„SKY IS THE LIMIT” – to moja dewiza
31.12.2021 14:14:08
Można ją usłyszeć i zobaczyć w spektaklach teatrów muzycznych niemal w całej Polsce, w tym w aż trzech tytułach Teatru Muzycznego w Poznaniu. Skończyła studia wokalne i na co dzień jest aktorką musicalową. Użycza swojego głosu także w dubbingu. Gdy postanowiła spróbować sił na scenie estradowej, nie sądziła, że dotrze aż do finału, zawładnie sercami widzów i zgarnie pierwsze miejsce. Poznajcie Martę BURDYNOWICZ – zwyciężczynię dwunastej edycji programu The Voice of Poland.
ROZMAWIA: Anna Jasińska-Pawlikowska
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne
Muszę zacząć od Twojego najświeższego sukcesu: jesteś zwyciężczynią dwunastej edycji The Voice of Poland! Emocje już opadły?
Marta Burdynowicz: Emocje cały czas są na bardzo wysokim poziomie! Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. To było dla mnie ogromne zaskoczenie, ale czuję się bardzo szczęśliwa, że tak potoczyła się moja przygoda z The Voice of Poland. Spotykam się z wielką sympatią ze strony ludzi, w tym mojej rodziny i przyjaciół. Ludzie piszą do mnie w social mediach i czuję ich ogromne wsparcie. Mam przyjemność pracować na co dzień w różnych teatrach muzycznych i zawsze, gdy spotykamy się z przyjaciółmi ze sceny, płynie od nich moc pozytywnej energii i wsparcia. To wiele dla mnie znaczy.
Byłaś doskonale przygotowana do udziału w programie. Nie śpiewasz od wczoraj – studiowałaś wokal i można Cię zobaczyć na deskach wielu teatrów muzycznych w Polsce. Co dał Ci The Voice?
Muszę zaznaczyć, że wcale nie byłam tak świetnie przygotowana do udziału w programie. Gra w teatrze to zupełnie inna forma występu, niż śpiewanie estradowe. Na scenie teatralnej nie występuję jako „ja”. Mam do odegrania ściśle określoną rolę, którą muszę wykreować. Musical jest formą sztuki, która łączy w sobie śpiew, taniec i aktorstwo. Śpiewając, muszę wyrazić emocje towarzyszące bohaterowi w danej chwili. Muszę opowiedzieć coś o tej osobie, w którą się wcielam. Często ktoś nam towarzyszy – chór czy inny bohater. Podczas występu estradowego, takiego jak np. w The Voice of Poland, jestem sama. Tutaj prezentuję siebie, nie gram. Do tego dochodzi świadomość, że oglądają to miliony ludzi i będą mogli to wielokrotnie odtwarzać. W teatrze na ogół nasze występy nie są rejestrowane, a publiczność jest ograniczona. To wprowadza mnie w zupełnie inny stan. Do takich warunków przywykłam. Na scenie programu musiałam zmierzyć się z czymś zupełnie dla siebie nowym. Program dał mi wiele pozytywnych rzeczy. Poznałam wspaniałych ludzi. Myślę zarówno o uczestnikach, jak i o trenerach czy ludziach z produkcji. Z innymi uczestnikami nawiązaliśmy mocne więzi przyjaźni. Etapy „live” były dla nas bardzo trudne, bo ciężko było nam się żegnać ze sobą. Nadal się wspieramy. Poza korzyściami towarzyskimi, Voice pozwolił mi się po prostu sprawdzić i dał mi więcej wiary w siebie, jako artystki.
Jak wspominasz casting do programu i jak kształtowała się decyzja o spróbowaniu swoich sił? Kto Cię dopingował?
