Prezes w basenie
04.04.2022 10:19:47
Tomasz Różycki, prezes i zawodnik klubu Box Logistics Waterpolo Poznań, dyrektor Szkół Mistrzostwa Sportowego Marcina Gortata w Poznaniu, pasjonat piłki wodnej, medalista Mistrzostw Polski. To wyjątkowa sytuacja, kiedy prezes klubu strzela bramki i wspiera swoich kolegów w walce o medale. Waterpolo to niszowa dyscyplina. Na pierwszy rzut oka przypomina piłkę ręczną, ale rozgrywaną w wodzie. Do jej uprawiania zawodnikowi wystarczą kąpielówki, okularki i ręcznik, no i... basen.
ROZMAWIA: Juliusz Podolski
ZDJĘCIA: Piotr Rychter/Lepszy Poznań
Chyba się nie pomylę, jeżeli powiem, że jest Pan jedynym prezesem klubu czynnie uprawiającym sport i – mało tego – w marcu, w meczu w grupie walczącej o medale mistrzostw Polski, został Pan wybrany MVP meczu?
Tak, jestem prezesem, który cały czas wskakuje do basenu i wraz z kolegami z drużyny gra w rozgrywkach ligowych. Nie tylko gram, ale trenuję bez taryfy ulgowej. Dzielę się bogatym doświadczeniem z mojej sportowej kariery z młodszymi kolegami z teamu.
Jest Pan dalej głodny sportowego wyczynu?
Może określę to inaczej – nie głodny, ale mający wciąż apetyt. Moje sportowe marzenia zostały spełnione. Teraz uprawiam waterpolo, bo sprawia mi przyjemność, daje radość, pozwala wciąż się realizować sportowo.
Jak to, w polskich realiach, jest z profesjonalizmem w piłce wodnej?
My jesteśmy głównie amatorami, ale część zawodników w kraju to półprofesjonaliści. Jeżeli zdefiniujemy amatora jako tego, który nie utrzymuje się ze sportu, a na treningi i mecze poświęca swój wolny czas, to ta definicja odzwierciedla sytuację zawodników w Polsce. Nasza poznańska drużyna w całości jest amatorska. Ekipa półprofesjonalna to taka, która związana jest z zawodnikiem kontraktem/umową, w którym zawodnicy zobowiązują się, że za pewne wynagrodzenie trenują wspólnie i grają w meczach, ale nie zajmują się sportem w 100 procentach. Uczą się lub pracują tak, jak amatorzy, z tym że z klubem łączy ich nie umowa dżentelmeńska tylko sportowy kontrakt. W kraju nie mamy zawodników o statusie profesjonalisty/zawodowego sportowca. W naszej drużynie – poza dużą satysfakcją i ogólnym zadowoleniem – nic więcej z tego nie ma.
Nie jest to zatem dyscyplina, z której można się utrzymać i zapewnić chleb rodzinie.
W Polsce nie jesteśmy w stanie płacić 2000–3000 euro miesięcznie. Zresztą większość lig na świecie jest oparta na półprofesjonalnym uprawianiu piłki wodnej. Na przykład w Niemczech są tylko dwie drużyny profesjonalne: WASPO Hannover i Spandau04 Berlin. W innych krajach europejskich, może poza Węgrami, od jednej do trzech drużyn to profi, a reszta działa w oparciu o amatorów i półprofesjonalistów. Rano fryzjer, a wieczorem waterpolista. Jest ryzyko postawienia wszystkiego na jedną kartę, a szczególnie w tak niszowych dyscyplinach, co pokazuje okres pandemii.
To bardzo ciekawe, bo mimo że jest to dyscyplina niszowa, to należy do dyscyplin będących w kalendarzu igrzysk olimpijskich od II Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.
Jednym z powodów niszowości – i to nie tylko w Polsce – jest dostępność basenów. Mimo pięknych i nowoczesnych obiektów, klubów nie stać na wynajęcie ich w odpowiedniej ilości. Wynajęcie obiektu dla piłki wodnej na czas treningów czy meczy jest zdecydowanie bardziej kosztowne niż boiska dla piłkarzy czy hali dla siatkarzy. A co do igrzysk, to od 1900 roku znajduje się w programie letnich igrzysk olimpijskich i jest uprawiana w ponad 100 państwach świata!
Klub Box Logistics Waterpolo Poznań powstał w 2011 roku z inicjatywy Ewy Bąk, dyrektorki Wydziału Sportu UMP, z zamiarem wskrzeszenia przed- i powojennej tradycji rozgrywek piłki wodnej w Poznaniu.
Z informacji jakie udało mi się uzyskać, to do połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Poznaniu było nawet sześć klubów piłki wodnej walczących o medale (Unia Poznań, Spójnia Poznań, San Poznań, Sparta Poznań, Legia Poznań, Olimpia Poznań). Taką informację uzyskałem od Pana Edwarda Grzegorza Samoraja, najlepszego polskiego waterpolisty lat 70., swego czasu trenera reprezentacji i historyka polskiego waterpolo. Cztery poznańskie kluby stawały wtedy na podium Mistrzostw Polski: San Poznań(1946 – brąz), Spójnia Poznań (1954 – brąz), Sparta Poznań (1955 – srebro, 1956 – brąz) i Olimpia Poznań (1962 – brąz). Myśmy dorzucili w 2013/2014, 2014/2015, 2015/2016 oraz 2016/2017 srebrny medal, a w sezonach 2011/2012 i 2012/2013 medal brązowy. Mocno liczymy, że w tym roku również uda nam się sięgnąć po srebro albo brąz. Powstanie naszego klubu związane było z otwarciem Term Maltańskich, gdzie do dzisiaj trenujemy i rozgrywamy mecze.
