Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Rozśpiewana Pola Miko

05.01.2022 13:55:42

Podziel się

Śpiewa i tańczy odkąd pamięta. Pochodzi z niewielkiej miejscowości pod Stęszewem i to tam wypatrzył ją znany muzyk, członek jury gminnego konkursu i wprowadził w muzyczny świat. Niedawno mogliśmy ją zobaczyć w programie Mam Talent, gdzie zaśpiewała swoją piosenkę, a jurorzy powiedzieli, że cała jest muzyką. Właśnie ukazała się jej debiutancka płyta „Kalejdoskop”, którą z serca polecam. Poza tym, Pola Miko to fajna babka, której uśmiech zwala z nóg i chciałam, żebyście ją poznali.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Paulina Maciejewska, FairyLady

Skąd u Ciebie zainteresowanie śpiewem?
Od dziecka chciałam być artystką. Tańczę odkąd pamiętam, a z czasem pojawiło się śpiewanie. Śmieję się, w sumie przypadkowo, chociaż nie ma przypadków. Pochodzę z małej miejscowości Modrze pod Stęszewem. Kiedyś trafiłam na gminny konkurs piosenki i okazało się, że mam talent. W jury był muzyk z Poznania, który mnie zauważył i uznał, że warto nade mną popracować. Zgłosił się do mojej mamy z pytaniem, czy może mnie poprowadzić. Nie było nas wtedy stać na lekcje śpiewu – mama wychowywała nas sama. Wyobraź sobie, że on postanowił uczyć mnie za darmo.

Cudownie. Czego się wtedy nauczyłaś?
Oj, nauczyłam się dyscypliny. Andrzej Kolendo, który wziął mnie pod swoje skrzydła, na długo przedtem prowadził chór wojskowy. Nauczył mnie wielu istotnych rzeczy, jak choćby tej, by nie stawiać kubka z napojem na pianinie. A później przekazał mnie swojemu koledze, Karolowi Napieralskiemu, który zakładał dziecięcy zespół wokalny. Z Karolem związałam się na osiem lat. Zresztą do dziś mamy kontakt i dzięki Niemu prowadzę warsztaty wokalne dla młodych artystów.

Co lubiłaś wtedy śpiewać?
Uwielbialiśmy śpiewać ballady, zwłaszcza tych wielkich artystek, jak Beata Kozidrak, Natalia Kukulska, zespołu Varius Manx. Karol Napieralski tworzył musicale autorskie i jeździliśmy z nimi po Polsce, występowaliśmy na scenie, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, graliśmy.

Czyli robiłaś wszystko to, co kochasz.
Dokładnie. To był wspaniały czas. Karol pokazał mi, jak można pracować sercem i jak można zarażać innych swoją energią. To jest taki Korczak naszych czasów: kocha dzieci i młodzież, i uwielbia z nimi pracować. Z tego miejsca chciałabym Mu bardzo podziękować za to, gdzie dziś jestem. To Jego zasługa.

On Cię ukształtował?
Bardzo. Kształtował nas nie tylko muzycznie, ale był człowiekiem, który widział nasze problemy i zawsze miał dla nas czas. Nawet dzisiaj potrafi czytać zachowania swoich podopiecznych i im pomóc. Rewelacyjny pedagog.

Ile miałaś lat, kiedy zakończyłaś z Nim naukę?
Byłam wtedy w liceum. Zapanowała moda na „You Can Dance” i wszyscy chcieli tańczyć. Ja też rozwijałam się w tym kierunku. Tańczyłam wtedy w grupie Fresh. Do dzisiaj mam stamtąd znajomych, podobnie jak i z Errato – grupy Karola Napieralskiego. Znalazłam tam przyjaciół na całe życie.

W jakim stylu tanecznym czułaś się najlepiej?
Chyba nie potrafiłam do końca się wtedy określić. Może dlatego kilka lat później wybrałam salsę.

Co robiłaś po liceum?
Wyjechałam na studia do Warszawy. Wiedziałam, że tylko tam mogę artystycznie zaistnieć. Wybrałam resocjalizację – myślałam wtedy, że uleczę świat (śmiech). Dzisiaj wiem, że jestem na to zbyt wrażliwa. Chociaż kto wie, może gdyby nie muzyka, poszłabym na psychologię? W Warszawie trudno mi było się utrzymać. Studiowałam dziennie, miałam treningi wokalne i taniec. Często ćwiczyliśmy po północy, bo dopiero wtedy sala była wolna. Miło wspominam ten czas, bo dałam radę. Dostałam nawet możliwość prowadzenia zajęć tanecznych, więc mogłam sobie dorobić. I to było niesamowite.

A gdzie był wtedy śpiew?
Obok tańca wciąż śpiewałam. Z tańcem jest inaczej – tutaj od razu wchodzisz w określone środowisko. W muzyce jest znacznie trudniej. Kiedy śpiewasz, budujesz relację ty – nauczyciel. Jak w tej sytuacji poznać muzyków? Jak poznać ludzi, którzy ci pomogą? Ciężko.

Śpiewałaś gdzieś będąc w Warszawie?
Cały czas brałam lekcje śpiewu, ale nie bardzo miałam wówczas pomysł, jak się przebić. Chociaż to wtedy zaczęłam tworzyć swoje autorskie piosenki. Więcej tańczyłam. Jako grupa taneczna mieliśmy sporo zleceń. Czasami nawet wchodziłam na zastępstwa w szkole Agustina Egurroli.

A potem wyjechałaś za granicę.
Po trzecim roku studiów wyjechałam do Danii. Otrzymałam tam stypendium na linii muzycznej w Szkole Sportu i Performance’u w Oure.