Jeśli mowa o precastingu, to nie byłam do końca zdecydowana, czy uda mi się wykonać nagranie i zaprezentować się przed jurorami. Byłam wówczas w trakcie intensywnych prób do „Kombinatu” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Ten spektakl wymagał od nas wielkiego zaangażowania psychicznego i fizycznego. O zbliżającym się terminie przypomniała mi koleżanka. Dzień nadsyłania nagrań był moim pierwszym wolnym dniem pomiędzy próbami a dodatkowymi zadaniami, jak np. role dubbingowe. Do udziału zachęcili mnie koledzy i koleżanki ze sceny, a także rodzina. „Przesłuchania w ciemno” to już były ogromne nerwy. Cała się trzęsłam ze strachu. Krzysztof Wojciechowski, który jest coachem wokalnym i czuwał nad nami, kazał mi oddychać tak, żebym wyrównała oddech przed wejściem na scenę. Moment, gdy fotele jurorów zaczynają się odwracać, niezwykle cieszy, ale jednocześnie z tych emocji głos ucieka (śmiech). Fantastycznie wspominam ten etap i jestem szczęśliwa, że zgłosiłam się do udziału. Podczas przesłuchań była ze mną mama i moje przyjaciółki.
Oglądając poszczególne odcinki, można było odnieść wrażenie, że nie ma utworu, którego byś się nie podjęła. Pedagodzy wokalni mówią, że śpiewanie utworów Whitney Houston to proszenie się o kłopoty. Tobie świetnie leżał utwór „I’ll always love you”. Czy odczuwasz jakieś granice wokalne?
Ostatnio wyznaję zasadę „the sky is the limit”. Ja po prostu śpiewam z serca i to jest dla mnie najważniejsze. Nie sugeruję się swoją skalą wokalną. Przywiązuję wagę do tego, co chcę przekazać słuchaczowi. Najważniejsza jest więź między nami. Staram się nie myśleć o granicach wokalnych, żeby nie tworzyć barier.
Jak teraz zmieniają się Twoje plany?
Aktualnie dbam o to, by nie musieć wycofywać się z wcześniej podjętych zobowiązań. Chciałabym połączyć propozycje, które teraz otrzymuję z występami teatralnymi, na które już wcześniej się zdecydowałam. Przede mną również nagranie płyty. Muszę zostać dobrym logistykiem, bo mój kalendarz już wcześniej był wypełniony, a teraz pęka w szwach! Ale poradzę sobie z tym!
AJP: Teraz przyznaj się, jak trafiłaś na poznańskie podwórko? Poznaniacy mogą Cię oglądać na deskach Teatru Muzycznego i to w kilku spektaklach jak choćby „Zakonnica w przebraniu”, „Nine”.
Jak to jak? Z castingu oczywiście (śmiech)! Pojechałam na casting do „Zakonnicy w przebraniu” i już zostałam na stałe w ekipie. Współpraca z Teatrem Muzycznym układa się wspaniale. Mogę liczyć na wsparcie ze strony dyrektora teatru. Lubimy się i muszę się przyznać, że naprawdę szanuję Go za to, co robi dla Teatru Muzycznego. Dzięki Jego zaangażowaniu będziemy mogli niedługo spotkać się w nowej siedzibie. Uwielbiam cały zespół Teatru Muzycznego. Cenię ich artystycznie, a w życiu codziennym przyjaźnimy się. Jestem dumna i szczęśliwa, że mogę tam występować i to w aż trzech tytułach. Można powiedzieć, że zapuściłam korzenie w poznańskim teatrze, tak więc mam nadzieję, że będziemy pracować nad nowymi spektaklami.
Zdążyłaś poznać trochę Poznań? Co Ci się tutaj podoba?
To przepiękne miasto, jedno z piękniejszych w Polsce. Kojarzy mi się z dobrą energią, wspaniałymi ludźmi i fantastycznymi momentami w moim życiu. Poznań sprawia wrażenie miasta bardzo zachodniego. Uwielbiam starówkę i… galerie, jak np. Stary Browar, który ma piękną architekturę i sąsiaduje z Teatrem Muzycznym. Mam również słabość do Term Maltańskich. Gdy tylko mam okazję, odwiedzam to miejsce. Do gustu przypadł mi także Kontener Art. Poznań bardzo mi się podoba, to piękne miasto!