Jak Pan trafił do tego sportu? Nie jest to jednak piłka nożna, gdzie wystarczy zapisać się do jednej z wielu piłkarskich szkółek.
Jak to w wielu sportowych karierach bywa, u podstaw leży przypadek albo zbieg okoliczności. Jestem poznaniakiem, ale wychowywałem się w Gorzowie Wielkopolskim. Pochodzę ze sportowej rodziny. Tata był piłkarzem nożnym najpierw Stilonu, a potem przez siedem sezonów grał w Warcie Poznań. Po zakończeniu jego kariery wyprowadziliśmy się do Gorzowa, a ja rozpocząłem sportową przygodę od futbolu w Stilonie. W 1994 roku sekcja w tym klubie się rozwiązała z powodów finansowych. Potem była krótka przygoda z siatkówką w Szkole Mistrzostwa Sportowego w sekcji Stilonu, ale kwestie zdrowotne nie pozwoliły mi dalej trenować. W końcu trafiłem na basen do sekcji piłki wodnej także klubu Stilon, najbardziej utytułowanej w Polsce w tej dyscyplinie. W latach 80. i na początku 90. zdobyła 11 tytułów mistrzów Polski z rzędu! Trafiłem pod skrzydła najlepszych specjalistów, co pozwoliło mi osiągać sukcesy, no i grać do dzisiaj.
Piłka wodna to prosta dyscyplina i właściwie trafiając na mecz z ulicy, można od razu się nim ekscytować, bez konieczności poznania regulaminowych kruczków.
W skrócie mówiąc, by wygrać mecz należy zdobyć jedną bramkę więcej niż przeciwnik. Sporo mamy analogii do piłki ręcznej. Gramy po siedmiu zawodników, czyli bramkarz i sześciu w polu. Pozycja obrotowego z ręcznej to center w piłce wodnej. Nie ma koła jak w handballu, ale jest też u nas skrzydłowy lewy i prawy, środkowy, napastnik i rozgrywający. Jest to dynamiczna gra. Uważam, że jest to jedna z najzdrowszych dyscyplin sportu.
Czy pływanie jest najważniejszą umiejętnością, by być dobrym zawodnikiem piłki wodnej?
Pływanie to tylko jeden z elementów tego sportu. Zawodnik musi opanować taktykę, technikę. Ważna jest nauka pracy nóg, która jest inna niż w pływaniu. Trzeba skoordynować utrzymywanie się na powierzchni z pracą rąk, rzutem piłką czy obroną przed atakującym rywalem. Trzeba też pamiętać, że na początku niekoniecznie ktoś musi pływać. My prowadzimy szkolenie od podstaw, od oswajania z wodą, po naukę pływania i elementów gry.
Czy waterpolo jest szansą dla tych, którzy w wieku 8–10 lat nie rokują na wielkich pływaków, ale chcą kontynuować sportową przygodę?
To powinna być naturalna droga, by trafiać do naszej dyscypliny. W pływaniu są bardzo duże obciążenia, nie tylko zresztą sportowe. Już małe dzieci pływają po kilka kilometrów dziennie. Zwykle w ciągu dnia są to dwa treningi. U nas tych obciążeń jest mniej, jest więc to szansa dla tych, dla których nie wróży się sukcesów w pływaniu indywidualnym. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Sporty drużynowe dają szansę na nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami. Sport indywidualny to rywalizacja od pierwszego momentu jego uprawiania. Zawsze chodzi o wygrywanie, bycie najlepszym w klasie, w szkole czy w kategorii wiekowej, zarówno na treningu, jak i na zawodach sportowych. W dyscyplinach zespołowych też chodzi o rywalizację, ale tu „JA” zostaje zastąpione „MY”. To MY musimy wygrać. Mam przyjaźnie, które trwają od dziecka, a zostały nawiązane na basenie w czasie uprawiania piłki wodnej.
Jest Pan dyrektorem w Szkole Mistrzostwa Sportowego Marcina Gortata. Czy tam można rozpocząć przygodę z waterpolo?
Zarządzam szkołą podstawową i liceum. W liceum mamy umowy partnerskie z ośmioma klubami, w tym z klubem, którego jestem prezesem. Aby rozpocząć trening, zaczynający się w pierwszej klasie liceum, wystarczy wypełnić formularze znajdujące się na stronie internetowej szkoły. Po weryfikacji dokumentów odzywamy się do ucznia, który spełnia stawiane warunki i poddajemy go testom sportowym. Jeśli przejdzie je pozytywnie, zostaje naszym uczniem.
Czy ma Pan czas na coś innego niż piłka wodna?
Waterpolo jest moją pasją i dzielę czas między nią, zajęcia zawodowe i moją rodzinę. Mam żonę i dwójkę małych dzieci. Sport jest w moim życiu ważny, ale już nie najważniejszy.
Jest Pan zaangażowany w pomoc mieszkańcom Ukrainy, którzy opuszczają swój kraj po agresji Rosji na ich ojczyznę.
Jako placówka oświatowa zapewniamy dzieciom przybywającym z Ukrainy edukację. Włączamy się też w różne akcje mające wesprzeć tych, którzy przybyli do Poznania w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca do życia.
Za chwilę mamy okres Świąt Wielkanocnych i lany poniedziałek. Czy waterpoliści kultywują tradycję, czy wody mają wystarczająco w basenie?
Oczywiście, że Śmigus-Dyngus to święto, które lubimy. Nie raz się zdarzało, że w tym dniu przebywaliśmy na obozach sportowych i zabawa na basenie lub w jego pobliżu miała nieco inny charakter, niż jak ma to miejsce w domu. My się wody nie boimy, a bardzo ją lubimy. Gorzej z naszymi najbliższymi, którzy tej zabawy unikają. Dla nas im więcej wody, tym lepiej!