Co tam robiłaś?
Głównie pisałam piosenki. W języku angielskim. Stypendium trwało tylko pól roku i po nim nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Bo jeśli miałabym rozpocząć studia magisterskie w Warszawie, to i tak musiałabym czekać do października. Więc Duńczycy, z którymi tam grałam, zaproponowali, żebym przeprowadziła się do Kopenhagi i grała z nimi. Tak też zrobiłam. Pojechałam do Kopenhagi z 1000 zł w kieszeni i założyliśmy zespół „Buy One Taller”. Razem ze mną pojechała koleżanka, tancerka, Weronika. Matko, jakie my byłyśmy tam biedne… Długo nie mogłyśmy znaleźć żadnej pracy. Ale nakręcało nas marzenie – moje o muzyce, Jej o tańcu. Później były prace w restauracji, w barach, jakieś sprzątanie, a za pierwsze wypłaty kupiłyśmy sobie Vansy. Dzisiaj się uśmiecham, jak to wspominam. Aha, i mam jeszcze dla Ciebie prawdziwy hit – pracowałam również jako kirketjener. To nikt inny, jak po prostu kościelna w kościele protestanckim. Uważam to za najciekawsze moje zawodowe doświadczenie.

Wieczorami zaś grałam duże koncerty, bo często z zespołem „Buy One Taller” byliśmy warm up'em dla większych duńskich gwiazd. Zapisałam się też do szkoły dziennej, gdzie uczyłam się duńskiego po angielsku. Pieniądze zarabiane w Danii pozwalały mi na rozwijanie się w muzyce. Dzięki temu latałam często do Londynu brać lekcje śpiewu.

Dlaczego zdecydowałaś się, żeby wystartować w „Mam Talent”?
Program pojawił się w mojej głowie, kiedy wróciłam z zagranicy.

Weszłaś na scenę i pięknie zaśpiewałaś swoją piosenkę.
A dziękuję Ci bardzo. Stres był ogromny.

Zebrałaś bardzo dobre opinie.
Faktycznie, chociaż produkcja już nie wzięła mnie do odcinków na żywo.

Czy ten występ coś Ci dał?
Na pewno pokazał mi, że potrafię radzić sobie z tego typu stresem. Bardziej uwierzyłam też w siebie. Ale jeśli chodzi o rozwój kariery, to nie do końca. Chociaż miałam propozycję zasilenia branży disco polo – szukano żeńskiego odpowiednika Sławomira (śmiech). To jednak nie jest moja bajka.

Nie chciałaś wystąpić w „You Can Dance”?
A wiesz, że w liceum poszłam na casting do tego programu? Niestety się nie dostałam.

Co chciałaś robić po „Mam Talent”?
Śpiewać, śpiewać i jeszcze raz śpiewać. Zaczęłam grać małe koncerty, śpiewać na ślubach kościelnych i cywilnych. Pomoc przyjaciół i rodziny była nieoceniona. Wciąż jest. I tutaj trochę o nich opowiem. Mam fantastycznego brata Dawida. Chyba nikt nie ma dla mnie tyle zrozumienia i cierpliwości co On. I to chyba On wierzy we mnie najbardziej. Jest też przyjaciółka Edyta – totalnie kopnięta – i przyjaciel Mateusz. I z Nim znam się od zawsze, bo jesteśmy z tej samej wsi, z tych samych PGRów (śmiech). Mimo tych wszystkich podróży, nasza przyjaźń wciąż trwa.

Ta duńska przygoda chyba Ci trochę pomogła.
Tak. Zatrudniłam się w polsko-duńskiej firmie. Obecnie jestem „contant manager”. Pracuję na pół etatu. Mam dość elastyczną pracę, dużo pracuję zdalnie, więc to pozwala mi wciąż poświęcać się muzyce, a jednocześnie płacić rachunki. Proza życia. Uczę też śpiewać i bardzo to lubię.

Ale zaraz, był jeszcze „The Voice of Poland”.
To przygoda sprzed dwóch lat. Już podpisałam umowę z producentem programu, wysłałam do Warszawy, już dostałam wszystkie terminy nagrań. I nagle e-mail, że jednak nie. Że to decyzja licencjodawcy i życzą dalej powodzenia. Trudno. Ja i tak konsekwentnie robię swoje.

Może i dobrze, bo dzisiaj siedzimy tutaj i rozmawiamy.
Może. I wiesz co? Cieszę się, bo na luty mam zaplanowany koncert w Poznaniu. Ja kocham publiczność, uwielbiam patrzeć na ich emocje. Już nie mogę się doczekać. Oczywiście jesteś zaproszona.

Dziękuje, będę na pewno! No i jest Twoja płyta.
We wrześniu 2018 roku zaczęłam nagrywać swoją autorską płytę i ukończyłam ją w sierpniu 2019 r. Stworzyłam ją z Adamem Bieranowskim, który jest producentem, pianistą i na co dzień gra między innymi z Mrozem, Agnieszką Chylińską, Natalią Kukulską... Niesamowicie zdolny chłopak. Za miks i mastering odpowiedzialny był Mirek Wdowczyk – jest realizatorem dźwięku w zespole Lombard, pracował również razem z Maciejem Maleńczukiem nad płytą „Psychodancing”, która zyskała status złotej płyty, a ostatecznie podwójnie platynowej. To Mirek przedstawił mnie Robertowi Sadowskiemu i tak dostałam się do „Sadowsky Music Group”.

Nagrywając swój album, dużo czasu poświęcałam liniom melodycznym i jeszcze więcej tekstom. Czasem pisałam prosto, czasem metaforycznie, zawsze szczerze. Taka jest moja muzyka i taka jestem ja.

www.facebook.com/pola.fresh