Witamy w LIPCU! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury e-wydania najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Strażaczka

01.03.2022 12:00:00

Podziel się

Jest pierwszym zawodowym strażakiem w rodzinie, chociaż ma korzenie pożarnicze. Na akcji można ją rozpoznać po napisie „Lewa” na hełmie. Ma w sobie niesamowitą siłę, jest silna fizycznie i psychicznie, i doskonale radzi sobie w męskich szeregach. Marta Lewandowska ciężko trenowała, żeby dostać się do szkoły aspirantów PSP w Poznaniu. Nie zatrzymała jej nawet kontuzja barku. Zawsze uśmiechnięta, skupiona i niezwykle odpowiedzialna, na znak sygnał zakłada mundur i rusza do akcji.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Łukasz Rutkowski

Skąd zamiłowanie do straży pożarnej?
Jest to suma kilku czynników. To na pewno chęć niesienia pomocy, bo jestem osobą empatyczną i wrażliwą na krzywdę, cierpienie. Praca biurowa szybko mnie nudzi. I zdecydowanie lubię wyzwania. Straż pożarna stwarza możliwość, żeby to wszystko połączyć. Mam również w rodzinie tradycje pożarnicze – pradziadek wraz z sąsiadami budował własnymi rękoma remizę Ochotniczej Straży Pożarnej, która funkcjonuje do dziś. Ma już ponad sto lat! Dziadek Florian najpierw był tam naczelnikiem, a potem prezesem przez wiele lat. W mojej rodzinie nie było jednak żadnego funkcjonariusza Państwowej Straży Pożarnej. Teraz będę ja (śmiech).

Od zawsze chciałaś gasić pożary?
Nie, dlatego uważam, że wybór mojego zawodu był decyzją, która dojrzewała przez lata. Zaczęłam o tym myśleć w szkole średniej.

To trudny zawód, kojarzący się głównie z pracą fizyczną. Nie bałaś się?
Zawód strażaka to owszem, praca fizyczna, bo niewątpliwie od siły i sprawności zależy tutaj ludzkie życie, zdrowie, mienie, a także przede wszystkim bezpieczeństwo partnera z roty (dwuosobowego zespołu ratowników, to podstawowa, najmniejsza komórka, w której pracujemy). Jednak skuteczność naszych działań w bardzo dużej mierze zależy również od wiedzy, przeszkolenia, a przede wszystkim umiejętności podejmowania mądrych decyzji, często pod presją czasu i stresu. Niewątpliwie jednak fizyczność to kwestia bezdyskusyjna. Dlatego też, może nieco kontrowersyjnie stwierdzam, że nie jest to zawód dla każdej kobiety. Przeciąganie nawodnionej linii gaśniczej, operowanie narzędziami hydraulicznymi, ewakuacja poszkodowanych, targanie na barkach sprzętu – to zadania dla osób o silnej, mocnej budowie ciała. Gdybym nie miała tych cech fizycznych, nie pchałabym się do tej pracy. Dla bezpieczeństwa swojego, kolegów i poszkodowanych. Ale z racji, że je posiadam – nie bałam i nie boję się tej pracy.

Skończyłaś studia na Politechnice Poznańskiej, prawda?
Studia na Politechnice Poznańskiej były dla mnie wspaniałym czasem w życiu, obfitującym w ogrom zdobytej wiedzy, doświadczeń płynących z ciekawych projektów, a także przyjaźni na całe życie. Zamierzam korzystać z mojego wykształcenia w obszarze inżynierii bezpieczeństwa pracy, jako dopełnienia do bezpieczeństwa pożarowego. Decyzja o wstąpieniu do służby po studiach dojrzewała w mojej głowie dłuższy czas, a praktyki podczas semestru dualnego na studiach utwierdziły mnie w przekonaniu, że w pracy potrzebuję zmienności i akcji.

Jak przygotowywałaś się do egzaminów do szkoły aspirantów?
Był to dla mnie czas bardzo wielu wyrzeczeń i ogromu pracy. Rygorystyczny plan treningowy, dieta. Na dwa miesiące przed testami doznałam kontuzji barku. Wtedy się załamałam. Byłam pod opieką fizjoterapeuty, tak więc do codziennej rutyny treningu i diety doszedł ból. Ale nie poddałam się. Bieganie, treningi interwałowe, siłowe. Do tego basen. To zdecydowanie był bardzo intensywny i stresujący czas.

Jak wspominasz swoje pierwsze dni w szkole?
Nie było łatwo. Obóz unitarny zaczynający szkołę, to mieszanka prób złamania psychicznego i fizycznego. Pierwszy miesiąc w służbie zdecydowanie kojarzy mi się z wszechobecnym robieniem pompek – za pomyłkę w meldowaniu, za trzysekundowe spóźnienie na zbiórkę, za źle zawiązaną sznurówkę w bucie, za możliwość wzięcia prysznica przez dłużej niż kilka sekund. Drugim skojarzeniem są krwawiące stopy od biegania w ciężkich, wysokich butach. Zagryzałam do śniadania tabletki przeciwbólowe i tak mijał dzień za dniem.

Co jest najtrudniejsze w tej pracy?
Dla jednych może to być ciągła różnorodność – różne zdarzenia, o różnych porach doby. Dla innych – przykre widoki, ciężar dla psychiki wraz z każdym kolejnym poszkodowanym. Moim zdaniem w tej pracy najtrudniejsze to być dobrym kierującym działaniem ratowniczym, podejmującym decyzje, od których zależy przebieg całej akcji – a podczas niej – bezpieczeństwo ratowników, stan zdrowia lub życia poszkodowanych, odpowiedzialność, ewentualne konsekwencje. Straż pożarna to nie są wyłącznie ładne czerwone samochody, oklaski podczas ściągania kota z drzewa czy żarty robione kolegom w jednostce na wzór amerykańskiego „Chicago Fire”, to przede wszystkim wspomniana odpowiedzialność. Za swoje decyzje, za swoją pracę, za kolegę z roty, za poszkodowanego.

Masz wymarzoną jednostkę, w której chciałabyś służyć?
Tak, najbardziej interesuje mnie jednostka ze specjalizacją wysokościową lub techniczną. Chciałabym się rozwijać w tych sektorach ratownictwa. Potrzeba w nich wiedzy i precyzji, a także chłodnego myślenia.

Jak to jest być kobietą – strażakiem?
Jestem po prostu strażakiem, ratownikiem. Tyle że z warkoczem i nieco mniejszym rozmiarem buta. Podczas zdarzenia poznać mnie można po napisie „Lewa” na hełmie. Pozwolę sobie zacytować słowa kolegi z kompanii, które traktuję w kontekście mojej służby jako komplement: „Marta to nie jest dziewczyna, Marta to jest Marta”. O szpilkach, szminkach i manicure możemy porozmawiać przy lampce wina albo herbacie podczas babskiego wieczoru. W temacie pracy w straży pożarnej jestem po prostu strażakiem, bez żeńskiej końcówki, bez taryf ulgowych i innych względów.

Jakie masz marzenia?
Chciałabym być na co dzień zdrowa, szczęśliwa i spełniona. Jako strażak, ratownik medyczny i po prostu Marta. To tylko i aż tyle. I spotykać w swoim życiu tak wspaniałe osoby jak do tej pory.