Rękawka i muradyny!
04.04.2023 12:59:56
– Wielkanoc ma pecha, z kretesem przegrywa z Bożym Narodzeniem – mówi prof. Waldemar Kuligowski, antropolog kulturowy z UAM w rozmowie z Małgorzatą Rybczyńską o wielkanocnych zwyczajach.
TEKST: Małgorzata Rybczyńska
ZDJĘCIA: Adrian Wykrota
Jaki symbol kojarzy się Panu z Wielkanocą?
Prof. Waldemar Kuligowski: Chyba jajko.
Też bym tak odpowiedziała. Dlatego byłam zaskoczona, kiedy w jednym z supermarketów zauważyłam, że głównym motywem świątecznych dekoracji w tym roku jest... marchewka; pluszowa, z drewna, z plastiku, w pęczkach, pojedyncza, z nacią lub bez – pomarańczowa marchewka...
Myślę, że jest to element, który może się kojarzyć z takim nowoczesnym zbiorem symboli i estetyk Wielkanocy, ogólnie nawiązującym do odradzania się. Rozumiem też, że po stronie handlowców jest potrzeba, żeby zaoferować nam coś nowego i nieznanego.
Czy tak właśnie powstaje obyczaj? Za jakiś czas ta marchewka tak się ludziom spodoba, tak często będzie w przestrzeni publicznej, że nagle zaczniemy ją stawiać obok jajka czy kurczaczka?
Tak może powstawać obyczaj! Wydaje nam się, że obyczaje, rytuały, ceremonie wywodzą się z czasów pogańskich albo ze świętych ksiąg. Owszem, z niektórymi tak jest, ale z większością wcale nie. Weźmy pod lupę zajączka wielkanocnego, tego smakosza marchewek. Sprawa jest skomplikowana i powiedziałbym, nieświęta. Zajączek, a w istocie królik, ale wszyscy to mylą, jest symbolem seksualności i to takiej chaotycznej, niekończącej się. I nagle ląduje na świątecznym stole. Dlaczego? Kiedyś sądzono, że te nieszczęsne króliczki są hermafrodytami, że nie ma wśród nich rozróżnienia na samce i samice, a królicze dzieci rodzą się tak, jak w przypadku Matki Boskiej, to znaczy bez naruszenia dziewiczości …
Ojej!
Pierwszy historyczny opis zająca wielkanocnego pochodzi z 1682 roku z terenów Niemiec, bo ta tradycja stamtąd właśnie do nas przyszła, podobnie zresztą jak cały zestaw symboli bożonarodzeniowych. I w tym opisie zajączek nie jest symbolem seksualności, ale świętości. I roznosi dzieciom prezenty. Dodatkowo okazało się, że ten zajączek doskonale da się przerobić na gadżety, na zabawki dla dzieci, czekoladowe figurki i że pięknie się prezentuje na kartkach pocztowych... Czy tak będzie z marchewką? Kto wie, ale ten przykład pokazuje, że to, co uważamy za sztywną tradycję, rodzi się czasem w dość niespodziewany, przypadkowy sposób.
Skoro już przeszliśmy do zająca wielkanocnego, kiedy on właściwie przynosi te prezenty?
W Polsce najczęściej w Niedzielę Wielkanocną, ale rzeczywiście są takie miejsca, gdzie przychodzi dzień wcześniej, ale zawsze po święceniu pokarmów.
Współcześnie ten zajączek nie przynosi już tylko czekoladowych jajeczek. Za chwilę będzie potrzebował worka jak Gwiazdor.
Rzeczywiście, zajączek musi być coraz bardziej wysportowany i mieć sporą muskulaturę, ale daleko nam jeszcze do rozbuchania bożonarodzeniowego. Wielkanocnymi adresatami upominków są głównie dzieci. Dorośli się raczej nie obdarowują, składają sobie życzenia i dzielą jajkiem. Dodam, że w Czechach zajączka wyręczał kiedyś kogut, w Szwajcarii kukułka, a w Turyngii bocian.
Mówimy o Wielkanocy, a pojawiło nam się Boże Narodzenie.
Bo Wielkanoc z kretesem przegrywa z Bożym Narodzeniem! W istocie, z powodów teologicznych i historycznych jest świętem najważniejszym i najbardziej ugruntowanym. W przeciwieństwie do Wielkiej Nocy jednak, Boże Narodzenie jest fantastycznie rozśpiewane. Mamy setki klasycznych kolęd i pisanych przez każde nowe pokolenie pastorałek. A Wielkanoc jest niema! Druga sprawa to pora święta. Wieczerza bożonarodzeniowa i następująca po niej noc są naturalne, niejako mistyczne i doskonale na tej atmosferze można budować opowieści, legendy, baśnie. Tych atutów brakuje śniadaniu wielkanocnemu i dniu, czasem słonecznemu, zaraz po nim. W dodatku jest to święto ruchome, co też nie pomaga wyobraźni. Pamiętajmy jednak, że Wielkanoc to nie tylko jajka i zajączki, ale też rezurekcje, fantastyczny zwyczaj rękawki, śmigus-dyngus, Boże rany i cała masa innych obyczajów… Mało jednak znanych.
