych aktywności trzeba pod nie dopasować. Na szczęście atrakcje, które oferują tzw. Wyspy Szczęśliwe, są interesujące dla każdego, niezależnie od wieku. – Pojechałam tam po to, żeby popijać sobie soczek na leżaczku na plaży w cieniu palemki – mówi pięcioletnia Inga i dodaje, że poleca Teneryfę miłośnikom właśnie takiego spędzania czasu.

Naładowani energią, opaleni i szczęśliwi, wracamy do Polski akurat na początek wiosny, która zawitała w naszym kraju. Niestety, już po paru dniach temperatura spadła, a my szybko zatęskniliśmy za słoneczną pogodą Wysp Kanaryjskich. Dlatego już dziś planujemy kolejny wyjazd.