Wrócę do tego kolędowania, bo okazuje się, że istnieje coś takiego jak wielkanocne kolędowanie, także w Wielkopolsce.
Pod Czarnkowem, we wsi Walkowice, organizowane są muradyny. To wielkanocne kolędowanie sprowadza się do czernienia twarzy albo innych części ciała, także samochodów, a nawet domów. Nazwa muradyny pochodzi od murzenia, czyli czernienia czegoś, a jego celem jest przywołanie szczęścia. Podobnie jest z siwkami czy żandarami.
W dawnych wierzeniach w Wielkanoc szczególnie atakowały złe duchy, prawda?
Tak, najprawdopodobniej wynika to z tego, że Wielkanoc nałożyła się na wcześniej praktykowane tak zwane wiosenne Dziady. Najbardziej znanym zachowaniem, reliktem tych dawnych praktyk, jest rękawka, która się odbywa w Krakowie na kopcu Kraka. Ma prastary rodowód, a polegała na tym, że mieszczanie dzielili się z biedniejszymi jedzeniem. Kiedyś była to uczta, podczas której najpierw jadano wspólnie ze zmarłymi, a potem ze szczytu kopca toczono jajka czy obwarzanki wprost w ręce osób ubogich. Jest to bodaj jedyna znana praktyka, która zachowała się po wiosennych Dziadach.
Symbolicznie żegnano się także z postnymi potrawami: palenie żuru, wieszanie śledzia.
Tradycja palenia żuru przeżywa akurat renesans. Na styku Wielkopolski z Dolnym Śląskiem mamy mikroregion o nazwie Chazy. Coraz więcej osób przyjeżdża tam oglądać właśnie palenie żuru, które kończy się dość spektakularnie, wielkimi ogniskami, które płoną na całej linii horyzontu. W wielkanocnej sekwencji świątecznej ogień kojarzy się ze zwycięstwem nad śmiercią i ciemnością. Stąd niezwykle uroczysty charakter miało krzesanie ognia w Wielką Sobotę podczas liturgii światła. Używano do tego świdrów ogniowych, opieranych o kościelne mury. Stąd właśnie charakterystyczne wgłębienia w cegłach, często spotykane w Wielkopolsce.
Wróćmy do jajka, chyba najstarszego z symboli Wielkanocy?
Wszystko wskazuje na to, że jajko jest prasymbolem, odwiecznym atrybutem Wielkiej Nocy. To taki obiekt, który aż się prosi, żeby coś na nim narysować, wyskrobać, zamoczyć w kolorowej wodzie...
... pisanki, kraszanki, oklejanki...
Najważniejsze jest jednak co innego: jajko wydaje się zimne i martwe jak kamień. A wskutek jakiegoś niezwykłego procesu z tej martwoty, z tej otchłani rodzi się nowe życie. To cudowny symbol. Nic się z jajkiem nie może równać, także dlatego, że jest ono łatwo dostępne, zarówno dla bogatych, jak i ubogich.
Podzieliliśmy się jajkiem, znaleźliśmy zajączka, to teraz pora na śmigus-dyngus. Współcześnie to przede wszystkim dyngus, ale nie zawsze tak było?
Tak, w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat pozbawiliśmy symbolicznego znaczenia wiele elementów Wielkanocy. Wszystko coś kiedyś znaczyło, no bo po co właściwie okładać kogoś witkami, czyli śmigać? Ja pamiętam to okładanie witkami z poranka w Wielki Piątek, kiedy tata, gdy jeszcze spałem, podnosił kołdrę i okładał mnie nimi, mówiąc, że to Boże rany. Potem ten zwyczaj w radośniejszej formule trafił do śmigusa-dyngusa. Tego dnia ważny był też element matrymonialny. Panna, która nie została oblana wodą, strasznie to przeżywała. Wierzono też, że woda ma magiczną moc. Ta przyniesiona do domu z najbliższego otwartego zbiornika uzdrawiała, pod warunkiem, że rzecz działa się z samego rana w Wielki Piątek albo w Niedzielę i że niosąc tę wodę, nie wypowiedziało się ani słowa. To prowadziło z kolei do różnych psot, osoby niosące wodę były zaczepiane, rozśmieszane i tak dalej, i tak dalej …
Panie profesorze, czy potrzebujemy obyczajów i świąt? Jaką rolę odgrywają w naszym życiu?
One porządkują naszą codzienność. Kiedy nadchodzi święto, nawet jeśli jest ruchome, to wiemy, co nas czeka – a poza świętem świat jest nieuporządkowany i coraz mniej pewny. Dlatego istnieje niedająca się stłumić potrzeba świętowania, potrzeba wyodrębniania pewnych dni z nurtu codzienności i powiedzenia: „dzisiaj życzymy sobie dobrego, dzisiaj chcemy odnowić świat”. O to chyba głównie chodzi. To, co zima, co brak światła rozpruł – zszywamy na nowo. I co roku to się udaje: ciepło, słońce i życie wraca!
Dziękuję za rozmowę!